James Young nie miał takiego debiutanckiego sezonu, jakiego oczekiwał, ale z drugiej strony przecież jak wysokie mogą być oczekiwania w stosunku do 19-letniego zawodnika, który jest dopiero na początku swojej drogi. Co by jednak nie mówić, już na początku tej drogi Young musiał zmierzyć się z wieloma przeciwnościami, wśród których były kontuzje czy wypadek samochodowy jeszcze przed draftem. Wiele osób podeszło do tematu z innej strony, kwestionując w tym wszystkim etykę pracy młodego gracza. A on nie tylko wziął sobie wszelakie komentarze do serca, ale też zrobił to, co prawdziwi sportowcy zrobić powinni – przekuł to na motywację do jeszcze cięższej pracy, co już przynosi efekty.
Siedem kilogramów cięższy, zmniejszona tkanka tłuszczowa oraz wyskok o siedem centymetrów lepszy. Tak prezentuje się James Young przed letnim okresem przygotowawczym. Te rzeczy naprawdę robią wrażenie, a jest to zasługa wielu godzin spędzonych na siłowni – pod tym względem Young zdecydowanie byłby w czołówce bostońskich zawodników. Szczególnie dodanie paru kilogramów mięśni więcej jest ważne, biorąc pod uwagę fakt, że młodziutki swingman jawił się do tej pory jako niezbyt silny i łatwy do przepchnięcia gracz.
Warto przy tym wszystkim pamiętać, że mówimy tutaj o zawodniku, któremu dopiero w sierpniu stuknie dwudziestka na karku. Young to przecież jeden z najmłodszych graczy ubiegłorocznego naboru, młodszy także od większości tegorocznych prospektów. W swoim pierwszym sezonie na parkietach NBA miał jednak trudne zadanie, zmagając się z kontuzjami, które spowodowały, że w barwach Celtics nie grał zbyt często. 11-krotnie został odesłany do D-League, gdzie dla Maine Red Claws pokazywał się z naprawdę dobrej strony.
Raz po raz trafiał za trzy, oddając mnóstwo rzutów, ale trafiając przy tym na bardzo dobrej, bo 44-procentowej skuteczności z obwodu. Zdobywał średnio solidne 21.5 punktów na mecz i choć to tylko D-League to jednak na każdym kroku udowadniał jak dobrym jest strzelcem. Tak dobrym, że Kevin Young – trener Delaware 87ers, który pracuje w D-League od ośmiu lat – nazywa go najlepszym zawodnikiem, jakiego widział. Zbieżność nazwiska przypadkowa, to nie jest żaden rodzinny komplement, to po prostu szczera opinia.
Sam zainteresowany przyznaje, że na początku swojej przygody w Celtics może rzeczywiście nie miał najlepszego podejścia do pracy, do treningów, ale ten trudny pierwszy sezon był chyba koniecznością, aby Young pewne rzeczy zrozumiał, pewne rzeczy przemyślał i do pewnych spraw lepiej podchodził. Dzięki temu dojrzał, zdając sobie sprawę, że to przede wszystkim od niego zależy jego własna sytuacja. A dobre wrażenie zamierza zrobić już podczas zbliżających się wielkimi krokami summer leauges w Salt Lake City oraz Las Vegas.
W Bostonie wierzą, że gdyby Young został na jeszcze jeden rok na uczelni i przystąpił do draftu dopiero teraz to mógłby zostać wybrany nawet w pierwszej dziesiątce. Przesada czy nie – nic dziwnego, że z każdej strony Young jest zachęcany i chwalony do jeszcze cięższej pracy. Coach Brad Stevens uważa, że 19-latek naprawdę się stara i z każdym dniem robi postępy, natomiast generalny menedżer Danny Ainge dodaje:
“James naprawdę dojrzał, zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym, dlatego też jesteśmy bardzo podekscytowani jego osobą.”
Podekscytowani mogą też być wszyscy bostońscy kibice, bo wciąż nie widzieliśmy przecież Jamesa Younga w pełnej okazałości. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nastoletni wciąż swingman ma po prostu ogromny potencjał, który będzie najpewniej rozwijał tutaj, w Beantown. Każdy ma przecież chyba nadzieje, że Young to taki nieoszlifowany jeszcze diament, stworzony do tego, by któregoś dnia zabłysnąć i stanowić bardzo cenny okaz w zespole Celtics. Nie miejcie złudzeń, James Young naprawdę nie stroni od ciężkiej pracy.