Nie zwariowałem – chcę przegrywać

Prezentujemy Wam tekst przedstawiający spojrzenie na kwestię tankowania oczami naszego kolegi, Neithana. Myślę, że będzie on ciekawą przeciwwagą na artykuł Timiego, poruszającego ten sam problem. Miłej lektury!

 

 

 

 

Czytając ostatnie wypowiedzi „antytanków” odnoszę wrażenie, że po sezonie tankowania to już tylko zgliszcza. Pooddawani za bezcen zawodnicy leczą zniszczoną porażkami psychikę, pustki w Ogródku, a sponsorzy kasują numery telefonów właścicieli Celtics. Pośród tego pobojowiska stoi ON – nasz wymarzony Jabari, który samotnie ma poprowadzić Celtów po tytuł.

1384090171_jabari-parker-full-highlights-2013.11.08-vs-davidson-duke-debut-22-pts.

 

Niestety nie poprowadzi, bo szybko łapie kontuzję, okazuje się większą porażką niż Kwame, nic nie osiąga w Bostonie, a tytuł zdobywa rok po przenosinach do LA/NY/Miami (niepotrzebne skreślić). A przecież wybierając z numerem 20 mieliśmy takie same szanse na wyciągnięcie następcy Russella, Birda i Pierce’a …

CHWILA! To sen jakiegoś porąbanego paranoika, a nie przyszłość, jakiej chcę dla Celtów. Nigdy nie pisałem, że cały plan opieram na tym jednym wyborze.  Nigdy też nie powiedziałem, że chcę zniszczyć to, co udało się już Danny’emu osiągnąć. Chcę dać mu dodatkowy atut do ręki.

Świat NBA jest jak partia szachów. Tyle, że w wersji hardcore. Zamiast 2 graczy i drewnianych pionków, przy jednej szachownicy siada 30 GM’ów, a każdy z nich kontroluje kilkunastu zawodników. Wydaje się proste? Nic z tego! Zawodnicy nie są bezwolnymi kukiełkami. Mają swoje zdanie, menadżerów łasych na prowizje, łapią kontuzje, strzelają fochy, każdego trzeba nakarmić odpowiednim kontraktem żeby nie uciekł do innego zespołu. Po pieniądze GM musi chodzić do właścicieli klubu, a nie każdy z nich to oligarcha nieliczący się z luxury tax. Nie dość trudno? Dodajmy, więc sędziów, którzy potrafią gwizdnąć każdą melodię i czuwającego nad wszystkim STERNika. Na koniec coś specjalnego – kolejną partię zaczynasz z tym, co zostało Ci z poprzedniego roku. Nie ma nowego rozdania, każda decyzja ma wpływ nie tylko tegoroczny wynik.

W tak skomplikowanej grze nie ma prostej metody na zwycięstwo. Mistrzostwa nie gwarantuje pierwszy wybór w drafcie, nie zapewnia go też plejada gwiazd. Z zawodników trzeba stworzyć sprawnie działający zespół i trzymać kciuki żeby nie został pognębiony przez kontuzje czy sędziów. Na koniec musisz okazać się lepszy od 29 innych drużyn.

Walka trwa cały czas. Każdy GM stara się ustawić swoją drużynę w jak najlepszej pozycji, odpowiednimi ruchami kadrowymi zwiększyć jej szanse na mistrzostwo. SZANSE – to słowo klucz. Nie ma pewnej recepty na mistrzostwo, więc szczęściu trzeba dopomóc. Perspektywiczny wybór w drafcie, korzystna wymiana, ściągnięcie dobrego wolnego agenta – każdy taki ruch zwiększa szanse naszej drużyny, osłabia inną. Na końcu drogi czeka upragniona nagroda:

 

450px-Larry_O'Brien_Championship_Trophy

Nie ma jednej pewnej metody na zdobycie mistrzostwa, jest jednak warunek konieczny, który trzeba spełnić, aby myśleć poważnie o 18 banerze. Zacytuję Danny’ego:

 

