Czy na początku sezonu ktoś przypuszczałby, że po miesiącu rozgrywek Celtowie będą mieli na koncie aż sześć zwycięstw? No cóż, Bostończycy mają też dziesięć porażek, ale raczej nikt nie spodziewał się wiele lepszego wyniku, gdy zaprezentowany został terminarz – 19 spotkań już w pierwszym miesiącu rozgrywek (licząc mecz otwarcia w październiku), w tym 11 na wyjeździe oraz sześć back-to-backs. I choć listopad się jeszcze nie skończył, a Celtowie mają do rozegrania trzy kolejne spotkania (u siebie z Grizzlies i Cavs oraz na wyjeździe z Bucks na koniec listopada) to już teraz można powiedzieć, że ten pierwszy miesiąc sezonu był w wykonaniu Bostończyków całkiem udany, nawet pomimo tych dziesięciu porażek.
Patrząc wstecz, doskonale wiedzieliśmy co nas czeka już na starcie sezonu i chyba mało kto spodziewał się takiego bilansu, jakim Celtics legitymują się teraz (6-10). A bilans ten może być jeszcze lepszy, bo w listopadzie Celtowie rozegrają jeszcze trzy spotkania. Najtrudniej o zwycięstwo będzie z Grizzlies, ale z Cavaliers można już powalczyć (tym bardziej, że mecz w Bostonie), a Bucks to po prostu trzeba pokonać (Kozły przegrały dziewięć spotkań z rzędu). Nikt nie spodziewał się też chyba tej 4-meczowej serii wygranych, kiedy to Celtics pokonali m.in. Miami Heat. Wszystko to – plus niesamowicie słaba w tym roku Konferencja Wschodnia – powoduje, że Celtowie na ten moment liczą się nawet w walce o playoffs. Nic dziwnego, mają przecież tyle samo zwycięstw, co liderujący w dywizji, a 4. w konferencji, Toronto Raptors z bilansem… 6-8. Dość powiedzieć, że taki sam bilans mają New Orelans Pelicans, którzy zajmują obecnie…. 13. miejsce na Zachodzie. Nie, to nie żart.
Z jednej strony, Celtowie są więc blisko playoffs, ale z drugiej są też bardzo blisko do samego ogona ligi. Mimo to, pierwszy miesiąc rozgrywek można uznać za udany, patrząc na to jakim składem dysponuje debiutant na ławce, coach Stevens, a także jak spisują się młodzi bostońscy zawodnicy. Oczywiście, były wzloty, ale były też i upadki (start 0-4, następnie seria sześciu porażek), jednak mniej więcej tak właśnie ten sezon będzie w Bostonie wyglądać i na to byliśmy przygotowaniu od samego początku. Niemniej jednak, dobrze jest widzieć przebłyski potencjału i dobrej gry, a także rozwoju. Najważniejsze jest bowiem, by nie stać w miejscu i można się tylko cieszyć, że Celtowie z każdym kolejnym tygodniem robią kolejne kroki.
Trzeba też pamiętać, że to dopiero początek sezonu i niektóre zespoły zapewne zdołają się jeszcze odbić od dna, dlatego Celtom bardzo ciężko będzie powalczyć nawet o wejście do fazy posezonowej, choć ciekawie będzie zobaczyć, czy ta młoda grupa zawodników zaprezentuje się lepiej niż wielu mogłoby przypuszczać i sprawi niespodziankę, jakiej nikt się nie spodziewał. Warto w tym miejscu pochwalić cały sztab szkoleniowy Celtów na czele ze Stevensem, bo jak na razie wszyscy spisują się znakomicie i z całą pewnością można stwierdzić, że drużyna idzie w bardzo dobrym kierunku.
