PS: Avery Bradley

Tak jak w ubiegłych latach, tak i teraz – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy od kilku tygodni są już na rybach – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Nie były to miesiące łatwe, tym bardziej że drużyna nie jest jeszcze z najwyższej półki, ale Boston Celtics mają za sobą całkiem udany sezon zakończony awansem do fazy play-off. Żeby jednak w pełni ocenić tę kampanię należy wziąć pod uwagę także oczekiwanie, co do danego zawodnika oraz jak spisał się on w trakcie sezonu regularnego oraz fazy posezonowej. Jako następny jeden z najbardziej doświadczonych Celtów, ale też wciąż ledwie 24-letni Avery Bradley.

PRZED SEZONEM:

Oczekiwania były takie, że po dwóch sezonach z kontuzjami tym razem Bradley pozostanie zdrowy i nie opuści zbyt dużej liczby meczów. Przed dwoma laty były to 31 spotkania, przed rokiem 22 stracone mecze. Wszyscy mieliśmy też nadzieję, że Bradley powróci do dobrej obrony, która przyniosła mu miejsce w drugiej piątce najlepszych defensorów za sezon 2012/13. Danny Ainge trzymał z kolei kciuki, aby Bradley zagrał na miarę kontraktu, jaki podpisał w lipcu ubiegłego roku. $36 milionów dolarów za cztery lata gry to dla wielu było za dużo, ale 24-letni obrońca mógł pokazać wszystkim wątpiącym, że są w błędzie.

SEZON REGULARNY:

No cóż, chyba nie pokazał. Pod względem statystycznym był to słabszy sezon niż przed rokiem. O jeden punkt spadła średnia zdobywanych na mecz oczek (z 14.9 do 13.9), Bradley zbierał też gorzej, a do tego rzucał na gorszym procencie we wszystkich kategoriach. Po dobrych 39.5 procentach za trzy w sezonie 2013/14 tym razem było to już tylko nieco ponad 35 procent. Oddawał co prawda więcej rzutów zza łuku, cofając się o ten krok z mid-range, jednak na gorszej skuteczności. Ale przynajmniej meczów znacznie mniej opuścił, bo choć pojawiły się jakieś mniejsze urazy to koniec końców zagrał w 77 meczach, co stanowi najlepszy wynik w jego karierze.

Co do obrony to Bradley otrzymał nawet pięć głosów na pierwszą piątkę najlepszych defensorów tego sezonu, ale to wciąż nie jest jeszcze ten Bradley, który zachwycał nas wszystkich swoim buldogowaniem. On sam uważa, że jest najlepszym obrońcą jeden na jednego w lidze, ale statystyki tego nie potwierdzą – gracze notują przeciwko niemu o 1.1 punktu procentowego lepszą skuteczność niż zazwyczaj (co i tak jest wynikiem lepszym niż w sezonie 2013/14, kiedy było to 2.9 punktów procentowych). Dobra wiadomość jest taka, że po dwóch sezonach Bradley znów trafia na ponad 60-procentowej skuteczności spod obręczy.

PLAYOFFS:

Lekko mówiąc, nie zachwycił. Były to co prawda najlepsze play-offy w jego karierze, ale przecież większy wpływ na drużynę miał choćby w fazie posezonowej przed trzema laty. W czterech meczach przeciwko Cavaliers trafiał ledwie 38 procent swoich rzutów (w tym słabiutkie 26 procent za trzy, 5/19) i oddał tylko siedem rzutów z linii rzutów wolnych. W sezonie regularnym pod tym względem nie było zresztą lepiej. Nie zatrzymał też Kyrie Irvinga, który już od dobrych paru lat wygrywa większość pojedynków z Bradleyem.

OCENA: 3+

Wielkiej poprawy w grze nie było, jeśli była to prawie niezauważalna. Były momenty, gdzie Bradley trafiał trójki jak na zawołanie, było też kilka naprawdę wielkich rzutów trafionych przez bostońskiego obrońcę, ale ostatecznie to nie był wcale dużo lepszy sezon niż ten poprzedni. Plusik na zachętę, bo choć ten kontrakt w świetle wyższego progu salary cap nie będzie wyglądał wcale źle to jednak wszyscy chyba liczymy na więcej od Bradleya.

CO DALEJ?

Avery Bradley ma 24 lata na karku, więc daleko mi jeszcze do stwierdzenia, że to już wszystko na co go stać i nic więcej nie zobaczymy. Ten gość wciąż jest młody, w końcu ma za sobą sezon bez większych kontuzji i tylko ciężka praca może sprawić, że poczyni w rozwoju kolejny krok naprzód. A takim krokiem byłoby dodanie do repertuaru częstszych wjazdów pod kosz, bo z mid-range – czy to po zasłonie, czy po koźle – ten rzut jest już naprawdę dobry. Trójki wpadały nieco gorzej, ale wpadały i wpadać nadal będą. Jedyne, czego tu brakuje to te wejścia na obręcz (rzuty spod obręczy stanowiły ledwie 16.8 procent wszystkich rzutów). No i cały czas trzymamy kciuki, aby Bradley wrócił jeszcze do poziomu takiej obrony, która zagwarantuje mu na koniec sezonu miejsce wśród najlepszych defensorów. Mniej gadania, więcej gry i może w końcu dostaniemy taki sezon, na jaki czekamy.