Morderczy tydzień Celtics

Celtowie niezbyt dobrze rozpoczęli 2014 rok, mają na koncie trzy porażki z rzędu i z bilansem 13-20 znajdują się obecnie poza playoffs, będąc na dziewiątej pozycji na Wschodzie. Tymczasem przed nimi pięć wyjazdowych meczów w siedem dni. Dodajmy, że będzie to pięć spotkań z bardzo mocnymi przeciwnikami – pięć najbliższych rywali Bostończyków to bowiem zespoły z Konferencji Zachodniej. A nie trzeba chyba mówić, że Konferencja Zachodnia jest w tym sezonie (i od wielu lat zresztą) o wiele mocniejsza od Wschodniej. Przyspieszone bicie serca wywołują same nazwy zespołów, z którymi Celtom przyjdzie zmierzyć się w ciągu kolejnego tygodnia: Thunder, Nuggets, Clippers, Warriors, Trail Blazers. Oj, będzie ciężko.

Nie dość, że Celtowie przegrali trzy ostatnie mecze to na dodatek schodzili z parkietu jako przegrani w sześciu z ostatnich siedmiu spotkań. Z bilansem 13-20 są co prawda tylko jedno miejsce za ósmym, premiowanym awansem do fazy posezonowej, ale równie blisko jest im do bycia jedną z najgorszych drużyn w lidze, bowiem za nimi jest spora grupa drużyn, których bilans jest niewiele gorszy. Patrząc natomiast na tych pięć kolejnych meczów (a po powrocie do TD Garden też łatwo nie będzie, bo Celtów czekają wtedy trzy spotkania w Ogródku z kolejno Rockets, Raptors oraz Lakers), w których Celtics nie będą faworytami do zwycięstwa, można się obawiać, że za tydzień o tej porze Bostończycy legitymować się będą bilansem 13-25. I głównie dlatego ten wyjazdowy trip może w dużej mierze przesądzić o dalszych losach sezonu, co najlepiej oddają słowa Geralda Wallace’a:

„Jedziemy na trip po Zachodzie i gramy z kilkoma całkiem dobrymi zespołami. Wyjazd ten może popchnąć nas we właściwym kierunku, jeśli chodzi o to, jak sami chcemy, aby ten nasz sezon się potoczył albo może w pewnym sensie ten nasz cały sezon zniszczyć.”

Jeśli bowiem Celtics rzeczywiście przegrają te pięć spotkań to spadną w zasadzie na samo dno ligi i wtedy nie będzie już raczej sensu walczyć o playoffs. Oczywiście, seria porażek nie będzie oznaczać, że Celtom zabraknie ducha walki i nie będą oni już rywalizować w każdym spotkaniu, jednak – tak jak mówił sam Wallace – raczej skutecznie odetnie marzenia o występach w fazie posezonowej, co ma też swoje dobre strony, gdyż Celtics będą mieli większe szanse na lepszy pick w drafcie. Dlatego, za jakiś tydzień powinniśmy wiedzieć już, w jakim kierunku pójdzie dalej ten obecny sezon – w stronę walki o playoffs czy też w stronę jak najlepszego rozstawienia w loterii. Najpierw jednak przed nami pięć spotkań, z których pierwsze już dzisiaj.

  • 5/6 stycznia, @Oklahoma City, 1:00 PL

Rozpoczęcie tripu i od razu rywal najmocniejszy z mocnych. Celtowie zmierzą się bowiem z najlepszym obecnie zespołem Konferencji Zachodniej, który z bilansem 26-7  jest zresztą drugim najlepszym zespołem w lidze. Na dodatek, mecz odbędzie się w Oklahoma City, gdzie Grzmot – mający trzeci najlepszy atak w lidze – w tym sezonie przegrał ledwie trzy z 17 rozgrywanych tam spotkań. Na dodatek, Thunder wręcz miażdżą na tablicach, zbierając przeciętnie 47 piłek w każdym spotkaniu. Optymiści przypomną, że C’s zebrali w ostatnim spotkaniu aż 22 piłki w ofensywie. Pesymiści stwierdzą, że Celtics wciąż nie mają dostatecznej siły pod koszem.

Łatwo nie będzie i nie pomaga nawet fakt, że w spotkaniu tym nie wystąpi Russell Westbrook, bo OKC i bez niego radzą całkiem nieźle, a wielkie mecze notuje Kevin Durant. Wczoraj na przykład ustanowił on rekord sezonu, rzucając przeciwko Timberwolves aż 48 punktów, w tym 23 oczka w ostatniej kwarcie. Celtowie swoją szansę mogą upatrywać w przebudzeniu Jeffa Greena, dla którego będzie to przecież powrót do swojego dawnego klubu i miasta. Może przeciwko swoim byłym kolegom zagra on w końcu porządne spotkanie?

