Celtics postawili się Raptors

Jeśli odpowiadać to w takim właśnie stylu. Boston Celtics pokonali Toronto Raptors w jednym z najbardziej ekscytujących meczów tego sezonu. Po raz kolejny oba zespoły stworzyły wspaniałe widowisko w TD Garden i po raz drugi to Celtowie mogli cieszyć się ze zwycięstwa, do którego poprowadził ich Kyrie Irving. To pierwszy zawodnik w tym sezonie, który wykręcił cyferki na poziomie 27 punktów i 18 asyst. Tak, to nie pomyłka, Kyrie rozdał aż 18 asyst, co jest oczywiście najlepszym wynikiem w jego karierze. Prócz tego, był bezpośrednio zaangażowany w zdobycie ostatnich 25 punktów swojego zespołu i to jego (kolejna już w tym sezonie) wielka trójka na 1:40 przed końcem spotkania okazała się być najważniejszym rzutem całego meczu.

W listopadzie miał 43 punkty i 11 asyst w zwycięstwie 123-116 po dogrywce. W środę zdobył 27 punktów, ale rozdał też rekordowe w karierze 18 asyst. Kyrie Irving wrócił po jednym meczu absencji i przyznał, że jego komentarze sprzed paru dni były nie na miejscu, przepraszając tym samym młodszych kolegów. Ba, rozgrywający zdał sobie sprawę z tego, że podobna sytuacja miała miejsce w Cleveland i zadzwonił nawet do LeBrona Jamesa, by przeprosić go za swoje ówczesne zachowanie. Irving stwierdził, że musi dawać przykład, ale nie w taki sposób.

Dał więc przykład na parkiecie, prowadząc zespół do wielkiej wygranej nad najlepszym zespołem na Wschodzie. Celtowie przegrywają z maluczkimi, ale na tego typu mecze (tym bardziej u siebie, gdzie wygrali siódme kolejne starcie) potrafią się zmobilizować. Jeszcze wczoraj zastanawialiśmy się, gdzie jest Big Al, lecz Al Horford w środę naprawdę był Big. Po trzech słabych meczach znów dobrze wyglądał Gordon Hayward, który już w pierwszej połowie zdobył 16 ze swoich 18 oczek. Ba, nawet Terry Rozier zebrał sporo pochwał po tym spotkaniu.

Celtics zaczęli ten mecz od wyniku 8-20, by w drugiej kwarcie (w której Raptors spudłowali wszystkie dziewięć trójek) zdublować rywala i przed przerwą wyjść na prowadzenie. Potem zbudowali sobie nawet 18 punktów przewagi, ale słabiutki start ostatniej odsłony spowodował, że ratować sytuację musiał Irving i zrobił to w wielkim stylu. Znów. A po trafionej trójce przy stanie 108-106, wracając na swoją połowę, dał upust swoim emocjom jak jeszcze chyba nigdy dotąd, pokazując na koszulce, że on się nigdzie nie wybiera, że Boston to jego miejsce:

Ostatecznie zdobył 27 punktów (11/19 FG, 3/6 3PT) i rekordowe 18 asyst, dzięki którym można wybaczyć mu siedem strat. Kawhi w bezpośrednim pojedynku wygrał (33 oczka, w tym 11/11 z wolnych), ale Celtics wygrali z Raps po raz drugi w tym sezonie. Osiem minut skrótów bardzo dobrej gry w wykonaniu Irvinga:

Swoje zrobili także Al Horford oraz Gordon Hayward – to chyba pierwszy raz w tym sezonie, gdy cała trójka bostońskich all-starów zagrała tak dobrze. Big Al bardzo się ucieszył z powrotu Arona Baynesa (dziewięć punktów, pięć zbiórek w 14 minut) i rozegrał znakomite zawody, zdobywając 22 punkty, siedem zbiórek oraz dwa bloki:

Hayward zakończył zmagania z 18 punktami oraz pięcioma asystami, a double-double dołożył Jayson Tatum, który w końcówce trafił kilka ważnych rzutów. To było bardzo ważne zwycięstwo bostońskiej drużyny, która bardzo mocno tej wygranej potrzebowała. Udało się wygrać na tablicach, zespół znów rozdał ponad 30 asyst, trafiając przy tym 50 procent swoich rzutów i 14 z 30 trójek. To kolejny już raz, gdy Celtics udowadniają, że potrafią grać z najlepszymi. Teraz zostało jeszcze udowodnić, że mogą tak grać z każdym. Kolejny mecz w piątek.