Offseason 2013: Co dalej?

To będzie naprawdę interesujący offseason, podczas którego dowiemy się, jak rysować się będzie najbliższa przyszłość Boston Celtics. Wędkowanie rozpoczynamy tak szybko, jak jeszcze nigdy, odkąd w Bostonie pojawił się Kevin Garnett. Na ryby będziemy mieli jednak tylko tydzień czasu, bowiem mniej-więcej tyle odpoczynku da wszystkim Danny Ainge, od którego zresztą sporo będzie zależało. Potem powinniśmy być świadkami kolejnych informacji, które zarysować z kolei powinny najbliższe sezony w Beantown. W obliczu dużych dyskusji toczących się we wpisie poniżej, postanowiłem też rzucić nieco więcej światła na naszą obecną sytuację, a także na możliwe i te mniej prawdopodobne scenariusze.

Tych scenariuszy jest dość dużo, bo Ainge może zrobić w zasadzie wszystko, począwszy od kolejnego zrywu, a kończąc na totalnej przebudowie. W zeszłym sezonie sporo rzeczy uzależnionych było od tego, jaką decyzję podejmie Kevin Garnett. Jego powrót sprawił, że generalny menedżer Celtics miał o wiele łatwiejsze życie, bowiem nie pozostało mu nic innego, jak tylko sprawić, aby większość najważniejszych zawodników wróciło i spróbowało raz jeszcze. Nie do końca się to udało, bo np. taki Ray Allen wolał ciepłe plaże na Florydzie, jednakże Ainge naprawdę się postarał i przed sezonem na papierze mieliśmy najsilniejszy od mistrzowskiego sezonu 2008 skład.

No cóż, nie wszystko poszło po myśli i nie wszystko poszło dokładnie tak, jak miało. Niezbyt dobrze odnaleźli się w Bostonie ci, którzy mieli zastąpić Allena, niezbyt dobrze opłacony został też leprechaun, bowiem Celtics mieli tyle szczęścia, co nic. Kontuzje zawodników takich, jak Rondo, czy Sullinger skutecznie popsuły Celtom nadzieje na cokolwiek, a Ainge próbował ulepszyć skład już podczas sezonu, będąc bardzo aktywnym przed samym trade-deadline, jednak nie było żadnej rozsądnej oferty, którą mógłby przyklepać (za rozsądną nie uchodzi też ta, w której m.in. do Bostonu trafiłby Josh Smith, a w Dallas wylądowałby Paul Pierce). W poprzednim wpisie pisałem o tym, co na ten temat miał do powiedzenia sam Ainge, a także przedstawiłem m.in. sytuację Paula Pierce’a. Aby jednak mieć zdecydowanie większy wgląd w to, co może się wydarzyć, trzeba też rozpatrzeć następujące kwestie:

1. Salary cap

Salary cap, czyli chyba najważniejsza kwestia. Nie wiemy jeszcze, na jakim poziomie czapka płac będzie w przyszłym sezonie, ale w dwóch poprzednich było to $58 milionów dolarów. W sezonie 2012/13 luxury tax wynosił z kolei $70.3 milionów – oznacza to, że po przekroczeniu tej sumy trzeba było odprowadzać podatek do władz ligi. Poprzez podpisanie pełnego MLE z Jasonem Terrym przekroczony został tzw. hard cap, co w praktyce oznaczało, że Celtics mogli podpisać Terry’ego za pełną wartość wyjątku mid-level, ale nawet po jego uwzględnieniu suma kontraktów nie mogła przekroczyć $74.3 milionów dolarów (w innym przypadku zamiast pełnego MLE jest MLE niepełne, czyli zamiast ponad $5 milionów do dyspozycji są tylko ponad $3 miliony).

