Jak C’s wypadli w Europie?

Jesteśmy po dwóch spotkaniach w Europie, kolejne już w Stanach Zjednoczonych, ale dopiero w najbliższą środę. Wiadomo, że to tylko preseason, dlatego na wszystko trzeba patrzeć z odrobiną dystansu, jednak pierwsze dwa mecze Celtów były naprawdę zachęcające. Zawodnicy wciąż uczą się ze sobą grać, ale efekty chyba nawet przerosły oczekiwania. Być może też dlatego, że przeciwnicy nie byli wygórowani. Co prawda Real Madryt w ubiegłym sezonie zdobył potrójną koronę (i mówi się, że jeśli jakiś europejski klub miałby już dołączyć do NBA to pierwszy w kolejce powinien stać właśnie hiszpański Real), ale jak na dłoni widać, że Europa cały czas jest kilka kroków wstecz.

Głównie dlatego te dwa pierwsze mecze trzeba brać pod uwagę jako zwykłe gierki treningowe. Tym lepiej więc, że w obu spotkaniach Celtics spisali się bardzo dobrze i oba spotkania wysoko wygrali. Momentami aż trudno uwierzyć, że ta drużyna nie gra ze sobą od lat. Były też oczywiście błędy, które są efektem pewnej rdzy, jaką zawodnicy cały czas mają na sobie po przerwie letniej, czy też efektem braku pewnej powtarzalności, którą właśnie w preseasonie trzeba sobie na nowo wypracować. Ale pozytywów jest znacznie więcej.

Pierwsze spostrzeżenia po dwóch meczach preseasonu:

