Nadszedł ten dzień. Po niecałym roku przerwy w końcu zobaczymy Rajona Rondo z powrotem na parkiecie NBA. Można powiedzieć, że jest to jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń tego sezonu w Bostonie. I nie ma się czemu dziwić – do gry wraca lider zespołu, ostatni zawodnik z mistrzowskiego zespołu z 2008 roku, 4-krotny all-star, 2-krotny król asyst ligi i jeden z najlepszych rozgrywających w grze. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć: nie możemy oczekiwać od Rajona cudów już w pierwszym meczu czy nawet w pierwszych tygodniach. Nie możemy zapominać, że nie grał on przez prawie rok, a w ostatnich miesiącach uczestniczył tylko i wyłącznie w treningach. To nie będzie ten Rondo. Potrzeba czasu.
O tym, że nie ma takiej opcji, aby Rondo wyskoczył dziś na boisko i wykręcił triple-double wiedzą zarówno bostońscy zawodnicy, jak i coach Stevens oraz generalny menedżer Danny Ainge. I tak, na pierwszy ogień idzie całkiem mądra wypowiedź Jareda Sullingera, który doskonale zauważa to, że jeśli zespół będzie wymagał od Rondo za dużo to i on sam zacznie od siebie tyle wymagać. A wiemy przecież, że nie jest to rozsądna sytuacja, która może prowadzić choćby do nadmiernych obciążeń.
„Nie można nakładać na Rondo zbyt wiele. Gdy wróci to nie możemy nakładać na niego zbyt wiele presji, głównie dlatego, że będzie zmagał się z mentalną stroną powrotu, ale też będzie zmagał się ze zmęczeniem. Będzie to dla niego ciężkie. Wiemy, że jeśli my nałożymy na niego za dużą presję to on sam zrobi coś podobnego, ponieważ jest on tego typu zawodnikiem. A my chcemy po prostu, aby czuł się w grze tak komfortowo jak tylko jest to możliwe.”
Co ciekawe, nie tylko sam Rondo będzie musiał dostosować się do całkiem nowej grupy zawodników i przystosowywać swoją grę, ale też i zawodnicy będą musieli dostosować się do Rondo i przyzwyczaić się do jego obecności. Jego powrót zmienia bowiem sporo, nie tylko na bostońskim obwodzie, ale też przede wszystkim w samej grze. Jordan Crawford może i całkiem nieźle się w tym sezonie spisywał na pozycji rozgrywającego, notując kilka przyciągających uwagę występów, ale doskonale wiemy, że nie jest to ta sama półka co Rondo. Oczywiście, minie trochę czasu zanim 27-latek rzeczywiście będzie mieć wpływ na grę zespołu, ale możemy być pewni, że wpływ ten będzie naprawdę duży.
Drużyna będzie się musiała przygotować na przykład na nieoczekiwane podania Rondo, czyli po prostu zawsze oczekiwać nieoczekiwanego. Wszyscy wiemy przecież, do jakich rzeczy zdolny jest Rondo i że czasem potrafi on podać w taki sposób, o którym nie pomyślałby, że tak można. Najlepszym tego przykładem jest jeden z ostatnich treningów drużyny przed powrotem 27-latka na parkiet, kiedy to zszokowany Sullinger o mało co nie otrzymał podania w twarz, gdyż po prostu nie pomyślał, że Rondo mógłby mu w danej sytuacji podać. Zespół jest jednak przede wszystkim podekscytowany, że Rondo wraca na parkiet. Nie widzieliśmy go w grze przez prawie rok, dlatego też patrzenie jak się rozgrzewa, jak stoi w meczowym stroju i jak w skupieniu przygotowuje się do meczu przyprawia nas o gęsią skórkę, której nie doświadczaliśmy przez ostatnie 356 dni. Avery Bradley mówi więc, że jest „super-podekscytowany” i dodaje ważną rzecz:
„Wiem, że jest świetnym zawodnikiem. I to, co mogę powiedzieć to, że gdy wróci to wszystkim będzie grało się łatwiej. Jestem po prostu podekscytowany.”
I znów, trzeba raz jeszcze podkreślić, że Rondo nie będzie miał tak dużego wpływu na grę już od pierwszego po powrocie meczu. Będzie to następowało w miarę czasu, ale w zasadzie sam fakt posiadania na parkiecie klasowego rozgrywającego powinien ułatwić nieco życie pozostałym zawodnikom. A im szybciej Rondo będzie wracać do formy, tym szybciej drużyna będzie odczuwała jego obecność. Początkowo bowiem 27-latek będzie miał oczywiste ograniczenia minut, o których wspominali wczoraj Stevens oraz Ainge – obaj mówili o około 20 minutach gry, pięć minut na kwartę. Jednocześnie, trener Celtics zapowiedział już, że Rondo jest startującym rozgrywającym, co wydaje się być oczywiste, tym bardziej w obliczu odejścia z zespołu Crawforda.
Można też spekulować, że Rondo zapewne będzie przynajmniej trochę niezadowolony z tych ograniczeń, ale na przestrzeni całej rehabilitacji pokazał on taką dojrzałość, że nie powinno być obaw o to, że sam będzie naciskał na jakiekolwiek zmiany. On sam zdaje sobie przecież sprawę, że nie od razu będzie tym samym zawodnikiem, co przed rokiem, ale do formy dochodzić będzie stopniowo. Ainge mówi o tym w ten sposób:
„Rondo w każdym sezonie czynił progres, jeśli chodzi o swoją dojrzałość i umiejętności przywódcze i mamy nadzieję, że będzie kontynuował dojrzewanie jako lider. Ta perspektywa przechodzenia przez rehabilitację, siedzenia i patrzenia, oglądania meczów z perspektywy trenera, tylko uwydatnia ten progres. Teraz powrót do dyspozycji, którą prezentował przed operacją zajmie trochę czasu i jest to kolejna szansa na dojrzewanie.”
