Jak C’s nie dali sobie szansy

To był kolejny mecz, który Celtics powinni wygrać. Oczywiście, w koszykówce nic nie otrzymuję się z góry, ale 19 punktów przewagi wypracowane po świetnej grze w trzeciej kwarcie to zaliczka, której po prostu nie można roztrwonić. Celtom się to udało i koniec końców za przegraną trzeba winić cały zespół i także coacha Brada Stevensa, bowiem na ostateczny wynik złożyło się wiele czynników. Warto jednak podkreślić, że nawet pomimo tego wszystkiego Bostończycy i tak wciąż mieli szansę na zwycięstwo z ekipą LeBrona Jamesa, który zdobył w tym meczu 41 punktów. Szansa była, ale Celtics z niej nie skorzystali – głównie z powodu bardzo dobrej defensywy Cavs, ale też z powodu błędu Stevensa i pomyłki Rondo.

Te dwie rzeczy trzeba od razu wyraźnie rozgraniczyć. To nie Stevens czy Rondo są odpowiedzialni za porażkę Celtics i to nie na nich powinna być zwalana wina. W czwartej kwarcie zawiodła cała drużyna, błędy popełniał trener, ale też i zawodnicy. No i sędziowie, ale to już coś, nad czym kontroli nie mamy. Celtics pozwolili rywalom na odrobienie strat, ale i tak mieli jeszcze szansę na zwycięstwo. Nawet dwie, bo LeBron nie był jednak perfekcyjny i w jednym z kluczowych momentów spudłował z linii rzutów wolnych, dzięki czemu Celtowie wciąż przegrywali tylko jednym punktem. Wtedy wydarzyło się to:

[gfycat data_id=”EntireGrandAsiaticwildass” data_autoplay=false data_controls=false]

Sullinger zebrał piłkę, lecz coach Stevens nie zdecydował się wziąć czasu. Z jednej strony, do końca meczu było jeszcze ponad pół minuty, a Celtom pozostał tylko jeden timeout. Z drugiej jednak, zamiast składnej akcji wyszła strata. Celem było dostanie się szybkie dostanie pod kosz i takie też założenie przedstawił Stevens swoim zawodnikom chwilę wcześniej, może też dlatego nie zdecydował się na przerwę. Jako że Celtowie naprawdę dobrze sobie radzili w szybkich atakach to tego typu akcja wydawała się mieć spore szanse na powodzenie, ale wszystko popsuł LeBron. Jest dobra zasłona od Jeffa Greena, jest wbiegający w pole trzech sekund Jared Sullinger i jest stojący na lewym półdystansie Brandon Bass. Wejście pod kosz sprawia, że Kevin Love decyduje się udzielić pomocy, a to daje Bassowi czystą pozycję. Rondo nie daje jednak rady podać mu piłki, gdyż tę bardzo zręcznie wybija mu LeBron. Piłka odbija się od buta RR i wylatuje na aut, piłka dla Cavs.

Ci nie dali jednak rady powiększyć przewagi, bo Kyrie Irving został bardzo dobrze przez bostońską defensywę zatrzymany. Wynik wciąż bez zmian, na zegarze siedem sekund, a więc teoretycznie mnóstwo czasu. Na parkiet wychodzi piątka, która mecz rozpoczęła. I tutaj pojawia się pierwsze zastrzeżenie do Stevensa. Czemu na boisku nie pojawili się ani Marcus Thornton, ani Evan Turner? Ta dwójka oraz Jeff Green to trzech bostońskich zawodników, która potrafi samemu wytworzyć sobie dobrą pozycję do rzutu. Wystarczy przypomnieć sobie jak 76ers wygrali jedno z niewielu spotkań w zeszłym sezonie. Ahh, no tak. Dodatkowo, w razie ewentualnego faulu tych trzech zawodników daje duże szanse na powodzenie co najmniej jednego z dwóch rzutów wolnych.