Zawodnik 2013/14 2014/15 2015/16 2016/17
Kevin Garnett $12,433,735 $12,000,00 $0 $0
Paul Pierce $15,333,334 $0 $0 $0
Rajon Rondo $12,000,000 $13,000,00 $0 $0
Brandon Bass $6,750,000 $6,950,000 $0 $0
Jason Terry $5,225,000 $5,450,000 $0 $0
Jeff Green $8,965,000 $9,445,000 $9,445,000 $0
Avery Bradley $2,511,432 $3,581,302 $0 $0
Jordan Crawford $2,162,419 $3,206,867 $0 $0
Courtney Lee $5,225,000 $5,450,000 $5,675,000 $0
Fab Melo $1,311,240 $1,367,640 $2,249,767 $3,257,664
Chris Wilcox $0 $0 $0 $0
Shavlik Randolph $1,106,941 $0 $0 $0
DJ White $1,027,424 $0 $0 $0
Jared Sullinger $1,365,720 $1,424,520 $2,269,260 $3,270,004
Terrence Williams $947,907 $0 $0 $0
SUMA (około): $76 mln $61 mln $20 mln $7 mln

Opcja gracza / Opcja zespołu / Oferta Kwalifikacyjna / Umowa niegwarantowana

Na ten moment przewiduje się, że w przyszłym sezonie Celtowie zapłacą za kontrakty ok. $76 miliony, jednak cztery umowy nie są gwarantowane, co oznacza że suma ta może ulec zmianie (plus prawdopobonie ok. $2 miliony dla gracza wybranego w pierwszej rundzie draftu). Trzy z tych czterech umów to gracze, którzy sezon rozpoczynali jeszcze w Chinach, a do Celtics dołączyli już w trakcie (Terrence Williams, DJ White, Shavilk Randolph) – to, czy w Bostonie zostaną okaże się po obozie treningowym, na którym zostaną podjęte ostateczne decyzje, co do wyglądu składu. Ten czwarty niegwarantowany kontrakt to umowa Paula Pierce’a, który miałby w przyszłym sezonie zarobić $15 milionów, ale gwarantowana jest tylko 1/3 tej sumy. Jakie są opcje, co do tej umowy?

  1. Pierce otrzymuje całą gażę ($15 milionów dolarów), a to w połączeniu z prawdopodobnym powrotem do składu KG oznacza, że Celtics nie mają w zasadzie żadnego pola manewru, prócz wykorzystania potencjalnego MLE (pełnego/niepełnego?) lub też wyjątku dwurocznego (ok. $2 miliony dolarów). Umowa Pierce’a stanie się w pełni gwarantowana, jeśli będzie on w składzie wraz z dniem 1. lipca.
  2. Umowa Pierce’a jest „anulowana”, a to oznacza, że Celtowie muszą wykupić jego kontrakt za równowartość sumy w nim gwarantowanej ($5 milionów dolarów). To wykupienie wlicza się jednak do salary cap, co spowoduje, że zamiast potencjalnych ok. $76 milionów Celtics płaciliby za kontrakty ok. 66$ miliony, czyli wciąż byliby ponad limitem, co uniemożliwiłoby im wszystko, poza wykorzystaniem pełnego MLE. W skrócie ta opcja oznacza, że nie ma Pierce’a, a jest ktoś za pełne MLE. To wszystko wiąże się też jednak bezpośrednio z KG, bowiem jeśli Pierce do składu nie wróci, to nie wiadomo, jaką decyzję podejmie Garnett. Jeśli np. Garnett zdecyduje się pozostać, no to w salary cap cały czas będzie jego $12 milionów. Jeśli jednak zdecyduje się odejść, to – w zależności, co stało się z umową Pierce’a – przed Celtami otwierają się inne możliwości.
  3. Ostatnią opcją jest amnestia – użycie amnestii na kontrakcie Pierce’a jest możliwe (i jeśli Ainge się zdecyduje, to będzie miał na to czas tylko od 10. do 16 lipca), bowiem został on podpisany przed wejściem w życie nowego CBA. Pytanie tylko, czy Ainge rzeczywiście zdecydowałby się zamnestiować jedną z największych legend klubu. Byłoby to rozsądne posunięcie, gdyby Celtics zdecydowali się rozpocząć przebudowę już tego lata – amnestia oznaczałaby bowiem, że z ksiąg wypisany jest calutki kontrakt Pierce’a – jeśli by się tak stało, to suma kontraktów spadłaby odrobinę poniżej $60 milionów. To cały czas byłoby za mało na jakieś większe ruchy, ale gdyby Ainge użył amnestii na Paulu, to prawdopodobne że ze składu odszedłby też Garnett (emerytura?), a to sprawiłoby, że Celtowie mieliby o wiele więcej pieniędzy na wolnych agentów (ok. $12 milionów) – może nie starczyłoby na topowego gracza, ale na pewno na kogoś bardzo dobrego.

