Świetna defensywa Sullingera

Jared Sullinger nie miał łatwego startu w swoim drugim sezonie w NBA. Po miesiącu rozgrywek jest on jednak jednym z najlepszych zawodników w zespole, nawet pomimo powrotu do gry po operacji pleców i związanymi z tym brakami kondycyjnymi. Sullinger wskoczył ostatnio do pierwszej piątki na pozycję centra i choć od razu został rzucony na głęboką wodę to poradził sobie wręcz wyśmienicie. Ze starć z klasowymi rywalami, z jakimi musiał się ostatnio mierzyć (Duncan, Hibbert, Horford, Jefferson), wychodził bowiem przeważnie zwycięsko, co – jak sam przyznaje – dało mu wiele pewności. Ale nie miejcie wątpliwości – Sullinger może grać jeszcze lepiej, bo to wciąż nie jest jeszcze szczyt jego możliwości.

Sullinger przychodził do NBA jako dość niedoceniany obrońca – z jednej strony był przecież głównodowodzącym wyśmienitej defensywy na Ohio State, ale z drugiej mało kto to zauważał, a o wiele więcej mówiło się o tym, czy z takim altetyzmem poradzi on sobie w NBA, gdzie przyjdzie mierzyć mu się z o wiele „większymi” i umięśnionymi rywalami. W swoim pierwszym sezonie łatwo nie miał, ale dał się poznać jako całkiem dobry obrońca, bardzo przydatny wtedy, bo przecież był jedynym wysokim z ławki, który mógł zastąpić na parkiecie Kevina Garnetta. Gra obok KG była też jednak benefitem dla młodego podkoszowego, ale nawet obecność o wiele bardziej starszego kolegi nie chroniła go od problemów z faulami, w które często wpadał.

Dość powiedzieć, że podczas swojego debiutanckiego sezonu faulował on średnio ponad sześciokrotnie na 36 minut gry, co w zasadzie oznaczać by mogło, że Sullinger wylatywałby poza boisko za faule po rozegraniu nieco ponad pół godziny meczu. W tym sezonie jest już zdecydowanie lepiej, bo Sullinger w ciągu 36 minut fauluje średnio 3.9 razy – oznacza to, że przez ten rok przystosował się do gry i nauczył grać się w obronie o wiele efektywniej, nie popełniając przewinień, ale prawda jest też taka, że to sędziowie przystosowali się do jego gry. Wiadomo przecież, że żółtodziobowi zawsze pozwala się na mniej, czego w tym sezonie doświadcza choćby Kelly Olynyk, potwierdzający tę regułę. Wyjaśnia sam Sullinger:

„Sędziom potrzeba roku, by uświadomić sobie, jakiego typu koszykarzem jesteś. Jeff [Green] powiedział mi tak, Rondo również; powiedzieli mi, że podczas swojego pierwszego sezonu będę miał swoje wzloty i upadki. Stwierdzili: 'zabierze im [sędziom] trochę czasu, by zdać sobie sprawę, jak grasz i co robisz.’ Poza tym, w zeszłym sezonie byłem rookie. W tym sezonie wygląda na to, że dają mi grać odrobinę więcej.”

Mimo ograniczonej liczby minut, a także problemów z plecami, które utrudniały Sullingerowi w zasadzie wszystkie czynności, dał się on poznać jako całkiem solidny defensor już podczas skróconego ostatecznie przez operację pleców sezonu. Zanim jednak operacja była potrzebna, Sullinger zdążył jeszcze doświadczyć pewnego niemiłego uczucia, które potem postanowił przekuć w motywację. Otóż w styczniowym spotkaniu z Hawks został on nieco zlekceważony przez Larry’ego Drew, ówczesnego coacha Jastrzębi.

„Wskazał na mnie i wydawał się mówić 'No, idź i zjedz go.’ Al Horford zaczął się więc ze mną matchupować i popełnił na mnie dwa faule ofensywne. Od tamtego momentu coś jakby zaskoczyło. Jestem dumny ze swojej defensywy. Nawet jeśli niektórzy ludzie myślą, że nie potrafię grać w obronie to przeczę temu.”

Sullinger przeczył temu już w tamtym sezonie, ale o wiele więcej argumentów może wysunąć po ostatniej serii meczów, od momentu gdy został przesunięty na pozycję centra po urazie kostki Kelly Olynyka. Już wtedy, w spotkaniu z Pacers, mierzył on się z o wiele wyższym Royem Hibbertem, ale nie można zapomnieć o świetnej robocie jaką odwalił mecz wcześniej na Timie Dunancie, który może nie zalicza najlepszego startu w karierze, lecz mimo to wciąż jest jednym z najlepszych podkoszowych w lidze. A w kolejnych spotkaniach rywale Sullingera także byli klasowi, bo trudno nie mówić tak o Horfordzie i Jeffersonie. Tymczasem cała czwórka zdołała trafić tylko 21 z 57 rzutów (36.7%) przeciwko Celtics, a główna w tym zasługa właśnie Jareda.