  • David Lee wnosi do zespołu wiele dobrego. W obu meczach pokazał się z bardzo dobrej strony pod wieloma względami. Jest przecież niezłym rolującym do kosza, solidnym podającym oraz dobrym zbierającym. To, co wyróżnia się u niego przede wszystkim to umiejętność wyprowadzenia szybkiego ataku. Wiedzieliśmy, że Lee potrafi podawać (a Brad Stevens nazwał go nawet point-forwardem), co zresztą sam Lee wielokrotnie w Europie udowodnił, ale mało kto spodziewał się chyba, że Lee tak dobrze wpasuje się w ofensywę Stevensa. Dobry kozioł, świetny przegląd pola to rzeczy, które znacząco odróżniają Lee od byłego podstawowego silnego skrzydłowego Celtics, Brandona Bassa. 32-latek pozyskany z Warriors potrafi samodzielnie wyprowadzić kontrę – albo jednym podaniem, albo przeprowadzeniem piłki przez połowę. Tego Celtics wcześniej nie mieli, bo Bass po zbiórce musiał czekać na rozgrywającego. A jako że Lee jest nawet lepszym zbierającym niż Bass to pierwszy skład Celtics będzie miał znacznie więcej szans na szybki atak.
  • Amir Johnson nie zagrał w Madrycie i ten brak był odczuwalny. To niesamowite, biorąc pod uwagę, że Johnson ma za sobą dopiero jeden mecz w barwach Celtics. W trakcie tego meczu zdążył jednak pokazać, że jest bardzo fajnym fitem dla Celtics. Dobry w obronie pick-and-rolli, aktywny na tablicach, potrafi kontestować rzuty. Robi mnóstwo małych rzeczy, których często nie widać w statystkach. A w ataku dobrze roluje do kosza, ale też dobrze dzieli się piłką i stawia świetne zasłony, co Stevens powinien wykorzystać przy akcjach hand-off.
  • Avery Bradley totalnie zmienił swoją grę. Oddał tylko cztery rzuty z półdystansu, wszystkie niecelne. Z ośmiu trójek trafił za to aż siedem; wszystkie próby to były rzuty z rogu. Bradley wrócił też do częstego ścinania pod kosz, co parę razy bardzo dobrze wykorzystał David Lee. Widzieliśmy również kilka wejść pod kosz, choć nie wszystkie były udane, ale to i tak jest bardzo dobra informacja, że Bradley odchodzi do półdystansu na rzecz tych elementów, dzięki którym tak błyszczał pod koniec sezonu 2011/12.
  • Isaiah Thomas jest sobą, czyli dobrze w ataku, gorzej w obronie. Przykro to pisać, ale Thomas jest po prostu za mały, aby w obronie mógł wychodzić na chociaż zero. Dobrze więc, że Stevens jest w stanie otoczyć go line-upem ze świetnymi obrońcami, dzięki czemu można ten wzrost Thomasa nieco zakryć. W ataku jest bez zmian, ale to dobra rzecz  – Isaiah już po transferze pokazał, że jest niezłym playmakerem i w Europie tylko to potwierdził, kilkukrotnie bardzo fajnie kreując partnerom czyste pozycje do rzutu.
  • Marcus Smart znów atakuje obręcz. Jestem bardzo zadowolony z tego, w jakim kierunku idzie Marcus Smart. To fakt, jako rozgrywający wciąż jest zawodnikiem, który wiele się jeszcze musi nauczyć, ale postępy widać w zasadzie w każdym meczu. Smart coraz lepiej rozumie grę, podejmuje naprawdę dobre decyzje i zdaje się dojrzewać jako playmaker. Sporo pracy przed nim, ale widoki na przyszłość są znakomite. Tym bardziej, jeśli wróci do atakowania obręczy i częstszych wjazdów pod kosz, gdzie może wykorzystać zarówno swoją siłę, ale też niezłą szybkość i coraz lepszą wizję, by ściągając na siebie uwagę obrońców kreować także kolegów. No i bardzo lubię fakt, że miał jedną, taką samą jak w lidze letniej, akcję tyłem do kosza, w której łatwo zdobył punkty.
  • Jae Crowder wygląda bardzo dobrze po operacji kolana. Można powiedzieć, że jest takim cichym zabójcą. Na razie się nie wyróżnia, nie notuje super statystyk, ale jest solidny aż do bólu i ma ogromny wpływ na grę Celtics. W obronie jest wokalnym liderem, w zasadzie nieustannie pokrzykuje na swoich kolegów. W ataku z kolei nie boi się wejść pod kosz, bo przecież nie zapomniał, że jest bardzo silnym zawodnikiem. Zbiera, asystuje, poświęca się. Typowy Jae Crowder, tak uwielbiany w Beantown.
  • Terry Rozier wyglądał super w Madrycie (bardzo fajnie balansując między atakowaniem kosza, rzucaniem z dystansu i dzieleniem się piłką), ale na razie to RJ Hunter jest chyba najlepszym bostońskim pierwszoroczniakiem. Nie ma może takich fajnych statystyk jak wspomniany Rozier czy Jordan Mickey, jednak nie o statystyki tu chodzi. Hunter wygląda super w obronie zespołowej i pod tym względem wyprzedza Jamesa Younga o lata świetlne. Nie spóźnia się, nie zostaje na zasłonach, nie gubi się, dobrze domyka strzelców, jeszcze lepiej pomaga kolegom. A w ataku znów popisuje się swoją ponadprzeciętną wizją. Brakuje jeszcze tylko większej pewności siebie przy trójkach.
  • Kelly Olynyk wygląda coraz lepiej w defensywie i zachwyca swoim panowaniem nad piłką, ale zdaje się, że jemu też brakuje trochę pewności przy rzutach zza łuku. Tak czy siak, Olynyk jest dość unikalnym podkoszowym, który swobodnie czuje się na piątym-szóstym metrze, grożąc nie tylko rzutem, ale i zwodem. No i podaniem, o czym najlepiej wie Amir Johnson, który wykończył bardzo ładnego alley-oopa w Mediolanie. Swoją drogą, spójrzcie kto stawia zasłonę, dzięki której Johnson jest w stanie uwolnić się i pobiec do kosza. Tak, to nasz liliput.

Na razie to tyle, więcej spostrzeżeń przyjdzie oczywiście z kolejnymi meczami. To fakt, trzeba podchodzić do tego wszystkiego z dystansem, a już najmniej na poważnie trzeba brać pod uwagę preseasonowe wyniki, ale nie da się zaprzeczyć, że Celtics wyglądają na razie naprawdę fajnie i starają się robić sporo dobrych rzeczy. Do końca przedsezonowych zmagań rozegrają jeszcze pięć spotkań. Pierwsze w środę na Brooklynie.