Dopiero amnestia umowy Pierce’a oraz emerytura Garnetta otwiera przed Celtami większe możliwości. Jest jeszcze opcja, że Ainge próbuje transferować Pierce’em i/lub Garnettem w trakcie sezonu (jeśli ten drugi odrzuci swoją klauzulę no-trade), ale skoro w zeszłym sezonie Ainge nie znalazł żadnej dobrej umowy, to ciężko oczekiwać, że stanie się tak w sezonie kolejnym. Choć z drugiej strony spadająca umowa Pierce’a na pewno zwiększyłaby zainteresowanie innych drużyn. Pewne jest, że jeśli Ainge będzie miał na stole dobry deal to – bez względu na to, czy będzie to Pierce, Rondo, czy ktokolwiek inny – zdecyduje się on pociągnąć za spust i taki deal zrobić.

Jeff Green i Rajon Rondo

2. Podstawy

Jeśli Celtics zdecydują się na przebudowę, to ona wcale nie musi być tak bolesna. W drużynie cały czas jest bowiem pewna grupa zawodników z dużym talentem, która tworzy całkiem zgrabne podstawy pod budowę czegoś więcej. Mowa tutaj o czwórce zawodników – Rajon Rondo, Jeff Green, Avery Bradley, Jared Sullinger to nie taka zła mieszanka. Oczywiście, pewnym jest że to za mało, by liczyć się w walce o najwyższe cele, ale wraz z pewnego rodzaju wzmocnieniami, Celtics mogą szybko wrócić do czołówki zespołów na Wschodzie.

