Bez dwójki swoich największych gwiazd, ale za to z sześcioma zawodnikami z dziesięcioma lub więcej punktami Miami Heat pokonali 100-84 bostońskich Celtów. Dwyane Wade i Chris Bosh nie pojawili się na parkiecie i można by pomyśleć, że będący na fali wznoszącej Celtics (trzy zwycięstwa z rzędu średnią różnicą 17 punktów) powalczą o kolejną wygraną, tym bardziej że Heat nie są w tym sezonie mocarstwem w AAA. Bardzo dobre zawody rozegrał jednak Luol Deng, najlepszy mecz w dotychczasowej karierze zanotował chyba James Ennis, a mający ogromne problemy ze skutecznością Bostończycy w żadnym momencie spotkania nie wydawali się być groźni dla rywali. Kolejne spotkanie we wtorek w Orlando.
Już początek meczu nie zwiastował niczego dobrego. Celtowie zaliczyli bowiem bardzo słaby start po atakowanej stronie parkietu, zdobywając tylko 21 punktów w pierwszej kwarcie, co jak na nich jest wynikiem co najmniej przeciętnym. Najbardziej wymowną statystyką będzie tu jednak 39 procent skuteczności z gry, które Celtics utrzymali w zasadzie już do końca spotkania. Jeszcze w pierwszej odsłonie na parkiecie pojawił się jeden z trzech nowych nabytków bostońskiego zespołu, czyli rozgrywający Jameer Nelson, natomiast pozostała dwójka – skrzydłowy Jae Crowder oraz podkoszowy Brandan Wright – wybiegła na parkiet od pierwszej minuty drugiej kwarty. W tej Celtowie przegrywali nawet 15 punktami, ale na przerwę schodzili z dziesięcioma punktami straty i nadzieją, że w drugiej połowie pójdzie im znacznie lepiej.
Start był akurat obiecujący, bo ekipa coacha Stevensa znacząco wzmocniła defensywę, trzy razy z rzędu zżerając Heat ponad 20 sekund z zegara. Ci jednak po chwili odpowiedzieli dziewięcioma punktami z rzędu, wykorzystując nieustanne problemy Celtów w ataku. Jedynie Tyler Zeller spisywał się bardzo dobrze, w samej czwartej kwarcie zdobywając 13 oczek. Niestety, to było za mało na Heat, którzy na dodatek w pewnym momencie stawali na linii rzutów wolnych trzy razy więcej niż drużyna z Beantown. Nie pomógł więc fakt, że wciąż całkiem nieźle funkcjonowała obrona Celtics i Heat spudłowali nawet 12 razy z rzędu. To nie miało wielkiego wpływu na przebieg meczu, który wspólnie domknęli Deng oraz Ennis, a uderzyło jedynie w skuteczność Heat, która przez długi czas utrzymywała się na poziomie 60 procent, by ostatecznie spaść niewiele poniżej progu 50 procent. Dla gospodarzy było to dopiero piąte domowe zwycięstwo w tym sezonie.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- 22 punkty Tylera Zellera. Center był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Celtics w tym meczu i jak widać potrafi sobie bardzo dobrze radzić nawet bez Rajona Rondo. Do 22 oczek dołożył także osiem zbiórek i dwa bloki, trafiając ogółem dziesięć z 15 oddanych rzutów w ledwie 25 minut gry.
- Zero punktów z kontry. Czyli kolejna rzecz do rubryki tych, których jednak nie zobaczyliśmy. Celtowie przystępowali do meczu jako trzecia najlepsza pod tym względem drużyna w lidze, podczas gdy Heat są jedną z najgorszych w tym sezonie, jeśli chodzi o powrót do defensywy. Mimo to, drużyna trenera Stevensa miała ogromne problemy z wyprowadzaniem szybkich ataków, których udało się wyprowadzić… zaledwie trzy. Wszystkie okazały się nieskuteczne, a brak takich łatwych punktów znacząco utrudnił Celtom życie.
- Trzy punkty Jameera Nelsona. Weteran zadebiutował w barwach Celtics i nie był to debiut do końca udany. Nelson spędził na parkiecie 20 minut, lecz w tym czasie zanotował 3 punkty (1/6 z gry, w tym 1/5 zza łuku), 3 asysty i 2 straty. Niewiele lepiej spisał się Brandan Wright (6 punktów, 3 zbiórki w 13 minut gry), a najsłabiej wypadł Jae Crowder, który zakończył mecz bez ani jednego punktu na koncie.
- Pierwszy start w karierze Marcusa Smarta. Zaczęło się nieźle, wystarczyło bowiem kilkanaście sekund, by Smart zapisał swoją pierwszą asystę (do Avery Bradleya, który trafił wtedy jeden z ledwie dwóch trafionych rzutów w całym meczu). Potem była jeszcze trafiona trójka, trzy niezłe asysty do Zellera oraz cztery zebrane piłki i dwie straty. Z nim na parkiecie Celtics byli o osiem punktów gorsi od Heat i choć nie był to wynik najgorszy to najgorszym w drużynie był ofensywny rating Smarta, który wyniósł 85.8 zdobytych punktów na 100 posiadań. Musi jeszcze trochę minąć, by rookie mógł robić różnicę po atakowanej stronie parkietu.
- Słaby mecz Avery Bradleya. Wspomniałem już o nim przy okazji Smarta, ale powtórzę: Bradley trafił tylko dwa rzuty z dziesięciu prób, zdobywając ostatecznie tylko cztery punkty. Dodał też co prawda siedem zbiórek, cztery asysty i dwa przechwyty, ale z nim na parkiecie Celtowie byli gorsi od rywali aż o 14 punktów, co było najgorszym wynikiem w zespole. Dodatkowo, to już trzeci raz w pięciu ostatnich meczach Bradleya, gdy zdobywa zaledwie cztery punkty. Jego skuteczność w tych pięciu ostatnich meczach to marne 30.5 procent (18/59) z gry oraz zatrważające 4 procent (1/21) zza łuku. Avery, obudź się!