Po nieco ponad ośmiu miesiącach od nieszczęśliwego złamania nogi, Paul George wrócił na parkiet i rozegrał 15 minut w barwach Indiana Pacers przeciwko Miami Heat. Nie był to mecz w jego wykonaniu idealny, bo zdarzyło się kilka błędów (jak choćby przestrzelony rzut sam na sam z koszem), ale koniec końców to nie 13 punktów, które George zdobył są najważniejsze. Najważniejsze jest, że po prostu wrócił. Wrócił na dodatek w momencie bardzo ważnym dla samych Pacers, którzy pod koniec sezonu wciąż walczą o wejście do fazy play-off. W niedzielny wieczór podejmowali zresztą wspomnianych Heat, czyli bezpośrednich rywali w tej walce, a dzięki wygranej zrównali się z nimi bilansami.
George pojawił się na parkiecie jeszcze w pierwszej kwarcie, przywitany owacjami przez kibiców z Indianapolis. Trafił swój pierwszy rzut, ogółem zapisał na koncie 13 punktów, które zdobył w 15 minut gry. Trafił pięć z 12 rzutów, w tym trzy trójki. Dołożył do tego także dwie zbiórki, dwie asysty oraz dwa przechwyty. Jego prezencja była widoczna szczególnie po bronionej stronie parkietu, gdzie George mimo kontuzji pozostaje jednym z lepszych obrońców na swojej pozycji. Po meczu przyznał on jednak, że odczuwa ból w prawej nodze, ale nie myślał o niej zbyt dużo w trakcie meczu. Decyzje o tym, czy zagra w kolejnych meczach Pacers będą zapadać na bieżąco.
Larry Bird – ostatnio mówiący, że nienawidzi tankowania i jest to po prostu “chore” – powiedział dziennikarzom, że George był dopuszczony do gry już kilka tygodni temu, ale nie wrócił na parkiet od razu, bo na treningach wciąż nie był w stu procentach sobą. Teraz zresztą też potrzeba będzie trochę czasu, aby 24-latek wrócił do formy, którą prezentował przed koszmarnym urazem – dwa lata temu był przecież zawodnikiem, który poczynił największy postęp, a w zeszłym sezonie stawał się coraz większą gwiazdą, nie tylko swojego zespołu, ale też i całej ligi. Kontuzja odniesiona podczas zgrupowania reprezentacji USA była więc wielkim ciosem.
Jego powrót będzie miał wpływ na zaciętą walkę o ostatnie miejsca w fazie play-off w Konferencji Wschodniej. Co prawda George nie jest jeszcze gotów, aby grać po 30 minut w każdym spotkaniu, ale jego powrót to na pewno wzmocnienie dla Pacers, wciąż goniących ekipy Boston Celtics oraz Brooklyn Nets. To jednak nie walka o play-off jest głównym powodem, dla którego George wrócił w tym sezonie na parkiet – chodziło raczej o to, aby sprawdzić, jak noga zareaguje na te kilkanaście minut meczu NBA.
Wyszło w miarę dobrze, ale ciężko stwierdzić, kiedy PG13 znów będzie w pełni sobą. W trakcie rehabilitacji zwiększył też masę mięśniową, nabierając pięć dodatkowych kilogramów, dzięki czemu ma być silniejszy. Dodatkowo, wcześniejszy powrót powinien dać mu też pewne pojęcie, nad czym powinien pracować podczas letniej przerwy przed rozgrywkami 2015/16. I choć Pacers są bezpośrednim rywalem Celtów w walce o fazę posezonową to jednak trudno się nie uśmiechnąć, widząc George’a z powrotem na parkiecie – tym bardziej po tak okropnej kontuzji, której nie życzylibyśmy chyba najgorszym wrogom. Paul George, tęskniliśmy.