Jak przyjęty powinien zostać Doc?

Doc Rivers w nie najlepszy sposób pożegnał się z bostońskim klubem, burząc trochę wszystko to, co wcześniej sobie wypracował, a także szargając nieco swój wizerunek, szczególnie w oczach mediów czy wielu kibiców. Doc jest teraz w Los Angeles i próbuje skleić contendera z Clippers, ale nikt nigdy nie powinien zapominać o tym, co Rivers zrobił dla Celtics przez te dziewięć lat, jakie w Bostonie spędził. Jutro po raz pierwszy od czasu odejścia ze stanowiska trenera zawita on do Beantown, a jego nowa drużyna zmierzy się ze starą, prowadzoną teraz przez Brada Stevensa. Samo nasuwa się więc jedno pytanie: jak powinien zostać przyjęty Doc w TD Garden i jakiej reakcji bostońskich kibiców możemy się spodziewać.

Mieliśmy już powrót Raya Allena, co do którego było trochę wątpliwości i ostatecznie Ray do swojego tribute i owacji na stojąco otrzymał też trochę buczenia od tych bostońskich kibiców, którzy poczuli się urażeni jego wyborem. Nie jest to jednak ani miejsce, ani czas, by raz jeszcze rozprawiać nad Allenem. Wtedy jednak byłem opinii, że Allen powinien dostać tylko i wyłącznie brawa od fanów zgromadzonych w Ogródku. Nie za to, gdzie czy jak odszedł, ale za to, co zrobił dla Celtów i  dla nas, czyli dla kibiców. A trzeba powiedzieć, że Allen zasłużył się ogromnie. Na to, co było później należy już tylko spuścić zasłonę milczenia. I mam bardzo podobne stanowisko w przypadku Doca.

Gdy Doc odszedł poczułem się po prostu zawiedziony. Wziąłem stronę Ainge’a, bo czułem się tak, jakby Rivers po prostu zdradził Celtów, mówiąc ostatecznie, że mógłby się podjąć przebudowy i byłby z tego zadowolony. Wyszło jednak na to, że przebudowa w Bostonie była dla niego złem koniecznym, dlatego też wolał objąć Clippers. I w sumie, nie ma się czemu dziwić, bo Doc niejedną przebudowę ma już za sobą, a na dodatek jest na tyle poważanym trenerem, że dla niego liczy się już teraz tylko i wyłącznie walka o tytuł. Wszystko rozchodzi się jednak o to, że dał słowo, nie tylko podpisując wcześniej 5-letnią umowę, ale po prostu mówiąc o sobie w kategoriach Jerry’ego Sloana czy Gregga Popovicha. Tak się nie robi, tyle.

Co jednak się stało, już się nie odstanie. Doc jest teraz w Clippers i ma pod skrzydłami swojego ulubieńca Paula, z kolei nastroje w Bostonie także są bardzo optymistyczne, o wiele bardziej niż można by zakładać zaraz po odejściu Doca (nie zapominajmy, że Clippers w ramach rekompensaty wysłali nam swój pierwszorundowy pick w Drafcie 2015). Powodem tych nastrojów jest osoba Brada Stevensa, który po 22 meczach tego sezonu dał się poznać jako najwłaściwsza chyba osoba na stanowisku trenera C’s, która dojrzewa razem z drużyną. Rivers jest zadowolony, Paul jest zadowolony, Clippers są zadowoleni, także Celtics są zadowoleni. Zdaje się więc, że wszystkim wyszło na dobre.

Doc Rivers i Chris Paul (Clippers)

Mimo to, na amerykańskich portalach czy forach wciąż widać sporo jadu w stronę Doca. Trzeba mieć jednak nadzieję, że w TD Garden stawią się porządni kibice, którzy zgotują Riversowi takie przyjęcie, na jakie zasłużył – standing ovation to coś, bez czego dzisiejszy mecz obejść się nie może. Wszyscy liczymy też po cichu na jakiś filmowy tribute dla Riversa, taki sami jaki dostali wszyscy zawodnicy mistrzowskiego zespołu z 2008 roku, wracający potem do Bostonu w barwach innej drużyny. Na owację na stojąco liczy też Paul Pierce, kapitan tamtego zespołu i MVP wielkich finałów, który tłumaczy to w podobny sposób:

„Myślę, że bez wątpienia dostanie owację na stojąco za to, co zdołał wnieść do organizacji. Jak długo był on w Bostonie? Dziewięć lat? Tak. Zdołał zdobyć mistrzostwo, prawie udało mu się zrobić to raz jeszcze. Powinien otrzymać owację na stojąco. Ray takową otrzymał, tak samo inni zawodnicy z mistrzowskiego zespoły. Doc zasługują na nią za to, że zdolny był zmienić kulturę całej organizacji i za wszystko, co dla tej organizacji zrobił. Będę bardzo zaskoczony postawą bostońskich kibiców, jeśli tak się nie stanie. To nie są bostońscy kibice.”

