Odłóżmy na bok wszelkie spekulacje i powiedzmy sobie to, na co wskazują ostatnie miesiące: to Rajon Rondo jest przyszłością Boston Celtics i kropka. Możemy kłócić się, czy można na nim budować mistrzowską drużynę (ja sam uważam, że bezpośrednio na nim jest to niemożliwe), ale prawda jest taka, że Danny Ainge – bostoński generalny menedżer – chce dać mu szansę na pokazanie swojej wartości. I potwierdza to tylko fakt mianowania Rondo piętnastym w historii klubu kapitanem. Potwierdzają to także niedawne raporty, które mówiły, że Ainge był w kontakcie z Rondo od samego początku przebudowy, czyli od czerwca zeszłego roku. Zarówno 27-latek, jak i Ainge, skupiają się teraz na offseasonie 2015.
To jest właśnie długoterminowy plan, który dotyczy obu stron. W tym momencie Rondo jest ostatnim w zespole zawodnikiem, który pamięta jeszcze 2008 rok i mistrzostwo wtedy przez Celtów zdobyte. Jest też jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w składzie, mimo że przecież dopiero wchodzi w swój prime-time. I jest również tym zawodnikiem, na którego postawić chce Danny Ainge. Bostoński GM był w stałym kontakcie z Rondo, gdy w czerwcu rozpoczynał przebudowę zespołu, oddając do Brooklyn Nets starzejące się legendy – Paula Pierce’a oraz Kevina Garnetta. Celem Ainge’a jest rok 2015, na którym równie mocno skupia się zresztą sam Rondo. Dlaczego? To właśnie bowiem wtedy stanie się on wolnym agentem.
W tym momencie Rondo ma za sobą dopiero dwa spotkania tego sezonu, w których wyglądał – bądź co bądź – całkiem nieźle. Jest jednak jeszcze zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek oceny. Co ciekawe, Rondo wrócił na dokładnie 41. mecz tego sezonu, co oznacza, że rozegra prawdopodobnie pół sezonu, choć oczywiście nie można z góry zakładać, że wystąpi on we wszystkich kolejnych spotkaniach. Tak czy siak, te kilka kolejnych miesięcy będzie dla niego dobrą okazją, by na dobre ponownie zadomowić się na parkiecie, zrzucić z siebie resztki rdzy i przygotować się na kolejny sezon, który to dopiero będzie prawdziwym wyzwaniem. Wyzwaniem, na które Rondo ma jednak – jak podają źródła – “wielki apetyt”.
Chodzi przede wszystkim o samotne liderowanie drużynie. W tym sezonie Rondo na pewno nie będzie mógł rozwinąć w pełni swoich skrzydeł, dlatego też trudno oczekiwać, aby był on liderem w stu procentach już teraz, gdy za nami połowa sezonu. Dopiero przyszły sezon, w który Rondo powinien wkroczyć – miejmy nadzieję – w pełni zdrowy i po obozie przygotowawczym będzie swego rodzaju doświadczeniem, którego jeszcze w swojej karierze nie doświadczył. Dodatkowo, będzie to przecież contract-year, w którym Rondo walczyć będzie o prawdopodobnie swój największy w karierze kontrakt. A w tym momencie Celtics mają w księgach na sezon 2015/16 tylko i wyłącznie jeden gwarantowany kontrakt – nieco ponad $10 milionów dolarów Geralda Wallace’a.
Oczywiście, trzeba jeszcze wliczyć kontrakty dla nowo wybranych w drafcie, ale też dla niektórych obecnych Celtów i mam tutaj na myśli m.in. Jareda Sullingera. Ponad $9-milionową opcję zawodnika może też wtedy wykorzystać Jeff Green, jeśli oczywiście wciąż będzie w składzie (a ostatnie doniesienia mówią, że może on zostać wytransferowany już w najbliższej przyszłości). To wszystko oznacza, że w offseasonie 2015 ekipa z Beantown będzie miała naprawdę sporo miejsca w salary cap, by nie tylko przedłużyć kontrakt z Rondo, ale też podpisać jedną z gwiazd, które będą wtedy dostępne na rynku, poczynając od LaMarcusa Aldridge’a, Roya Hibberta, Marca Gasola czy Kevina Love’a. Nie zapominajmy też o bardzo fajnym fakcie: Celtowie mogą mieć nawet 17 wyborów w kolejnych pięciu draftach łącznie.
