Jeszcze przed startem sezonu regularnego 2014/15 bostoński generalny menedżer Danny Ainge zapowiadał, że spodziewa się najlepszego sezonu w karierze Rajona Rondo. Przesłanki ku takim oczekiwaniom były – Rondo wkroczył przecież w ostatni rok swojego kontraktu, a do tego po urazie kolana nie miało być już śladu. No i Celtics zdawali się być lepsi niż przed rokiem, gdy skończyli sezon z bilansem 24-58. Co wiemy po pierwszym miesiącu rozgrywek? To pod wieloma aspektami dziwny sezon w wykonaniu Rondo, natomiast C’s nie zachwycają i na tę chwilę daleko im do stania się kandydatem do gry playoffs (choć Konferencja Wschodnia nieco to zadanie ułatwia). Pięć zwycięstw w 16 meczach mówi zresztą samo za siebie.
Celtowie w środę po raz pierwszy od czasu pokonania Philadelphia 76ers wygrali mecz – po dogrywce, ale jednak. W pokonanym polu zostawili jednak słabiutkich Detroit Pistons, którzy w tym sezonie znajdują się w totalnej rozsypce. Mimo to, drużyna Stana Van Gundy’ego zdołała odrobić kilkanaście punktów straty (znów) i doprowadzić do dogrywki. Koniec końców to Celtics odnieśli zwycięstwo, jednak styl w jakim tego dokonali pozostawia sporo do życzenia. Rondo nie zachwycił. Mówiąc dobitniej, zagrał słabo – w trzecim kolejnym meczu zdobył zaledwie dwa punkty, tym razem trafiając jeden z sześciu oddanych rzutów. Dość powiedzieć, że jest on autorem następującej szalonej statystyki: w ciągu ostatnich 105 minut gry zdobył on ledwie 6 oczek. W meczu z Pistons dołożył też 8 asyst, 3 zbiórki, 3 przechwyty i 4 straty.
Wszystko to w zaledwie 34 minuty gry. W meczu z dogrywką. A nie zapominajmy, że w przeszłości zdarzały się takie mecze z dodatkowym czasem, które Rondo rozgrywał w całości. W tym sezonie Brad Stevens zmienił jednak nieco podejście do jego minut – playmaker Celtics spędza na parkiecie najmniej czasu od mistrzowskiego sezonu 2007/08. Niektórzy mają Stevensowi za złe, że w ten sposób rotuje drużyną, często wystawiając dość dziwne zestawienia i line-upy. No cóż, można się z tym zgodzić lub nie. To, co w tym sezonie widzimy to, że Stevens bardzo często daje odpocząć Rondo na początku czwartej kwarty. Wielka jednak szkoda, że póki co niezbyt to działa – czwarta kwarta to bowiem okres fatalnej gry 28-latka.
W czwartych kwartach tego sezonu (118 minut) bostoński rozgrywający trafił tylko 8 z 33 rzutów (najgorsza w drużynie, nieco ponad 24-procentowa skuteczność), zdobył 20 oczek, rozdał 34 asyst, popełnił 14 strat. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że zespół z nim na parkiecie był o 50 punktów gorszy od rywali. Statystyki zaawansowane pokażą nam, że ofensywny rating Celtics (punkty zdobyte na sto posiadań) w czwartej kwarcie z Rondo na parkiecie wynosi zaledwie 90.2 zdobywanych punktów na 100 posiadań. Nie rozróżniając na kwarty – z Rondo na parkiecie ofensywy rating to tylko 92.7 (gorsi pod tym względem są tylko Jared Sullinger oraz Marcus Thornton), bez niego wynik ten skacze do 101.4 zdobywanych punktów na sto posiadań. Z drugiej jednak strony, bez niego defensywa jest o 7 punktów gorsza per 100 posiadań, choć wynik 114.7 to nie jest coś, czym można się chwalić (przy czym jest to czwarty wynik w drużynie).
„Nie jestem sobą. Nie jestem tak agresywny jak kiedyś. Nie trafiam do kosza. Tracę piłki. Tak jak powiedziałem wcześniej, wiele porażek przyjmuje całkowicie na siebie. Muszę znaleźć lepszy rytm.”
To słowa Rondo, bardzo trafne zresztą. Zapytany o to, co jest przyczyną tych problemów odpowiedział, że naprawdę nie potrafi odpowiedzieć, bo przecież gdyby potrafiłby to wszystko zapewne już by się wyprostowało. Dodał jednocześnie, że cały czas jest pewny siebie i cała ta sytuacja nie spowodowała, że przestał wierzyć w siebie. Moim zdaniem cały problem leży w jednej rzeczy: Rondo totalnie zablokował się na linii rzutów wolnych, a to ogromnie wpływa na resztę jego gry. Wkraczając w ten sezon, 28-latek trafiał na przestrzeni kariery 62.7 procent rzutów wolnych, wliczając w to playoffs. W tym sezonie jest to zaledwie 30 procent. Innymi słowy: Rondo trafił tylko dziewięć z 30 oddanych do tej pory wolnych.