  • 7/8 stycznia, @Denver, 3:00 PL

Jedyne spotkanie, w którym szanse na zwycięstwo będą całkiem niezłe, bo Nuggets nie spisują się w tym sezonie za dobrze, a niedawno przegrali nawet osiem spotkań z rzędu. No i jako jedyni z piątki najbliższych rywali mają ujemny bilans. Nie zmienia to jednak faktu, że gra w Pepsi Center od zawsze jest trudnym wyzwaniem. Nuggets – podobnie jak opisywani wyżej Thunder – także są całkiem nieźle zbierającym zespołem, z kolei o wiele gorzej idzie im w defensywie. Dość powiedzieć, że z całej piątki najbliższych rywali Celtics tylko Thunder są w top8, jeśli chodzi o średnią punktów traconych na mecz, podczas gdy Bostończycy z wynikiem 96.7 zajmują piątą pozycję.

Z ekipą Bryłek już raz w tym sezonie Celtowie się spotkali – w Bostonie górą byli gospodarze, choć oczywiście nie obyło się bez emocji, bo Nuggets odrobili ponad 20 punktów straty i napędzili niezłego stracha Bostończykom. To właśnie z utrzymywaniem przewagi Celtics mają w tym sezonie największy problem. Co jest jednak ciekawe, większość takich roztrwonionych przewag zdarzyła się w domowych meczach.

  • 8/9 stycznia, @Los Angeles, 4:30 PL

Pierwsze z serii trzech kolejnych spotkań, które rozpoczną się o godzinie całkiem nieciekawej dla polskiego kibica. Po meczu w Denver już następnego dnia Celtowie lecą do Miasta Aniołów, by odwiedzić Doca Riversa i jego Clippers. Ci ostatnio stracili Chrisa Paula, który nie zagra przez 3-5 tygodni, ale nawet tak spore osłabienie nie stawia Cetów w roli faworytów tego spotkania, bowiem w zespole wciąż jest sporo mocnych zawodników, a Paula bezpośrednio zastępuje Darren Collison, który przecież z powodzeniem robił to już w Nowym Orleanie. Nad koszami polatają więc zapewne Blake Griffin oraz DeAndre Jordan.

Clippers także są bardzo mocną ekipą i na własnym terenie przegrali dotychczas w ledwie trzech spotkaniach. Zajmują obecnie czwarte miejsce w Konferencji Zachodniej i choć ich gra wciąż nie jest perfekcyjna (szczególnie na wyjazdach, a wiele do życzenia pozostawia też defensywa) to Celtom będzie bardzo ciężko powalczyć o zwycięstwo, tym bardziej że nawet w Bostonie górą byli Clippers. Ciekawie będzie natomiast zobaczyć jak spisuje się szósty w lidze atak bez swojego głównodowodzącego.

  • 10/11 stycznia, @Golden State, 4:30 PL

Po meczu z Los Angeles Clippers ekipa Brada Stevensa dostanie na całe szczęście jeden dzień wolnego. Niestety, rywale wcale nie będą słabsi niż wcześniejsi. W spotkaniu z Warriors drużynie Celtics przyjdzie zmierzyć się choćby ze Stephem Currym, który w tym sezonie jest istną maszyną do rzucania (i trafiania). Miejmy jednak nadzieję, że Avery Bradley choć trochę ograniczy jego poczynania ofensywne. Warriors to jednak nie jest tylko i wyłącznie drużyna Curry’ego, bowiem w zespole jest sporo pewnych opcji strzeleckich, zarówno na obwodzie (Klay Thompson), jak i pod samym koszem (David Lee).

Wojownicy są obecnie najgorętszą drużyną w NBA i mają na koncie osiem kolejnych zwycięstw, lecz mimo to zajmują dopiero szóste miejsce na Zachodzie, co potwierdza tylko jak mocny jest Zachód właśnie w stosunku do Wschodu. Iggy i spółka przegrali dotychczas w tym sezonie tylko cztery spotkania we własnej hali. Warriors są też drugą najlepiej zbierającą drużyną w lidze, co powinno dać im sporą przewagę pod koszami. Trafiają także ponad 39% rzutów zza łuku, co jest trzecim wynikiem w lidze. Celtowie są natomiast na drugim miejscu (po Indianie), jeśli chodzi o obronę trójek, zatrzymując średnio rywali na ledwie 32.5 procentach.

  • 11/12 stycznia, @Portland, 4:00 PL

I następny back-to-back, tym razem z ekipą, która ma najlepszy atak w lidze (i najlepszy procent trafionych trójek na prawie 40-procentowym poziomie), a także wyrastającego na najlepszego clutch-playera w lidze Damiana Lillarda. W moim artykule na temat Dame’a przytoczyłem bardzo ciekawą statystykę dot. jego dyspozycji w dogrywkach. Lillardowi zdarzyło się także rzucić w tym sezonie dwa game-winnery w dwóch kolejnych spotkaniach, najpierw dobijając Pistons w Detroit, a następnie Cavaliers w Cleveland.

Jeśli więc jakimś cudem Celtowie będą w grze do samego końca to jednak o zwycięstwo będzie im bardzo trudno i to nie tylko dlatego, że Lillard jest taki clutch, ale również dlatego, że sami C’s nie są w tym sezonie zbyt dobrzy w końcówkach – na 19 meczów, w których różnica między zespołami wynosiła co najwyżej 5 punktów w pięciu ostatnich minutach, Celtowie schodzili z parkietu pokonani aż 12-krotnie. Blazers już raz w tym sezonie pokonali Celtów; w Bostonie różnicę zrobił LaMarcus Aldridge.