Liga letnia: Terry Rozier

Sezon ogórkowy w pełni, w zasadzie to coraz bliżej mecze przedsezonowe. W tym roku Celtics uczestniczyli w dwóch turniejach, w czasie których mieliśmy okazję zobaczyć kilku zawodników, mogących w przyszłości tworzyć trzon zespołu. I choć liga letnia jest przez wiele osób nieco bagatelizowana to jednak warto rzucić okiem, jak radzili sobie młodzi gracze. Jako ostatni już do tablicy podejdzie Terry Rozier. Wybrany z 16. numerem tegorocznego draftu dla wielu był tzw. reachem, co w skrócie oznacza, że zdaniem wielu jego nazwisko zostało wyczytane w czerwcowym naborze zbyt wcześniej. Inaczej sądzą w Bostonie, gdzie szybko zakochali się w Rozierze. Ten ma jednak jeszcze wiele do udowodnienia.

Jeszcze przed startem tegorocznej ligi letniej popełniłem tekst, w którym zapowiadałem, że łatwo będzie pokochać Terry’ego Roziera. Rozgrywki ligi letniej są bardzo specyficzne i to raczej dopiero podczas bliższego poznania w trakcie sezonu regularnego fani powinni mieć lepszą okazję, by się zakochać. O ile w ogóle Rozier – jak i inni bostońscy rookies – znajdą sobie miejsce w rotacji Brada Stevensa, co przecież nie jest wcale tak oczywistą sprawą. Zdaje się jednak, że jeśli grasz dobrze w obronie to masz szansę.

A tak się składa, że Rozier to dobry obrońca, który wykorzystuje swoje niezłe warunki fizyczne – jest silny, jest szybki, jest bardzo zwinny. Niezły zasięg ramion robi swoje, a gdy dołożymy do tego niekończące się pokłady energii to otrzymamy kolejnego buldoga na bostońskim obwodzie. To właśnie obroną Rozier może wywalczyć sobie minuty na starcie swojej kariery. W Salt Lake City i w Las Vegas notował średnio solidne 12.2 punktów, 3.9 asyst, 3.0 zbiórek i 1.2 przechwytów, spędzając na parkiecie średnio niecałe 28 minut na mecz.

Statystyki niezłe, choć statystyki przecież nie grają, a na dodatek to liga letnia. Pisząc to, mogłoby się wydawać, że sam bagatelizuje te rozgrywki, ale to nieprawda. Mało ważne są bowiem tylko cyferki. Sprawa ma się podobnie jak z D-League, gdzie dominować może każdy. Chodzi bowiem raczej o rozwój, rozumienie gry i łapanie pewnych schematów. Rozier pod tym względem wyglądał tego lata nieźle. Fajerwerków nie było, ale jeśli młodziak coś udowodnił to z pewnością to, że ma wielkie jaja i zadatki na bycie „klaczą”.

Doskonale pamiętamy, że Spurs odpowiedzieli buzzer-beaterem i Celtics ostatecznie to spotkanie przegrali. Ale sam rzut był wielki i co najlepsze, nie była to pierwsza taka akcja Roziera w crunch-time. Poniżej dwa kolejne trafienia, akurat tak się złożyło, że oba w catch-and-shoot, co Rozierowi wychodzi przecież całkiem nieźle.

To są rzeczy, których w box-scorze nie widać. Oczywiście, nie od dziś dostępne są statystki dotyczące postawy danego zawodnika w crunch-time, ale przecież statystyki rzutów nie oddają. Rozier z kolei rzuty oddaje i tego lata robił to często, bo tylko w jednym spotkaniu oddał mniej niż trzy rzuty zza łuku. Miał zielone światło, więc rzuty oddawał i szło mu całkiem nieźle, bo skuteczność trójek wyniosła niewiele mniej niż 39 procent. Odłóżmy na bok procenty – Rozier ma dobrą technikę, szybki wyrzut i z przygotowanych pozycji po prostu trafia.

Podobnie było na półdystansie, gdzie Rozier zdaje się czuć coraz lepiej. Ma dobry kozioł i niezłą technikę, dzięki czemu może mijać rywali po dryblingu. Szybkość pozwala mu z kolei na zrobienie sobie miejsca do oddania rzutu z dobrej pozycji. Z tym nie zawsze jest dobrze, bo Rozier to czasami jeździec bez głowy, jednak mid-range to jego pewne miejsce, z którego także w NBA powinien zrobić dobry pożytek.

