Brzydka przegrana z Raptors

Boston Celtics przegrywają pierwsze spotkanie w tym sezonie i dostają kubeł zimnej wody na głowę od zawodników Toronto Raptors. Celtowie grali jakby bez chęci do zwycięstwa, wróciły też demony trzeciej kwarty i koniec końców na nic zdał się ostateczny zryw, po którym na tablicy wyników było 103-113. Na ten moment Raptors są lepszą drużyną, ale ten mecz to z pewnością cenna nauczka dla Bostończyków. Mówił o tym zresztą coach Brad Stevens po spotkaniu, który przypomniał, że to dopiero drugie spotkanie w tym sezonie i w najbliższych tygodniach okaże się, czy Celtics będą w stanie się poprawić. Trudno jednak tego nie oczekiwać po tak słabym meczu w wykonaniu Zielonych.

BOXSCORE

Punkt zwrotny? Przeklęta trzecia kwarta, kiedy to Raptors wrzucili kolejny bieg, a Celtics popełniali mnóstwo błędów po atakowanej stronie parkietu, forsując rzuty i stojąc. Spora w tym zasługa Evana Turnera (2/11 FG, 4 straty, 28 minut gry), który tym razem zagrał bardzo źle. Na dodatek, w trzeciej kwarcie rozszalał się Terrence Ross, zdobywając wtedy 13 ze swoich 21 punktów, dzięki czemu nie tylko powiększył straty Celtów, ale też sprawił, że ci mieli znacznie mniej czasu, aby je straty. Bo gdy rzucili się do ataku to było już za późno.

Po pierwszej połowie był remis, 54-54. Powód był taki, że Raptors po 27 procentach skuteczności w pierwszej kwarcie, schodzili do szatni ze skutecznością niewiele lepszą, bo ledwie 32-procentową. To nie był ładny mecz. Sporo pudeł, mnóstwo fauli i trochę brudnej gry (tylko w drugiej kwarcie zdarzyły się trzy faule techniczne). Najładniejszą akcją z tego okresu było świetne zagranie Davida Lee do Tylera Zellera. To była zresztą najładniejsza akcja z całego meczu, bo niesamowita trójka Marcusa Smarta z jednej nogi to definicja szczęścia.

Swoje zrobił DeMarre Carroll, a niespodzianką okazał się być bardzo aktywny i pożyteczny Luis Scola. Wśród Celtów najlepiej spisywał się Isaiah Thomas (7/16 FG, 10/11 FT, 25 punktów, 7 asyst), który jako jedyny z całej drużyny przekroczył pułap 13 oczek. Słabiutki Marcus Smart, niewidoczny Jae Crowder, nieskuteczny Avery Bradley (4/11 z gry, ale przynajmniej trzy trójki trafił). Solidne spotkanie Amira Johnsona (11 punktów, 8 zbiórek) przeciwko swojej byłej drużynie, która jednak pokazała mu, że radzi sobie bez niego całkiem nieźle.

Tymczasem Evan Turner naprawdę zagrał 28 minut. Brad Stevens?

Znów mógł podobać się za to Jared Sullinger, który co prawda zagrał tylko 14 minut i wypadł ostatecznie za faule, ale jako jeden z nielicznych pokazał wolę walki. Po meczu absencji do gry wrócił Kelly Olynyk, ale przeciwko kolegom z Kanady nie pokazał nic wielkiego, zdobył 11 punktów z 10 rzutów i widać było, że musi złapać jeszcze trochę meczowego rytmu. Na tablicach 38-53, 17 popełnionych strat, skuteczność poniżej 40 procent i 11 trójek gości. A już w niedzielę o ludzkiej porze (21:30) do TD Garden zawitają San Antonio Spurs.

p.s. Celtics grali w szarych piżamkach z rękawkami. W białych, domowych strojach z „BOSTON” na przodzie chyba w tym sezonie nie zagrają. Przynajmniej Brooklyn Nets Gramy Dla Celtics wciąż bez zwycięstwa.