Stevens wyrzucony z boiska

Brad Stevens po raz pierwszy w swojej karierze trenerskiej – zarówno na poziomie uniwersyteckim, jak i profesjonalnym – został wyrzucony z boiska. Wszystko miało miejsce w ostatniej minucie przegranego spotkania z Sacramento Kings kiedy to najpierw wyleciał Gerald Wallace, by następnie swoje pierwsze ejection zaliczył właśnie Stevens. I co by nie mówić, było to wyrzucenie bardzo w stylu Stevensa. Trzeba też jednak powiedzieć, że bostoński trener miał swoje racje – przez cały mecz był on bowiem po prostu niezadowolony z decyzji sędziego Marca Davisa (tego samego, który w pierwszej rundzie playoffs 2012 wyrzucił z parkietu Rajona Rondo), a frustrację pogłębiło tylko pobłażliwe traktowanie DeMarcusa Cousinsa.

Na 35.7 sekund przed końcem odgwizdany został kolejny faul – tym razem przewinił Gerald Wallace, który wyraźnie sfrustrowany zaczął jeszcze rozmawiać z Davisem, co przypłacił wyrzuceniem z parkietu. Stevens na spokojnie odłożył wtedy swoją podkładkę do pisania, na której zwykł rozrysowywać zagrywki, podszedł do Davisa i powiedział mu po prostu, że przez cały mecz nie miał racji. Dodał także, że jeśli wyrzucił Wallace’a to niech wyrzuci także jego. Nie czekając na reakcję Davisa odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku, doskonale zdając sobie sprawę, że właśnie po raz pierwszy w karierze został wyrzucony z parkietu. Po chwili zatrzymał się jeszcze, by zwrócić uwagę trenera Kings, Mike’a Malone’a, któremu pogratulował dobrego meczu. Wyrzucenie w typowo stevensowskim stylu. Ba, można nawet powiedzieć, że było to prawdopodobnie najbardziej dżentelmeńskie wyrzucenie w historii.

Żeby jednak zrozumieć narzekania Stevensa na Davisa trzeba cofnąć się wstecz i zobaczyć, jak pobłażliwie traktowany był DeMarcus Cousins, czyli lider i największa gwiazda Kings. Rozchodzi się przede wszystkim o czwartą kwartę, gdzie Cousins mógł zostać wyrzucony z parkietu kilkukrotnie. Nie tylko za szósty faul (ostatecznie udało mu się skończyć mecz z pięcioma przewinieniami), ale także za drugie przewinienie technicznie, które powinien był otrzymać za odepchnięcie Krisa Humphriesa. Warto dodać, że Cousins piąty faul popełnił już w połowie ostatniej kwarty, gdy Kings wygrywali tylko 85-84, a Celtics mieli szansę na wyrywanie tego meczu i wygranie psychicznej batalii z Kings, szczególnie gdyby sędziowie zdecydowali się wyrzucić z parkietu Cousinsa.

Tak się jednak nie stało, Celtics ostatecznie mecz przegrali. Techniczne Wallace’a oraz Stevensa przyszły w takim momencie, gdy mecz chłodził się już w zamrażarce gospodarzy. Moim zdaniem Stevens postąpił w bardzo słuszny sposób, w zasadzie najwłaściwiej jak się dało. Jest on debiutującym w NBA trenerem. Musi budować sobie reputację i takie wyrzucenie z parkietu pomaga zdecydowanie bardziej niż gdyby zdjął marynarkę, wykrzyczał coś Davisowi w twarz i na odchodne rzucił jeszcze jakieś przekleństwa. Taką postawą dał bowiem swoim zawodnikom znać, że nawet pomimo faktu, iż mecz był przegrany to trzeba walczyć o swoje do samego końca. Dodatkowo, Stevens musi zyskiwać sobie respekt u sędziów już od samego początku swojej przygody z NBA, bo będzie to niezwykle ważna rzecz w kolejnych sezonach.

Po meczu Stevens odmówił komentarza na temat wyrzucenia i tego, co powiedział Davisowi, choć ostatecznie i tak wiemy z pewnych źródeł, co zostało powiedziane. Warto dodać, że trener Celtics przeprosił potem bostońskich dziennikarzy za to, że nie chciał o tym rozmawiać. O wiele bardziej otwarty do rozmów był za to Wallace, który najpierw powiedział, że sędzia Davis był „odrobinę sfrustrowany, bo ja miałem rację, a on był w błędzie”, a następnie – odnosząc się do wyrzucenia z parkietu coacha – powiedział:

„Było to zaskakujące, ale cieszę się, że przytrafiło mu się coś takiego. Witamy w NBA.”

I tak, Brad Stevens w ciągu 56 swoich pierwszych spotkań w NBA nie otrzymał nawet faulu technicznego. W końcu musiał więc nastąpić ten pierwszy raz, który nastąpił zresztą i tak dość szybko, biorąc pod uwagę to jak spokojne podejście ma Stevens. Trzeba jednak zrozumieć jak bardzo chciał wygrać on ten mecz z Kings, a także jak sfrustrowany był że to Wallace – a nie Cousins – został ostatecznie wyrzucony z parkietu. To pierwsze w karierze wyrzucenie z parkietu w pełni oddaje to, jakim człowiekiem jest Stevens. A my możemy się tylko cieszyć, że ktoś taki jest trenerem Celtics. Brawo, Brad!