Bardzo pożyteczną bronią w jego arsenale zagrań ofensywnych jest solidny floater, rzecz prawie że śmiercionośna w dzisiejszych czasach. Z jednej strony floater zdaje się być bardzo łatwym do opanowania zagraniem, ale z drugiej nie każdy rozgrywający potrafi znaleźć piłkę do kosza rzucając jedną ręką w biegu. Rozier pokazywał niezły potencjał w tym elemencie już w barwach Cardinals, a podczas tegorocznych letnich zmagań kilkakrotnie udało mu się skutecznie zakończyć tego typu akcję.

Tutaj znów przydaje się szybkość. Wystarczy spojrzeć na zagranie numer trzy, gdzie bardzo łatwo objechany został Pat Connaughton. I na razie zostańmy jeszcze na półdystansie, bo pod koszem tak różowo już nie jest. W koledżu najgroźniejszą bronią Roziera były zagrania pick-and-roll, w których najwyraźniej widać jego największe atuty. Szybkość, atletyzm i niezła wizja działają tutaj na jego wielką korzyść – Rozier jest jedynym nie nazywającym się Isaiah Thomas guardem Celtics, który może z powodzeniem wykreować coś w pomalowanym.

Lepsze rozumienie gry powinno przyjść z czasem, ale już teraz widać coraz lepsze zachowania Roziera w pick-and-rollu. Obranie dobrego kierunku, podjęcie dobrej decyzji, uruchomienie właściwego zawodnika. Rozier idealnie potrafi wykorzystać zasłonę od wysokiego w połączeniu ze swoją szybkością, dzięki czemu z łatwością potrafi wejść pod kosz. Najpierw spójrzcie na to, jak kreuje partnerów po wjazdach na kosz przeciwnika – nie jest jego winą, że ci czasami nie trafiają z tak dobrych pozycji.

Widać, z jaką łatwością znajduje się w trumnie rywala i widać, jak dzięki temu otwiera pozycje innym zawodnikom. Wejście pod kosz powoduje przecież ściągnięcie na siebie uwagi kilku obrońców, a co za tym idzie załamanie się obrony. Tymczasem Rozier pod kosz wchodzi jak w masło, potwierdzając tylko, że jest najprawdopodobniej najszybszym zawodnikiem ubiegłego draftu, a kto wie, czy nie jest jednym z najszybszych w lidze. Poniżej z kolei trzy akcje ze stawiającym zasłonę Jordanem Mickey’m.

Dwa pick-and-rolle i dwa świetne podania Roziera do ścinającego Mickey’ego. Jest i jedno zagranie pick-and-pop, gdzie dzięki Rozierowi podkoszowy Celtics ma sporo miejsca i czasu, aby niepilnowany przymierzyć z półdystansu i trafić. Nie są może to wielkie rzeczy, a sam Rozier na pewno nie jest jeszcze playmakerem z najwyższej półki – a proste błędy jak złe podanie, nieprzemyślana decyzja, czy nieuwaga zdarzają się i wciąż będą mu się zdarzać – ale widać, że robi postępy i staje się pod tym względem coraz lepszy.

Najwięcej pracy czeka go jednak nad samym wykończeniem akcji. To tutaj miał największe problemy jako uczeń uniwerku Louisville i to tutaj będzie miał problemy w NBA. Rozier był jednym z najsłabszych finisherów w tegorocznym naborze i w lidze letniej było to widać. Jak nikt potrafi wchodzić pod kosz, ale potem zaczynają się ogromne schody. Nic dziwnego, że koniec końców miał tego lata lepszą skuteczność zza łuku niż z gry – większość jego ataków na obręcz kończyła się niestety niecelnym rzutem.

Poniżej wybrane wjazdy udane i nieudane. Tych pierwszych jest zdecydowanie mniej, ale przy oglądaniu zwróćcie raz jeszcze uwagę na to, z jaką łatwością Rozier przedostaje się pod kosz. Wielka szkoda, że brakuje mu tego wykończenia, bo wtedy byłby znakomity. Czasami wychodzi też jego gorąca głowa, kiedy decyduje się na próbę po prostu beznadziejną. Dobrą sprawą jest natomiast to, że nieźle wymusza faule i solidnie trafia wolne – 82 procent skuteczności przy 4.5 rzutach na mecz to z pewnością wynik niezły.