Spójrzmy jednak nieco głębiej w te procenty. Poniżej zestawienie, w którym przedstawiam kolejne lata kariery Rondo, procent przy pierwszym rzucie wolnym, procent przy kolejnych rzutach wolnych, ogólny procent oraz różnica między procentami pierwszej i drugiej próby.
Lata | % pierwszego wolnego | % kolejnych wolnych | % ogółem | różnica |
Pierwsze 6 | 57.3 | 68.8 | 62.6 | +11.5 |
Ostatnie 2 | 51.1 | 79.2 | 63.8 | +28.0 |
2014/15 | 43.8 | 14.2 | 30.0 | -29.6 |
źródło: celticsblog, własne
Wyróżniają się dwie rzeczy. Poprzednie dwa sezony to prawie 80-procentowa skuteczność przy drugich/trzecich próbach. Można by wysnuć z tego wniosek, że ta pierwsza próba to swego rodzaju rozgrzewka, która pomagała mu przy następnych próbach. Druga rzecz to niestety rzecz negatywna i ten ogromny spadek w tym sezonie. Rondo trafia zaledwie 14 procent drugich/trzecich prób. Tutaj też wniosek jest wysnuć bardzo łatwo – pierwszy rzut nie wpada, przy drugim/trzecim następuje blokada. W tym sezonie brakuje tego rytmu. Danny Ainge nie tak dawno powiedział, że jego zdaniem jest to problem, który po prostu siedzi w głowie Rondo, dodając jednocześnie, że sezon jest wczesny i że on nie jest tym zbytnio zmartwiony. Ja jednak obawiam się, że jeżeli RR tego nie przejdzie i sobie z tym nie poradzi to może być początek jego końca.
Widać to już teraz. Rondo nie stara się za wszelką cenę wbijać pod kosz, bo ewentualny faul to kolejna wycieczka na linię rzutów wolnych. A taka wycieczka w wykonaniu Rondo to w tym sezonie za przede wszystkim za dużo myślenia, nie wspominając o tym, że jego mechanika wciąż pozostawia wiele do życzenia, a jeśli przyjrzeć się jego rutynie przed wolnym na przestrzeni ostatnich sezonów to okaże się, że w zasadzie co sezon się ona zmieniała. A to nie pomaga w ustabilizowaniu skuteczności. Nie zapominajmy też o tym, że wielokrotnie słyszeliśmy o tym, jak to Rondo na treningach trafia grubo ponad 80 czy nawet 90 procent oddawanych rzutów. Tam jednak nie ma presji, która z kolei pojawia się w meczach o stawkę.
A teraz doszła jeszcze sytuacja z ostatniego meczu, gdy Brad Stevens zdecydował się zdjąć go z parkietu, by przypadkiem nie został sfaulowany i nie musiał stawać na linii. Zamiast niego na parkiecie pojawił się Evan Turner, co okazało się być rozwiązaniem skutecznym (bo E.T. pewnie trafił oba rzuty wolne), jednak był to wyraźny sygnał do Rondo, którego zresztą coach Stevens żałował, o czym po spotkaniu mówił. Takie zdjęcie z boiska w ważnym momencie na pewno nie jest zachęcające dla RR, a w przeszłości zdarzało się, że Rondo – choć publicznie tego nie przyzna – bierze takie rzeczy personalnie. Znanym przykładem jest tutaj oczywiście żart prezydenta Barracka Obamy, po którym playmaker najpierw przestał trafiać, a potem w ogóle oddawać rzuty z dalszych odległości, przy czym taki stan rzeczy utrzymywał się przez parę miesięcy.
Z wielu raportów – w tym ze słów samego Ainge’a – wiemy, że Rondo naprawdę ciężko pracuje nad tym elementem, często zostając po treningach na sali treningowej i oddając jeszcze kilkaset rzutów. Wydaje się jednak, że teraz jest to już bardziej problem o podłożu psychologicznym. Historia zna przypadki, gdy skuteczną pomocą okazywał się psycholog – najlepszym tego przykładem jest Karl Malone, który w swoich dwóch pierwszych sezonach trafiał z prawie 55-procentową skutecznością, po czym udał się do psychologa właśnie. Efekt? Przez resztę kariery jego skuteczność z linii rzutów wolnych wynosiła prawie 76 procent. Może jest to więc jakieś rozwiązanie? Wydaje się bowiem, że Rondo po prostu za dużo myśli, co z kolei przekłada się na jego postawę – mniejsza agresja, więcej zastanawiania się i więcej obaw przy wejściach pod kosz.
