Wielki powrót Celtów w Ogródku

Ależ to był mecz! Dało się wyczuć iście playoffową atmosferę, szczególnie wtedy, gdy Celtowie w bardzo dobrym stylu powiększali swoją przewagę w ostatnich minutach i zapewniali sobie zwycięstwo, robiąc niesamowity comeback i odwracając losy spotkania, w którym przegrywali nawet 16 punktami. Motorami napędowymi tego comebacku byli dwaj zawodnicy, którzy mają coś do udowodnienia – Isaiah Thomas oraz Jonas Jerebko. Obaj są w Bostonie od nieco ponad tygodnia, a już zdążyli pozyskać sobie rzesze sympatyków. Po piątkowym meczu jest ich zapewne jeszcze więcej, bo obaj spisali się po prostu fenomenalnie, mając wielki udział w bardzo ważnym dla playoffowych szans Celtów zwycięstwie.

BOXSCORE | GALERIA

Mo Williams wcielił się w samego siebie sprzed kilku tygodni, kiedy to jeszcze w barwach Timberwolves zdobył rekordowe 51 punktów. Hornets z kolei przez moment wyglądali jak San Antonio Spurs, grając bardzo dobry basket po obu stronach parkietu. Celtom zapewne przeszkodził nieco fakt, że kilka nieudanych wjazdów na kosz zaliczył Isaiah Thomas – najczęściej kończyły się one blokiem. Głównie dlatego bostońska drużyna zamiast utrzymać agresywną grę z pierwszej kwarty zaczęła grać pasywniej i ugrzęzła na rzutach dalekodystansowych, które przy dobrej obronie Hornets nie były zbyt wartościowe.

Celtowie odkąd wyszli na 11-punktowe prowadzenie po prostu się zacięli – przypadkiem jest zapewne fakt, że w drugiej kwarcie obok Mike’a i Tommy’ego usiadł komisarz Adam Silver. Bostończycy przez kolejne pięć minut gry zdobyli zaledwie jeden punkt, pudłując sześć rzutów oraz popełniając pięć strat. Hornets w tym czasie zdobyli punktów aż 15, dzięki czemu na przerwę to oni schodzili z prowadzeniem. A w tych początkowych minutach trzeciej kwarty niewiele się zmieniło – Celtowie dołożyli siedem kolejnych pudeł, podczas gdy Hornets dołożyli kolejnych dziesięć punktów, prowadząc w pewnym momencie nawet 73-57.

Wtedy jednak obudził się potwór zwany Isaiahem Thomasaem, a Izajasz stał się Mesajaszem.

Thomas prawie w pojedynkę wprowadził Celtów z powrotem do meczu. Na przełomie trzeciej i czwartej odsłony (od stanu 73-62 na 2:08 przed końcem trzeciej kwarty) miał on udział w 20 kolejnych punktach bostońskiej drużyny. Sam zdobył ich aż 17, kolejne trzy dołożył Jonas Jerebko, gdy Thomas po raz wtóry wjechał pod kosz i tym razem zdecydował się nie kończyć, ale podawać na obwód. I była to decyzja dobra, bo Jerebko znów był szwedzkim Larrym Birdem, a klątwa Timiego – póki co – nie zadziałała.

Pytanie brzmi: czy bardziej był szwedzki czy bardziej był Larrym Birdem. Otóż nie uwierzycie, ale chyba to drugie. Jerebko nie tylko wyprowadził w końcu Celtów na prowadzenie, ale w samej czwartej kwarcie zanotował 11 punktów, pięć zbiórek oraz dwie asysty, mając naprawdę wielkie zagrania. Ostatecznie mecz zakończył z nieoczekiwanym double-double na poziomie 16 oczek (6/9 FG, 3/4 3PT) oraz 10 zbiórek i trzech asyst. Świetną zmianę dał również Jae Crowder, a w końcówce dwie wielkie dobitki zaliczył Avery Bradley. Zresztą, w ostatniej kwarcie dla Celtics punktowało tylko czterech zawodników. Zdobyli łącznie aż 37 punktów.

