C’s przesuną się w drafcie?

Tego typu informacje dochodzą do nas w zasadzie co roku. Bo przecież każda drużyna – w tym także Boston Celtics – chcieliby przesunąć się w drafcie jak najwyżej. W tym roku Celtowie będą wybierać w pierwszej rundzie dwukrotnie, po raz pierwszy z szesnastym, a po raz drugi z wudziestym ósmym numerem, ale jasne jest przecież, że generalny menedżer drużyny Danny Ainge wolałby wybierać wcześniej. Nikogo nie powinny więc dziwić raporty, że Celtics są „bardzo otwarci” na przesunięcie się w drafcie wyżej: albo do top14, albo – o czym mówi sporo plotek – nawet jeszcze bardziej w górę, by przechwycić np. Willie Cauley-Steina (który według Larry’ego Birda jest graczem na miarę $100 milionów dolarów).

Cauley-Stein jest na radarze bostońskiego zespołu już od jakiegoś czasu, głównie dlatego, że spełniałby on potrzeby drużyny – atleta pod obręczą, dobry obrońca kosza i niezły w bronieniu pick-and-rolli. Bardzo jednak prawdopodobne, że zostanie wybrany nawet w top10 tegorocznego naboru, co oznaczałoby, że do Celtów nie trafi. Jedyną szansą na jego pozyskanie musiałoby być przesunięcie się w drafcie, które jest możliwe dzięki sporej liczbie assetów, jakie znajdziemy w Bostonie – począwszy od tegorocznych wyborów (oprócz dwóch w pierwszej są też jeszcze dwa w drugiej rundzie), a skończywszy na kilkunastu pickach w przyszłych latach.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że takie przesunięcie nie jest wcale łatwe – w przeciwieństwie do NFL, gdzie jest tego sporo i istnieją nawet specjalne tabele wartości, które są przy tym wszystkim bardzo pomocne. W NBA czegoś takiego nie ma, bo żadne tabele nie pomogą kiedy mówimy o subiektywnych sądach każdego z klubów. W ostatnich latach nie zdarzyło się, aby któraś z drużyn zaraz przed draftem przesunęła się choćby do top3. Warto przytoczyć tutaj dwa przykłady z draftu w 2013 roku:

  • jedno przesunięcie dotyczyło zresztą Celtics, którzy wybierali z 16. numerem (wtedy też byli najgorszym zespołem, który awansował do fazy play-off, a przecież w zespole byli jeszcze Paul Pierce i Kevin Garnett) zdołali przesunąć się o trzy miejsca w górę, zyskując wybór numer 13 i wybrali Kelly Olynyka. Koszt? Wybór numer 16 (Lucas Nogueira) oraz dwa wybory w drugiej rundzie naboru w 2014 roku (które to okazały się być numerami 34 – Cleantony Early, 47 – Russ Smith).
  • drugie przesunięcie z kolei to już dostanie się do top10, a nawet do top9, kiedy to Utah Jazz wymienili z Minnesota Timberwolves swoje dwa wybory z pierwszej rundy tego draftu (numery 14 – Shabazz Muhamad, 21 – Gorgui Dieng) na dziewiątkę, z którą wybrali Treya Burke’a.

Przypomnijmy, że Celtics będą wybierać z numerami 16, 28, 33 oraz 45. Całkiem pokaźna gromadka, a przecież są jeszcze wybory w przyszłych latach, którymi Celtowie mogą zachęcić inne kluby do oddania swoich wyborów. Zresztą, sam Ainge przyznał, że te wszystkie wybory nie zostaną wykorzystane przez bostoński zespół, a któreś będą musiały zostać wykorzystane przy transferach (choć jest też możliwe, że jeden wybór z drugiej rundy to będzie jakiś Europejczyk, który na Starym Kontynencie pozostanie). Istnieje więc coraz większe przekonanie, że Ainge dobije targu, w ramach którego za jednego wartościowego zawodnika odda kilka mniejszych assetów.

Sporo zależy też od tego, jak potoczą się workouty, które już w Bostonie zaczęto. Mówi się, że w Beantown pojawi się od 40 do 60 zawodników, a więc bostoński sztab będzie miał mnóstwo roboty. Większość zawodników sama pokaże, ile jest warta, a wartość pozostałych pokaże draft, bowiem od tego, jak to się wszystko potoczy też będzie wiele zależało. No i nie zapominajmy, że do tanga trzeba dwojga, choć tu akurat kilku partnerów się znajdzie – swoje picki mogą być chętni transferować Knicks (4), Magic (5), Kings (6), Pistons (8) czy Hornets (9).