W komentarzach pod poprzednim tematem pojawiła się ciekawa dyskusja na temat kierunku, jaki Danny Ainge powinien obrać, dokonując ewentualnych wymian przed trade deadline. A tych kierunków jest (co najmniej) dwa. Zwalniając Josepha i Varnado, Danny zrobił miejsce w rosterze Celtów. Część dziennikarzy zza oceanu jest zdania, że to zapowiedź większej wymiany, dużego blockbustera, w którym udział miałoby wziąć kilka zespołów. Pojawiały się m.in. plotki o zainteresowaniu Bostonu Cousinsem czy Gortatem. W każdym razie Celtowie podobno dość intensywnie poszukiwali centra.
Decyzja podjęta teraz może w bardzo istotnym stopniu determinować przyszłość i oblicze naszego zespołu. Kwestią jest, czy Ainge wspólnie z Riversem dojdą do wniosku, że kierunek obrany na matchupowanie się z Heat był błędem. Wspominałem już o tym ostatnio, że nasze klocki wydawały się indywidualnie nieco słabszej jakości niż te w Miami, poza tym zespół wyglądał źle pod względem fizycznym, nie bronił i dramatycznie słabo grał na deskach. I, co niezwykle istotne, nie prezentował gry, do jakiej był predysponowany. Czyli, mówiąc krótko, nie grał small ballu. Small ball nie polega bowiem na graniu niskim składem, tylko na szybkim graniu. Naturalną rzeczą wydawało się wówczas spróbować istotnie wzmocnić zespół na pozycji centra i w strefie podkoszowej budować swoją przewagę nad Heat i nie tylko, nawet kosztem mniejszej mobilności drużyny na obwodzie.
Powrót do gry Bradleya i coraz lepsza gra Sullingera sporo jednak w sposobie postrzegania Celtów zmieniły i teraz kierunek na silny frontcourt nie wydaje się być już taki oczywisty. Rivers zdążył taktycznie zareagować na coraz lepszą postawę Sullingera, zostawiając go na desancie na atakowanej desce, rezygnując z pomysłu szybkiego powrotu całego zespołu na swoją połowę po niecelnym rzucie. Co, trzeba przyznać, na razie się sprawdza i niejednokrotnie w ostatnich kilku spotkaniach przynosiło Bostonowi punkty drugiej szansy. Dodatkowo, wzmocnienie zespołu centrem pokroju Cousinsa automatycznie niejako oznacza włączenie w ewentualną wymianę Bradleya czy nawet Rondo (takie sugestie też się pojawiają), bo obydwaj jako nieco upośledzeni rzutowo, zdecydowanie nie mogliby tworzyć razem backcourtu, nie grożąc stabilnym rzutem z dystansu. Grając wysokiej klasy centrem zespół nie może sobie pozwolić na kompletny brak spacingu w ataku i brak możliwości zagrania inside-outside przy podwojeniach obrońców, gdy center będzie grał na low post. Nie wyobrażam sobie też pomysłu sadzania Bradleya na ławce, bo to gracz zbyt dobry i ze zbyt dużym potencjałem, żeby zmniejszać jego minuty na parkiecie. Dygresja: rok temu za zdanie, które przed chwilą napisałem, bym się nieźle wyśmiał. Koniec dygresji. Dlatego coraz więcej zwolenników ma opcja na pozostawienie całego trzonu drużyny i zmianach kosmetycznych, czyli dokoptowaniu weteranów za minimum, którzy zapewniliby dostateczną ilość mięsa armatniego pod koszem i odpowiednią liczbę fauli do wykorzystania.
Wybór przed managementem jest niezwykle trudny i konia z rzędem temu, kto przewidzi, co aktualnie siedzi w głowie Ainge’a i Riversa. A co Wy byście zrobili na ich miejscu? Wybralibyście rewolucję czy ewolucję? Zapraszamy do dyskusji.