Suns odpierają comeback

14 punktów. Tyle w pewnym momencie wynosiła przewaga Phoenix Suns. Brad Stevens wziął wtedy czas i powiedział swoim zawodnikom, że teraz jest pora na to, aby coś udowodnili. No i Celtics jeszcze w trzeciej kwarcie znacząco zmniejszyli straty, by w czwartej kwarcie wyjść nawet na prowadzenie. Kolejne błędy w końcówce spowodowały jednak, że ostatecznie zwycięstwo znów prześlizgnęło się Celtom między palcami. Świetne zawody rozegrał Jeff Green, a najlepszy jak dotychczas mecz w barwach Celtics rozegrał niesamowicie skuteczny Tyler Zeller. Dla Celtów była to trzecia kolejna porażka w trzecim kolejnym meczu w TD Garden. Teraz przed nimi dwa spotkania na wyjeździe – w Fildalefii oraz Memphis.

BOXSCORE | GALERIA | TORRENT

Po początkowych problemach Suns po paru minutach gry znaleźli właściwy rytm gry i w ciągu paru kolejnych akcji boleśnie wypunktowali Celtów, osiągając ponad 10-punktowe prowadzenie. Suns znajdowali sporo dobrych okazji pod samym koszem, ale też sporo punktów zdobywali z linii rzutów wolnych. Pod kosz najłatwiej było im się dostać po zasłonie, na której zostawał Rajon Rondo, dzięki czemu zawodnik wchodzący miał w zasadzie czystą drogę do kosza. Dopiero dobra gra Jeffa Greena (10/17 FG, 0/4 3PT, 8/9 FT, 28 pkt, 3 stl, 2 blk) oraz wejście na parkiet rezerwowych – a w szczególności Evana Turnera – spowodowały, że Celtics przeprowadzili zryw 15-2 i doprowadzili do remisu, ostatecznie przegrywając po dwunastu minutach tylko 31-33.

Nieźle funkcjonował bostoński szybki atak, a od drugiej kwarty coraz lepiej wyglądał na zasłonach Rondo. Dobrą grę kontynuował Avery Bradley (7/13 FG, 2/3 3PT, 16 pkt), który trafiał zarówno po odważnych wejściach w pomalowane, jak i ze swoich ulubionych miejsc na mid-range. Znacznie mniej było z kolei prób z dystansu, któych to z kolei nie unikali goście. Ci także lepiej dzielili się piłką, natomiast Celtom wciąż zdarzały się błędy, przez które nie mogli odzyskać prowadzenia i cały czas musieli gonić rywali. W drugiej odsłonie sporo z ławki wniósł Tyler Zeller (8/9 FG, 3/4 FT, 19 pkt, 7 zb, 3 ast), po raz kolejny świetnie spisujący się nad samą obręczą. Ostatecznie do przerwy to Suns prowadzili sześcioma punktami.

Niezbyt dobry start trzeciej odsłony spowodował, że Suns znów objęli ponad 10-punktowe prowadzenie, wciąż bardzo dobrze spisując się w szybkich atakach. W pierwszych minutach trzeciej kwarty dla Celtics punktował tylko i wyłącznie Rondo (6/10 FG, 14 pkt, 10 zb, 9 ast, 5 strat), po raz kolejny niebezpiecznie zbliżający się do triple-double. Dość słaby mecz zaliczał za to Jared Sullinger (7/17 FG, 1/2 3PT, 3/4 FT, 18 pkt, 8 zb, 3 ast), jakoś niemogący znaleźć skuteczności w ataku. Celtowie dopiero po czasie coacha Stevensa wzięli się do roboty i lepsza obrona poskutkowała odrabianiem strat. Run 15-4 przypieczętowała trójka… wspomnianego Sullingera. Niesamowite zawody rozgrywał jednak Markieff Morris, na którego Celtics po prostu nie mieli odpowiedzi. Tak czy siak, gospodarze nie zwalniani tempa i przed ostatnią kwartą przegrywali już tylko punktem, w końcówce prezentując znakomite umiejętności wyprowadzania kontr.

Długo się nie udawało, ale po paru minutach czwartej kwarty i trójce Bradleya bostońska ekipa w końcu doprowadziła do remisu. Prowadzenia wciąż jednak nie było, gra się wyrównała i dopiero rozgrywający naprawdę solidne spotkanie Green dał Celtom ten upragniony jeden punkt przewagi. Z drugiej strony, wciąż świetnie spisywał się Morris (skończył mecz z 30 punktami na koncie), z którym Bostończycy wciąż nie potrafili sobie poradzić. Pojawiła się za to odpowiedź w osobie Greena właśnie, który w kilku kolejnych akcjach agresywnie wchodził pod kosz Suns, co przynosiło albo bezpośrednie punkty, albo zaliczkę z rzutów wolnych. Albo taki monster-wsad, nad Markiffem właśnie:

[gfycat data_id=”CornyAjarFossa” data_autoplay=false data_controls=false]

Trafiony rzut wolny dał Celtom dwa punkty przewagi, które jednak w kolejnej akcji zniwelował Dragić, trafiając spod samego kosza, bardzo dobrze urywając się po zasłonie śpiącego chyba Rondo. Niestety, w odpowiedzi katastrofalny błąd popełnił Bradley, podając piłkę w bardzo niechlujny sposób wszerz boiska, którą to łatwo przechwycił Bledsoe, po czym równie łatwo zdobył punkty. Dodatkowo, trójka Greena, która wyprowadziłaby Celtów na prowadzenie wykręciła się z kosza, a Alex Len miał sporo szczęścia na linii rzutów wolnych, szczególnie przy pierwszym rzucie. Pozostało kilkanaście sekund, Celtics mieli czas i cztery punkty straty, ale zamiast timeoutu doczekaliśmy się długiej akcji, w której piłka trafiła ostatecznie do Rondo, który to z kolei rzucił za trzy. Niecelnie, ale był przy tym faulowany. Co z tego, skoro Rondo nie trafił żadnej próby, potwierdzając tylko, że ten sezon będzie chyba najgorszym w jego karierze przynajmniej pod jednym względem – celności rzutów wolnych. 2/10 w tym meczu, Bostończycy przegrywają trzecie spotkanie z rzędu.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Agresywnego, walczącego, starającego się Jeffa Greena.
  2. Flirtującego z triple-double Rajona Rondo, który miał swoje niezłe momenty (i sporo ataków na obręcz), ale do całokształtu dorzucił też najwięcej w karierze pudeł z linii rzutów wolnych w jednym meczu, słabą obronę w pewnych okresach oraz pięć strat.
  3. Bardzo dobre spotkanie Tylera Zellera.
  4. Sporo szybkiej koszykówki dwóch grających zespołowo drużyn.
  5. Wyrównane spotkanie, w którym Celtom znów zabrakło odpowiedniej egzekucji, aby wygrać.