Bradley: Chcę tutaj być

Avery Bradley ma za sobą udany i ważny sezon, jednak przed nim jeszcze ważniejsze lato, w czasie którego zadecyduje się najprawdopodobniej jego przyszłość. 23-latek od wielu miesięcy powtarza, że chciałby pozostać w Bostonie, ale to będzie raczej decyzja Danny’ego Ainge’a. Jedna z wielu decyzji, które bostoński generalny menedżer będzie musiał podjąć tego lata. I nie jest wcale powiedziane, że będzie to decyzja łatwa. Bradley stanie się bowiem zastrzeżonym wolnym agentem, a to znaczy, że Celtics będą mogli wyrównać każdą ofertę kontraktu, jaką otrzyma zawodnik wybrany przez nich w Drafcie 2010. Na ten moment trudno jednak przewidzieć, co rzeczywiście stanie się tego lata i w jakim klubie Bradley rozpocznie przyszły sezon.

Bradley pracuje obecnie nad swoją grą w Teksasie, wzmacniając partie ciała i poprawiając swoje ogólne umiejętności, by wrócić w przyszłym sezonie na parkiety NBA jako jeszcze lepszy gracz. Nie wiadomo jednakże, jaki klub będzie reprezentował. On sam raz jeszcze powtórzył, że chciałby pozostać w Bostonie:

„Oczywiście to tutaj jest miejsce, w którym chciałbym być. Jestem w Bostonie od czterech lat i to uwielbiam. Uwielbiam fanów, nasz zarząd. Zdecydowanie chcę wrócić na kolejne lata.”

Punkt widzenia Bradleya już znamy, ale fakty są takie, że decyzja będzie należeć najprawdopodobniej od samego Ainge’a. Nie wiadomo jak bardzo ceni on sobie Bradleya, ale ostatnie raporty donoszą, że Ainge raczej na pewno nie wróci do oferty, którą 23-latek miał rzekomo odrzucić jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Była to oferta przedłużenia kontraktu warta $24 miliony dolarów za cztery lata gry. Bradley zaryzykował i choć pod wieloma względami rozegrał najlepszy sezon w karierze, który na dodatek zakończył w bardzo dobrym stylu to jednak kolejny już raz miał on problemy z kontuzjami, które ciągną się za nim od samego początku kariery.

Bradley z pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że NBA jest jednym wielkim biznesem, a najlepsza finansowo propozycja może nadejść od jakiegoś innego klubu. I choć z jednej strony będzie on mówił, że chce zostać w Bostonie to z drugiej może nie pozostawić wyboru Ainge’owi, który może mieć co do jego osoby zupełnie inne plany. Co prawda to nie generalny menedżer Celtów będzie wyznaczać wartość Bradleya, bo tą wyznaczy sam rynek, ale komfortem dla Ainge’a jest to, że będzie on mógł po prostu usiąść, poczekać i zobaczyć jakie oferty otrzyma Bradley, a następnie zdecydować czy warto jest którąkolwiek z nich wyrównywać.

Pytanie, ile rzeczywiście wart jest Bradley. Poprzedni sezon miał udany – pokazał, że potrafi rzucać i poszerzył zasięg, ale też dodał do swojego repertuaru zagrania po koźle. Obrona nie była już tak dobra, jak sezonie 2012/13, ale i sam zespół miał ogromne problemy w obronie. To, co wciąż obniża wartość 23-latka to ciągle powtarzające się kontuzje (w zeszłym sezonie Bradley opuścił przez nie 22 spotkania), a do tego brak umiejętności do gry na pozycji numer jeden oraz słaba postawa pod koszem. Właśnie poprawa wejść pod kosz i częstsze wymuszanie fauli skutkujących rzutami wolnymi jest teraz głównym celem Bradleya.

W zeszłym sezonie notował on średnio ledwie 1.9 rzutu wolnego w każdym meczu, co i tak było jego najlepszym wynikiem w karierze. Teraz Bradley postawił sobie za zadanie, by oddawać co najmniej pięć rzutów wolnych. Warto dodać, że w zeszłym sezonie ledwie sześciu rzucających obrońców miało wynik podobny lub lepszy, czyli oddawało w meczu pięć lub więcej rzutów wolnych. Nie będzie więc to zadanie łatwe, ale jest to konieczność dla Bradleya, jeśli chce on systematycznie zabierać swoją grę na wyższy poziom. Tym bardziej, jeśli chce on rzeczywiście na długie lata pozostać w Bostonie – Ainge może bowiem nie chcieć przepłacać i jeśli ktoś zaoferuje Bradleyowi duże pieniądze to Ainge zwyczajnie odpuści, gdyż AB ze swoimi obecnymi umiejętnościami nie będzie po prostu tyle wart. W grę wchodzi też opcja sign-and-trade, no chyba że Bradley rzeczywiście chce być w Bostonie tak bardzo, że bez wahania zaakceptuje to, co Ainge być może sam zaoferuje mu latem.