Mimo to, wciąż pojawiają się (i zapewne cały czas pojawiać się będą) plotki transferowe na temat Rondo. Jedna z ostatnich mówi o tym, że Ainge będzie szukał kolejnego kapitału za Rondo, a Phoenix i Houston wydają się być najbardziej prawdopodobnymi miejscami docelowymi. Sęk jednak w tym, że Ainge nie ma żadnego interesu, by szukać czegokolwiek za Rondo. Po pierwsze, jeśli już mamy słyszeć jakiekolwiek plotki transferowe to tylko wtedy, gdy o Rondo będą pytać inne drużyny, a możemy być w zasadzie pewni, że jakieś zapytania się pojawią. Po drugie, Ainge nieraz już mówił, że chce najpierw dać Rajonowi szansę, stwierdzając nawet, że jest “niedotykalny”. No i po trzecie, w tym momencie wartość 27-latka jest na tyle niska, że Ainge na pewno nie dostanie w zamian takiej oferty, która skłaniałaby do myślenia.
Posunięciem co najmniej dziwnym byłoby przekazywanie opaski kapitana Rondo, by miesiąc później transferować go za kolejny kapitał, którego Ainge i tak nazbierał już niesamowicie dużo – spośród tych 17 potencjalnych picków kilka z pewnością zamieni się w przyszłych bostońskich graczy, ale kilka będzie też niezłą kartą przetargową przy ewentualnych transferach. Warto też dodać, że bostoński generalny menedżer tak właściwie to tylko raz na poważnie rozważał transferowanie Rajona – gdy w grę wchodziła wymiana za Chrisa Paula. W tym momencie z pewnością nikt za Rondo nie zaoferuje takiego kalibru zawodnika, bo 27-latek wraca do gry po zerwaniu więzadła i co najmniej przez kilka kolejnych tygodni (a więc prawdopodobnie aż do trade deadline, które w tym roku przypada 20 lutego) ograniczony będzie limitem minut, przez co nie zdąży raczej podnieść swojej wartości.
Co jednak ciekawe, Rondo do samego końca nie wiedział, że dołączy do takich bostońskich legend jak Bob Cousy, John Havlicek, Bill Russell czy Paul Pierce i będzie kolejnym kapitanem. Jeszcze przed sezonem Brad Stevens mówił, że woli on nie mieć w swoich drużynach kapitana, ale jak widać zdanie zmienił. Rajonowi o niczym nie powiedział, a więc ten dowiedział się jak wszyscy – gdy spiker w TD Garden wyczytywał jego nazwisko w prezentacji przed spotkaniem z Los Angeles Lakers. Tak już po meczu mówił coach Stevens:
“Nie powiedziałem mu. To znaczy, może jest to coś, co powinienem zrobić, jednak myślę, że jest to coś, na co zasługujesz poprzez swój wysiłek, poprzez bycie liderem, poprzez zaangażowanie w społeczność i tego typu rzeczy. Więc tak, zasłużył on sobie, by być kapitanem. Nie musiał być wyznaczony przeze mnie.”
Rondo oczywiście przyjął ten zaszczyt z wielkim honorem, wskazując na fakt, że zastępuje on samego Paula Pierce’a. Dodał też, że nie on sam jest liderem tego zespołu, ale także, że zwiększenie roli lidera to wcale nic wielkiego, bo przecież był on rozgrywającym, jednym z liderów i jednym z głosów drużyny, od samego początku swojego pobytu tutaj. W końcu, powiedział, że “bierze na siebie pełną odpowiedzialność za to, co się stanie i jak daleko ten zespół zajdzie”. To jednak nikogo nie powinno dziwić, bo sam Rondo już od paru miesięcy zapewnia, że chciałby w Bostonie zostać na dłużej i to tutaj wypełnić swój kolejny kontrakt.
Sam Rondo bostońskiej drużyny do tytułu nie poprowadzi i nie zrobi też tego drużyna oparta na jego osobie. W Bostonie potrzeba kolejnej gwiazdy. Oczekiwania są jednak takie, że 27-latek będzie idealnym uzupełnieniem, jeśli oczywiście wszystko pójdzie zgodnie z planem. A plan ten nie zawęża się tylko i wyłącznie do rozwoju zawodników, ale też do właściwych decyzji zarządu Celtics. Do bycia contenderem droga jeszcze daleka i sporo może się jeszcze pozmieniać, a sam Rondo może zostać oczywiście wytransferowany, gdy tylko Ainge uzna, że organizacja zyskuje na danej wymianie. Nadanie mu opaski kapitana nie jest oczywiście gwarancją, że Rajon pozostanie w klubie na kolejne lata, ale raczej czymś podobnym do 6-letniego kontraktu Brada Stevensa – daną szansą oraz pewnym mocnym sygnałem, że wiązane są z nim spore nadzieje na przyszłość.