A jakby tego wszystkiego było mało, nie widać żadnych przesłanek, aby Rondo kiedykolwiek wrócił jeszcze do takiej gry w obronie, która zapewniła mu dwa wybory do pierwszej piątki najlepszych obrońców. Po jakiejś części jest to spowodowane tym, że Kevin Garnett nie jest już dłużej Celtem i nie patroluje bostońskiego pomalowanego. Celtics wciąż nie mogą znaleźć rim-protectora i choć jest to realny problem, to realnym problemem jest również to, że słabo spisuje się pierwsza linia oporu. Rondo prawie cały czas zostaje na zasłonach, przez co na początku sezonu to głównie Avery Bradley i Marcus Smart byli oddelegowywani do bronienia przeciwko przeciwnym rozgrywającym. W momencie, gdy Smart doznał urazu to się zmieniło. Zaglądając do statystyk, dowiemy się, że w obronie jeden-na-jednego Rondo pozwala przeciwnikom na ponad 45-procentową skuteczność ogółem (o 3 punkty procentowe więcej niż średnia) i na 63-procentową skuteczność w obrębie sześciu stóp od kosza (o 5.6 punktów procentowych więcej niż średnia).
Nie jest jednak tak, że Rondo w tym sezonie nie robi nic dobrego. W kwestii kreowania innych jest on najlepszy w lidze, wciąż. I nie chodzi tutaj tylko o średnią asyst, ale też o punkty wykreowane przez jego asysty – Rondo kreuje ich średnio 25.7 na mecz, co jest najlepszym wynikiem w lidze i to pomimo, że Lawson, Wall czy Paul spędzają na parkiecie więcej czasu. Rondo wykonuje też najwięcej podań na mecz (średnio 79.5), najczęściej też dotyka piłki (średnio 97.2 razy w meczu), ale jeśli chodzi o czas jej posiadania to jest dopiero na szesnastym miejscu w lidze (mając ją w rękach średnio 6.6 minut na mecz). Co prawda z nim na parkiecie ofensywa Celtics jest o jeden punkt na sto posiadań gorsza niż bez niego, ale wynik 102 zdobywanych punktów na 100 posiadań jest dla niego wynikiem najlepszym od sezonu 2010/11.
No i nie zapominajmy o grze na tablicach. Jak znajdę więcej czasu to postaram się przyjrzeć temu nieco bliżej, ale na razie wypada tylko powiedzieć, że 185-centymetrowy Rondo zbiera najlepiej w karierze i pod względem procenta możliwych do zebrania piłek w defensywie jest liderem drużyny, wraz z Jared Sullingerem, a ponad Tylerem Zellerem, Kelly Olynykiem czy Brandonem Bassem. A tymczasem zbiera 21.5 procent możliwych do zebrania piłek po defensywnej stronie parkietu. Trzeba też jednak przy okazji powiedzieć, że ledwie 26.1 procent wszystkich zbiórek Rondo to zbiórki kontestowane (innymi słowy, zbiera średnio 5.5 zbiórek, przy których zbieraniu prawie nikt mu nie przeszkadza i 1.9 zbiórek, o które musi rzeczywiście powalczyć).
Średnie rzędu 8.3 punktów (najmniej od debiutanckiego sezonu), 7.4 zbiórek oraz 10.9 asyst to coś, obok czego nie można przejść obojętnie. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że to nie jest to, czego rzeczywiście od niego oczekiwaliśmy. I wciąż zresztą oczekujemy, bo im gorzej Rondo wypada, tym gorzej dla Celtics (bo przecież spada wartość 28-latka). I tak, te średnie prawie na poziomie triple-double to taki typowy Rondo, ale w innych aspektach z tym typowym Rondo jest już różnie. Tak czy siak, on sam zachowuje optymizm i za to trzeba go pochwalić. Trzeba mieć nadzieję, że na przestrzeni kolejnych tygodni będzie grał lepiej, bo przecież w tym sezonie zdarzały mu się już mecze bardzo dobre. Dodatkowo, również Celtics powinni spisywać się lepiej, jeżeli Rajonowi uda się naprostować swoje indywidualne problemy. Bostończycy grają w piątkowy wieczór w Ogródku z Los Angeles Lakers. Lepszego meczu do przełamania chyba być nie może.