Bańka wchodzi w decydującą fazę. Za nami trzy spotkania preseasonu i osiem meczów sezonu regularnego, a przed nami playoffs, które z czasem powinny dostarczyć nam mnóstwo emocji. Pierwsza runda nie zapowiada się co prawda zbyt ekscytująco, przynajmniej w kilku parach, gdzie faworyta można wskazać z dużą łatwością. Nie da się jednak ukryć, że w tym roku na fazę play-off czekaliśmy wyjątkowo długo. Cieszmy się więc, że w końcu nadeszła.
Z punktu widzenia fana Boston Celtics najbardziej interesuje nas oczywiście forma 76ers, bo to właśnie z drużyną z Filadelfii bostoński zespół zmierzy się w pierwszej rundzie. W sezonie regularnym Sixers spisywali się dość przeciętnie, w szczególności na wyjazdach, choć akurat Celtom sprawili najwięcej problemów, wygrywając trzy z czterech pojedynków. Działo się to jednak tak dawno temu i w zupełnie innych okolicznościach, że tamte spotkania nie do końca są dobrym wyznacznikiem na rozpoczynającą się w poniedziałek trzydzieści minut po północy serię. Tym bardziej, że Sixers grać będą bez Bena Simmonsa, który z powodu kontuzji kolana w tym sezonie już nie zagra. To jedna z ważniejszych kwestii tej serii, o których już w całości poniżej:
- Absencja Simmonsa w teorii mogłaby pomóc Sixers, tym bardziej że playoffs to czas, gdy mankamenty w grze Simmonsa można dużo łatwiej wywlec na pierwszy plan. Tak też zrobili Celtics w 2018 roku, kiedy pokazali dlaczego choćby groźba rzutu za trzy jest tak ważna. Od tamtej serii minęły dwa lata, a Simmons nadal nie myśli o rzucaniu za trzy. Tyle tylko, że przez te dwa lata Simmons stał się jednym z najlepszych i najbardziej uniwersalnych defensorów w lidze. Jego brak będzie dla 76ers szczególnie odczuwalny po bronionej stronie parkietu. W ataku fani Sixers mieliby wreszcie szansę na “normalne” granie z rozgrywającym, który może nie tylko prowadzić atak, ale też zapewnić odpowiedni spacing przy graniu dwójką wysokich, natomiast Raul Neto to nie jest nazwisko, które może kogokolwiek wystraszyć.
- Trójka skrzydłowych Celtics gra w Orlando bardzo dobry i równy basket – Jayson Tatum, Jaylen Brown oraz Gordon Hayward to w tej chwili największa siła Celtów i trio na tyle mocne, że Szóstkom bardzo trudno będzie znaleźć odpowiedź, tym bardziej bez Simmonsa. A przecież jest jeszcze Kemba Walker, na którego też trzeba kogoś wysłać, szczególnie że 30-latek tak zdrowo w tym sezonie chyba jeszcze nie wyglądał. Podróż w czasie do swych najlepszych lat odbyć będzie musiał także stary znajomy Al Horford, którego zadaniem będzie uganianie się najprawdopodobniej za Brownem, co raczej nie skończy się dobrze dla Sixers. Na dodatek, Big Al od początku swojej przygody w Filadelfii spisywał się po prostu słabo, a sparowanie go z Embiidem nie przyniosło Szóstkom zbyt dużych sukcesów, choć tu nie pomagał też oczywiście taki rozgrywający jak Simmons.
- Najlepszym zawodnikiem w tej serii nadal może być jednak Joel Embiid. Co za tym przemawia? Embiid to jeden z najlepszych grających tyłem do kosza graczy w NBA, który ma za sobą jeden z najbardziej efektywnych sezonów pod tym względem od lat. Ale jego efektywność rok w rok spada w fazie play-off. Wynikało to głównie z faktu, że musiał mierzyć się z takimi graczami jak Horford czy Marc Gasol. Teraz w Bostonie nie ma już Horforda i przed podkoszowymi Celtics bardzo trudno zadanie. Daniel Theis ma kłopot z Embiidem. Robert Williams gra ostatnio jak z nut, ale chyba nie jest jeszcze w stanie pojedynkować się z Embiidem. Enes Kanter jako jedyny całkiem nieźle dawał radę, ale w ataku może być dla Celtics kulą u nogi, szczególnie że nie grozi rzutem za trzy tak jak Theis i nie wyciągnie Embiida spod kosza.
- Postawa Embiida zależy jednak nie tylko od obrońców Celtics, ale również od jego samego. Czy będzie mu się chciało? Czy będzie zdrowy? Czy będzie miał kondycję i siły, by ciągnąć Sixers na swoich plecach? Gdy mu się chce to jest w stanie zdobyć 38 punktów tak jak w grudniu w Bostonie, ale gdy coś mu nie pasuje to trafia jeden z 11 rzutów tak jak w lutym w Bostonie. Dużo zależeć będzie także od postawy jego kolegów, szczególnie jeśli Bostończycy będą podwajać i zmuszą Sixers do tego, by to inni gracze wzięli na siebie odpowiedzialność. Ekipa z Filadelfii nie ma jednak w zespole już takich strzelców jak JJ Redick, a tacy gracze jak Horford, Josh Richardson czy Matisse Thybulle to w tej chwili strzelcy co najwyżej przeciętni. Alec Burks czy Furkan Korkmaz mogą zapewnić dużo lepsze wsparcie, ale są kimś, kogo Brad Stevens może wykorzystać po drugiej stronie parkietu.
Celtics w ostatnich dniach bańki złapali naprawdę dobrą formę, a sezon regularny zakończyli w najlepszej czwórce ligi zarówno pod względem efektywności defensywy, jak i ofensywy. Po drodze rozbili m.in. Toronto Raptors, nie zostawiając żadnych wątpliwości kto w tym pojedynku był lepszy. Teraz czeka ich mocno niewygodny rywal i nadal do końca nie wiadomo, czy brak Simmonsa to będzie dla Celtów dobra czy zła wiadomość. Niemniej jednak to Bostończycy są w tej serii wyraźnymi faworytami i to za nimi przemawia dużo więcej, nie zapominając o mocnej przewadze na ławce trenerskiej, co Stevens udowodnił już przed dwoma laty.
Szóstek nie należy lekceważyć, natomiast równa gra Bostończyków powinna wystarczyć nawet w przypadku gdyby Embiid miał rzeczywiście się wyszaleć. Jest też dość mało prawdopodobne, aby kameruński podkoszowy był w stanie tak szaleć w przekroju całej serii, tym bardziej znając jego problemy z kondycją oraz ostatnie kłopoty zdrowotne (kostka, nadgarstek). Wyszaleć mogą się także Tatum czy Brown, na co z pewnością liczą z kolei kibice Celtics, którzy łakną sukcesu po nieudanej fazie play-off przed rokiem, kiedy to drużyna w przykry sposób pożegnała się z rozgrywkami już w drugiej rundzie. Tym razem liczymy na dużo więcej.