Jednocześnie, bostoński GM także próbował łagodzić nieco oczekiwania względem powrotu Rondo – na pytanie, czego sam oczekuje, odpowiedział:
„Nie jestem pewien. Nie grał przez rok. To, co widziałem w czasie mojej kariery koszykarskiej to fakt, że zerwanie więzadła ACL jest czymś, co każdy zawodnik musi przejść nie tylko na płaszczyźnie fizycznej, ale też i mentalnej. Spodziewam sie, że poczyni pewne przystosowania, przyzwyczai się do gry i zacznie czuć się pewnie, dzięki czemu znów będzie takim zawodnikiem jak wcześniej. Myślę, że tak się stanie, ale nie wiem ile czasu to zajmie – tydzień, miesiąc czy nawet więcej. Musi wrócić na parkiet i musi próbować, a teraz jest na to najlepszy czas.”
Ainge dodał też:
„Jest twardy. Spodziewam się, że wróci do dawnego siebie szybciej niż wielu z nas sądzi. Jest on wspaniałym walczakiem, ma w sobie wiele dumy i nie zamierza przyznać się, że jest zmęczony czy coś go boli albo ma problemy mentalne. Jest kimś, kto – tak sądzę – będzie walczył z wszelakimi przeciwnościami losu.”
A te z pewnością się pojawią. Niemniej jednak, Ainge wspomniał o tym, że teraz jest najlepszy moment na powrót Rondo. Trudno się z tym nie zgodzić – do końca sezonu pozostały trzy miesiące, albo w nomenklaturze Rondo: prawie 8 milionów sekund, i choć wciąż nie wiadomo, czy i kiedy Rondo wróci do dawnej formy (w przyszłym tygodniu? po przerwie na Mecz Gwiazd? w przyszłym sezonie?) to jednak jego powrót sporo w Bostonie zmienia i powinien dać nam też przynajmniej kilka ważnych odpowiedzi, które są kluczowe dla przyszłości całej organizacji. Przede wszystkim, być może dostaniemy potwierdzenie tego, o czym od samego początku sezonu mówił Ainge i przekonamy się, czy to na Rondo powinna opierać się budowa zespołu.
W tym momencie wiemy już w zasadzie na pewno, że Jeff Green nie pociągnie tego zespołu sam i potrzebuje on obok siebie kolejnej gwiazdy. Niedługo okaże się, czy powrót Rondo sprawi, że Green w końcu wejdzie na stały i dobry poziom. W tym momencie widzimy też, że Avery Bradley wyraźnie poprawił swój rzut, stając się nawet w ostatnich meczach jedną z głównych opcji w ataku i zdobywając przeciętnie około 20 punktów. Niedługo okaże się, czy powrót Rondo sprawi, że Bradley rzeczywiście dostanie po sezonie takie pieniądze, jakich oczekuje. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że to właśnie 22-latek najbardziej skorzysta na powrocie swojego partnera z obwodu, z którym przecież tak świetnie współpracował w drugiej połowie sezonu 2011/12. Nie zapominajmy też o całej reszcie zawodników, którzy z pewnością skorzystają na nieprzeciętnej wizji Rondo, która powinna dostarczyć im kilka czystych pozycji w meczu więcej, ale też i rzuty z ulubionych miejsc na parkiecie.
W końcu, zobaczymy też jak wyglądać będzie współpraca Brada Stevensa z Rondo. Okaże się, czy ta dwójka rzeczywiście jest „najlepszymi przyjaciółmi”. Pewne jest natomiast to, że sam Stevens jest bardzo zaintrygowany tym, jak pod jego skrzydłami spisywać się będzie – bądź co bądź – jeden z najlepszych playmakerów w lidze. Nie powinniśmy się martwić o przełożenie myśli trenerskiej Stevensa na parkiet – prawie pewne jest to, że Rondo będzie na parkiecie prawą ręką najmłodszego coacha w NBA. W końcu playbook ma on opanowany lepiej niż ktokolwiek, tym bardziej że jest on z zespołem od początku sezonu i w zasadzie na każdym spotkaniu.
Na sam koniec jeszcze jeden, najlepiej chyba podsumowujący to wszystko cytat Stevensa:
„Myślę, że oczywiście cała społeczność będzie nieźle podekscytowana, tak jak zresztą powinna być, i również nasi zawodnicy będą naprawdę podekscytowani. Myślę również, że właściwe jest, aby każdy utemperował swoje oczekiwania względem Rondo, szczególnie na tak wczesnym etapie jego powrotu.”
Nie, Rondo nie będzie dzisiaj typowym Rondo. Nie będzie tym Rondo, który notuje triple-double w siódmym meczu playoffowej serii. I byłoby naprawdę nie fair oczekiwać od niego, aby już dzisiaj miał grać na takim poziomie. Kto wie, czy nie zakończy dzisiejszego spotkania, mając na koncie więcej strat niż asyst. Potrzeba czasu. Jednak już sam fakt oglądania w grze po tak długiej przerwie jest czymś wspaniałym i czymś, z czego zadowolony powinien być każdy bostoński fan, niezależnie od tego czy jest zwolennikiem, czy też przeciwnikiem tankowania. Powrót Rondo jest natomiast czymś naprawdę ogromnym dla tego zespołu i ma naprawdę wielkie znaczenie dla całej organizacji. Nadszedł ten właśnie dzień. Przyszłość zaczyna się dzisiaj.