Porażka na otwarcie sezonu

Celtowie przegrywają swój pierwszy mecz w sezonie 2013/14, a Brad Stevens na pierwsze zwycięstwo na parkietach NBA będzie musiał poczekać przynajmniej do piątku, kiedy to Celtics zainaugurują sezon w TD Garden meczem z Milwaukee Bucks. Najlepszym zawodnikiem na parkiecie był chyba Jeff Green, który zagrał agresywnie i zdobył 25 punktów przy 16 rzutach z gry. Solidnie spisali się też m.in. Brandon Bass czy Kris Humphries. Celtowie rzucali z 48-procentową skutecznością, popełnili jednak aż 22 strat, a także zostali zmiażdżeni na tablicach wynikiem 33-48 (w tym 7-19 w zbiórkach ofensywnych). Ich gra była dość nierówna, jednak w przekroju całego meczu pokazali sporo walki i chęci.

BOXSCORE | GALERIA | SKRÓT

Jeśli jesteś fanem Celtics to musiałeś czuć podekscytowanie po tej pierwszej kwarcie. Był to naprawdę fajny start, gdyż po pierwszej kwarcie Celtowie wygrywali 26-21, grając twardo i agresywnie po obu stronach parkietu. Od samego początku wydawało się, że pierwszą (a czasem to nawet jedyną) opcją w ataku był Vitor Faverani (4/9 FG, 5/8 FT, 13 pkt, 3 zb, 3 blk), który oddał pięć z pierwszych dziewięciu rzutów Celtics, często samemu wołając o piłkę. Nic wiec dziwnego, że po 12 minutach gry miał on na koncie dziewięć punktów, a także dwa bloki, dobrze radząc sobie w defensywie. Całkiem nieźle spisywał się Avery Bradley (4/13 FG, 0/3 3PT, 8 pkt, 5 zb, 4 ast, 4 straty), a solidnie wyglądała bostońska obrona, która w połączeniu z bardzo dobrą skutecznością w ataku (65% z gry w pierwszej odsłonie) pozwoliła Celtom na objęcie 5-punktowego prowadzenia. Aż 18 z 21 punktów gospodarzy pochodziło z pomalowanego.

Zdecydowanie gorzej wyglądała gra w drugiej kwarcie, w której Celtowie jakby pogubili się w ataku i zupełnie rozmienili się na drobne, popełniając proste błędy i mając duże problemy z trafieniem do kosza (trafili ledwie dwa z 14 rzutów, zdobywając w drugiej odsłonie ledwie 11 punktów). Bostończycy już do przerwy mieli 12 strat, z czego sporo z nich zaliczył Bradley, który w połowie drugiej kwarty miał ich już cztery. Raptors zdołali więc wyjść na prowadzenie, które do przerwy wyniosło 12 punktów. Bardzo nieudany debiut w swoim rodzimym kraju zaliczył Kelly Olynyk (2/5 FG, 0/3 3PT, 4 pkt, 3 straty), który wyglądał na zagubionego i – tak jak zresztą cała drużyna – wcale nie zastawiał przy zbiórkach. Okazało się więc, że druga kwarta był totalnym przeciwieństwem tej pierwszej, choć dobre wrażenie pozostawił choćby Jeff Green (8/16 FG, 2/3 3PT, 7/9 FT, 25 pkt, 5 zb), który nie bał się brać odpowiedzialności na siebie, będąc całkiem agresywnym i wymuszając sześć rzutów wolnych w pierwszych 24 minutach gry.

