Sully gotowy na wyzwania

To tylko jeden mecz, to tylko Philadelphia 76ers, a poza tym Kelly Olynyk był zawieszony. Wszystko to prawda, niemniej jednak Jared Sullinger był gotów, kiedy trener wezwał go do gry i spisał się bardzo dobrze. Tego typu rzeczy się ceni i jest to na pewno rzecz, która działa na korzyść Sullingera w czasach, w których z zawodnika w Bostonie nietykalnego stał się tym, którego większość chciałaby się pozbyć. Tym bardziej, że na starcie sezonu wydaje się, że Sully wypadł z rotacji i jest dopiero piątym w kolejności podkoszowym. Tymczasem w starciu z 76ers otrzymał szansę i w pełni ją wykorzystał, udowadniając, że wciąż potrafi być bardzo przydatnym zawodnikiem. Jednorazowy wypadek czy wielki powrót?

Oczywiście, dopiero zaczęliśmy sezon, ale przecież trzeba tworzyć już jakieś historie. Sullinger z pewnością taką historię będzie tworzył, bo przecież ubiegły sezon kończył z 20-10 double-double w pierwszej rundzie fazy play-off przeciwko Cleveland Cavaliers. A ten zaczął trochę poza rotacją, jednak wymuszona absencja Kelly Olynyka oraz bardzo wczesne problemy Tylera Zellera z Jahlilem Okaforem sprawiły, że Stevens zdecydował się sięgnąć po 23-latka i na pewno swojej decyzji nie żałował, bo Sully wypadł pozytywnie.

 „Myślę, że odwalił kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o obronę jeden-na-jednego. Czasami zawodnicy spisują się dobrze, a rywal tak czy siak ma dzień konia i trzeba coś zmienić. Tak też było w tym przypadku. Sully wszedł na parkiet dość wcześnie i moim zdaniem spisał się solidnie.”

Przede wszystkim, przydała się jego waga, która pozwoliła odrzucić trochę Okafora od kosza. I choć najważniejszym rozwiązaniem było tak w zasadzie obniżenie składu i wprowadzenie do gry Jonasa Jerebko (dzięki czemu Celtowie mogli bardzo szybko podwajać Okafora za każdym razem, gdy ten dostawał piłkę na bloku) to jednak Sullinger nie tylko dał swoje w obronie (7 zbiórek, dwa przechwyty, blok), ale też w ataku, zdobywając 12 punktów z ośmiu rzutów. Jedyne, co razi w oczy to dwie bezsensowne i niecelne trójki.

Sully cały czas próbuje stać się co najmniej solidnym „trójkowiczem”, jednak zdaje się, że w tym elemencie nigdy nie będzie orłem (gra słów zamierzona). W karierze nie przekroczył 30 procent i już w zeszłym sezonie rywale wręcz zachęcali go do oddawania prób zza łuku, odpuszczając go na obwodzie. Powód jest prosty – Sullinger jest znacznie lepszym graczem do kosza, dlatego też powinien już chyba na dobre zrezygnować z oddawania trójek, a zamiast tego skupić się na walce przy obręczy (tym bardziej, że świetnie dobija).

Najważniejsze jednak, aby pozostał gotowym do gry, bo przecież sezon naprawdę jest długi, zdarzają się kontuzje, a podkoszowi często wpadają w problem z faulami. Sully ma też przecież sporo do udowodnienia wielu krytykom, a do tego walczy o nowy kontrakt. Coach Stevens zapowiadał zresztą, że czas gry wielu zawodników będzie bardzo płynny, dlatego też można się tylko cieszyć, że Celtowie mają taką głębię w składzie – bo być może tego właśnie Jared Sullinger potrzebował, aby wreszcie zaczął grać na miarę swojego potencjału.