Anatomia zwycięstwa: cud w Miami

Celtics dokonali niemożliwego i po epickiej końcówce pokonali Miami Heat na ich własnym terenie, mimo że na około cztery sekundy przed końcem spotkania przegrywali czterema punktami, a więc gospodarze mieli bezcenną przewagę jednego posiadania. Jak się jednak okazuje, nawet tak bezcenną przewagę można zniwelować, jeśli próbuje się być zbyt cwanym. Celtom szansę na wygranie tego meczu dało bowiem bezmyślne zachowanie Dywane Wade’a, a następnie wielki błąd LeBrona Jemsa w obronie przy tej decydującej akcji. Dzięki temu Brad Stvens mógł wykorzystać swoją zagrywkę, wygrać swój pierwszy mecz w ten sposób, a Jeff Green potwierdzić mógł, że po prostu jest klaczą.

Celtowie przez cały mecz twardo i jak równy z równym walczyli z Heat, a swój wielki wkład w taką grę mieli w zasadzie wszyscy zawodnicy, którzy pojawili się na parkiecie (nic dziwnego, skoro każdy z 11 bostońskich zawodników punktował w tym meczu choć raz). W końcówce do głosu doszedł jednak LeBron James, który zdobył dziewięć punktów Miami w pięciu ostatnich minutach. Nie pomylił się także na linii rzutów wolnych, po tym gdy w prostej sytuacji spudłował Kelly Olynyk, dając gospodarzom 4-punktowe prowadzenie na 3.6 sekund przed końcem spotkania. Wydawało się, że jest już po meczu.

Celtics mieli jednak jeszcze dwa czasy – pierwszy wykorzystali na łatwe punkty Geralda Wallace’a, który z dziecinną łatwością uwolnił się od dobrego przecież obrońcy w osobie Shane’a Battiera i dał Celtom dwa punkty na jakąś sekundę przed końcem. Chris Bosh zadecydował, że najlepiej będzie podać do Dwyane’a Wade’a, który stał dość daleko od bostońskich zawodników, którzy jednak szybko zdołali go sfaulować. Na zegarze pozostało 0.6 sekundy, a wygrana wciąż wydawała się niemożliwa – jeśli Wade trafi oba to Heat wygrają; jeśli trafi choć jeden to w najlepszym wypadku mamy dogrywkę; nawet jeśli spudłuje oba to może okazać się, że czas po prostu upłynie.

Wade chciał być jednak za cwany. Najpierw spudłował, choć zamierzał trafić. A następnie zamierzał spudłować, ale popełnił wielki błąd, bo piłka nie dotknęła nawet obręczy, dzięki czemu Celtics za darmo zyskali posiadanie.

„Próbowałem trafić w obręcz, ale nie poszło tak jak planowałem.”

Z całego serca dziękujemy, cwaniaku. Brad Stevens wziął więc czas i rozrysował zagrywkę podobną do tej z przedsezonowego meczu z Brooklyn Nets, kiedy to Courtney Lee po podaniu Geralda Wallace’a dostał piłkę na – w miarę dobrej – pozycji, jednak spudłował i Celtics tamten mecz przegrali. Tym razem nie było innego wyjścia jak spróbować z tym ponownie, tyle że w roli rzucającego miał występować Jeff Green. Po meczu tak wyjaśniał Stevens:

„206 cm, mógł oddać rzut.”

I ten rzut rzeczywiście oddał. Jak jednak do tego doszło? Nie zapominajmy przecież, że Green miał na sobie Jamesa, a więc bardzo dobrego obrońcę. Ten bardzo dobry obrońca także popełnia błędy. Spójrzmy więc, jaki przebieg miała ta zwycięska zagrywka:

I. Na zegarze 0.6 sekundy do końca. Piłkę z boku ma Gerald Wallace, czwórka pozostałych Celtów (Green, Bradley, Crawford, Olynyk) ustawia się w czterech końcach pomalowanego, tworząc kwadrat.

Anatomia zwycięstwa: cud w Miami

II. Bradley i Crawford zaczynają robić małe zamieszanie pod obręcz – stawiają sobie nawzajem zasłonę, po czym Bradley wychodzi do lewego roku, a Crawford zaczyna zbiegać wzdłuż kosza. Swoje zaczynają też Green oraz Olynyk, którzy zaczynają przepychać się z odpowiednio Jamesem oraz Boshem.

Anatomia zwycięstwa: cud w Miami

III. Zbiegający Crawford dostaje zasłonę od Olynyka, dzięki czemu może zbiec na sam środek obwodu. Już w tym momencie LeBron nie zajmuje się wyłącznie swoim matchupem, ani też tym co dzieje się przed nim, ale patrzy w stronę wyrzucającego piłkę z autu.

Anatomia zwycięstwa: cud w Miami

IV. LeBron traci uwagę, odpuszczając Greena, a duża w tym zasługa zbiegającego Crawforda, który robi takie zamieszanie, że LeBron – nie patrzący uważnie tam, gdzie powinien – robi krok w stronę Wallace’a, pozwalając tym samym na zyskanie kluczowego ułamka sekundy przewagi Greenowi. W tym samym czasie wciąż bardzo dobrze zachowuje się Kelly Olynyk.

Anatomia zwycięstwa: cud w Miami

V. LeBron ma już spore opóźnienie do Greena, a na dodatek musi obiegać stawiającego dobrą zasłonę Olynyka. Już w tym momencie widać jaką przewagę ma Green. Wtedy pozostawało się tylko modlić, aby nikt (w zasadzie jedynym, który mógł to zrobić był Bosh) tej piłki nie przeciął.

