Thornton w końcu z energią

Marcus Thornton wypadał powoli z rotacji, a najlepszym tego dowodem był fakt, że w dwóch poprzedzających spotkanie z Washington Wizards meczach nie zagrał on ani jednej minuty po przerwie. Zawodnik zdawał sobie więc sprawę, że występ przeciwko Wizards może być czymś, co odmieni jego kartę i głównie dlatego motywacji do dobrej gry mu nie brakowało. Efektem był jego najlepszy występ w barwach Celtics. Dodajmy, że był to występ bardzo efektywny, bo choć Thornton spędził na parkiecie zaledwie 17 minut to zdołał w tym czasie zdobyć aż 21 punktów, po raz pierwszy w swojej historii występów dla Celtics dając drużynie jakże potrzebną energię z ławki – tym bardziej w takim spotkaniu, jak w niedzielny wieczór.

Thornton w dwóch poprzednich meczach nawet nie przekroczył granicy 10 minut spędzonych na parkiecie. Spotkanie z Detroit Pistons zakończył bez punktów na koncie, w zwycięstwie nad Los Angeles Lakers grał tylko w pierwszej połowie i to pomimo faktu, że Celtowie rozstrzygnęli wynik spotkania na parę minut przed ostatnią syreną. Na całe szczęście dla niego, ten trend odmienił się w meczu przeciwko Washington Wizards. Thornton już w pierwszej połowie zdobył 11 punktów, będąc do spółki z Rajonem Rondo najlepszym strzelcem bostońskiego zespołu. W drugiej połowie dołożył kolejnych 10 oczek, z czego aż osiem w ostatniej kwarcie.

Może tego właśnie potrzebowali Celtics? Thornton dał drużynie to, czego w ostatnich meczach brakowało – kilka punktów z ławki w czwartej kwarcie. Trafił wtedy dwie trójki, w tym jedną bardzo ważną – stopującą rozpędzonych Wizards. Fakt faktem, że ekipa ze stolicy Waszyngtonu tak czy siak Celtów potem (prawie) dogoniła, jednak trzeba pochwalić 27-latka za solidną postawę. Nie było idealnie, spudłował przecież pięć rzutów, ale najważniejsze, że do każdej próby podchodził z dużą pewnością siebie, nie zastanawiając się nad rzutem, lecz po prostu go oddając. On sam po meczu powiedział, że stara się po prostu wykorzystać te minuty, które dostaje.

Trzeba też powiedzieć, że to on był niejako odpowiedzią Celtów na świetnego w drugiej połowie niedzielnego meczu Rasuala Butlera, także rezerwowego. Thorntona pochwalił po meczu także coach Stevens, mówiąc:

„Marcus zagrał naprawdę świetny mecz. Jego trafienia, gdy rzeczy nie szły po naszej myśli, były dla nas wielkie. Trafił trójkę, gdy Wizards zmniejszyli przewagę do mniej niż 10 oczek. Wtedy liczy się każde trafienie, a on trafił sporo ważnych rzutów w zaledwie 17 minut gry.”

No właśnie, rzucający obrońca zdołał zdobyć te 21 punktów w 17 minut gry. Po meczu przyznał, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie Rajon Rondo, który zdecydowanie ułatwia życie i świetnie się z nim gra. Prawda jest jednak taka, że Thornton nieraz już w swojej karierze udowadniał, że jest bardzo dobrym instant-scorerem. Teraz potrzeba jeszcze tylko ustabilizować formę. Być może więcej takich meczów sprawi, że coach Stevens znajdzie w nim większe oparcie z ławki i Thornton zacznie spędzać na parkiecie więcej niż średnio 15 minut, co jest dla niego najniższą średnią minut w dotychczasowej karierze.

Nie zapominajmy, że po sezonie 27-letni gracz będzie wolnym agentem, dlatego też w tym sezonie walczy on o swój kolejny kontrakt. Na razie nie błyszczy, ale może właśnie mecz z Wizards pozwoli mu nabrać więcej pewności siebie i da mu pozytywny zastrzyk energii. A jeśli on dostanie taki zastrzyk to i Celtics będą dostawać takie zastrzyki coraz częściej. Wiedzieliśmy, że jest z niego solidny strzelec i widzieliśmy, że sam potrafi wykreować sobie pozycję, dlatego też trzeba mieć nadzieję, że także w kolejnych spotkaniach udowodni swoją przydatność i potwierdzi, że może być ważną częścią bostońskiej ławki rezerwowych.