Sam Doc w ostatnich dniach sporo mówi na temat przeszłości, a także swojego powrotu do Bostonu. W jednym z wywiadów powiedział na przykład, że byłby „zaskoczony”, gdyby został wybuczany, ale dodał też, że zdarzało się to przecież także wtedy, gdy pracował jeszcze na stanowisku trenera Celtics. W innym mówił natomiast:

„Będzie to dla mnie bardzo emocjonalne i bardzo przyjemne. Będąc szczerym, nie myślę, aby było to aż tak wielką sprawą. Naprawdę nie rozumiem, jak można na to patrzeć w inny sposób. Czy popełnił przestępstwo albo coś w tym stylu? Kiedy tam byłem ludzie dobrze na mnie reagowali. W LA, gdy widzę bostońskiego fana to ten podchodzi do mnie i mówi 'dziękuję’. Cokolwiek się stało, stało się i już.”

Rivers zdaje sobie jednak sprawę z tego, że rozstanie z Bostonem nie zaszło w najlepszych okolicznościach i zdaje sobie również sprawę z tego, że taki sposób odejścia mógł nieco wpłynąć na to wszystko, co dla Bostonu zrobił i to, jak przez to był odbierany.

„Nie było to właściwe zakończenie, ale czy cokolwiek kończy się kiedykolwiek w ten sposób? Nie jestem tego pewien. Danny i ja wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, co zaszło. Co do pewnych rzeczy się zgadzamy, co do innych mamy odmienne zdanie. Gdy niedawno wygrałem 600 mecz w karierze to Danny był jednym z pierwszych, którzy do mnie napisali. To zabawne, roześmiałem się, gdy to zobaczyłem, bo ja sam miałem do niego pisać. To on był tym, który coś we mnie zobaczył. Nigdy mu tego nie zapomnę.”

Ostatecznie, we wtorkowym wywiadzie dla bostońskiego radia 98.5 The Sports Hub przyznał, że „koniec końców opuścił Celtics”. Dzisiaj rano – kiedy przyjechał do TD Garden dodał:

„Szkoda, że nie skończyło się to lepiej.”

W rozmowie z niezawodną Jackie MacMullan z ESPNBoston zdradził też, że tak samo jak utrzymuje kontakty z Ainge’em, tak wciąż interesuje się swoimi byłymi podopiecznymi, często łapiąc się na oglądaniu meczów Nets czy Celtics. Jak sam mówi:

„Chcę po prostu, by dobrze im się wiodło. To wszystko. Gdy oglądam ich teraz to jest tak, jakbym kibicował swoim dzieciom: Callie, Jeremiahowi i Austinowi.”

Rivers dodaje także, że cały czas utrzymuje kontakt z grupą zawodników, do której zaliczają się m.in. Rajon Rondo czy Jeff Green. Ma też wielką nadzieję na rozwój Avery Bradleya, bardzo cieszy się z dobrej gry Sullingera, martwi się o problemy Pierce’a i o małą liczbę minut gry Garnetta, co znacząco wpływa na rytm jego gry. Doc nie tęskni jednak tylko i wyłącznie za zawodnikami, ale też za innymi osobami jak np. za dozorcami, szefem ochrony, czy ludźmi, którzy kładą parkiet w Ogródku. W związku z tym, Doc zdaje sobie sprawę, że największym wyzwaniem będzie dla niego skupienie się na samym meczu i na swojej obecnej drużynie, a nie na przeszłości:

„Wracałem do Bostonu kilka razy tego lata, ale tym razem będzie inaczej. Jestem zdecydowanie zbyt emocjonalny. Będę musiał znaleźć jakiś sposób, by to kontrolować.”

Na zupełnie odwrotnym biegunie jest z kolei taki Rondo, który – bez zaskoczenia – powiedział wczoraj, że nie jest zbytnio emocjonalnym gościem i głównie dlatego nie uroni ani jednej łezki w związku z powrotem Doca, tak samo pewnie jak przy zbliżającym się wielkimi krokami powrocie (już 26 stycznia) Kevina Garnetta oraz Paula Pierce’a. Zdobyte w 2008 roku mistrzostwo jest jednak czymś, czego nikt już nigdy Celtom nie zabierze i czymś, co na trwałe połączyło tamten zespół. Zresztą, bardzo dobrze podsumował to sam Doc:

„Nie idziesz gdzieś, gdzie żyjesz przez dziewięć lat i robisz rzeczy, które zrobiliśmy z tym zespołem i myślisz potem, że to cię opuści. To będzie z tobą do końca życia. Celtics nigdy mnie nie opuszczą. Będę nosił to wszystko ze mną przez resztę mojej kariery.”