A im dalej w sezon tym teoretycznie powinno być już tylko łatwiej, gdyż to właśnie ten nieszczęsny listopad wydawał się być najgorszym miesiącem w tym sezonie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – tak trudny terminarz pozwolił też Celtom na lepsze zgranie się ze sobą i dotarcie, a zawodnikom na lepsze poznanie się i stworzenie pewnej chemii. Jak mówi Avery Bradley:
“To, co na pewno mogę powiedzieć o tym miesiącu to, że staliśmy się lepsi jako drużyna. Wiele się o sobie przez ten miesiąc nauczyliśmy. Rozegraliśmy wiele spotkań. Czuję, że w każdym pojedynczym spotkaniu – nawet pomimo tego, że mieliśmy swoje wzloty i upadki – stajemy się coraz lepsi.”
W grudniu Celtowie rozegrają już tylko 11 spotkań, w tym dwa back-to-backs. Tak w zasadzie to będą też mieli taki drugi all-star break, kiedy to będą mogli sobie porządnie odpocząć. W tym roku Celtics nie uczestniczą bowiem w gwiazdkowych spotkaniach, dlatego też już od 22 grudnia, czyli od meczu z Pacers, mają wolne, które potrwa aż do 28 grudnia, kiedy to zmierzą się z Cavaliers. Niektórzy powiadają, że właśnie wtedy jest najodpowiedniejszy czas na powrót Rondo. Inni powiadają natomiast, że najlepszy czas na powrót Rondo to ten prawdziwy all-star break.
Niektórzy mogą też nie zgodzić się z tym, że bilans 6-10 to sukces, a inni (głównie tankowcy, choć ci chcieliby bilans możliwie najgorszy, a więc 0-16) zupełnie odwrotnie. Nie wiadomo, która strona ma rację, ale pewne jest to, że ten trudny pierwszy miesiąc zdecydowanie pomógł młodemu zespołowi Celtics. Przede wszystkim dlatego, że wygrywanie jako efekt ciężkiej pracy to zdecydowanie bardzo dobra rzecz, w szczególności dla młodych zawodników. No i może dlatego, że wygrywanie oznacza też rozwój zawodników, podwyższanie wartości pewnych graczy czy daje odpowiedzi na pewne pytania. Oczywiście, niektórzy mogą powiedzieć, że ma też swoje złe strony (np. mniej piłeczek w losowaniu), ale prawda jest taka, że nikt nie byłby zainteresowany takim Crawfordem czy Lee, gdyby Celtics grali słabo i przegrywali na potęgę. Inne zespoły szukają bowiem zawodników wartościowych i takich, którzy mają w wygrywaniu pomóc.
Trzeba też sobie stanowczo powiedzieć, że Celtics tak czy siak nie mają w składzie tyle talentu (albo inaczej: tyle zdefiniowanego talentu), by powalczyć o playoffs, nawet po powrocie Rondo i nawet jeśli nastąpi on za jakiś miesiąc. Rondo nie zacznie przecież od razu grać na swoim poziomie i nie wiadomo zresztą, czy będzie w stanie do tego swojego poziomu wrócić, choć wszyscy tutaj mamy nadzieję, że tak i że będzie jeszcze lepszy niż przed urazem. To jednak boisko wszystko zweryfikuje. Tak samo jak boisko zweryfikowało młody zespół Celtics, który jak na razie – co by nie mówić – spisuje się lekko powyżej oczekiwań, a przynajmniej ich nie zawodzi.
Teoretycznie – tak jak wcześniej było już wspomniane – im dalej w sezon tym powinno być łatwiej. Nie oznacza to jednak, że Celtowie staną się nagle zespołem na miarę czwartego miejsca w słabej Konferencji Wschodniej. Tankowanie może i jest dobrym sposobem na szybki powrót na choćby właśnie to czwarte miejsce, ale nie należy przy tym zapominać, że wygrywanie ma swoje dobre strony, szczególnie dla tak młodego składu, jaki w tym sezonie został w Bostonie ułożony. Dlatego nie powinniśmy się w ogóle smucić, gdy zobaczymy kolejne zwycięstwo Celtów, ani też specjalnie przejmować kolejną porażką. Najważniejsze jest bowiem, aby Bostończycy w każdym meczu dawali z siebie wszystko, jakkolwiek pompatycznie to brzmi. A jak do tej pory nieźle im szło.