Co ciekawe, cała powyższa czwórka oddała więcej rzutów aniżeli zdobyła punktów, co dowodzi tylko z jakim trudem musieli się mierzyć. Duncan świetnie rozpoczął mecz (bo od dwóch szybkich trafień), ale z kolejnych 11 prób trafił już tylko jedną. Hibbert miał spore problemy z dostawaniem się pod kosz, a Sullinger – mimo sporej różnicy wzrostu – świetnie masował się z centrem Pacers, maksymalnie utrudniając mu dojście do pozycji. Przy okazji udało się też dwukrotnie złapać Hibberta na faul w ofensywie. Mając na plecach Jareda trafił on tylko jeden z czterech rzutów, trzykrotnie tracił też piłkę. Horford z kolei dwukrotnie był blokowany, a w akcjach przeciwko Sully’emu punktował ledwie dwa razy (na sześć prób), identycznie zresztą jak Al Jefferson w kolejnym meczu. Ten pierwszy potrzebował aż 19 rzutów, by zdobyć 18 punktów, a ten drugi 14, by zgromadzić tyle samo oczek.

Zaawansowane statystyki potwierdzają tylko tezę, że z Sullingerem na parkiecie bostońska defensywa jest lepsza niż z nim na ławce. Zresztą, nie tylko defensywa – Celtics są po prostu lepszym zespołem, gdy na boisku przebywa 21-latek. O ile? 10 punktów różnicy na plus na 100 pozycji. Rywale notują też mniejszą skuteczność (35.3%) w pomalowanym, gdy Sullinger jest na parkiecie niż gdy go nie ma (39.1%). Jeśli natomiast weźmiemy siedem ostatnich spotkań to okaże się, że drugoroczniak zatrzymał swoich rywali na 0.793 punktu na akcję (innymi słowy: rywale zdobyli ogółem 73 punkty w 92 akcjach przeciwko Jaredowi), pozwalając im na skuteczność na poziomie nieco ponad 39%.

Sullinger vs Hibbert (Pacers)

Te liczby robią wrażenie, ale nieuprzejmością w stronę Jareda byłoby mówienie tylko i wyłącznie o jego dobrej grze defensywnej. Sullinger do świetnej obrony dodaje bowiem solidną postawę na tablicach, gdzie zbiera 23.4% wszystkich możliwych do zebrania piłek w obronie. Pod koszem przeciwnika nie jest już tak dobrze (bo jest gorzej niż przed rokiem), ale w miarę czasu Sullinger powinien być coraz agresywniejszy i zbierać więcej piłek także po drugiej stronie parkietu. Jakby tego było jednak mało, 21-latek pokazuje się w tym sezonie jako naprawdę pewna opcja w ofensywie, strasząc nie tylko grą tyłem do kosza, ale też rzutami z dalszych odległości. W zeszłym sezonie zdobywał on średnio 10.9 punktów per-36 minut, podczas gdy w tym średnia ta urosła aż do 18.4 zdobywanych punktów.

Nic więc dziwnego, że chwali go coach Stevens, który jednak uważa też, że Sullingera stać na wejście na jeszcze wyższy poziom, co może być bezpośrednio związane z poprawą kondycji:

„Odwala kawał dobrej roboty używając swej siły, by bronić jeden-na-jednego tyłem do kosza. Nie ma co do tego wątpliwości. Dobra wiadomość jest taka, że – przynajmniej tak sądzę – może on stać się o wiele lepszy. Myślę, że może znacząco poprawić się w defensywie. Uważam, że z jego kondycją jest coraz lepiej. W każdym kolejnym meczu wygląda jakby poruszał się i czuł lepiej, nawet pomimo tego, że walczy z kilkoma mniejszymi urazami, jakimiś małymi siniakami czy chorobą w ostatnim tygodniu.”

Sam Sullinger nie zamierza spoczywać na laurach i przyznaje, że te ostatnie spotkania, w których tak dobrze spisał się w walce z naprawdę mocnymi rywalami, dodały mu przede wszystkim pewności siebie:

„Myślę, że grałem spisałem się całkiem nieźle z niektórymi piątkami, przeciwko którym grałem dotychczas w sezonie. Dodało mi to sporo pewności siebie. To NBA, więc zawsze będziesz mierzył się z kimś świetnym.”

Jak na razie ten sezon to przede wszystkim coraz lepsza gra Sully’ego, który z każdym kolejnym tygodniem rozgrywek dostarcza nam sporo dobrego i sprawia, że zachwycamy się jego grą. Nie zapominajmy także o tym, że to dopiero początek sezonu, a Sullinger wciąż łapie jeszcze formę po kilkumiesięcznym okresie rozbratu z boiskiem spowodowanym operacją pleców. Na całe szczęście – odpukać w niemalowane – na ten moment wydaje się, że operacja ta rzeczywiście pozwoliła podkoszowemu pozbyć się wszelkich problemów. Warto też dodać, że Sullinger ma przecież dopiero 21 lat. To wszystko sprawia, że niebezpodstawne jest sądzenie, iż niedługo to inni rywale mówiąc „kimś świetnym” będą mieli na myśli właśnie Jareda Sullingera.