Zapytałem też kilka osób z naszej redakcji o ich opinię na temat powrotu Riversa do Bostonu i tego, jak powinien zostać on przyjęty. Oto, co mieli do powiedzenia.

Ksero: Doc powinien zostać przyjęty z szacunkiem. Wszyscy mamy mu za złe, że odszedł, ale pamiętajmy, że to trener, który po otrzymaniu nagrody najlepszego trenera roku z Orlando Magic zgodził się być coachem podczas przebudowy Celtyckiej organizacji. Doc musiał znosić trudy sezonu 2006-2007, co zaowocowało mistrzostwem w roku 2008 i żaden kibic nie może zapomnieć, jak ważną częścią drużyny w 2008 i 2010 roku był właśnie Glenn Rivers. To, że nie chciał drugi raz przechodzić przez ciężki proces odnowy drużyny nie jest niczym złym – facet ma lata, chce wygrywać i zdobywać tytuły, bo nie wiadomo kiedy dopadnie go starość i choroba (wiemy, że Doc miał wycinane guzy z krtani…). Jego decyzja była słuszna, otworzył on tym samym drogę dla utalentowanego Brada Stevensa, a sam dał sobie szansę na zdobycie kolejnych trofeów. Nie jest to franchise-player, który musi kochać swoją organizację, a trener, któremu zależy na rozwoju zawodników i pucharach, niekoniecznie ciągle w tej samej drużynie. Podsumowując – 2 minuty filmu, z „Requiem for a dream” w tle i ostatnią sceną, w której Paul Pierce wylewa mu na głowę całą beczkę gatorade’a to jak najbardziej zasłużona nagroda dla Riversa.

Mruwka: Moim zdaniem powinien zostać przyjęty w sposób godny, jak Ray Allen. Obaj byli częścią mistrzowskiej układanki i zostawili wiele serca w tym zespole. Trochę boleć może fakt, że Doc zapowiadał, że podejmie się przebudowy i chce być wieloletnim trenerem Celtics. Nie mam do niego wcale żalu, że chciał spróbować sił w innej organizacji, po prostu mógł wtedy nie wypowiadać pewnych słów. Niemniej jednak darzę go wielkim szacunkiem i sympatią, tak jak zresztą większość kibiców. Powinni oni zgotować mu ciepłe przyjęcie i brawami podziękować za wspólne lata. Jednak po pierwszym gwizdku Doc jest już naszym przeciwnikiem i sentymenty schodzą na dalszy plan. Teraz trenuje Clippers i nic innego nas nie interesuje. Byłbym zawiedziony jednak, gdyby ktoś gwizdał.

Adi: Po przejściu Glenna Riversa do LA Clippers podczas rynku wolnych agentów 2013 było sporo głosów fanów Celtics wyrażających dezaprobatę dla postawy Doca. Szczególnie bolesne były jego słowa, w których deklarował chęć pozostania z zespołem nawet jeżeli musiałby dokonać przebudowy w składzie. Rozumiem wszystkich fanów, którym było po prostu przykro niestety często towarzyszyły temu emocje związane ze zwyczajną złością. Moim zdaniem Rivers był związany z organizacją, ale nigdy nie „krwawił na zielono”. Mimo że KG nie zakłada już zielonego uniformu, dla mnie jak i dla gros kibiców jest prawdziwym Celtem. Doc takim nie jest, Rivers jest oddaną postacią dla organizacji, ale nie jest jej legendą. Koniec kropka. Wobec czego moim zdaniem powinien zostać przywitany zgodnie z tym kim jest dla Boston Celtics, czyli (m.in.) trenerem Mistrzów NBA 2008. Mam świadomość, że po odejściu z Bostonu Doc udzielił co najmniej kilku dziwnych i czasami niestosownych wywiadów, ale podczas ponownego spotkania skupiłbym się na dobrych wspomnieniach i przywitał Doca krótką owacją na początku i tyle. To nie jest Paul Pierce, którego każdy kontakt z piłką podczas powrotu do jego koszykarskiego domu – TD Garden – winien być kwitowany gromkimi brawami. Dlatego moim zdaniem najlepszym zachowaniem kibiców byłoby ciepłe przywitanie się z Dociem, a w dalszej części porzucenie sentymentów i skupienie się na kibicowaniu Zielonym, aby wygrali z LAC Riversa.

Takie są nasze opinie, teraz czekamy na Wasze.

Jak powinien zostać przyjęty Doc?

Zobacz Wyniki

Loading ... Loading ...