Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych . Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.
[Adrian] Szkoda tej porażki z Sotą, bo ten mecz był do wyjęcia. Tylko nie da się wygrać, jak grasz w trzech, bo do Browna i Quety można dodać Hausera z ławki i to tyle. No jeszcze raz to napiszę – szkoda tej porażki, bo mecz był wyjęcia, a Sota w tym sezonie jest nijaka.
[Timi] To fakt – Wolves przystępowali do tego meczu z serią trzech kolejnych porażek. I po tej pierwszej połowie wszystko było na dobrej drodze, by potknęli się po raz kolejny. Szkoda, choć finalnie na tę trójkę Edwardsa nic nie poradzimy. Po zmianie stron przyszła zapaść w ataku. Tym razem to my rzuciliśmy się w końcówce w szaleńczą pogoń i ten run 12:0 był naprawdę świetny, lecz Ant nie pozwolił Wilkom przegrać kolejnego spotkania.
[Adrian] Na plus – 41 punktów Browna na bardzo dobrej skuteczności. Aczkolwiek warto wspomnieć, ze w drugiej połowie był wyraźnie mniej aktywny. Queta może i nie wyleczył do końca urazu (bo w kolejnym meczu znowu nie zagrał), to jednak demolował Wilki na tablicy. To jeszcze Minott za druga połowę, bo dał sporo dobrego.
[Timi] Brown, który bardzo lubi grać przeciwko Wolves, odkąd jest tam Anthony Edwards, był jak opętany w pierwszej połowie. Zdobył wtedy 29 punktów, a z kolei Queta już do przerwy miał double-double. Tym bardziej szkoda, że tak dobre ich występy poszły trochę na marne, bo finalnie to Wilki cieszyły się z wygranej. Natomiast chwalić warto, szczególnie że występ i Browna, i Quety stał pod znakiem zapytania ze względu na ich problemy zdrowotne. Może i nie byli w 100% zdrowi, a tymczasem do nich można po tym spotkaniu mieć pretensji najmniej.
[Adrian] Na minus – słabiutki Pritchard, kiepski White i niewidoczny Walsh. Simons to nas już tak przyzwyczaił do swojej degrengolady, że nawet nie warto się denerwować. Czekam na dzień, w którym przestanie on zakładać Celtycką koszulkę. Pritchard w tym meczu był tak bardzo zaspany, że nawet jednego faulu nie zaliczył. Rzecz wydawałoby się niewyobrażalna w koszykówce, że podstawowy zawodnik nie ma ani jednego gwizdka na swoim koncie. Po drugiej stronie parkietu, bez faulu mecz skończył Randle, ale on jest znany właśnie z tego, że przechodzi koło spotkań.
[Timi] Ten dzień, w którym Simons przestanie być Celtem, może nastąpić dopiero latem, bo takimi występami niestety swojej wartości transferowej on nie poprawia. Może się więc okazać, że będziemy na niego skazani – a w takim wypadku lepiej zrobić tak jak mówisz, czyli nie denerwować się słabizną, a z uśmiechem przyjmować te pojedyncze spotkania, w których ma swoje momenty w ataku.
[Adrian] Uwag kilka – jak już nie mamy szans sensownie zatankować, to takie porażki są jednak frustrujące. Gdyby Sota grała koszykówkę bardzo dobrą, wybitną, ale ich forma jest lekko pół śmieszna. Edwards, Edwarsem, ale sam meczu nie wygra. Jeśli kibice podkreślają, że Edwards to i tamto – to Brown spod ogona sroce nie wypadł.
[Timi] To prawda, jest frustracja po takim meczu, choć ja też widzę sporo pozytywów. No a Wolves może i są na początku tych rozgrywek w kryzysie, ale jednak to nadal jest naprawdę mocny zespół – nawet jeśli wygrana z Celtics była dla nich… pierwszym w tym sezonie zwycięstwem z drużyną “na plusie”. Zabrakło nam lepszej obrony na dystansie, no i jakiegoś impulsu w ataku w drugiej połowie, gdy zaczęliśmy walić głową w mur. Ten impuls się pojawił pod koniec czwartej kwarty, jednak za późno.
