23,000 punkty Paula Pierce’a

59 sekund pozostało na zegarze odliczającym czas w pierwszej dogrywce spotkania w TD Garden, gdy piłka musnęła siatkę, a kibice jeszcze raz dali swój wyraz radości, szczególnie głośny, gdyż ważyły się przecież losy niezwykle ciężkiego spotkania z Mavericks. Który to już raz kibice w Ogródku mieli okazję oglądać taki właśnie obrazek? Paul Pierce i jego step-back z prawego skrzydła w odległości pięciu metrów od kosza. To w zasadzie znak rozpoznawczy Paula Pierce’a, charakterystyczny dla niego „rzut z łokcia” po tym zwyczajowym odskoku, dlatego też jego 23,000 punkt w karierze nie mógł zostać zdobyty w inny sposób. Pierce dołożył tym samym kolejną cegłę, tym razem taką w lepszym znaczeniu, do swojej bostońskiej legendy.

„Nigdy nie chcesz pozwolić mu, żeby rzucał ze swoich ulubionych miejsc. Ale to jest Paul Pierce. Czasami możesz wiedzieć, co chcesz osiągnąć przeciw niemu, ale on tak czy siak znajdzie sposób, żeby to zrobić.” ~ Shawn Marion

Pierce dołożył potem jeszcze m.in. wielką trójkę na początku drugiej dogrywki oraz świetne wykonywane wolne, które pozwoliły Celtom dojechać z niewielką przewagę do ostatniego gwizdka i zakończyć to spotkanie po dodatkowych 10 minutach. Ostatecznie Paul zapisał na swoim koncie chyba najwięcej w tym sezonie punktów – nie tylko on sam, ale też żaden inny Celt nie zdobył w tym sezonie więcej „oczek”.

Paul Pierce ma 35 lat.

Łatwo o tym zapomnieć, gdyż po pierwsze Paul może na tyle nie wygląda (on przecież wciąż wygląda na lat 25!), a po drugie on wciąż jest liderem (a bynajmniej jednym z liderów) Celtics. Choćby spoglądając tylko na statystyki, gdzie lideruje zespołowi w punktach zdobytych na mecz (średnio 20.5) – jest najstarszym zawodnikiem, który jest najlepszym strzelcem swojego zespołu. Wciąż jest także niesamowicie ważny w kluczowych momentach spotkania i choć w tym sezonie nie we wszystkich spotkaniach możemy to zobaczyć, to przez te wszystkie lata w lidze już nieraz to udowadniał, a ostatnio widzieliśmy to choćby, gdy trafiał wspomnianą trójkę z lewego rogu boiska na starcie drugich „ekstra” pięciu minut. A propos tego „ekstra” czasu – Paul rozegrał w spotkaniu z Dallas również rekordowe dla niego w tym sezonie 44 minuty i był to dla niego drugi taki mecz w ciągu kilku dni. Po meczu powiedział jednak, że wcale nie czuł tych minut, ani też nie miał świadomości o swoim wielkim kamieniu milowym:

„Byłem wciągnięty w mecz. Gdy spotkanie jest napięte, w taki sposób jak dzisiaj, jestem naprawdę wciągnięty w spotkanie, nie myślę tak naprawdę o moich minutach… Myślę, że to po prostu sprowadza się do psychicznej wytrzymałości. Tam możesz uzyskać przewagę. Widzisz, jak wynik szybuje w górę, potem widzisz remis, a następnie tendencja zaczyna spadać, więc musisz po prostu zachować psychiczną przewagę, nadal mieć pozytywne nastawienie i uwierzyć, że przez to przejdziesz. Takie rodzaje długich spotkań, takie rodzaje „maratońskich spotkań”, mogą cię naprawdę wyczerpać.”

Pierce zachował zimną krew i psychiczną przewagę, dzięki czemu Celtics mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Paul to właśnie taki typ zawodnika, który zawsze odporny był w zasadzie na wszystko, czy to ciężkie i trudne sytuacje, czy to naprawdę poważne kontuzje, czy też twardą obronę przeciwnika. Zawsze miał to „coś”, zawsze potrafił poradzić sobie z czymkolwiek. Byleby tylko wspomnieć jego dwa wielkie powroty – po ciężkich obrażeniach zadanych mu w pamiętnym napadzie, czy też w drugim spotkaniu Finałów 2008. Paul Pierce od zawsze był twardym graczem, nawet teraz, gdy ma na karku już 35 wiosen. A przecież wciąż nie dogania go status weterana, Paul wciąż nie staje się doświadczonym role-playerem, tylko transformuje swoją grę, by z wiekiem nie zatracić swoich największych atutów i wciąż być przydatnym zespołowi w jak najlepszy możliwy sposób.

Od zawsze był też niesamowicie utalentowanym strzelcem, u którego dało się zobaczyć problemy z lekką nadwagą, brak atletyzmu, przez co nigdy nie był graczem, który w każdym meczu elektryzował fanów (choć przecież kilka monster-dunków – jak ten, czy o tutaj, ten – w swojej karierze zaliczył). Może też dlatego nigdy nie zdobył tak wielkiego uznania poza granicami stanu Massachusetts, a przez wiele osób nazywany jest „najbardziej niedocenianym graczem naszej ery”. Paul Pierce od zawsze wychodził na parkiet i robił swoje, nigdy nie zaniedbywał swojej pracy i wydaje się, że to właśnie mocna psychika odegrała największą rolę w ukształtowaniu go, jako gracza.

„Znam graczy w lidze, którzy szanują go, jak tylko mogą, przez wszystko, co osiągnął. Paul Pierce nie jest kimś, kogo większość graczy chce bronić. Być może na zewnątrz nie jest aż tak znany, ale gracze wiedzą o tym lepiej.” ~ Jason Terry

Podsumowując: ten rzut z łokcia w ostatniej minucie pierwszej dogrywki pozwolił Pierce’owi przesunąć się na 25. miejsce na liście graczy z największą ilością punktów. Jeśli utrzymałby on taką grę, jak dotychczas, to do końca obecnie trwającego sezonu zdobędzie jeszcze około 1,200 punktów, co pozwoliłoby mu uplasować się jeszcze wyżej, na 19. miejscu – tuż za Allenem Iversonem. Kto wie natomiast, co przyniosą kolejne lata gry Pierce’a w Bostonie. Jego głównym celem statystycznym jest awans na pierwsze miejsce wśród graczy Celtics w tej najważniejszej kategorii (gdyż Paweł jest w pierwszej dziesiątce prawie wszystkich, w wielu jest też już przecież numerem jeden), czyli zdobytych punktów – będzie ciężko, bo prowadzący John „Hondo” Havlicek ma obecnie ponad 3,000 punktów więcej (dokładnie 26,395), jednak nawet jeśli The Truth nie uda się go przebić – hej, to wciąż nie zmienia faktu, że jest on dla Bostonu taką samą Legendą, jaką był Havlicek. Miejmy nadzieję, że tak samo jak Havlicek, nasz The Captain do końca swojej kariery będzie dopisywał punkty nie tylko na swoje, ale także na to celtyckie konto. Pal licho, że jest przepłacany. Należy mu się za to wszystko, prawda?