Anatomia zwycięstwa: cud w Miami

VI. Wallace mieści się idealnie w czasie pięciu sekund, wyrzucając piłkę ledwie setne sekundy przed tym zanim sędzia mógłby gwizdnąć błąd. Wyrzuca jednak piłkę w sposób idealny – Green dostaje ją w miejscu perfekcyjnym, długie ramiona i dobra pozycja pozwalają mu na wyjście w powietrze i oddanie rzutu nad bezradnym i spóźnionym Jamesem.

Anatomia zwycięstwa: cud w Miami

Cała, perfekcyjnie wykonana, zagrywka prezentowała się tak:

Zagrywka miała więc kilku swoich bohaterów (pozytywnych i negatywnych), ale nie udałaby się, gdyby Green spudłował. Oczywiście, Celtowie znów odnieśliby „moralne zwycięstwo” i chyba żaden kibic nie mógłby o tym meczu złego słowa powiedzieć, jednak Green trafił, a prawdziwa wygrana smakowała tysiąc razy lepiej. Był to trzeci rzut przesądzający o zwycięstwie (i drugi buzzer-beater) Greena w przeciągu kilku miesięcy. Jak jednak wykazują statystyki, Jeff ma po prostu wielkie jaja, by takie rzuty oddawać.

Od 2007/08 sezonu to bowiem właśnie Jeff ma najlepszą skuteczność, jeśli chodzi o rzuty oddawane w pięciu ostatnich sekundach, które mogą dać albo remis, albo wyprowadzić drużynę na prowadzenie spośród tych zawodników, którzy oddali co najmniej 10 takich rzutów. Green próbował 11-krotnie, trafiając aż siedem razy, co daje świetną, ponad 63-procentową skuteczność. Za nim jest Tim Duncan (5/10, 50%), a dalej Rudy Gay (12/15, 48%) oraz Dirk Nowitzki (10/24, 41.7%). Tak po meczu wypowiadał się bohater:

„Piłka wpadła. Gerald dobrze podał. Kelly postawił świetną zasłonę. Mogłem oddać rzut z dobrej pozycji. Moi koledzy po raz kolejny dali mi szansę na wygranie meczu. Wierzę w każdy rzut, który oddaje. Wpadłem w pierwszy rząd krzesełek, ponieważ tak bardzo się odchyliłem. Widziałem piłkę, kiedy wpadała do kosza. Po prostu oddałem mój regularny rzut. Wierzyłem, że wpadnie.”

Dodaje Avery Bradley:

„Wiedziałem, że wpadnie. Wiedziałem. Powiedziałem trenerowi – nie sądzę, aby mnie wtedy słuchał – że 'piłka musi iść do Jeffa.’ Spytałem też Jeffa, czy jest gotowy. A on tylko na mnie spojrzał. Oczywiście, że był gotowy. Trafił wielki dla nas rzut.”

Zawodników chwalił też Brad Stevens, który przyznał iż nigdy wcześniej tej zagrywki nie stosował, zdradzając też że ma różne wariacje tego zagrania. Stevens zaraz po trafieniu Greena zachował jednak kamienną twarz, zupełnie tak jak wtedy, gdy jego akademicki zespół po równie niesamowitej końcówce wygrał z Gonzagą, w której ówcześnie występował Kelly Olynyk. Co lepsze, sam oglądałem to zagranie jeszcze kilka godzin przed meczem, zastanawiając się, jak ten Stevens tak może. Nie przypuszczałem, że niedługo sam będę świadkiem czegoś takiego.

Zwycięstwo to jest trzecim zwycięstwem Celtów z rzędu. Heat przegrali też pierwsze domowe spotkania od… 4 stycznia! Dość powiedzieć, że z Jamesem w składzie nie przegrali kolejnych 24 spotkań we własnej hali. Tymczasem pokonali ich skazywani na pożarcie Celtics, którzy rozpoczęli sezon od czterech porażek z rzędu. I to pokonali w takim, możliwie najlepszym i po prostu wymarzonym, stylu. Takie właśnie zwycięstwa budują drużynę, budują chemię i sprawiają, że cały zespół staje się po prostu lepsze.

„Daje nam to wiele pewności siebie. Mamy dobrą passę. Nasza gra zespołowa była niesamowita poprzez pomaganie sobie nawzajem. Tego właśnie potrzebujemy. Komunikacja był świetna. Robimy po prostu dobre kroki, by stać się tym, kim chcemy się stać. Ten mecz pokazał wszystkie bronie, jakie posiadamy. Avery miał wielkie zagrania. Ciężko jest zatrzymać nas, jeśli gramy tak jak dziś wieczór. Musimy po prostu wciąż budować. To spotkanie pokazuje po prostu nas walczących i z każdym meczem lepszych. To właśnie powinno robić się w sezonie. Będziemy mieli swoje wzloty i upadki, ale tak długo jak pozostaniemy jednością i będziemy budować jako zespół, to nasze możliwości są nieograniczone.”

Święte słowa Jeff. Święte słowa. To również takie zwycięstwa budują niesamowite więzi na naszej stronie, na naszym czacie, który wprost oszalał po tym rzucie Greena, a wcześniej proroczo przewidział katastrofalny w skutkach błąd Wade’a. I za to z całego serca dziękuję wszystkim Celtom, na czele z Greenem, Stevensem, Wallace’em czy Olynykiem, ale też i Wam, drodzy kibice. Sami wiecie dlaczego.

#WEARETHECELTICS