Avery Bradley vs Hornets

Ale tak w zasadzie to słowa uznania należą się całej drużynie, bo każdy dołożył swoją cegiełkę. Również Marcus Smart, który miał świetny start spotkania, czując się wtedy tak pewnie jak chyba jeszcze nigdy w swojej dotychczasowej karierze w NBA. Nawet James Young pokazał się z dobrej strony, jednak głównie w defensywie, co może być sporym zaskoczeniem. Tylko Tyler Zeller nie do końca jest pocieszony – z jednej strony w końcu wygrał ze swoim bratem Codym (bilans w bratobójczych pojedynkach to teraz 1-6), ale z drugiej Al Jefferson kilka razy tak nim się pobawił, że Zellerowi prawdopodobnie do teraz kręci się jeszcze w głowie.

Pięć dodatnich rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Isaiah Thomas jest genialny. Mówcie, co chcecie, ale mnie ten gość już kupił. Fakt faktem, że jest mały i w zasadzie co mecz gwarantuje co najmniej jeden blok drużynie przeciwnej. Ale jest też na tyle utalentowany, by w końcu znaleźć drogę do zdobycia punktów. Przeciwko Hornets zdobył ich 28, a więc najwięcej w swojej krótkiej na razie bostońskiej karierze. Znów 10-krotnie stawał na linii rzutów wolnych, rozdał także siedem asyst i z nim na parkiecie Celtowie byli o 22 punktów lepsi od przeciwnika.
  2. Jonas Jerebko jest Szwedem. I to jakim Szwedem! Jerebko zaskoczył w swoim pierwszym meczu w TD Garden, ale w drugim spisał się nawet lepiej. Dał z ławki takie wsparcie, którego nie powstydziłby się 35-letni Larry Bird. Doskonale wiemy, że Jerebko w najbliższym czasie all-starem nie będzie, ale takimi meczami udowadnia on, że może być naprawdę przydatnym zawodnikiem w rotacji zespołu. Podobnie jak w przypadku Thomasa, z nim na parkiecie Celtowie byli o 22 punktów lepsi od przeciwnika.
  3. Jae Crowder jest energizerem. Czasami zdaje się, że Crowder dosłownie gryzie parkiet. To był kolejny dobry mecz Crowdera, który coraz pewniej czuje się ze swoim rzutem zza łuku, tym razem trafiając cztery z ośmiu trójek. Dwie z tych czterech trójek przyszły w czwartej kwarcie, w której to jedynym Zellerem na parkiecie był Cody – coach Stevens trzymał się bowiem niskiego składu, który przynosi coraz to lepsze efekty. Z Crowderem na parkiecie Celtowie byli o 15 punktów lepsi od przeciwnika.
  4. James Young jest młody. Dosłownie i w przenośni, ale ta młodość działa chyba na jego korzyść. Young spędził na parkiecie 18 minut, będąc dziewiątym zawodnikiem w rotacji Stevensa. W tym czasie oddał pięć rzutów, trafiając tylko jeden i pudłując wszystkie cztery próby zza łuku, ale paradoksem jest fakt, że znacznie lepiej szło mu w obronie, nie tylko przechwytując trzy piłki, ale też po prostu prezentując solidną defensywę. Z nim na parkiecie Celtowie byli o 12 punktów lepsi od przeciwnika.
  5. Avery Bradley jest podekscytowany dołączeniem Isaiaha Thomasa do drużyny. Tak jest i to po prostu widać. Bradley od paru spotkań gra na naprawdę fajnym poziomie. Przeciwko Hornets miał wzloty i upadki, ale najważniejsze, że koniec końców tych wzlotów było jednak chyba odrobinę więcej. A jeśli do wzlotów wliczymy te dwie bardzo ważne dobitki pod koniec ostatniej kwarty to okaże się, że Bradley znów jest też clutch. Z nim na parkiecie Celtowie byli o dwa punkty lepsi od przeciwnika.