Nets za słabi dla Celtów

Boston Celtics po dobrym meczu wygrywają swój pierwszy amerykański mecz tegorocznego preseasonu, pokonując Brooklyn Nets wynikiem 109-105. Sam mecz był jednak o wiele bardziej jednostronny i dopiero w końcówce, kiedy na parkiecie biegały już rezerwy, gospodarze zdołali odrobić nieco strat i zbliżyć się ostatecznie na cztery punkty. Ale prawda jest taka, że Nets ani razu w tym meczu nie byli na prowadzeniu. Celtics za to w najlepszym momencie byli lepsi aż o 18 punktów, a ze świetnej strony pokazali się m.in. Isaiah Thomas czy Amir Johnson, czyli dwójka starterów na to spotkanie w obliczu absencji kilku bostońskich zawodników. Kolejny mecz także w Nowym Jorku, ale tym razem z Knicks.

BOXSCORE

Celtowie od samego początku grali dobrze, przede wszystkim w obronie, gdzie stawiali twardy opór i nie dawali Nets na jakiekolwiek próby spod kosza. Świetnie spisywał się Amir Johnson, który dla wielu kibiców nie był jakimś ogromnym wzmocnieniem Celtics, ale to dlatego, że Johnson robi mnóstwo małych rzeczy, których często na pierwszy rzut oka nie widać. Tym razem jednak Amir robił też sporo rzeczy, które bardzo się w oczy rzucały – dość powiedzieć, że w samej pierwszej połowie uzbierał aż 17 punktów na koncie.

Co ciekawe, przy wymuszonej pauzie Davida Lee, dwóch podstawowych wysokich (Johnsona oraz Tylera Zellera) zmienili Kelly Olynyk oraz… Jonas Jerebko, a więc wcale nie Jared Sullinger. Jest to niejako pokłosie tego, o czym pisałem w środę, czyli o czterech miejscach dla pięciu podkoszowych – przy czym Stevens woli stawiać na Jerebko, który po prostu daje Celtom więcej przestrzeni niż Sully. Sully, który miał odejść od grania na dystansie, a tymczasem z ośmiu rzutów trzy były zza łuku, a kolejne dwa z mid-range. Nie wygląda to dobrze.

Tym bardziej, że koniec końców Sullinger zapisał na koncie zaledwie trzy punkty, trafiając tylko jedną z ośmiu prób. Na parkiecie spędził 12 minut – mniej zagrali tylko Perry Jones oraz Corey Walden, a tyle samo Jordan Mickey, który rozegrał calutką czwartą kwartę. Jest powód, dla którego się tak dzieje – Sully niestety jest ostatnio graczem minusowym, z nim na boisku Nets byli lepsi o dziewięć punktów i to głównie dlatego, że kiedy Brook Lopez obudził się w trzeciej kwarcie to większość punktów zdobywał właśnie na Sullingerze.

Z dobrych rzeczy wypada jeszcze wspomnieć o Isaiahu Thomasie, który mimo małych problemów w pick-and-rollu zdołał zanotować aż dziewięć asyst, często robiąc fenomenalną robotę swoim kolegom. Dodał do tego również 17 punktów na efektywnych dziesięciu rzutach. Do gry wrócił Evan Turner i choć początkowo wydawał się zardzewiały (i poceglił trochę z półdystansu) to koniec końców zaliczył solidny powrót na poziomie 10 punktów, siedmiu asyst i pięciu zbiórek. Wciąż jednak zdaje się być kimś, kogo łatwo zastąpić.

Znów ciche, ale bardzo dobre zawody rozegrał Jae Crowder. Świetny w obronie, agresywny w ataku, gdzie nie boi się wejść pod kosz i wykorzystuje przy tym dobry pierwszy krok. Po kontuzji kolana nie ma już chyba śladu. Nieźle spisał się też Kelly Olynyk, bo to jego trójkach – w końcu dwa trafienia – Celtowie odskoczyli na 15 punktów na początku ostatniej kwarty. Jedną dołożył też wtedy Jonas Jerebko, którego w drugiej kwarcie bardzo nieładnie sfaulował Jarret Jack. Tu też jedyny plus Sullingera, który niejako sprowokował tę sytuację.

To bowiem Sully z wielkim poświęceniem wygarnął piłkę Jackowi, a następnie podał ją na kontrę do szwedzkiego skrzydłowego. Jack ratował się brzydkim faulem, za który wyleciał z parkietu. Wśród rookies najlepiej zaprezentował się RJ Hunter, który wciąż imponuje. Z ośmiu rzutów aż siedem było zza łuku, ale trafień było tylko trzy. Do 11 punktów dołożył on jednak cztery przechwyty, cztery asysty i cztery zbiórki, raz jeszcze prezentując dobrą wizję gry. Zagrał aż 30 minut, a więc Stevens chyba coraz bardziej w niego wierzy.