  1. Rajon Rondo – nie do końca wiadomo, jak będzie się on spisywał po tej kontuzji (a nie do końca wiadomo też przecież, kiedy tak właściwie wróci), a także czy pozostanie w klubie, bowiem już od kilku Rondo pojawia się w plotkach transferowych i słyszy się, że Ainge ostro nim handluje. Ten sezon pokazał jednak, jak wartościowy dla zespołu jest rozgrywający, a potencjalna wymiana zależeć będzie od tego, kogo Ainge dostanie w zamian, a także jak będzie się spisywać Rondo w sezonie regularnym. Rajon jest gwiazdą i można na nim budować zespół, ale czy na to zdecyduje się Ainge – to już inny rozdział książki i tego dowiemy się w kolejnych miesiącach.
  2. Jeff Green – początek sezonu miał fatalny, ale wraz z każdym kolejnym miesiącem Green w końcu stawał się tym, czego po nim oczekiwaliśmy, a także powolutku zaczął spłacać swój kontrowersyjny (przynajmniej przed sezonem) kontrakt. W samych playoffs Green przewodził drużynie, notując średnio 20.3 punktów i udowadniając, że potrafi być dobrą, ale przede wszystkim skuteczną opcją w ofensywie. Ta słabsza postawa na początku sezonu była prawdopodobnie spowodowana operacją i ciężką rehabilitacją, ale po rozegraniu pełnego sezonu Green powinien być jeszcze mocniejszy w kolejnym, tym bardziej po solidnym przepracowaniu lata.
  3. Avery Bradley – Bradley z kolei miał fatalne playoffy, ale to już był skutek grania na nieswojej pozycji. Dopiero ostatnia kwarta ostatniego jak się okazało spotkania pokazała, że to cały czas jest gracz, który swoją grą może mieć duży wpływ na zespół. Z pewnością Avery miał duży wpływ na zespół w samym sezonie regularnym (wraz z jego powrotem wróciła celtycka obrona). Bradley miał jednak podczas tego sezonu sporo dołków strzeleckich, co też nie zawsze można tłumaczyć tylko i wyłącznie operacją obu barków. Bradley nigdy nie będzie nawet trzecią opcją strzelecką zespołu, który aspiruje po mistrzostwo, ale tacy gracze, jak on są zdecydowanie ważnymi elementami mistrzowskich układanek. Ainge może też się zdecydować na jego transfer, wszystko zależeć będzie od tego, co dalej dziać się będzie.
  4. Jared Sullinger – wielka szkoda, że Sullinger nie mógł dokończyć swojego pierwszego sezonu w NBA i zebrać choć trochę doświadczenia w fazie posezonowej. Operacja pleców, jaką przeszedł w lutym powinna jednak wykluczyć dalsze jego problemy, co oznacza że Sullinger w przyszłości nie powinien już być spowalniany przez plecy. Ten pierwszy sezon pokazał nam, jakim graczem może być Jared (tęsknie za jego zbiórkami…) i choć to, że ma on potencjał znaczy tylko to, że nie osiągnął w tej lidze jeszcze niczego, to możemy z optymizmem patrzyć w przyszłość, bo Sullinger to zdecydowanie materiał na bardzo dobrego gracza, a także wciąż młody prospect, który ma dobre warunki i duże pole do rozwoju.

Ta czwórka „samodzielnie” nie będzie w stanie zawalczyć o wyższe cele, ale odpowiednio wzmocniona może stworzyć naprawdę ciekawy skład. Bardzo ciekawe, jak potoczyłby się sezon 2012/13, gdyby nie te wszystkie kontuzje. Ciekawość ta nigdy już nie zostanie zaspokojona, ale w tym momencie wszystko jest jeszcze możliwe. Czyli również to, że ta czwórka raz jeszcze dostanie wsparcie w postaci weteranów, a Celtics raz jeszcze spróbują zmierzyć się ze zdrowiem. Ta opcja cały czas jest jeszcze możliwa i wcale nie wydaje się taką złą opcją, przynajmniej moim skromnym zdaniem.

3. Weterani

Pewne, co do weteranów jest jedno – w klubie pozostaje Jason Terry, no chyba że Ainge zdecyduje się go transferować. Pozostała dwójka być może ma za sobą ostatnie spotkania w barwach Celtics, choć Pierce zapowiedział już, że nawet jeśli odejdzie do innego klubu, to chciałby jeszcze na jeden dzień i na jeden mecz do Bostonu wrócić, a dopiero potem w spokoju ducha odwiesić buty na kołek. Jego kontrakt jest zdecydowanie za wysoki, co do prezentowanych umiejętności, ale… Paul Pierce to wciąż dobry zawodnik i choć na pewno nie da Celtom tyle, na ile mógłby wskazywać kontrakt, to jednak jeśli w klubie pozostanie, to cały czas może być jego bardzo ważną częścią. Wszystko będzie zależeć od Danny’ego i jego decyzji, ale możemy być pewni, że po tym jednym tygodniu przerwy, który Ainge dał swoim podwładnym po to, aby odetchnęli, odpoczęli od tego wszystkiego, Pierce oraz generalny menedżer spotkają się i wszystko przegadają.

