Celtowie znów trwonią przewagę

Jeden punkt. O tyle lepsi w piątkowym meczu okazali się być Cleveland Cavaliers. To byłoby wielkie zwycięstwo i pewnie dlatego ta przegrana doskwiera tak bardzo, tym bardziej że był to kolejny naprawdę dobry mecz, który po prostu bardzo dobrze się oglądało, a w którym Celtics znów mieli momenty gry po prostu fenomenalnej. Nie wystarczyło, Celtom znów czegoś zabrakło, by mecz domknąć i wygrać. Kolejny już raz LeBron James przyjechał do Bostonu, by zagrać niesamowite spotkanie – tym razem zdobył 41 punktów, dokładając także siedem asyst. Dla Bostończyków była to druga z rzędu i piąta ogółem porażka, następny mecz w poniedziałek przeciwko Phoenix Suns – trzeci kolejny w TD Garden.

BOXSCORE | GALERIA | TORRENT

Tempo tego spotkania przewyższyło najśmielsze oczekiwania. Raz pod jednym, raz pod drugim koszem. Obie ekipy grały na tyle szybko, że Rajon Rondo (3/10 FG, 6 pkt, 8 zb, 16 ast, 3 stl, 3 straty) potrzebował przerwy już po pięciu minutach gry. Celtics bardzo dobrze się jednak w takiej grze odnajdywali, dzięki czemu to oni zbudowali sobie kilka punktów przewagi w tych pierwszych minutach. Pomagał również fakt, że Celtowie wyszli na ten mecz z wielką motywacją, czego najlepszym przykładem był niesamowicie walczący Kelly Olynyk (8/13 FG, 2/5 3PT, 3/4 FT, 21 pkt, 6 zb, 2 stl). Kanadyjczyk naprawdę świetnie prezentował się w obronie, będąc również bardzo aktywnym na tablicach. Tempo gry nie ustawało i choć po paru minutach mieliśmy już więcej ataków pozycyjnych, to wciąż zdarzały się i takie sekwencje:

[gfycat data_id=”JollyBlackCanary” data_autoplay=false data_controls=false]

Celtowie odwalali także kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o kontestowanie wejść pod kosz zawodników Cavs. Trochę energii i punktów z ławki zapewnili Thornton oraz Bass, dzięki czemu to gospodarze prowadzili po pierwszych 12 minutach 31-25. W drugiej kwarcie gra się uspokoiła, ale i wyrównała, bo do głosu doszedł w końcu LeBron, a Celtics mieli małe problemy w ataku, tym bardziej że nie mieli już okazji do zdobywania łatwych punktów po szybkich atakach – tych w drugiej odsłonie po prostu nie było. Bostońską ofensywą prowadził Avery Bradley (6/10 FG, 12 pkt, 5 zb), punktujący głównie z mid-range. Dużo po powrocie na parkiet wniósł Olynyk, a koniec końców do przerwy mieliśmy remis 59-59.

Dobry start w drugiej połowie można zawdzięczać głównie Rondo, świetnie dostarczającego piłki do bostońskich podkoszowych – w szczególności Olynyk wszedł w bardzo dobry rytm, zdobywając osiem punktów na początku trzeciej odsłony. Swoje dołożył także Jared Sullinger (7/13 FG, 4/5 FT, 19 pkt, 10 zb, 3 ast), odważnie grający pod koszem gości. Jedyne, co wciąż odrobinę szwankowało to bostońska obrona, która pozwalała Cavaliers na za dużo. W końcu agresywniej zaczął grać Jeff Green (5/12 FG, 1/6 3PT, 8/10 FT, 19 pkt, 3 zb), a to z kolei zaczęło przynosić efekty w postaci kolejnych wycieczek na linię rzutów wolnych. I tak, Celtics powoli znów budowali sobie przewagę, w końcu grając znacznie lepiej w defensywie, a Rondo dokładał kolejne asysty i pod koniec trzeciej kwarty gospodarze wyszli na 16-punktowe prowadzenie, zdobywając 12 oczek bez odpowiedzi rywali. 101 punktów dla Celtics, 16 asyst dla Rondo po 36 minutach gry.

