PS: Vitor Faverani

Tak jak przed rokiem, tak i w tym – gdy sezon dla Celtów się skończył i zawodnicy mogą wyjeżdżać na ryby – można już krótko podsumować ich grę i to, jak spisywali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Nie były to z pewnością miesiące łatwe, bo nie dość, że wielu zawodników zmagało się z kontuzjami to jeszcze grało w zupełnie nowym dla siebie systemie oraz w zespole, którego celem było najwięcej porażek. Żeby ocenić tę kampanię trzeba więc będzie wziąć pod uwagę, jakie były oczekiwania, co do danego zawodnika przed sezonem oraz jak wypadł on w sezonie regularnym. Jako piątego oceniamy Vitora Faveraniego, czyli kolejnego żółtodzioba, dla którego zeszły sezon był debiutem w NBA.

PRZED SEZONEM:

Vitor Faverani przychodził do Bostonu jako gracz dość tajemniczy, a najwięcej mówiło się o wymarzonej przez niego współpracy z Rajonem Rondo. Brazylijczyk był nadzieją na przynajmniej częściowe rozwiązanie problemów Celtics pod koszem. Zapowiadało się więc naprawdę ciekawie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Faverani pokazał się z bardzo fajnej strony już od swojego pierwszego dnia w mieście fasoli. Większych oczekiwań jednak nie było, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, czego można się w ogóle spodziewać.

SEZON REGULARNY:

Hej, pamiętacie jeszcze o kimś takim jak Faverani? Wejście do ligi miał wręcz piorunujące, bo już w drugim meczu zaliczył imponujące double-double złożone z 12 punktów oraz 18 zbiórek, a przy okazji wypłacił jeszcze sześć bloków. Był to zdecydowanie jego najlepszy mecz w sezonie, z czego wtedy niewielu zdawało sobie sprawę. Tylko nieliczni wskazywali, że wraz z rozwojem sezonu Brazylijczyk będzie tracił swoje minuty w rotacji i tak też rzeczywiście się stało, bo Faverani po rozegraniu 37 meczów został przesunięty do D-League, gdzie doznał urazu kolana. Późniejsze badania wykazały zerwanie łąkotki i tym samym zakończył się pierwszy sezon Faveraniego w NBA, w czasie którego notował średnio 4.4 punkty oraz 3.5 zbiórki na mecz (per36 było to odpowiednio 12.1 oraz 9.4). Odnośnie wspomnianej wcześniej współpracy z Rondo – tej w zasadzie nie widzieliśmy, bo gdy Rondo dopiero się rozkręcał to Faverani krążył już między ławką a D-League. Dość powiedzieć, że Faverani zamienił na punkty dosłownie jedno podanie Rondo. Jedno podanie, jedna asysta. To tyle odnośnie tej współpracy.

OCENA: 3

Ciężko oceniać taki sezon, w momencie gdy Faverani rozegrał ledwie 37 spotkań. Tak jak wspomniałem, nie mieliśmy w stosunku do niego większych oczekiwań, było to raczej coś w stylu: „wypali – dobrze, nie wypali – trudno”. Można chyba powiedzieć, że raczej nie wypaliło. Pamiętajmy jednak, że był to dopiero pierwszy sezon dla Faveraniego, na dodatek sezon niełatwy. Z jednej strony, pokazał on że stać go na przyzwoite mecze, ale z drugiej nie był na tyle mocny i przydatny, by utrzymać miejsce w rotacji.

CO DALEJ?

Najgorsze jest już za nim. Będziemy bacznie mu się przyglądać już od samych początków przygotowań do przyszłego sezonu. Na razie leczy on kontuzję – operacja się powiodła i teraz Brazylijczyk przechodzi rehabilitację. Za przyszły sezon zarobi nieco ponad $2 miliony dolarów, natomiast kolejny rok w umowie nie jest gwarantowany, co oznacza że Faverani może zostać dołączony do jakiejś wymiany i tym samym zakończy się jego przygoda z Bostonem. Tak czy siak, 26-latek musi jeszcze sporo popracować żeby móc zacząć robić różnicę na poziomie NBA. Celtów stać na jego rozwój, bo mogą ze spokojem się jemu przyglądać, a potem albo cieszyć się z oszlifowania solidnego zawodnika, albo też w odpowiednim momencie się go pozbyć. Witamy w NBA, Vitor!