Kolejny uraz Avery’ego Bradleya spowodował, że otworzyło się miejsce w pierwszej piątce. Wielu mogło pomyśleć, że otworzyło się dla Isaiaha Thomasa, co wydawało się najprostszym rozwiązaniem, jednak coach Brad Stevens postanowił inaczej, mówiąc, że zdecydowanie bardziej woli Thomasa w roli rezerwowego, dzięki czemu w pierwszej piątce spotkania z New Orleans Pelicans wybiegł Jae Crowder. No cóż, w zasadzie każdy trener powtarza, że znacznie bardziej od tego, kto mecze zaczyna liczy się to, kto te mecze kończy. Tak samo zresztą jak każdy zawodnik, zapytany o to, czy wolałby wychodzić na parkiet od pierwszej minuty czy może jednak z ławki odpowie, że jednak od początku. I nie ma tym nic dziwnego.
No, może nie każdy, bo taki Manu Ginobili pewnie miałby inne zdanie. Tak czy siak, pojawiła się kwestia tego, czy coach Stevens rzeczywiście powinien przesunąć Thomasa do pierwszej piątki. Zawodnik został o to zapytany przed spotkaniem z Pelicans, odpowiadając, że oczywiście z wielką chęcią chciałby zaczynać mecze od pierwszej minuty, jednak tak długo jak drużyna wygrywa to on nie ma z tym problemu i niezależnie od tego będzie gotów cały czas. Zaznaczył też, że ma nadzieję, iż kiedyś będzie mecze zarówno kończył, jak i rozpoczynał.
Prawda jest jednak taka, że w przypadku Thomasa liczy się przede wszystkim to, że te mecze kończy. Dosłownie. W Nowym Orleanie znów miał wielką czwartą kwartą, przejmując spotkanie już w ostatnich akcjach odsłony numer trzy, kiedy to popisał się zagraniem and-one, umieszczając piłkę w koszu ponad długimi rękoma Anthony’ego Davisa. Czwartą kwartę rozpoczął od trójki, a w kolejnych minutach dołożył jeszcze dziewięć punktów, ostatecznie zdobywając w niej 14 ze swoich 27 punktów, jakie zgromadził przeciwko Pelikanom.
Oczywiście, każdy chciałby mecze rozpoczynać, bo w pewnym sensie jest to jakaś nobilitacja. Thomas jest na dodatek najlepszym obecnie zawodnikiem w składzie Celtics, a więc pojawiają się głosy, że skoro tak to powinien on rozpoczynać mecze od pierwszej minuty, aby w pełni najlepszego zawodnika zadowolić. A jakby tego było mało, wiele osób zwraca uwagę na to, że dla Thomasa jest to wręcz kwestia honoru i to także w jakimś stopniu dlatego pożegnano się z nim w Sacramento i Phoenix. Z drugiej strony, to chyba nie jest aż tak wielka sprawa, ani tak wielki problem, a w większości to po prostu pożywka dla dziennikarzy szukających sensacji.
Przede wszystkim, sam Thomas powiedział, że jemu to nie przeszkadza, przynajmniej tak długo, jak drużyna wygrywa. Coach Stevens powiedział z kolei, że to wszystko nie zmienia faktu, co w Bostonie myślą i jak Thomasa postrzegają. A myślą o nim jako o ważnej części zespołu i tak go też postrzegają. I choć wiele osób uważa, że powinien on jednak otrzymać miejsce w pierwszej piątce to pojawia się też wiele głosów, które mówią, iż nie należy psuć tego, co teraz tak doskonale funkcjonuje, a Thomas powinien cały czas być rezerwowym, bo to wychodzi mu najlepiej. I trudno się z tymi głosami nie zgodzić.