Koszykówka to taki sport, w którym jeżeli nie masz jednego z pierwszej piątki najlepszych koszykarzy na świecie, to mistrzostwa nie zdobędziesz

 

W erze KiTt’a (po ’79) tylko raz zdarzyło się, że tytuł zdobyła drużyna bez gwiazdy największego formatu. Gracza pokroju Birda, Magica, Jabbara, Thomasa, Jordana, Olajuwona, Shaqa, Dirka czy KG. JEDEN raz w ciągu 34 lat. Gwiazda nie gwarantuje tytułu, ale musisz ją mieć żeby o tytule myśleć. To ona pociągnie grę jak nie będzie szło, odda decydujący rzut, będzie magnesem przyciągającym inne gwiazdy i wolnych agentów. Czy Celtics mają takiego gracza? Niestety nie. Ani Rajon, ani tym bardziej Jeff Green nie są takimi zawodnikami. Nasz utalentowany skład to same drugie i trzecie opcje – potrzebujemy kogoś ponad. Jak go znaleźć? Są 3 drogi:

1. Free Agency

Pozyskanie franchise playera na rynku wolnych agentów uważam za utopię. Są lepsze miejsca do grania w koszykówkę niż Boston. Los Angeles, Nowy Jork i Miami biją nas pod tym względem na głowę. Większe rynki, cieplej, niższe podatki. Dla nas zostają dobrzy zadaniowcy. Ale i na nich potrzebujemy przynęty, chyba, że zdecydujemy się przepłacać. Największe nazwiska, które trafiły do Celtics w czasach BIG3: Shaq, Sheed i JO nie przyszły do nas z miłości do Bostonu, ale dlatego, że gra obok KG, Pawła, Raya i Rondo dawała dużą szansę na mistrzostwo. Dlatego Miami z roku na rok ma lepszą ławkę. Szansa na tytuł to dla wielu najlepszy argument.

2. Wymiana

Plan B, który w połączeniu z 5 wyborem w drafcie 2007 dał nam kilka miesięcy później upragniony tytuł i 6 lat emocji. Czy historia może się powtórzyć? Tak, ale czy uda się nam bez wysokiego wyboru w drafcie? Wątpliwe. Patrząc na graczy, którzy mogliby poprowadzić Celtów do mistrzostwa od razu myślę, kogo musielibyśmy oddać w zamian. I nie wygląda to najlepiej. Rajon i/lub Green + ktoś z młodych (Sully, AB), do tego pewnie jakieś przyszłe picki. Nikt nie odda nam gwiazdy za paczkę fajek. Może się, więc okazać, że pozyskamy KG 2.0, który nie będzie miał z kim grać. Albo, co bardziej prawdopodobne, nie zgodzi się na wymianę, tak jak pierwotnie zareagował KG. Przekonała go dopiero osoba Raya Allena. Zobaczył, że z nim i Pawłem mogą rzeczywiście powalczyć.

3. Draft

Loteria. Według niektórych to rosyjska ruletka, bo potrzeba dużo szczęścia żeby mieć wysoki numer. A przecież i tak można trafić na Odena, wybrać jak Jordan albo pierwszy wybór zgarnie Ci Orlando z jedną piłeczką w puli. Moim zdaniem to najlepszy i najtańszy sposób na pozyskanie przyszłego lidera Celtów. Nie musimy nikogo oddawać w zamian, przepłacać, kusić wolnych agentów – jak zespół będący w takim momencie przebudowy jak Boston może pozbawiać się takiej szansy i oddawać ją walkowerem?

Dlaczego drużyny tankują? Przecież główna nagroda jest zwykle jedna i rzadko zdarza się tak mocny draft jak 2014. Jedna rzecz nie zmienia się jednak nigdy. Lepiej wybierać z numerem 3 niż z numerem 15. To jak wybierzesz zależy już tylko od ciebie. Skoro wszyscy wierzymy w nos Danny’ego to z wyższym wyborem będzie miał większe pole do popisu.

