Mavs wygrywają w powrocie Rondo

Ten wieczór należał do Rajona Rondo, nie tylko dlatego, że to był jego powrót. Rondo był najlepszym zawodnikiem na boisku, po raz ostatni pokazując kibicom w Bostonie za co tak bardzo go kochali. A kochali, czego najlepszym dowodem jest bardzo głośna owacja – być może nawet najgłośniejsza – w momencie przedstawiania go w składzie Dallas Mavericks, czy też po świetnym filmiku z podziękowaniami. Przed meczem pisałem, że dwa tygodnie to dość mało czasu na przygotowanie – zapomniałem jednak, że mówimy tutaj o Boston Celtics, czyli najlepszej organizacji w NBA. Piątkowy mecz był wyjątkowy, nawet pomimo tego, iż Celtics dostali srogie baty. Poza wynikiem, cała reszta była prawie idealna.

BOXSCORE | GALERIA | TORRENT

Zaczęło się bardzo w stylu Rondo. Zanim wyświetlili mu filmik z podziękowaniami on już miał na koncie 15 punktów, zdobywając wcześniej pierwszych dziesięć oczek zespołu i trafiając w pierwszej kwarcie wszystkie sześć oddanych rzutów, w tym trzy trójki. To była jego najlepsza w karierze kwarta numer jeden. I to było również potwierdzenie, że ten wieczór jest jego i tylko jego. Ostatecznie zaliczył nie tylko najlepszą pierwszą kwartę w karierze, ale też – jak na ironię – trafił aż pięć trójek, co również jest jego najlepszym wynikiem w karierze. Zakończył mecz z 29 punktami, 6 zbiórkami i 5 asystami. Był tym Rondo, którego uwielbialiśmy.

Jednak wynik i statystyki to w zasadzie sprawa drugorzędna. Celtics przegrywali w tym meczu nawet 28 punktami, po tym jak Mavs zamknęli trzecią odsłonę serią punktową 17-1. Nic dziwnego, że Celtom dostało się nawet od kibiców, którzy wybuczeli fakt, iż Richard Jefferson zdołał zdobyć pięć łatwych punktów w ostatnie siedem sekund trzeciej odsłony. Gospodarze świetnie zaczęli jednak ostatnią kwartę (run 21-5), w której swój rytm odnalazł Avery Bradley, zdobywca 17 punktów w samej czwartej kwarcie. To jego punkty zmniejszyły przewagę Mavs do ledwie dziesięciu oczek, ale chwilę potem ponownie z półdystansu trafił Rondo, a drużyna z Teksasu już tego meczu nie oddała, wygrywając ostatecznie 119-101.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Tego Rondo. To był ten Rondo, ten sprzed kontuzji. 29 punktów to jego najlepszy wynik od… stycznia 2013 roku, kiedy to na tydzień przed zerwaniem ACL zdobył 30 oczek. No i nie trzeba chyba wspominać o tych pięciu trójkach, przy czym warto jednak zaznaczyć, że w tym sezonie w barwach Celtics trafił on ogółem trójek… osiem. O samym jego powrocie będzie jeszcze kilka słów więcej.
  2. Mecz runów. Mavericks prawie co chwila notowali jakieś serie punktowe i prawie co chwila oddalali się od Celtów coraz bardziej i bardziej. Po trzech kwartach wynik brzmiał 64-92.
  3. Kolejny dobry mecz Tylera Zellera. Solidne double-double na poziomie 17 punktów oraz 10 zbiórek. Z nim na parkiecie Celtics byli lepsi od rywali aż o szesnaście punktów. Aż, bo przecież koniec końców to Mavs wygrali różnicą 18 punktów. To też spora zasługa Avery Bradleya, który rozstrzelał się w czwartej kwarcie (7/9 z gry) i do pięciu punktów zgromadzonych w trzech poprzednich kwartach łącznie dołożył siedemnaście w czwartej, kończąc mecz z 22 punktami na koncie.
  4. Najwięcej w karierze siedem asyst Marcusa Smarta. Pierwszoroczniak rozegrał niezłe spotkanie, choć wróciły problemy ze skutecznością – trafił ledwie dwa rzuty z siedmiu prób, w obu przypadkach zza łuku (co z pewnością cieszy, a skąd Smart rzucał sześciokrotnie). Dołożył także dwa przechwyty, ale z nim na parkiecie Celtowie byli gorsi od Mavs o 17 punktów.
  5. Słabiutki start. Teoretycznie to nie Celtics powinni słabo ten mecz zacząć (14 punktów straty już po 12 minutach gry), ale tak się rzeczywiście stało. Bostończycy chyba nie wierzyli, że Rondo gra tak dobrze, a do tego oni także zdecydowali się odpuszczać go na obwodzie. Ironia, nie? Dodatkowo, to nie tylko Rondo trafiał na bardzo dobrej skuteczności zza łuku, ale Mavs w ogóle mieli bardzo skuteczną noc, potwierdzając tylko, że są najlepszą ofensywą w lidze. A starcie takiej ofensywy z defensywą Celtics chyba nie było do końca fair. Kolejny mecz już dzisiaj, tj. w nocy z sobotę na niedzielę w Chicago.