Nie można zapominać o tym, jak efektywny był Pierce zaraz po kontuzji Rondo. Oczywiście, playoffy Pierce miał bardzo słabe, ale w sezonie regularnym był najlepszym bostońskim zawodnikiem i dość powiedzieć, że w 34 meczach po zerwaniu więzadła przez Rondo kapitan drużyny notował średnio 18.3 punktów (45.9% z gry), 7.1 zbiórek oraz 6.1 asyst, trzy razy zbierając ogółem triple-double. Robił dokładnie to, o co został poproszony, ale w playoffach tego zrobić już nie mógł – bo grał o wiele za dużo, bo wymagano od niego o wiele za dużo, bo świetnie radziła sobie z nim nowojorska defensywa. Pierce młodszy już nie będzie, a jego znakomita praca nóg powoli się ulatnia. Ale to nie zmienia faktu, że Pierce cały czas jest jednym z najlepszych na swojej pozycji w całej lidze i cały czas może sporo wnosić do jakiegokolwiek zespołu, a w szczególności do Celtics. Czy jako pierwsza opcja? Tutaj można już mieć poważne wątpliwości.

Podobne wątpliwości można też mieć, co do tego, którą opcją powinien być Garnett. Wydaje się bowiem, że jeśli Celtics chcą raz jeszcze spróbować ze starą gwardią, to nie uda im się to, jeśli głównymi opcjami w ataku będą Garnett i Pierce właśnie. Bo są już po prostu za starzy, a ojciec czas niestety ich dogonił. I nie chodzi o to, że nic już z nich będzie, bo Pierce pokazał, co jeszcze potrafi w sezonie regularnym, a Garnett robił w playoffach rzeczy niesamowite, jak na kogoś w jego wieku (średnio prawie 14 zbiórek), ale o to, że drużyna nie zdobędzie mistrzostwa, jeśli w głównej mierze będzie się opierać na tej dwójce. Czas na powiew świeżości (Rondo, Green, może ktoś jeszcze), ale to nie znaczy, że dla tych dwóch panów nie ma już miejsca w Bostonie. Oni cały czas mogą być niesamowicie ważnymi elementami układanki, ale nie mogą być tymi najważniejszymi, bo wtedy układanka nie przedstawi wymarzonego przez wielu obrazka.

Pierce i Garnett

Wydaje się więc, że nadszedł czas, aby po prostu zrewidować ich role. Pierce jako sixth-man? Czemu nie, jeśli ma to być efektywne dla niego i dla zespołu. Garnett grający w meczu po 20 minut? Czemu nie, jeśli ma to sprawić, że w playoffach będzie w stanie dać nam 30 superefektywnych minut. Wszystko jest do przemyślenia, wszystko jest do zrobienia. Boston wcale nie musi żegnać swoich ulubieńców, a oni wcale nie muszą tracić szansy na zdobycie kolejnego mistrzostwa dla tego miasta. Jeśli tak miałoby się stać, to Danny musiałby też się jednak troszeczkę pogimnastykować, by znaleźć o wiele lepszych zawodników, aniżeli DJ White, czy Jordan Crawford.

Cały czas jednak nie wiadomo, czy Garnett w ogóle do Bostonu wróci, jeśli Pierce odejdzie. Wydaje się bowiem, że jest to transakcja wiązana, ale przecież wiele się jeszcze może zmienić. Z drugiej strony wydaje się też, że Garnett jeszcze ostatniego słowa nie powiedział – po przegranej serii z Knicks wyraził potrzebę dodania do obecnego składu ulepszeń tak, aby mógł się on wciąż liczyć w walce o tytuł. Podobno wyraził też chęć wstępnego powrotu i dania tej drużynie kolejnej szansy, tym bardziej z powracającym Rondo. W wakacje KG przejdzie prawdopodobnie operacje na obu kostkach, które powinny skutecznie wyeliminować problem z osteofitem i pozwolić Garnettowi w maksymalnie możliwy sposób być gotowym na start nowego sezonu. To wcale nie oznacza, że on kończy karierę. Ta decyzja uzależniona jest od wielu innych czynników, wśród których zdrowie także gra dużą rolę, ale nie najważniejszą. Tym najważniejszym jest prawdopodobnie osoba Paula Pierce’a. Raz jeszcze trzeba jednak przypomnieć, że wszystko może się zmienić jak w kalejdoskopie – w 2007 roku Garnett za nic do Bostonu nie chciał przyjść, rok temu źródła mówiły, że Garnett karierę zakończy. A co się tak naprawdę stało? Garnett do Bostonu jednak w 2007 roku przyszedł, a rok temu kariery wcale nie zakończył. Kalejdoskop.

