Evan Wszechmogący w TD Garden

Evan Turner powiedział kiedyś przy okazji powrotu do Filadelfii i związanego z tym buczenia z trybun Wells Fargo Center, że Jezus też był nienawidzony. Zaznaczył przy tym, że nie chciał zabrzmieć super dziwnie, ale super dziwnie zabrzmiał. Tak czy siak, kilka miesięcy później Evan rzeczywiście był odrobinę jak Jezus, ale bardziej jak Evan Wszechmogący, prowadząc Celtów do bardzo ważnego zwycięstwa nad Orlando Magic. Teraz każde zwycięstwo jest ważne, jednak w piątkowy wieczór bostońska drużyna przegrywała znaczną część drugiej połowy, grając po prostu niechlujny basket, by w końcówce wyszarpać zwycięstwo drużynie Magii. Wyszarpał je prawie samodzielnie Evan Turner właśnie.

BOXSCORE | GALERIA

Brad Stevens tak się wkurzył, że w przerwie zaczął po prostu bluzgać na swoich zawodników. Chyba pierwszy raz, odkąd został trenerem Boston Celtics. Turner powiedział po meczu, że nie miał zielonego pojęcia, kto pojawił się w bostońskiej szatni, ale z pewnością nie był to znany nam Brad Stevens. Nie ma się jednak co dziwić, bo Celtics zagrali fatalnie w pierwszej połowie, a głupie błędy w końcówce drugiej kwarty spowodowały, że na przerwę schodzili z 10-punktową stratą. Długi czas jedynym zawodnikiem, któremu naprawdę się chciało był Phil Pressey, czyli taki mały x-factor tego spotkania, który dostał 27 minut gry, a odwdzięczył się double-double (10 punktów i 10 asyst) i solidną postawą po obu stronach parkietu.

To jednak Turner był tym, dzięki któremu Celtowie rzeczywiście wygrali. Po przestrzeleniu pierwszych pięciu rzutów w końcu udało mu się wejść w rytm, co poskutkowało przede wszystkim w czwartej kwarcie. Turner zdobył w niej aż 16 punktów, trafiając wszystkie sześć oddanych rzutów, a mecz skończył z 30 punktami na koncie. Całkiem nieźle jak na kogoś, kto od 1 lutego rzuca ze skutecznością na poziomie 35 procent z gry oraz 23 procent zza łuku, notując średnio ledwie 8.6 punktów na mecz. Stevens mówił przed spotkaniem, że Turner nie jest kimś, kto co noc będzie zdobywał 30 punktów. Po spotkaniu uświadomiony został o tym dziwnym zbiegu okoliczności, odpowiadając, że może Turner słyszał jego wypowiedź, bądź też wypowiedź ta była celowa.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Evan Turner jako prawdziwy Evan Wszechmogący. Turner wszedł w buty Isaiaha Thomasa, przejmując czwartą kwartą i zapewniając Celtom zwycięstwo. Turner zrozumiał potrzeby Celtics i przejął rolę Thomasa jako tego, który agresywnie wchodzi pod kosz i rozrywa obronę przeciwników. Dodatkowo, po znalezieniu właściwego rytmu wydawało się, że Turnera bardzo ciężko będzie z niego wytrącić i tak rzeczywiście było. Celtowie nie grali dobrze, przez większość spotkania przegrywali, ale mimo to udało im się odnieść końcowy sukces. A to sprawia, że w piątek zaliczyli naprawdę cenne i dobre zwycięstwo, które coach Stevens określił mianem „jednego z najlepszych w tym sezonie”.

  2. 11 punktów straty odrobione w 13 ostatnich minutach meczu. Zaczęło się od Kelly Olynyka, który dał trochę punktów z ławki, a dobrą grę kontynuował Phil Pressey, tym razem nie tyle niebojący się wchodzić pod kosz, co po prostu w tych wejściach skuteczny. Można mówić, że Pressey nadaje się na ostatniego zawodnika z ławki, ale prawda jest taka, że już wielokrotnie Pressey wnosił do gry zespołu sporo dobrego, wytrwale czekając na swoją szansę. Pełen profesjonalizm. Warto przy okazji dodać, że Phil miał kilka fajnych momentów w obronie oraz kilka naprawdę widowiskowych asyst, a z nim na parkiecie C’s byli lepsi od przeciwników aż o 17 punktów, co było najlepszym wynikiem w drużynie.
  3. Evana Turnera, który nie mógł spudłować, podczas gdy reszta drużyny nie mogła trafić. Avery Bradley miał aż 12 pudeł, trafiając tylko cztery z 16 oddanych rzutów. Tyler Zeller oraz Marcus Smart mieli 2/8, Jae Crowder miał 2/7. Łącznie Celtics trafili dokładnie 43 procent swoich rzutów, natomiast drużyna z Florydy trafiła tych rzutów pół procenta mniej. Początkowo niszczył i miażdżył Nikola Vucević, jednak po twardym faulu Zellera jakby uleciało z niego powietrze – być może przez tę ranę, która po faulu powstała.
  4. Mnóstwo DeAndre Jordanów na linii rzutów wolnych. A taki Elfrid Payton to wszedł nawet w full-Rondo mode, pudłując aż 11 z 15 oddanych rzutów wolnych. Payton po raz kolejny rozegrał dobre spotkanie przeciwko Celtom, wygrywając pojedynek z bostońskim rookasem Marcusem Smartem, ale sędziowie mogliby w zasadzie nie odgwizdywać mu akcji and-one, bo rozgrywający Magic tak czy siak nie potrafił tego and-one zrobić. Ogółem jednak, żadna drużyna nie ma powodów do domu – Celtowie ledwo co przekroczyli 50 procent (11/20), natomiast Magic trafili dokładnie połowę wolnych (14/28).
  5. 28 zwycięstwo Celtów w tym sezonie. Bardzo ważne, bo Charlotte Hornets niespodziewanie wygrali z Chicago Bulls, ale Miami Heat nie dali rady słabym ostatnio Toronto Raptors, dzięki czemu Bostończycy są już tylko jedno spotkanie za ostatnim premiowanym awansem do fazy play-off miejscem w Konferencji Wschodniej. A dziś zmierzą się z ekipą Indiana Pacers, która spisuje się od jakiegoś czasu naprawdę dobrze i zajmuje siódme miejsce na Wschodzie. Będzie to więc bardzo ważne spotkanie dla obu drużyn.