[Adrian] Może i poważnie osłabieni, ale nie dajemy sobie w kasze dmuchać. Może i Cavs teoretycznie powinni nas rozjechać i nawet byli tego blisko, to w praktyce zaliczyli gonga. My za to znowu rozkosznie roztrwoniliśmy kilkudziesięciu punktowa przewagę. No ale finalnie wygrana i już tylko 1 zwycięstwo mniej od Cavs w tabeli, przy jednym meczu mniej.
[Timi] Celtics za Mazzulli lubią grać te drugie mecze z serii back-to-back. Także na wyjazdach i także w mniejszym czy większym osłabieniu. I jak widać nic się tutaj nie zmieniło, nawet w takim sezonie jak ten. Świetne zwycięstwo. Cavs walczyli do końca, bo Mitchell trafiał niesamowite rzuty – no co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Najważniejsze to trafiać rzuty wolne, no i Celtics tutaj zadanie wykonali, bo koniec końców udało im się tę przewagę utrzymać.
[Adrian] Na plus – Pritchard wreszcie zaskoczył, pewnie zaskoczył także samego siebie taką formą, bo w tym sezonie to różnie bywało. Walsh jak szef – może i nie zawsze punktuje tak jakbyśmy chcieli – nie mówię tu o nastu punktach, ale te 8-10 na mecz, to jednak powinien dowozić. Tym razem dał radę i wygląda coraz fajniej. Tillman przydał się drużynie pierwszy raz od kilkunastu miesięcy.
[Timi] Scal zaraz na początku transmisji stwierdził, że skoro Pritchard zagrał tak słabo w Minneapolis, to w Cleveland na pewno się odkuje. No to się odkuł. 42 punkty, a to trafienie w ostatniej minucie – cudo. Siedziało mu tym razem z dystansu, a na półdystansie bliżej kosza jak zwykle w tym sezonie był wręcz automatyczny. Świetny jego występ i czekamy na więcej. Chwalimy też Walsha, który nie tylko zrobił rekordy kariery w punktach i zbiórkach, ale też pierwsze swoje w NBA double-double. I tak, w ostatnim Tygodniku pisaliśmy, że może lepiej dać szansę komuś innemu niż Tillman, no to Tillman wziął i zagrał dobre minuty.
[Adrian] Na minus – no Brown może i zrobił tripla, ale na dramatycznej skuteczności, z ogromną ilością strat. No nie tego oczekuje od lidera drużyny – 3 trafione rzuty to się mogą przytrafić Hauserowi, ale jednak nie MVP Finałów. Przynajmniej nie oddał tych rzutów 33 jak niedawno, tylko zaliczył 11 asyst – doceniam, ale zadowolony z jego występu nie jestem.
[Timi] No nie szło mu, jeśli chodzi o skuteczność, ale właśnie to robi lider zespołu – daje coś ekstra, zbiera, asystuje, wymusza faule. I przede wszystkim nie forsuje. Brown jak wszyscy widział, że Pritchard ma swój dzień, dlatego w końcówce absolutnie zostawił mu pole do popisu i trochę się wycofał, tym bardziej że sam w tym meczu za dużo nie trafiał. Dobrze to było widać zresztą w całej drugiej połowie, jak Brown zajął miejsce pasażera obok kierowcy. A to też pokazuje, że jest naprawdę świetnym liderem, dlatego ode mnie ma za to spotkanie dużego plusa.
[Adrian] Uwag kilka – stara koszykarska prawda – jak zapierdalasz i zostawiasz całego siebie na parkiecie, to dajesz sobie szansę na wygrana, nawet gry grasz bez kilku podstawowych zawodników. Jeszcze gdybyśmy się pozbyli tej wady tracenia ogromnej przewagi w krótkim czasie… Było 11 punktów, na mniej niż 2 minuty do końca, a i tak trzeba było się modlić o wynik.
[Timi] Ale to samo było dzień wcześniej w Minneapolis, tylko że wtedy to my goniliśmy. I prawie dogoniliśmy. Dziś w NBA bardzo łatwo jest niwelować takie przewagi i obserwujemy to od dłuższego czasu. Też wolałbym tego uniknąć, natomiast no taki jest w lidze trend, że tego typu powrotów jest coraz więcej. Nie mówię, że wszystko jest cacy, bo nie jest – Celtics mają swoje kłopoty w końcówkach (bilans 5-7 w meczach określanych jako “clutch”, czyli gdy na pięć minut przed końcem było maksimum pięć punktów różnicy między zespołami) – natomiast patrzę nieco szerzej i widzę, że nie tylko nam się to przytrafia.