Mówi się też, że jeśli obaj w Bostonie w przyszłym sezonie zagrają, to Ainge będzie nimi aktywnie handlował. To jednak dziwić nie powinno, zważywszy na fakt, że Ainge aktywnie handluje w zasadzie każdym. I jeśli dostanie dobrą ofertę, to nie będzie miał skrupułów. Z tym, że podczas tegorocznego okienka transferowego takiej oferty nie dostał i trudno się spodziewać, aby dostał. Jeśli jednak, to możemy mieć pewność, że Celtowie na niej źle nie wyjdą, bo Ainge raczej zdaje sobie sprawę, że jeśli chce ich transferować,  to proces przebudowy przyspieszy tylko wymiana, na której mocy do Bostonu trafi młody talent lub bardzo dobry zawodnik, a także wybór w drafcie. Pamiętajmy, że cały czas mamy bardzo dobre podstawy, a nie wydaje się, aby Rondo czy Green byli zachwyceni ideą „tankowania”, tym bardziej że obaj niedługo wejdą w swój prime. Odpuszczanie sezonu tylko po to, by zdobyć wysokie miejsce w drafcie nie jest zbyt dobrym pomysłem, a już na pewno nie, biorąc pod uwagę, że nawet mając najgorszy bilans, nie jest pewne, że będzie się też miało pierwszy wybór w drafcie.

4. Support cast

Celtowie mają pod kontraktem na przyszły sezon także kilku innych zawodników, co do których oczekiwania się niespecjalnie sprawdziły. Mowa tutaj oczywiście o Terrym, ale także o Courtneyu Lee, który marny sezon zakończył wypadając poza rotację, czy Brandonie Bassie, który solidnie prezentował się w playoffach, ale w sezonie regularnym grał zwyczajnie słabo. Cała trójka ma umowy zdecydowanie za duże w stosunku do tego, co pokazali na parkiecie w minionym już sezonie. Ainge z pewnością będzie szukał możliwości pozbycia się tych umów, być może łącząc je w jednym transferze, choć to akurat będzie do zrobienia ciężkie. Jest jeszcze Jordan Crawford, który również zbytnio się nie sprawdził, jest trio z Chin, które zapewne powalczy o jedno, ewentualnie dwa miejsca podczas obozu treningowego – największe szanse ma Terrence Williams, który pokazał kilka fajnych rzeczy i ciężko przepracował swój pobyt w Bostonie. Kilka przebłysków pokazał też Shavlik Randolph, natomiast DJ White był jak Fab Melo, tyle że odrobinę bardziej czarny i odrobinę bardziej pewny na parkiecie. Oczywiście wtedy, gdy już grał.

Jest też Chris Wilcox, któremu skończył się kontrakt, a który bez Rajona Rondo po prostu nie istniał. No i jest Fab Melo, czyli gracz na D-League, ale nie na NBA. Nie wiadomo, jakie decyzje co do nich podejmie zarząd Celtics – wiadomo jednak, że Ainge w potencjalnych rozmowach będzie używał pewnie wszystkich nazwisk, łącznie z Sullingerem, czy Bradleyem. Nie byłoby to takie złe, gdyby za cały pakiet zawodników udałoby się mu ściągnąć do Bostonu jakąś gwiazdę, tak jak udało mu się to w roku 2007. To będzie do wykonania ciężkie, ale nie niemożliwe. Ainge znów aktywnie będzie pewnie działał podczas sezonu regularnego, jeśli oczywiście w składzie pozostaną Pierce oraz Garnett. No chyba, że sytuacja zespołu będzie nadzwyczaj dobra. Kto wie. Cały ten support cast może też posłużyć w ewentualnych wymianach tego lata, jeśli Ainge wykombinuje na przykład jakiś majstersztyk w postaci sign’n’trade, tak aby dany klub nie tracił swojego zawodnika, nie dostając nic w zamian (np. Al Jefferson z Utah Jazz, który po zakończeniu sezonu zostaje niezastrzeżonym wolnym agentem).