Jeff Green vs Raptors

Słabo spisywał się Gerald Wallace (1/1 FG, 1/4 FT, 3 pkt, 4 stl, 3 zb, 5 strat), który w pierwszej połowie ani nie oddał nawet rzutu, choć nadrabiał zawziętą i agresywną obroną. Raptors z kolei już na początku drugiej złapali wiatr w żagle i bardzo dobrze spisywali się szczególnie w ataku, gdzie rzucali na całkiem dobrej i równej skuteczności. Tymczasem Celtowie długo nie mogli trafić zza łuku. Po połowie kwarty w końcu przebudziła się obrona Celtów, a to w połączeniu z agresywnym atakiem (Jeff Green!) sprawiło, że Celtom udało się odrobić straty (zryw 27-11), a wielki w tym udział miał Kris Humphries (3/4 FG, 8 pkt, 9 zb, 2 blk), który bardzo dobrze masował się z przeciwnikami w pomalowanym i zbierał sporo piłek. Trzeba też pochwalić solidną postawę Brandona Bassa (6/7 FG, 5/5 FT, 17 pkt, 2 zb, 2 ast, 2 stl), odwalającego po cichu dobrą robotę. Po trójce Greena (pierwszej w meczu dla C’s) zrobiło się już nawet 66-69. Chwilę potem trójkę z Kambodży dołożył Jordan Crawford, a do remisu doprowadził wsad Bassa z końcową syreną. Po trzech kwartach 71-71. Bostończycy po 11 punktach w drugiej kwarcie zdobyli aż 34 w trzeciej.

Celtowie objęli nawet trzypunktowe prowadzenie po trójce świetnie grającego Greena na początku ostatniej odsłony. Na parkiecie pojawił się jednak Courtney Lee (1/4 FG, 2 pkt, 2 zb, 2 straty), Celtics popełnili kilka prostych błędów (jak np. dwa pudła w kontrze 3 na 2), a na dodatek Raptors w zasadzie robili co chcieli na tablicach, po prostu miażdżąc Celtów w tym elemencie. Dzięki temu nawet po nietrafionych rzutach mogli ponawiać akcje i próbować ponownie. Najlepszym tego przykładem była zbiórka Lowry’ego po własnym niecelnym wolnym przy stanie 85-90 na 30 sekund przed końcem spotkania. Bostończycy nie spisywali się za dobrze w czwartej kwarcie, choć mieli jeszcze szanse na powrót do meczu. Ostatecznie nie udało się, 87-92.

Pięć rzeczy, które widzieliśmy:

  1. Agresywnego Jeffa Greena. I dobrze! To był naprawdę dobry mecz Jeffa, który zdobył przecież game-high 25 punktów na dobrej skuteczności z gry, dostając się przy tym także aż dziewięć razy na linię rzutów wolnych (i siedmiokrotnie stamtąd punktując). Oby tak dalej.
  2. Słabego Kelly Olynyka. To nie był udany debiut Kanadyjczyka wybranego z 13. numerem w tegorocznym drafcie. Mecz ten pokazał jak wiele pracy ma jeszcze przed sobą Olynyk. Dość powiedzieć, że gdy przebywał on na parkiecie to Celtics byli w tym czasie aż -20.
  3. Dużo błędów. Za dużo. Aż 22 straty to bardzo słaby wynik. Tak samo jak pozwolenie Raptors na zebranie aż 19 piłek spod własnego kosza (które gospodarze zamienili na naprawdę sporo punktów drugiej szansy). W zasadzie jedynym Celtem, który walczył na tablicach był Humphries, który tych piłek wywalczył dziewięć. I za to mu chwała. Hump dołożył też dwa bloki, w tym jeden efektowny na Gayu.
  4. Bardzo udany debiut w NBA pierwszoroczniaka z Brazylii. Świetna pierwsza kwarta wystarczyła, abyśmy wybaczyli Vitorowi Faveraniemu, że nie był zbyt widoczny w drugiej połowie.
  5. Walkę. I to się ceni. Celtics naprawdę w tym meczu sporo walczyli i choć nie wszystko im się udawało to tym razem nie oddali tego meczu ot tak, lecz walczyli do samego końca. Pierwsza i trzecia kwarta były naprawdę całkiem niezłe, jednak na wynik miały wpływ kwarty numer dwa i cztery, które zbytnio Celtom nie wyszły. Sezon 2013/14 można więc już uznać oficjalnie za otwarty!