Isaiah Thomas się stał

W bardzo efektowny i przy okazji efektywny sposób Isaiah Thomas przypomina o swojej kandydaturze na najlepszego rezerwowego kończącego się już sezonu. Tym razem w mieście, gdzie wielką legendą jest jego mentor i osoba, po której niejako odziedziczył imię, zaprezentował niesamowity basket, zaliczając zdecydowanie najlepsze spotkanie w trwających rozgrywkach. I to na oczach kamer ESPN. Mecz z Pistons był bowiem pierwszym i jedynym spotkaniem Celtów w telewizji ogólnokrajowej w całym sezonie. Thomas wszedł więc nieco w buty Rajona Rondo i w świetle reflektorów zagrał bardzo dobry mecz, już w jego trakcie doprowadzając Stana Van Gundy’ego do wielkiej frustracji.

Po pierwszej kwarcie ESPN zrobiło wywiad z Bradem Stevensem (swoją drogą, już odchodząc od tego całego splendoru, jaki spływa na Stevensa ostatnimi czasy, ale on wygląda na tak porządnego gościa z fajnym koszykarskim umysłem, że choćby z jego powodu Celtów powinni pokazywać częściej w stacjach ogólnokrajowych), natomiast po trzeciej kwarcie ze Stanem Van Gundym właśnie. Coach Pistons już wcześniej w tym spotkaniu dał zwyczajowy popis, sprawiając, że Joel Anthony mógł iść do kąta popłakać. Tym razem, w swojej zwyczajowej pozie i ze wzrokiem zwyczajowo wlepionym w kamery, na pytanie o to, co się stało w trzeciej odsłonie, że Pistons zeszli do jednego punktu, by na koniec kwarty zejść z 17 punktami straty, odpowiedział tak:

Jak to co się stało? Isaiah Thomas się stał.

Dalsza część wypowiedzi jest bardzo wymowna. Van Gundy wprost powiedział, że Pistons nie potrafią sobie poradzić z Thomasem. Bo tak rzeczywiście było. Pistons zeszli do zaledwie jednego punktu, choć przecież wcześniej Celtowie kilka razy wychodzili na ponad 10-punktowe prowadzenie. Pierwszą kwartę zakończyli runem 18-0, a sam Thomas trafił trójkę równo z syreną. Z kolei po wejściu na parkiet w trzeciej odsłonie zdobył aż 13 oczek. W obu przypadkach życie bardzo ułatwiło mu zejście Andre Drummonda. Nawet jednak z nim na boisku Celtowie potrafili sobie poradzić i stworzyć miejsce dla swojego nowego lidera.

Duża w tym zasługa Tylera Zellera, który w tym sezonie całkiem nieźle czuje się na półdystansie. W Detroit bywało z tym różnie, ale to właśnie Zeller – niesłusznie nazwany przez ESPN imieniem swojego brata Cody’ego w przedmeczowej zapowiedzi pierwszych piątek – zdobył pierwsze punkty w spotkaniu, trafiając z prawego mid-range nad Drummondem. To poskutkowało tym, że dzięki dwójkowym akcjom Thomasa z Zellerem ten pierwszy miał sporo miejsca pod koszem, bo Drummond bał się zostawić Zellera samego na półdystansie.

Sytuacja numer jeden, bardzo przejrzysta. Podwójna zasłona u szczytu obwodu. Crowder schodzi na skrzydło, Zeller zostaje na półdystansie. Drummond początkowo pomaga Jacksonowi, przejmując krycie, ale po chwili postanawia wrócić do podkoszowego Celtów, dzięki czemu Thomas łatwo mija Jacksona, stosując przy okazji swój świetny hesitation-move i zdobywa punkty. And-one, nawet.

[gfycat data_id=”FrighteningUltimateAnt” data_autoplay=false data_controls=false]

Sytuacja numer odrobinę inna, ale efekt bardzo podobny. Znów podwójna zasłona, znów Crowder i Zeller. Znów zbiegnięcie Crowdera oraz Zeller na półdystansie. Drummond tym razem nawet nie wychodzi przed Thomasa, zamiast tego bardzo blisko pilnuje centra Celtów. Thomas w zasadzie jednym kozłem wychodzi przed Caldwell-Pope’a, a dalej drogę do kosza ma już otwartą – także dlatego, że Prince nie schodzi do pomocy, bojąc się zostawiać Jerebko samego na łuku. To po tej akcji Van Gundy wziął czas, a jego mina mówiła „serio…?”.