5. Trener

Mogłoby się wydawać, że tutaj sprawa jest prosta, ale to też nie tak do końca. Doc Rivers prawdopodobnie wróci w przyszłym sezonie na stanowisko trenera, ale nie jest to na tyle pewne, aby mówić o tym w kategoriach oczywistości. Sezon regularny nie był dla niego łatwy, ale też Rivers nie zawsze potrafił sobie poradzić z drużyną. W playoffach też zbyt dobrze nie było, ale zwolnienie Riversa to byłaby chyba najgłupsza decyzja. Drugiego takiego coacha ze świecą szukać, jednak trzeba też mieć na uwadze to, czy Doc chcę się bawić w przebudowę zespołu i trenowanie drużyny, której cele nagle diametralnie się zmieniają. Ainge i Doc mają bardzo dobre relacje, dlatego tutaj żadnych problemów być nie powinno, choć jak się okazuje, Ainge nie zawsze sprowadza Riversowi takich zawodników, którzy do jego systemu pasują. Dziwne byłoby przy tej okazji winić jednak tylko Ainge, bo to przecież z Riversem właśnie ustalane są wszystkie ruchy.

Doc Rivers

Doc już przed rokiem zastanawiał się nad odejściem, ale zdecydował się podpisać 5-letni kontrakt. O tym, czy go wypełni będzie decydował po zakończeniu każdego kolejnego sezonu i tego właśnie jesteśmy świadkami teraz. Miejmy jednak nadzieję, że Rivers w drużynie pozostanie przez jeszcze kilka lat, bo ciężko byłoby znaleźć trenera, który mógłby tutaj stworzyć coś podobnego do tego, co stworzył Doc. Jest on świetnym trenerem dla zawodnika, a gracze po prostu chcą dla niego grać (spytajcie Jasona Terry’ego, który odpowie, że to właśnie osoba Riversa była jednym z głównych powodów jego przyjścia tutaj).

Możliwe, choć mało prawdopodobne jest, że Rivers odejdzie wraz z odejściem z zespołu Pierce’a oraz Garnetta, ale tutaj wszystko jest zależne od wszystkiego – czyli nie wiemy do końca, czy jedna decyzja pociągnie za sobą kolejną, czy też może jednak nie. Pewne jest, że Celtowie potrzebują Riversa, niezależnie od tego, jaką koncepcję ma Ainge – przebudowy, tankowania, transferów, czy kolejnej szansy. Nie można bowiem winić samego trenera za niepowodzenie zespołu, tym bardziej w obliczu tego, przez co Celtics musieli przejść. No i mając na uwadze przeszłość, w której to Rivers zrobił zdecydowanie dużo, nie tylko dla samego zespołu, ale także dla całego miasta.

