Wallace nie rozważa buyoutu

Jesteśmy już po trade deadline, mamy końcówkę lutego i zaczął się już taki czas, gdy faworyci do mistrzostwa zbroją się na ostateczne starcia. Przełom lutego/marca to także czas, w którym pewna grupa zawodników – najczęściej weterani i solidni role-players – dochodzi do porozumienia ze swoimi klubami i wykupuje umowy, dzięki czemu mogą oni następnie dołączyć do któregoś z contenderów i bić się o mistrzostwo. W ostatnich dniach podobną rzecz zrobili m.in. Ben Gordon czy Glen Davis. Ten drugi wylądował zresztą pod skrzydłami Doca Riversa w Los Angeles Clippers. W grupie zawodników, która poprzez tzw. buyout chce poszukać szczęścia w innym zespole nie ma jednak naszego Geralda Wallace’a.

Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że nawet gdyby Wallace miał rozważać takie posunięcie to raczej wątpliwe jest, aby zgodzili się na to Celtics. Zanim jednak do tego przejdziemy należy zaznaczyć, że 31-latek jest zadowolony ze swojej obecnej sytuacji i choć z pewnością bardzo chciałby powalczyć jeszcze o mistrzostwo to akceptuje to, w jakim miejscu się znajduje. Znalazł się on na takim etapie kariery, że co chwila dokuczają mu mniejsze i większe urazy – dość powiedzieć, że w spotkaniu z Kings grał pomimo ostrych boli pleców. Dni, gdy prowadził Charlotte Bobcats do playoffs i występował w All-Star Game bezpowrotnie minęły. Większość bostońskich kibiców narzeka na jego postawę, ale co by nie mówić – Wallace w każdym meczu daje z siebie wszystko i potwierdza tylko, że jest klasycznym hustle-guyem.

Jednocześnie, każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę, że w tym momencie Celtics nie walczą o mistrzostwo i może minąć jeszcze trochę czasu zanim Bostończycy ponownie wrócą do walki o najwyższe laury. Wallace ma już za sobą 13 sezonów gry i na pewno nie było jego marzeniem znaleźć się w przebudowywanej drużynie, która sezon skończy w połowie kwietnia. Stało się jednak jak się stało i Wallace nie ma zamiaru narzekać. Jak sam mówi, są pewne rzeczy, których nie może kontrolować, i z którymi nie może nic zrobić. Trzeba to zrozumieć i iść naprzód tam, gdzie się gra. Na obecnym etapie kariery jego doświadczenie pozwala mu liderować drużynie, z czego on sam doskonale zdaje sobie sprawę – robi więc wszystko, by pomóc młodszym zawodnikom i przy okazji pokazać, co trzeba zrobić, by mieć udaną karierę w NBA.

Zapytany bezpośrednio o wykupienie kontraktu powiedział, że nawet o tym nie myślał. Dodał też, że jest to coś zupełnie nie w jego stylu i niezależnie od tego, w jakim miejscu się znajduje musi pogodzić się z sytuacją i przyjmować ją z satysfakcją. Oznacza to, że buyout w ogóle nie wchodzi w grę, ale prawda jest taka, że nawet gdyby Celtics rozważali takie posunięcie to byłoby ono mało opłacalne, głównie ze względu na umowę Wallace’a. Wspomniani Gordon i Davis byli w innych sytuacjach – ten pierwszy miał spadający po tym sezonie kontrakt, natomiast kontrakt tego drugiego kończył się po przyszłym sezonie, za który Davis miał zarobić $6.6 milionów dolarów. Tymczasem umowa Wallace’a obowiązuje aż do końca sezonu 2015/16 i do tego czasu zarobi on ponad $20 milionów dolarów (a nawet $30 milionów, licząc z obecnym sezonem).

Wykup kontraktu Wallace’a w tym momencie oznaczałby, że do salary cap Celtics wciąż wliczałaby się spora suma jego umowy. Łatwo jest to wyjaśnić na przykładzie Glena Davisa – za przyszły sezon miał on zarobić $6.6 milionów dolarów i do salary cap Magic wliczy się ta suma odjąć nowy kontrakt Davisa, który zapewne będzie w okolicach minimum dla weterana. Żeby było jednak ciekawiej, Davis musiał zrezygnować z tej sumy w zamian za możliwość walki o mistrzostwo w barwach Clippers. A to oznacza, że jeśli Wallace chciałby odejść to musiałby pożegnać się z ponad $20 milionami dolarów zapisanymi w jego kontrakcie do końca sezonu 2015/16. Nic więc dziwnego, że do tej pory nie myślał o tej opcji i zapewne nie ma nawet zamiaru o niej myśleć.

To wszystko powoduje, że musimy przyzwyczaić się do oglądania Wallace’a w koszulce Celtics, a także do jego kontraktu w księgach. Bardzo wątpliwe jest bowiem, aby został wytransferowany w tegorocznym offseasonie, ale też przed trade deadline 2015. Dopiero bowiem na starcie sezonu 2015/16 jego umowa będzie spadająca i wtedy Wallace okaże się całkiem przydatnym i łakomym kąskiem w ewentualnych wymianach. Do tego jest jednak jeszcze sporo czasu, a w tym momencie jedyna opcja jaka pozostaje Celtom co do ciążącej umowy Wallace’a to tzw. stretch provision, czyli opcja, która odciążyłaby nieco salary cap.

Gdyby Celtics zdecydowali się użyć takiej prowizji mogliby bowiem rozłożyć kontrakt Wallace. I tak, zamiast dwa razy po $10 milionów dolarów do salary cap mogłoby się wliczać na przykład $4 miliony dolarów w ciągu pięciu sezonów. Pytanie, czy warto dodawać sobie te kilka milionów w kolejnych sezonach, czy też po prostu pomęczyć się z umową Wallace’a do sezonu 2015/16 i spokojnie poczekać aż sama się skończy. To już jednak zależy od Danny’ego Ainge’a i jego współpracowników. Na ten moment wszystko wskazuje na to, że popularny Crash zostanie w Bostonie na dłużej, a my wciąż będziemy narzekać na jego przepłacony kontrakt – taka jest jednak cena za te wszystkie wybory w drafcie, które otrzymaliśmy od Nets.