[Adrian] Mecz z Knicks to zawsze wydarzenie i tym razem było tak samo. Po prostu na te mecze się czeka. Można sobie wmawiać, że Pistons bo są teraz liderem Wschodu, że Cavs bo Mitchell… no nie, zawsze najważniejsze mecze dla nas, w naszej Konferencji, to NYK i Phila. A jak jeszcze wygrana… o panie – no tu było pograne!!
[Timi] Historia mówi sama za siebie. Nikt w dziejach NBA nie grał między sobą tak często jak właśnie Knicks i Celtics. To starcie było spotkaniem numer 500 tych dwóch zespołów. I tak jak z reguły w tych pojedynkach bywa, to Celtowie okazali się górą. Bardzo dobrze ta wygrana smakuje, szczególnie że to nie kto inny jak Knicks wyrzucili nas z fazy play-off w poprzednich rozgrywkach.
[Adrian] Na plus – druga i trzecia kwarta, ale też i końcówka, gdzie nie pozwoliliśmy w ostatnich minutach meczu się zjeść. Oczywiście Brown bo zagrał doskonały mecz. White dał spore wsparcie, tak jak i Walsh, który w 4 kwarcie był dzikiem. Dosłownie jak w Asterixie i Obelixie – jesteś dzikiem. Dzikiem!! No i Gonzalez, który potrafi dać świetne minuty, a w defensywie to zdecydowanie najlepszy zawodnik w tej klasie, a może nawet i poprzedniego draftu też.
[Timi] Hugo Gonzalez rozegrał calutką drugą kwartę. I to nie przypadek, że wynik w tej drugiej kwarcie zmienił się z -11 na +6 dla Celtics. Wiadomo, że szalał Brown, ale to świetna postawa hiszpańskiego debiutanta w defensywie i jego energia pozwoliły włożyć kij w szprychy ofensywny Knicks, która po efektownej pierwszej kwarcie zaczęła się zacinać. Wielkie brawa dla Gonzaleza, bo pokazuje w ten sposób, że potrafi realnie wpływać na mecze, a przecież i Townsa wybronił kilka razy, i Brunsona też powstrzymał. Gdzieś mi mignęło, że to trochę taka europejska i nieco wyższa wersja Avery’ego Bradleya, no i coś w tym rzeczywiście jest. Walsh oraz Minott też swoje dołożyli, a Brown się ogarnął po fatalnej pierwszej kwarcie i potem zagrał fantastyczne zawody. White też wreszcie nam już chyba na dobre wrócił do życia, więc można ogrywać nawet takie zespoły jak Knicks.
[Adrian] Na minus – Simons jest od punktowania, mnie jedna celna trójka absolutnie nie zadowala, bo on niewiele więcej jest w stanie dać drużynie. Na minus też urazy Quety – bo gra dobrze, ale na ograniczonych minutach.
[Timi] Co do Simonsa, to jednak po takim meczu ja bym go do minusów nie dawał. Bo przecież on sam zdobył więcej punktów (12) niż cała ławka rezerwowych Knicks (11), choć wydawało się, że to w tym sezonie będzie z tym u nich lepiej po tym, jak latem się wzmocnili. Tymczasem oni cały czas są w ogonie ligi, no a nasza ławka plasuje się gdzieś w środku stawki, więc wstydu absolutnie nie ma.
[Adrian] Uwag kilka – w ostatnich 5 spotkaniach odnieśliśmy 4 zwycięstwa. Co ciekawe – mamy w nich drugi najlepszy atak ligi – pierwsze jest Denver, co jeszcze bardziej ciekawe, mamy drugą najgorszą obronę ligi w tych meczach – najgorsze znowu jest Denver. Muszę przyznać, że jak to zauważyłem, to śmiechłem.
[Timi] No co, potwierdza się tylko, że NBA to taka gra, gdzie liczy się to, kto zdobędzie najwięcej punktów:)
[Adrian] Srogą lekcję koszykówki otrzymał zespół z Waszyngtonu. A wszystko to pod nieobecność Browna, który chyba dostał po prostu wolne w meczu B2B, bo w piątek gramy przecież z Lakers, a to trochę ważniejszy dla Bostonu pojedynek.
