Co dalej z Pierce’em?

W ciągu czterech meczów drugiej rundy fazy play-off Paul Pierce miał cztery ważne rzuty w crunchtime. Trafił trzykrotnie, ale jego Washington Wizards tylko raz zdołali odnieść zwycięstwo. W szóstym meczu tej serii Pierce trafił niewiarygodny wręcz rzut oddany z niesamowicie trudnej pozycji, ale powtórki pokazały, że piłkę wypuścił za późno. O jedną dziesiątą sekundy. Wcześniej trafił buzzer-beatera (ostatni wygrany mecz Wizards w tej serii), w kolejnym meczu przestrzelił trójkę na remis, a w Atlancie znów trafił wielką trójkę z rogu, jednak Hawks zdołali odpowiedzieć, kiedy Al Horford wyrwał piłkę z rąk Nene i dał Jastrzębiom jakże ważne zwycięstwo. Co dalej z Paulem Pierce’em? Tego nie wie on sam.

Pewne jest jedno – mówimy o legendzie. Paul Pierce to legenda, prawdopodobnie jeden z najmniej docenianych zawodników w lidze (oczywiście nie przez kibiców Celtics), który nawet w wieku 37 lat potrafił zachwycać. Dosłownie. Dość powiedzieć, że w tegorocznej fazie play-off notował średnio 14.6 punktów na mecz, będąc nie tylko jednym z najefektywniejszych graczy (zakończył playoffy, zdobywając średnio najlepsze w lidze 1.303 punktu na posiadanie), ale też najefektowniejszym.

Tutaj zabrakło dosłownie ułamków sekundy, aby znów został wielkim bohaterem. Nie udało się, a zamiast kolejnych trash-talks oraz zachwytów nad 37-latkiem mamy teraz spekulacje, co do jego przyszłości. Co prawda Pierce mówi już od paru miesięcy, że ta przyszłość nie jest jeszcze jasna to jednak piątkowe słowa zabrzmiały trochę jak preambuła do emerytury:

„Nie wiem nawet, czy będę jeszcze grał w koszykówkę. Sezony stają się cięższe z każdym rokiem, z każdym dniem. Lata są nawet jeszcze cięższe, kiedy zaczynasz wracać do formy. Mam 37 lat. Jestem jednym z dwójki czy trójki najstarszych graczy w tej lidze.”

Z drugiej strony, trudno wyobrazić sobie, aby Pierce wytrzymał bez koszykówki. Jest to coś, co go napędza i tu już nawet nie chodzi o pogoń za pierścieniem – on po prostu kocha grać. A tegoroczną fazą posezonową udowodnił, że w baku jest jeszcze trochę paliwa. Oczywiście, po meczu mówił, że sam nie wie, ile jeszcze tego paliwa jest (jeśli w ogóle),  że to wszystko wpływa nie tylko na koszykarza, ale też na jego rodzinę. Na koniec stwierdził jednak, że odłożenie koszykówki na bok będzie najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek przyjdzie mu zrobić. Wydaje się więc, że to jeszcze nie jest ten moment, że to jeszcze nie nastał ten czas.

Jednakże wśród opcji Pierce’a trzeba tę ewentualną emeryturę zawrzeć. Inne opcje to oczywiście pozostanie w grze, tyle że nie wiadomo w jakim klubie. Pierce ma bowiem wartą $5.5 miliona dolarów opcję zawodnika na przyszły sezon i jeśli zdecydowałby się ją wykorzystać to wróciłby na jeszcze jeden sezon do Waszyngtonu. Jest to całkiem prawdopodobne, bo Wizards wcale dużo nie brakowało, aby wejść do finałów konferencji (jedna kontuzja Johna Walla mniej?), gdzie w pełni zdrowi mogliby podjąć równą walkę z Cleveland Cavaliers. Ale odejście ze stolicy też trzeba brać pod uwagę, tym bardziej, po tych słowach Pierce’a:

„Jestem po prostu bardzo wdzięczny, że mogłem mieć jakikolwiek wpływ na ten zespół i dać im coś od siebie. Niezależnie od tego, czy będę tutaj w przyszłym sezonie, czy też nie to mam nadzieję, że zostawiłem tym młodym chłopakom coś, co będzie im towarzyszyć do końca ich karier.”

Niektórzy powiadają, że Pierce w takiej formie i po tak dobrym sezonie mógłby dostać na rynku wolnych agentów nawet większy kontrakt niż wartość opcji zawodnika. Ale tu przecież o pieniądze nie chodzi. Jeśli nie Waszyngton to może powrót do rodzinnej Kalifornii i gra dla Doca Riversa w barwach Los Angeles Clippers (bo przecież chyba nie Lakers?). Albo może opcja najbardziej zaskakująca, czyli wyjazd za granicę? Pierce mówił kilka lat temu o swoim zainteresowaniu zakończeniem kariery gdzieś poza Stanami Zjednoczonymi, będąc widocznie zaintrygowanym możliwością wyjazdu z rodziną i rozpoczęciem nowej przygody.

Dla kibiców Celtics najprostsza i najlepsza opcja to będzie jednak ta z powrotem do Bostonu. Któż by nie chciał, aby Pierce choćby jeszcze na jeden mecz wrócił i zakończył karierę tam, gdzie ją rozpoczął. Ale w obliczu ostatnich tygodni wielu kibiców chciałoby nawet więcej – by Pierce wrócił nie tylko na koniec kariery, ale jako ważny weteran zespołu oraz closer na ważne momenty. Być może jeśli Celtom uda się zrobić duże ruchy kadrowe tego lata to ten scenariusz rzeczywiście się ziści. Ciężko bowiem wyobrazić sobie, że piątkowy mecz był ostatnim w karierze Paula Pierce’a. A gdyby nawet to przecież nikt nie ma chyba wątpliwości, że Pierce zostanie blisko koszykówki (jako asystent GM-a, czy analityk/komentator), ale przede wszystkim blisko Bostonu.