Thomas jako rezerwowy to najlepsza opcja dla Celtics, bo bardzo dobrze funkcjonuje wtedy całe trio bostońskich obwodowych. Marcus Smart i Avery Bradley zapewniają bardzo dobrą obronę, a Thomas przez swój niewielki wzrost często jest brany na celownik. Odkupuje się jednak po atakowanej stronie parkietu, tworząc z drugiego unitu świetny zespół, samemu będąc jego liderem. Dodatkowo, dzięki byciu rezerwowym zachowuje on więcej sił na kluczowe minuty, dzięki czemu tak świetnie spisuje się właśnie w czwartych kwartach, kiedy to gra z wielkim sercem, poświęceniem i energią. On sam ma nieco inne wytłumaczenie.
„Przeciwnicy zacieśniają szyki w czwartych kwartach. To nie jest dla każdego. Znacząco różni się to od pierwszej połowy czy trzeciej kwarty, w szczególności jeśli mamy do czynienia z meczem na styku. A ja to po prostu lubię. Lubię takie spotkania. Lubię być wtedy kimś.”
Jak wyglądają czwarte kwarty Thomasa w barwach Celtics? W pierwszej nie pograł za długo, bo został przecież z boiska wyrzucony. W kolejnych udowadniał, że w tych czwartych kwartach czuje się jak ryba w wodzie, ale przeciwko Cleveland Cavaliers nie wybiegł na parkiet w ciągu ostatnich 12 minut, gdyż takiej potrzeby nie było – Cavs już dawno mieli przecież zwycięstwo w kieszeni. Za to Gigi Datome miał wtedy osiem punktów.
- 23 luty vs Suns: 9 punktów (2/4 FG, 1/1 3PT, 4/5 FT), asysta,
- 25 luty vs Knicks: 6 punktów (1/2 FG, 1/2 3PT, 3/3 FT), 4 asysty
- 27 luty vs Hornets: 14 punktów (4/10 FG, 1/5 3PT, 5/6 FT), 3 asysty
- 1 marca vs Warriors: 5 punktów (2/6 FG, 1/4 3PT), 2 asysty
- 4 marca vs Jazz: 10 punktów (3/6 FG, 2/3 3PT, 2/2 FT), asysta
- 5 marca vs Pelicans: 14 punktów (3/4 FG, 3/3 3PT, 5/5 FT)
Najgorzej poszło przeciwko Golden State Warriors, czyli przeciwko najlepszej defensywie w NBA. Celtics tamten mecz zresztą przegrali, ale pozostałe spotkania to już zwycięstwa bostońskiej drużyny. Najbardziej imponujący występ Thomasa w czwartej kwarcie to chyba ten najświeższy, czyli 14 punktów w Nowym Orleanie przy zaledwie czterech rzutach z gry. To wszystko naprawdę robi wrażenie, ale jeszcze większe robią statystyki:
- odnośnie tych 14 punktów przy czterech rzutach z gry – Thomas jest naprawdę efektywny. W czwartych kwartach jako gracz Celtics ma true shooting percenatge na poziomie 70.5, czyli taki sam jak prowadzący pod tym względem w całej lidze Tyson Chandler z Dallas Mavericks. To jest coś niesamowitego, bo oznacza to, że Thomas – aka najniższy zawodnik w NBA – jest w czwartych kwartach tak skuteczny jak center, który mierzy siedem stóp i w znacznej części opiera swoją grę w ofensywnie na wsadach, nie odchodząc od kosza na więcej niż 2-3 metry (no chyba że na wykonanie rzutów wolnych).
- Thomas zdobył jak do tej pory w barwach Celtics aż 61 punktów w ciągu 59 minut czwartych kwart.
- w całym sezonie ma tych punktów aż 345 (zgromadzonych w 53 spotkaniach), co jest trzecim wynikiem w lidze – wyprzedzają go tylko Jamal Crawford z Los Angeles Clippers (360 punktów w 58 meczach) oraz Damian Lillard z Portland Trail Blazers (346 punktów w 55 meczach).