Podsumowanie

Wydaje się, że Danny Ainge tak skonstruował drużynę rok temu, że sezon 2012/13 wcale nie był tym w typie „mistrzostwo albo koniec.” Trzyletni plan z 2008 roku już dawno jest za nami, ale Ainge z każdym kolejnym sezonem ten plan konsekwentnie przedłuża. Sęk w tym, że ta obecna drużyna nigdy w tym zeszłym już sezonie nie dostała swojej szansy. Kilku nowych zawodników, nowy dla nich system, potem te wszystkie przeciwności w sensie kontuzji, przez które drużyna nie mogła rozwinąć skrzydeł i cały czas tylko szarpała. Czemu mamy się już pożegnać? Pierce i Garnett młodsi nie będą, zespół już dłużej na nich gry opierać nie powinien, ale obaj mogą być jeszcze ważnymi elementami. A jeśli nie, Ainge może próbować transferować jednego lub obu i w przypadku, gdy w zamian dostanie coś satysfakcjonującego, co pomoże obecnej grupie, ale także odbije swoje piętno w przyszłości, to wtedy może pociągnąć za spust. Gdy nic takiego znów miejsca mieć nie będzie, niech pozwoli dograć im do końca umów, czyli do końca kolejnego sezonu, a dopiero potem niech bawi się z możliwościami, jakie zostaną wtedy otwarte. W tym momencie na rynku nie ma zbyt wielu dobrych nazwisk, bo wiadomo że ani Dwight Howard, ani tym bardziej Chris Paul do Bostonu się nie szykują. Inni solidni wysocy znów zostaną równie solidnie przepłaceni, a nawet jeśli pożegnamy się zarówno z Garnettem, jak i Pierce’em, to nie wiadomo, czy uda nam się wyłapać jakąś grubą sztukę na rynku wolnych agentów.

A może to najlepsze rozwiązanie jest właśnie tym najprostszym? Powracający do zdrowia Rondo, cały czas efektywni weterani, może kolejne solidne wzmocnienie w drafcie, gdzie Celtics wybierać będą prawdopodobnie z 16-tym numerem (tutaj czapki z głów przed Ainge’em, bo w ostatnich latach draft wychodzi mu naprawdę dobrze, z pewnymi wyjątkami oczywiście – tak, o tobie mowa, JaJuanie Johnsonie), może jeden-dwóch wolnych agentów (ktoś pod kosz, prawdziwy rozgrywający na backup dla Rondo?), a może nawet powrót Kendricka Perkinsa, jeśli oczywiście Thunder zdecydują się użyć na nim amnestii. I wszystko znów zweryfikuje sezon, podczas którego – w razie potrzeb – można będzie kombinować. A jeśli się nie uda, to czysta karta po sezonie następnym, już bez Garnetta i Pierce’a?

Tych opcji jest naprawdę sporo, a równie sporo zależeć będzie od tego, co stanie się z Pierce’em oraz Garnettem, a także od decyzji generalnego menedżera i zarządu. Miejmy tylko nadzieję, że to wszystko wyjaśni się dość szybko, bo czekanie na to, czy może jednak wrócą, a może jednak nie, a jednak może tak, czyli w skrócie brazylijska telenowela w Bostonie potrzebna nie jest (tym bardziej, że Leandro Barbosy już nie ma, a dla Faba Melo to już chyba nie warto). Te wszystkie decyzje nie mogą się ciągnąć nad Bostonem przez całe lato, bo to będzie sytuacja zdecydowanie niekorzystna. Orzechów do zgryzienia jest jednak wiele, tak samo jak decyzji do podjęcia. Najważniejsze, to uzbroić się w cierpliwość i nie wierzyć wszystkiemu, co się słyszy.

Mogłoby się wydawać, że wraz z tą porażką w meczu numer sześć z New York Knicks, nad Celtics zawisną czarne chmury. Tak jednak wcale być nie musi i zdaje się, że nie będzie. Dobre czasy są zdecydowanie przed nami, a jedyne, czego nam – kibicom – teraz potrzeba to ta wspomniana cierpliwość. Swoją droga, może się okazać, że tegoroczny offseason będzie o wiele bardziej interesujący niż… sezon go poprzedzający. O wszystkim postaramy się Was informować na bieżąco. I wiecie co? Boston Celtics wcale nie umierają. Może to przesadny optymizm, ale nad Bostonem żadnych czarnych chmur nie widać. Wręcz przeciwnie – jest jedna, ale zielona. Wypełniona nadzieją na lepsze jutro.