Niestety na początku ostatniej odsłony trzy trójki z rzędu trafił Kyrie Irving, a Celtowie po solidnym starcie i kilku świetnych kontrach znów zostali zmuszeni do gry w ataku pozycyjnym, co tak dobrze już im nie szło. Gdy Irving został sfaulowany przy kolejnej próbie zza łuku i wykorzystał wszystkie rzuty wolne to przewaga Celtów zmalała do zaledwie dziewięciu oczek. Atak Celtics znów poprawił się dopiero po powrocie na boisko Olynyka, lecz sędziowie zaczęli psuć nieco grę, już od trzeciej kwarty poczynając wysyłać Cavaliers na linię rzutów wolnych znacznie częściej, niż powinno mieć to miejsce. Także i kolejne błędy gospodarzy spowodowały, że ekipa z Cleveland powoli zmniejszała straty. W ostatnich minutach kontrolę nad meczem przejął LeBron i to on wyprowadził w końcu Cavs na prowadzenie akcją z faulem, choć to raczej on w tej akcji faulował. Celtics przez ponad pięć minut gry zdobyli zaledwie cztery punkty przy 19 punktach przeciwników. Jakby tego było, w dwóch kluczowych akcjach defensywa Cavaliers doskonale powstrzymała Celtics – najpierw LeBron wybił piłkę wchodzącemu pod kosz Rondo, a w ostatniej akcji Rondo popełnił błąd w koźle, rozpisana zagrywka się załamała i 28-letni rozgrywający nie zdołał nawet oddać rzutu, przez co Bostończycy stracili szansę na zwycięstwo. Na analizę tej ostatniej akcji przyjdzie jeszcze czas, na pewno.

Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:

  1. Wielkiego LeBrona. Kevin Love miał ogromne problemy od samego początku, Kyrie Irving obudził się dopiero w ostatniej kwarcie, natomiast LeBron James od startu do mety grał szalenie dobrze, zdobywając aż 41 punktów. Jak wiemy, LBJ zawsze ma dodatkową motywację w meczach przeciwko Celtics.
  2. 55 punktów z szybkich ataków obu ekip. Mecz zwalniał parę razy, najbardziej pod koniec (co jest zrozumiałe), ale obie drużyny grały w pewnych momentach niesamowicie szybką koszykówkę. Najlepszym przykładem jest właśnie statystyka szybkich ataków, ale także końcowy wynik i ponad 240 punktów zdobytych w tym spotkaniu.
  3. Dobry występ ławki. Trójka zawodników (Bass, Turner, Thornton) miała po 12 punktów, osiem kolejnych oczek dołożył Tyler Zeller. Drugi garnitur był skuteczny, wniósł sporo dobrej energii i w końcu pokazał, że Celtics to nie tylko wyjściowa piątka. Prawidłowo, szkoda tylko, że tym razem nie przełożyło się to w ostateczności na wynik.
  4. Świetną trzecią kwartę. 42 punkty. 14 asyst przy 16 trafionych rzutach. Ponad 70-procentowa skuteczność (16/22). Dwóch zawodników, którzy w tym okresie zdobyli ponad dziesięć oczek. Tak wyglądała właśnie trzecia odsłona gry, po której mogłoby się wydawać, że Celtics ten mecz wygrają. Czy była to najlepsza kwarta Celtics w tym sezonie? Takich pojedynczych świetnych kwart było sporo, ta zdecydowanie będzie w czołówce, tym bardziej, że Bostończycy grali także nieźle w defensywie.
  5. Fatalną czwartą kwartę. No i przegrany ostatecznie mecz, mimo 19 punktów prowadzenia. Bostończycy przegrali ostatnie 12 minut aż 20-38, pozwalając Cavaliers najpierw na dojście, a potem prześcignięcie. Zbyt słaba obrona, ogromy przestój w ataku – to nie mogło się udać. Okej, mogło – ale dwie ostatnie akcje poszły tak źle, jak tylko pójść mogły. Szkoda.