- jeśli chodzi o średnią zdobywanych punktów w czwartych kwartach to Thomas jest ex aequo na trzecim miejscu w lidze ze średnią 6.5 punktów, a wyprzedzają go tylko LeBron James z Cleveland Cavaliers (7.1) oraz Dwyane Wade z Miami Heat (6.9). Jeżeli liczymy jednak od 19 lutego, czyli od momentu transferu Thomasa do Bostonu to ze średnią 8.7 punktów będzie on ex aequo na pierwszym miejscu w NBA.
- w przeliczeniu na 36 minut więcej punktów od niego w czwartych kwartach zdobywają tylko Russell Westbrook, Anthony Davis oraz Stephen Curry. Dodajmy jeszcze, że w barwach Celtics rzuca on ze skutecznością 47 procent z gry oraz 50 procent zza łuku w ostatnich odsłonach meczów.
- a jakby tego było mało to od czasu transferu jest on jednym z najlepszych strzelców w całej lidze – w przeliczeniu na 36 minut notuje on średnio 28.2 punktów na mecz, co daje mu pod tym względem czwarte miejsce w lidze za takimi zawodnikami jak Westbrook, James oraz Curry.
Zaskoczeni? Te cyferki są naprawdę imponujące i choć wiadomo, że to wciąż mała próbka (zaledwie osiem spotkań w bostońskich barwach) to jednak pamiętajmy, że Thomas przyszedł do zespołu z marszu, w trakcie sezonu, a tymczasem z nim na parkiecie drużyna jest o 5.2 punktu na 100 posiadań lepsza od przeciwników, a bez niego aż o 9.9 punktu na 100 posiadań gorsza. Innymi słowy, z nim na parkiecie bostońska ofensywa to elita ligi, a bez niego to poziom 76ers. A nie zapominajmy, że Thomas robi to wszystko i jest do tego tak efektywny, będąc przecież głównym punktem tej ofensywy i kimś, na kim spoczywa ciężar jej prowadzenia.
Celtowie znaleźli w Thomasie kogoś, kogo szukali od czasu wytransferowania Paula Pierce’a. Co z tego, że Thomas nie wychodzi w pierwszej piątce, skoro w Bostonie od samego początku bardzo na nim polegają – wszak jego usage percentage (czyli procent wykorzystania go przez zespół) wynosi aż 33.7 od czasu przerwy na weekend gwiazd, co jest trzecim najwyższym wynikiem w lidze. To pewnie dlatego, że Thomas potrafi zdobywać punkty na tak wiele różnych sposobów, a do tego ma jaja i pewność siebie, które pozwalają mu na taką grę w kluczowych momentach meczu. A po wygranej z Pelicans dziennikarze usłyszeli:
„To, co reszta drużyny dla mnie robi sprawia, że to tak, jakbym grał na moim podwórku. Drużyna pozwala mi po prostu być sobą. Jesteśmy jak zespół z koledżu. Nie tylko gramy z sobą, ale gramy dla siebie. A to jest naprawdę duża różnica. Gramy naprawę twardo. Chłopaki nie dbają o indywidualne sukcesy. Chcą po prostu wygrywać.”
Do końca sezonu pozostało 22 spotkań, a Celtowie mają półtora meczu straty do ósmego miejsca w Konferencji Wschodniej. Avery Bradley pozostanie poza grą przez jeszcze jakiś czas (możliwe jednak, że do gry wróci jeszcze na Florydzie), ale coach Stevens najprawdopodobniej dalej będzie wpuszczał Thomasa z ławki. Choć nie warto ani marginalizować, ani bagatelizować tej sprawy to jemu samemu nie będzie to chyba zbytnio przeszkadzało tak długo, jak Celtowie będą na drodze do fazy play-off, w której 26-latek wystąpiłby pierwszy raz w karierze. I co by nie mówić, jeśli dalej będzie tak grał to jest na to naprawdę duża szansa.