Niejednoznaczna pozostaje ocena wyboru zawodnika, który wprowadzał piłkę do gry. Był nim Kelly Olynyk, zawodnik również kreatywny i potrafiący wiele rzeczy w ataku, mający na dodatek bardzo dobry sezon pod względem skuteczności, ale z drugiej strony zawodnik bardzo dobrze podający. I tak, pierwszą opcją w tej akcji był Jeff Green i podanie nad kosz – być może właśnie dlatego to Olynyk miał wyprowadzać piłkę z autu. To się jednak nie udało, bo zasłona postawiona przez Avery Bradleya okazała się być za słaba i LeBron zdołał przez nią przebrnąć, przez co podanie do Greena byłoby złym pomysłem. Olynyk zrobił nawet zamach, ale sam chyba nie wierzył w powodzenie tego podania. Zamiast tego, zdecydował się na bezpieczniejsze rozwiązanie i podał do blisko stojącego Sullingera. Sytuacja o której mowa:

Celtics - Cavs

Warto przy okazji zwrócić uwagę na fakt, że James i Marion w ostatniej chwili zamienili się kryciem, bo początkowo to właśnie Marion miał zajmować się Greenem. Tę robotę odwalił LeBron, ale Marion jeszcze się w tej historii pojawi. Okej, pierwsza opcja spalona, piłka wędruje więc do Sullingera, który z kolei przekazują ją do Rondo. Tutaj plan zakładał odrzucenie zasłony Sullingera, czyli zejście na prawe skrzydło, gdzie Rondo miałby dwie opcje: rzut lub podanie do Greena. Zamiana krycia spowodowała jednak, że jeśli Rondo decydowałby się na wejście to musiałby zmierzyć się z LeBronem właśnie. Chyba dlatego Rondo zamiast odrzucenia zasłony postanowił z niej skorzystać, jednak pojawił się kolejny problem: Cavs ponownie zamienili się kryciem.

I tak, Rondo wylądował z Marionem przed sobą. Rozgrywający popełnił jednak bardzo duży błąd, bowiem za długo zwlekał z wejściem pod kosz (przy czym odrobinę za długo trwało też stawianie zasłony). Dodatkowo, Sullinger miał już za mało czasu, aby po zamianie krycia wykorzystać swój mismatch. A gdy Rondo zaczął już wchodzić pod kosz – prawie pięć sekund po wprowadzeniu piłki do gry – to stracił panowanie nad piłką, co w połączeniu z długimi ramionami Mariona spowodowało, że nie zdołał on nawet oddać rzutu na zwycięstwo, bo mecz się zwyczajnie skończył. Tak to wyglądało w praktyce:

[gfycat data_id=”ScaredRichDamselfly” data_autoplay=false data_controls=false]

Zagrywka na pewno nie była taka, aby to Rondo oddawał rzut. Po pierwsze, w zespole są pewniejsze opcje. Po drugie, Rondo nie jest clutch w takich sytuacjach, a potwierdzenie znajdziemy w zaawansowanych statystykach. To nie znaczy jednak, że powinniśmy zwalać na niego całą winę, ale też z drugiej strony trzeba jasno powiedzieć, że i Rondo popełnił w tej akcji błędy, co skutkowało, że koniec końców Celtics nie dali sobie żadnej szansy na zwycięstwo. Po meczu bostoński rozgrywający powiedział:

„Straciłem piłkę. Trzeba im oddać, że zagrali bardzo dobrze w obronie. Straciłem piłkę i nie udało mi się oddać rzutu w czasie.”

To fakt, obrona Cavaliers spisała się w tej akcji na medal. Tak czy siak, dla nas najważniejsze jest, że Celtowie ten mecz przegrali. I jest to kolejne spotkanie, które pokazuje, czego bostońskiej drużynie brakuje: kogoś, kto pociągnie zespół w ostatnich minutach i będzie miał jaja, by trafić wielki rzut. Brzmi znajomo? Tak, to Paul Pierce zajmował się tym w ostatnich latach. Teraz w Bostonie takiego closera już nie ma i nie chodzi tutaj o kogoś, kto trafi game-winnera (bezpośrednie nawiązanie do Greena), ale raczej kogoś, kto nie dopuści do tego, aby była potrzeba oddawania takiego rzutu, który będzie przesądzał o zwycięstwie lub porażce. Kimś takim nie jest Green, ale też nie jest kimś takim Rondo, dlatego póki w składzie ktoś taki się nie pojawi to bostońska ekipa będzie przegrywała większość takich meczów, które nie zostaną domknięte jeszcze w połowie czwartej kwarty.