Toronto Raptors wygrywają pierwszy mecz pierwszej w tym sezonie serii home-to-home Celtics, który został rozegrany w Bostonie. Obie drużyny spotkają się ponownie już jutro, z tą różnicą, że w Toronto. W przegranym przez Celtów 90-99 spotkaniu wielką czwartą kwartę zaliczył Jared Sullinger, który po słabszym początku w ostatniej odsłonie zdobył aż 19 ze swoich 26 punktów, dając gospodarzom nadzieje na zwycięstwo. Nadzieje te okazały się być jednak płonne, gdyż Raptors prowadzeni przez Kyle’a Lowry’ego (23 punkty) oraz Terrence’a Rossa (24 punkty) odparli atak Celtów i umocnili się na prowadzeniu w Dywizji Atlantyckiej, zapewniając sobie też udział w playoffs. 15 asyst oraz 9 szwów to dorobek Rajona Rondo.
Całkiem dobry start zaliczyła bostońska ofensywa prowadzona przez Rajona Rondo, który już w pierwszej kwarcie miał sześć asyst. O wiele gorzej było jednak w obronie – wykorzystując dziurę pod koszem Raptors grali głównie do środka (Valanciunas), wymuszając tym samym sporo rzutów wolnych (DeRozan), ale goście trafiali też zza łuku (Ross). Po 12 minutach prowadzili więc dziewięcioma oczkami, ale C’s rozpoczęli drugą kwartę od trzynastu kolejnych punktów – we wszystkich udział miał Rondo, który już po 13 minutach gry miał na koncie 10 asyst. Bardzo dobrą zmianę dał Chris Johnson, a gra się nieco wyrównała. Goście odskoczyli dopiero pod koniec kwarty, prowadząc do przerwy 55-46.
Dwie trójki Lowry’ego na początku drugiej połowy dały Raptors bezpieczne prowadzenie, a na dodatek po zderzeniu z Vasquezem do szatni musiał udać się Rondo. Znacząco spadła skuteczność obu zespołów, ale goście wciąż utrzymywali około 10-punktową przewagę. Na koniec kwarty trójkę dorzucił jeszcze Ross, po której Bostończycy – wciąż bez Rondo – przegrywali 62-77. Rozgrywający wrócił dopiero po założeniu mu dziewięciu szwów w okolicach czoła. Z kolei Celtics dobrze rozpoczęli ostatnią odsłonę (dziewięć punktów z rzędu), wracając do spotkania, a całkiem nieźle spisywał się Phil Pressey, szczególnie broniąc Lowry’ego. Świetną kwartę zaliczył Jared Sullinger, który co chwila powiększał swój dorobek punktowy (trafił nawet trzy trójki z rzędu). C’s zdołali się zbliżyć nawet na trzy oczka, ale mecz do zamrażarki odesłały trójki Lowry’ego oraz Rossa.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Rajona Rondo w odwróconym headbandzie. Pierwsza kwarta była w jego wykonaniu naprawdę dobra, a w całym meczu spisał się on co najmniej dobrze, choć znów rzucał na słabej skuteczności. Ostatecznie zanotował 9 punktów (3/9 FG, 3/4 FT) oraz 15 asyst, a łokieć otrzymany w trzeciej kwarcie skutecznie uniemożliwił mu lepszy występ w tym spotkaniu. Ale trzeba przyznać, że jest gość twardy.
- Bardzo fajną zmianę Chrisa Johnsona. 26 minut gry, w czasie których Chris zapisał na swoim koncie 13 punktów (5/8 FG).
- Wielką czwartą kwartę Jareda Sullingera. 19 punktów, trzy trafione trójki, kilka naprawdę świetnych zagrań. Szkoda, że to nie wystarczyło by odrobić straty w pełni, ale Sullinger i tak narobił stracha Raptors. Sullinger skończył mecz z 26 oczkami (8/17 FG, 4/6 3PT, 6/8 FT), dołożył też osiem zbiórek i dwa bloki. W obronie nie miał jednak nic do powiedzenia – zarówno on, jak i reszta bostońskich podkoszowych – w starciach z Valanciunasem (Raptors zdobyli 40 punktów z pomalowanego przy 28 ekipy z Beantown, zebrali też 48 piłek – 12 więcej niż Celtowie).
- Zwyczajny mecz Jeffa Greena. I przeciętne spotkanie bostońskich podkoszowych (poza Sullingerem).
- Skutecznych Raptors. Goście wygrali mecz mimo zanotowania 16 strat (gdzie Celtics mieli ich ledwie dziewięć), głównie dlatego że trafiali na bardzo dobrym procencie. Bostońska defensywa nie spisała się w tym meczu najlepiej, choć wypada pochwalić na przykład Phila Presseya, który naprawdę dobrze bronił przeciwko Lowry’emu.