Szybkość jest, bardzo dobra zmiana tempa również, brakuje natomiast chyba trochę wzrostu i siły. Rozier i tak jest już silnym zawodnikiem, męcząc swoich vis-a-vis w obronie, ale mając poniżej 190 centymetrów wzrostu ma małe szanse w starciu z podkoszowymi wyższymi od niego o co najmniej jedną głowę.

Warto też jeszcze wspomnieć, że Rozier bardzo fajnie wyglądał w szybkim ataku i tutaj również może mieć spore pole do popisu u Brada Stevensa, który lubi grać szybko. Rozier nieźle zbiera jak na swój wzrost, a co za tym idzie może samodzielnie bardzo łatwo wyprowadzić skuteczną kontrę. W tegorocznej edycji ligi letniej pokazał przede wszystkim dobre dzielenie się piłką. Głowa w górze to połowa sukcesu w szybkim ataku.

Jeśli natomiast chodzi o obronę to tutaj niespodzianki również nie było. Rozier spisał się solidnie i pokazał, że rzeczywiście będzie kolejnym buldogiem w Bostonie. Może nie był tak agresywny jak Avery Bradley za swoich czasów, ale pokazał się z dobrej strony – świetnie wykorzystywał swoją szybkość, by ustać przy przeciwniku, w zasadzie zawsze mając swojego rywala przed sobą. Przekonał się o tym choćby Dante Exum, a kilku innych zawodników zostało nawet zablokowanych przez nie tak dużego przecież guarda.

Widać, że nawet jeśli komuś udało się Roziera minąć to ten był w pobliżu i walczył do końca, a ostatecznie stopował akcję rywala. Kolejną sprawą były oczywiście przechwyty, których Rozier też trochę tego lata nazbierał. Przewidywanie i (znów) szybkość to dwie rzeczy, dzięki którym 21-latek ma szansę być kiedyś w czołówce przechwytujących graczy ligi. Ostatni przechwyt w iście jordanowskim stylu.

Wychodzi więc na to, że Rozier to kolejny defensywnie usposobiony guard, który jest raczej two-guardem i dopiero uczy się grać jako jedynka. Ale to właśnie ta obrona powinna pozwolić mu pograć trochę na parkietach NBA w debiutanckim sezonie, a Stevensowi pozwolić sprawdzić, jak Rozier będzie wyglądał w dwójkowych ustawieniach ze Smartem czy Thomasem. Pamiętajmy bowiem, że ta uniwersalność to jedna z najważniejszych rzeczy w filozofii Stevensa i coś, co z pewnością będzie działało na korzyść Smarta czy Roziera.

Na ten moment ma on jednak wciąż jeszcze wiele do poprawy, przede wszystkim w ataku, gdzie już widać sporo pozytywów, ale to cały czas jest za mało. Rozier być może nigdy nie poprawi się jako kończący przy obręczy, dlatego też ważne jest, aby rozwijał się jako rozgrywający (a przecież już teraz wygląda naprawdę dobrze w akcjach drive-and-kick), ale i rzucający (mid-range ma opanowany, w akcjach catch-and-shoot też jest nieźle) – tak, by nie było w ogóle mowy o jakimkolwiek odpuszczaniu go przez obronę przeciwnika.

Terry Rozier nie sprawił tego lata, że ludzie zaczęli o nim mówić jako o „stealu” tegorocznego naboru. Dla wielu wciąż jest „reachem” i pewnie jeszcze jakiś czas Rozier będzie z taką łatką grał. W Bostonie doskonale jednak wiedzieli, co otrzymują w osobie Roziera i jak do tej pory chyba się nie zawiedli. Ten pokazał bowiem tego lata wszystko to, co ma najlepsze, ale i to, nad czym wciąż musi pracować. Potencjału wciąż jest w nim sporo, tak jak zresztą w każdym innym młodym zawodniku Celtics. Jedyne, czego teraz potrzeba to ciężka praca.