Statystyki są bezwzględne. W erze KiTt’a tylko dwa razy tytuł zdobyły drużyny, które nie miały w składzie top3 draftu. Miały za to gigantów koszykówki – Mosesa Malone, Dr J i KG J. Ponad połowa tytułów (18/34) przypadła zespołom z „jedynką” w składzie. A rekordzista miał tych „jedynek” w składzie aż 3! 65% drużyn mistrzowskich miało w składzie swój własny top3 draftu.

  • Tylko Duncan zdobywał mistrzostwo z drużyną, która go wybrała

Sztandarowy argument przeciwników tankowania. Nie do końca prawdziwy, bo takimi zawodnikami byli także Olajuwon i Worthy. W trójkę zdobyli w sumie 9 tytułów, czyli co czwarte mistrzostwo w erze KiTta padało ich łupem – nieźle, co?  Zdaję sobie sprawę, że w przyszłości ten wynik może się pogorszyć. Lojalność wobec drużyny w dzisiejszym świecie nie istnieje. Połamany Bryant bierze maksymalny kontrakt, a każdy gwiazdor, któremu nie zapewni się wsparcia wystarczającego do mistrzostwa, będzie uciekał do zespołu, który da mu taką szansę. Czy to oznacza, że nie warto tankować i liczyć na draft? Przecież:

  • Jedynki przechodzą do innych drużyn i tam zdobywają tytuł

Jakie mamy szanse na pozyskanie poprzez wymianę gwiazdy w swoim „prime”? No właśnie J Popatrzmy więc na te gwiazdy i pierwsze numery, którym nie było dane zdobyć tytułu w swoim draftowym zespole. Shaq, Iverson, Howard, Lebron – każdy z nich doprowadził swój zespół do finałów. To 2 razy częściej niż finały Bostonu w tym czasie. Czy zawiedli? Moim zdaniem nie. Zabrakło większego wsparcia innych zawodników, jednego trafionego osobistego zamiast 4 pudeł pod rząd w końcówce Game1, a może po prostu trafili na lepszych od siebie w tym momencie historii? Shaq przegrał z Olajuwonem, co powetował sobie kilka lat później pokonując Iversona. Lebron musiał uznać wyższość Duncana, a Howard poległ w starciu z Bryantem. Tylko Howard nie przegrał z inną jedynką!

Chciałbym mieć takiego zawodnika w Bostonie. Mielibyśmy kilka lat na zbudowanie mistrzowskiej ekipy i znalezienie sposobu na zatrzymanie naszej gwiazdy na dłużej.

Dlaczego więc nie cieszą mnie wygrane? Czuję, że marnujemy wielką szansę. Danny Ainge odwalił dobrą robotę, ponieważ udało mu się skorelować koniec ery BIG3, kontuzję Rondo i utalentowaną grupę zawodników z draftem, który według wielu jest porównywalny z tymi najlepszymi w historii. Nie potrzebujemy budować od podstaw i tankować przez kilka sezonów. Dlaczego nie zawalczyć o główną nagrodę i nie poświęcić tego sezonu by za rok usiąść przy szachownicy z lepszymi pionkami? Nawet, jeśli nie wyrwiemy Parkera, to wysoki pick będzie dużo więcej wart niż wybór z numerem 16 czy 18. Czołowy pierwszoroczniak może być dobrą przynętą w 2015 roku na rynku FA. Na „steal” liczmy w naszym drugim wyborze i w kolejnych latach, gdzie na pewno będą to niższe numery.  Zegar tyka i czas ucieka. Bradley już odrzucił pierwszą ofertę przedłużenia kontraktu. Za rok czekają nas rozmowy z Rajonem i Jeffem . Szansa jest tu i teraz.

Mimo zażartych dyskusji, jakie toczymy, to aż tak wiele nas nie różni. W wielkim uproszczeniu tankując czy nie, za kilka miesięcy będziemy w tym samym miejscu, tylko z innym numerkiem w drafcie 2014. Dlatego nie cieszą mnie wygrane – każda zmniejsza nasze szanse na mistrzostwo za kilka lat.