Boston Celtics kończą sezon 2013/2014 z bilansem 25-57, ulegając w ostatnim meczu drużynie Washington Wizards w TD Garden. Celtowie po raz pierwszy od siedmiu lat nie zakwalifikowali się do fazy posezonowej i na ryby jadą już w połowie kwietnia. Po raz pierwszy od siedmiu lat C’s mają też na koncie więcej porażek niż zwycięstw, jednak plusem tego jest więcej piłeczek w loterii, która zdecyduje o kolejności draftu. Kolejny dobry mecz zaliczył mający świetną drugą połowę sezonu debiutant Kelly Olynyk, który tym samym mocnym akcentem zakończył swój pierwszy sezon na zawodowych parkietach. Wizards przeważali od samego początku, ale dopiero pod koniec trzeciej kwarty odjechali Celtom na dobre.
Pierwsze sześć punktów dla Wizards zdobył ultraszybki John Wall. Goście nie mieli większych problemów ze zdobywaniem punktów, trafiając na bardzo wysokim procencie (67 procent w pierwszych 12 minutach), nie tylko spod samego kosza. Celtics z kolei sporo pudłowali (ledwie 33 procent z gry w pierwszej kwarcie) i tendencja ta utrzymała się do końca pierwszej odsłony, w której Wizards prowadzili nawet 15 punktami, by ostatecznie rozpoczynać drugą kwartę od wyniku 38-24. Jedynym Celtem, który trzymał poziom był Brandon Bass (7/9 FG, 2/3 FT, 16 pkt, 7 zb), który przed meczem otrzymał zresztą nagrodę im. Reda Auerbacha.
Celtowie całkiem nieźle rozpoczęli drugą kwartę, zbliżając się po kilku akcjach nawet na pięć punktów, gdy trójkę trafił dobrze spisujący się Chris Johnson (4/7 FG, 2/5 3PT, 10 pkt, 4 zb, 3 ast, 4 stl). Tym samym odpowiedział jednak Beal i widać było, że Wizards tak łatwo nie dadzą Celtom dojść do głosu. Wciąż bardzo słabo wyglądała obrona Celtics w okolicach obręczy, ale przynajmniej zaczęło im wpadać o wiele więcej rzutów niż w pierwszej kwarcie. Mimo tego, Czarodzieje utrzymywali 10-punktową przewagę, wygrywając do przerwy 68-56 (trafiając 62 procent swoich rzutów). Niestety trzy faule już w pierwszej połowie złapał Olynyk, a bardzo nierówno grał na przemian trafiający i ceglący Avery Bradley (7/18 FG, 3/7 3PT, 18 pkt, 5 zb, 3 ast, 5 strat).
Celtowie dali sobie jeszcze jedną szansę na powrót do tego meczu zaraz na początku drugiej połowy, kiedy to wykorzystali kilka niecelnych rzutów Wizards. W końcu skrzydła rozwinął świetnie ostatnio grający – przynajmniej w ataku – Kelly Olynyk (10/16 FG, 4/5 FT, 24 pkt, 7 zb, 5 ast), który zdobył sześć punktów na starcie trzeciej kwarty i sprawił, że Celtics tracili już tylko cztery punkty i wciąż nie dawali za wygraną. Niestety w połowie kwarty piąty już faul odgwizdano Olynykowi, a goście powolutku znajdowali swój rytm, odnajdując też przy okazji dziesięć punktów przewagi, w czym dobitnie pomógł im solidnie grający Marcin Gortat. To w połączeniu ze słabą końcówką odsłony w wykonaniu Celtów sprawiło, że Wizards osiągnęli największe, bo 16-punktowe prowadzenie w meczu, który tym samym był rozstrzygnięty przed ostatnią odsłoną.
Wizards tylko powiększali swoją przewagę w ostatniej kwarcie, wygrywając ostatecznie 118-102, a w międzyczasie prowadząc nawet 26 oczkami. Dobrze mimo problemu z faulami grał Olynyk, który co chwila powiększał swój dorobek punktowy. 4-punktową akcję zaliczył z kolei Bradley, ale nawet to nie dawało gościom powodów nie pokoju, tym bardziej że cały czas nie mieli oni w zasadzie żadnych problemów ze zdobywaniem punktów, czego najlepszym dowodem jest skuteczność, z jaką zakończyli mecz: Wizards trafili aż 56.8 procent swoich rzutów (50/88). Warto odnotować, że ostatnie punkty dla Celtics w sezonie zdobył Phil Pressey (3/12 FG, 0/4 3PT, 3/4 FT, 9 pkt, 10 ast, 5 zb, 4 straty).
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Mocny finisz Olynyka. Debiutant naprawdę zachwycił w drugiej części sezonu i choć wciąż ma spore problemy w obronie to w ataku wygląda naprawdę dobrze. W trzecim kolejnym meczu zdobył ponad 20 punktów na dobrej skuteczności. Co ciekawe, był jedynym Celtem z plusowym wskaźnikiem „+/-” w tym meczu. Czekamy na więcej w drugim szonie!
- Typowego Jeffa Greena. Green zakończył sezon w swoim stylu, czyli zdobywając niezłe 20 punktów, ale w bardzo nieefektywny sposób (6/15 z gry, 2/7 zza łuku). Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, ale już teraz można stwierdzić, że był to sezon rozczarowujący. Na plus należy natomiast zapisać fakt, że Green, który dwa lata temu przeszedł operację serca rozegrał wszystkie 82 spotkania tego sezonu, we wszystkich grając od pierwszej minuty.
- Definicję solidności. Jest nią oczywiście Brandon Bass i więcej pisać nie trzeba.
- Gorących Wizards. Czarodzieje zepsuli nieco kibicom ten ostatni mecz, bo w zasadzie od samego początku wyraźnie przeważali i choć Celtics próbowali się czasem odgryzać to jednak nie mieli większych szans. Co by jednak nie mówić, w połączeniu z wygraną Jazz i przegraną Nets był to całkiem udany wieczór dla Celtics.
- Ostatni w sezonie mecz. Po pierwsze: jak dobrze, że to już koniec. Po drugie: dziwnie kończyć sezon tak wcześnie. Po trzecie: zapowiada się naprawdę ciekawe lato. No i po czwarte: dziękujemy, że byliście z nami do samego końca. Teraz offseason, w którym – miejmy nadzieję – będzie się sporo działo. I liczymy, że wciąż z nami będziecie. #GreenRunsDeep