[gfycat data_id=”ElasticWellgroomedApe” data_autoplay=false data_controls=false]

Thomas skończył mecz z 34 punktami na koncie, robiąc to na 17 rzutach z gry. Skuteczność zniszczył sobie nieco w końcówce, kiedy przeforsował parę rzutów, ale koniec końców i tak zaliczył świetne zawody. Rozdał też sześć asyst, a z nim na parkiecie Celtowie byli aż o 35 oczek lepsi od rywali. Popełnił też zaledwie dwie straty, a aż 11-krotnie stawał na linii rzutów wolnych. Trzeci raz z rzędu przekroczył granicę 20 punktów, ustanawiając przy okazji indywidualny rekord tego sezonu. Obite plecy to już powoli tylko wspomnienie, a Thomas wraca do bycia sobą sprzed bolesnej kontuzji, znów agresywnie wchodząc pod kosz i nie bojąc się gry na kontakcie.

Po meczu tylko wzruszał ramionami, mówiąc dziennikarzom ESPN, że to po prostu był jeden z tych wieczorów. Od lutego, kiedy to dołączył do Celtów wydaje się, że takich wieczorów było już naprawdę dużo. Wymiana Marcusa Thorntona oraz chronionego wyboru w drafcie od Cleveland Cavaliers na Thomasa właśnie wydaje się być teraz wielką przeceną dla bostońskiego zespołu, który tak bardzo potrzebował tego, co Thomas od paru tygodni zapewnia – efektywnej gry w pick-and-roll. W barwach Celtics zdobywa on średnio 0.978 punktu na posiadanie w takich akcjach, co stawia go w czołówce ligi. Dla porównania: Rajon Rondo w 22 meczach przed swoimi przenosinami do Dallas zdobywał w takich akcjach zaledwie 0.576 punktu na posiadanie.

To zresztą właśnie ustawienia z nim na jedynce oraz kilkoma shooterami na pozostałych pozycjach były i wciąż są bardzo efektywne, co przełożyło się na bardzo dobre wyniki bostońskiego zespołu po All-Star Game. Wskazują na to też zaawansowane statystyki, bo ofensywa Celtów po przerwie na Weekend Gwiazd awansowała o osiem miejsc i znajduje się dokładnie w połowie stawki (102.6 zdobywanych punktów na 100 posiadań). O wiele więcej mówi jednak to, że z Thomasem na parkiecie ta ofensywa jest o 7.3 punktów na 100 posiadań lepsza niż bez niego. Z nim bowiem Celtowie osiągają ofensywny rating na poziomie top3 ligi (108.8, więcej notują tylko Clippers oraz Warriors), a bez niego nawet nie przekraczają setki (99.6).

Oczywiście, w defensywie Celtowie wciąż muszą chować gdzieś Thomasa, bo znajdują się zespoły, które w bardzo dobry sposób zaczną wykorzystywać mismatche. Dobry przykład mieliśmy w ostatnim spotkaniu Zielonych z Milwaukee Bucks, gdzie filigranowy Thomas musiał mierzyć się w grze tyłem do kosza z wyższym od siebie zawodnikiem kilka razy, co przyniosło Kozłom łatwe punkty, a w końcu sprawiło, że Stevens zdecydował się grać strefą. Ta przyniosła lepsze efekty, bo C’s mogą choć odrobinę ukryć te 175 centymetrów Thomasa. Z nim na parkiecie defensywy rating drużyny (punkty tracone na 100 posiadań) jest gorszy o 5.6 punktów.

Te punkty Thomas nadrabia jednak w ofensywie, wciąż będąc też jednym z najlepszych strzelców w czwartych kwartach, dzięki czemu rozwiązany został kolejny problem, z którym Celtowie mierzyli się w początkowych etapach sezonu. Co ciekawe, aż 37.7 procent swoich punktów (385 z 1022 ogółem) Thomas zdobyła właśnie w czwartych odsłonach, co stawia go na pierwszym miejscu pod tym względem wśród zawodników, którzy zdobyli w tym sezonie co najmniej 800 punktów (a takich zawodników jest 104). Mała ilość i słaba skuteczność rzutów wolnych? Isaiah Thomas i kolejny problem z głowy. Faktem jest bowiem, iż w spotkaniu przeciwko Pistons bostońska ekipa zaliczyła ponad 97-procentową skuteczność z linii (33/34), co było jednym z najlepszych wyników w ostatnim 15-leciu. W samym kwietniu ta skuteczność wynosi świetne 87.8 procent.

Ainge prawdopodobnie od początku wiedział, co się świeci. I że taki Isaiah Thomas będzie się bardzo często stawał. GM Celtów przyznał bowiem, że wolałby pozyskać Thomasa latem, bo pozyskanie go w trakcie sezonu oznaczało, że Bostończycy prawie na pewno nie spadną w tabeli tak nisko, aby powalczyć o wysoki pick w drafcie. Zamiast tego Celtics walczą o udział w fazie play-off. Sam Thomas jeszcze nigdy smaku playoffs nie zaznał, a ostatnio powiedział, że rzeczywiście sprawdza co noc wyniki, aby być na bieżąco w wyścigu do fazy posezonowej. Celtics na razie liderują stawce, tak samo jak i Thomas lideruje chyba w wyścigu po miano najlepszego rezerwowego. A w fazie play-off wszystkie mecze są w stacjach ogólnokrajowych.