[Timi] To już dziesiąte kolejne zwycięstwo Celtics przeciwko Wizards. Ostatnia porażka miała miejsce jak Kristaps Porzingis był jeszcze zawodnikiem stołecznej ekipy i zagrał tak, że Brad Stevens pomyślał sobie: a może? To bardzo fajny sygnał, że mimo wszystko Wizards to dla nas cały czas tylko formalność i nawet bez Browna (oraz Tatuma i całej reszty) jesteśmy w stanie gładko sobie z nimi poradzić, rozgrywając naprawdę dobre spotkanie.
[Adrian] Na plus – oglądanie Jordana Walsha to po prostu przyjemność. To chyba było w 2 kwarcie, gdzie z przyczajenia zrobił przechwyt i pognał na kosz zrobić mocny wsad. Mi to przypomniało Avery’ego Bradleya jak kiedyś udawał, że wiąże buta. Ten sam vibe. Gonzalez znowu dostał minuty i znowu było pograne – to kolejny zawodnik, którego oglądanie po prostu cieszy. W sumie wymienić można każdego zawodnika – bo każdy coś wnosił do gry. Ja wiem, że to tylko Wizards, ale my nagminnie w takich meczach lekceważyliśmy rywala i kończyło się wstydem.
[Timi] A kto wierzył cały czas w Jordana Walsha? No nie powiem, jest u mnie duża satysfakcja jak widzę takie występy Walsha. Serce rośnie, tak samo zresztą jak się obserwuje Hugo Gonzaleza, który przy +30 dla Celtics cały czas pracuje jakby mecz był na styku. Wiadomo, to tylko Wizards, ale tak jak mówisz – zdarzało się nam lekceważyć rywali, a tutaj bardzo dobry występ całego zespołu na poziomie. 146 punktów, 20 trafionych trójek, 35 asysty i tak naprawdę każdego można pochwalić.
[Adrian] Na minus – Queta nie ma zmiennika, a gra na ograniczonych minutach, bo to kolejny mecz z 21 minutami na parkiecie. Tu nie ma przypadku po tym urazie i kilku absencjach. Pomimo tego Garza dostaje zaledwie kilka minut, a Tillman tylko te śmieciowe. Niech się otwiera to okienko wymian, bo Stevens musi coś wyczarować – cały sezon na Portugalczyku nie pociągniemy.
[Timi] Mniej minut tutaj wynikało też pewnie z faktu, że jednak w czwartą kwartę weszliśmy już z pewnym zwycięstwem tak naprawdę. To oczywiście nie zmienia faktu, że rzeczywiście brakuje nam jakości pod koszem. Gramy mniejszymi ustawieniami, minuty stracił też Luka Garza, no a Tillman czy Boucher to nie są rozwiązania na dłużej. Tym bardziej dzisiaj szkoda, że odszedł Luke Kornet. Swoją drogą, ciekawe czy Al Horford trochę jednak żałuje. Na ten moment Celtics z bilansem 13-9 mają się jednak lepiej niż Warriors, których dopadły problemy zdrowotne – nikt tego nie przewidział – przez co spadli właśnie pod kreskę (11-12).
[Adrian] Uwag kilka – wrócę do Walsha i Gonzaleza – to jest przypadłość Bostonu, że my tu najbardziej cenimy i pamiętamy tych charakterniaków i walczaków. Jak zawodnik walczy i zapierdala, to pamięta się jego akcje latami – pojedyncze występy po 30 punktów nie są w stanie tego w Bostonie zapewnić.
[Timi] Dlatego cieszy, że Brad Stevens stara się szukać zawodników z charakterem, a Joe Mazzulla ze swoim sztabem robią naprawdę kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o przygotowanie mentalne zawodników. Czasem możemy zajrzeć za kulisy do szatni np. na pomeczowe rozmowy, kiedy Mazzulla robi przemowę, no i z tego słychać, jak często on podkreśla to, jak ważne jest grać twardo, walczyć i dawać z siebie wszystko, bo to jest coś, co bostońscy kibice kochają i coś, co jest w DNA tego klubu.
[Adrian] Mecz z Lakers zaczęliśmy bardzo mocno, a potem trzymaliśmy tempo gry. Nawet jak przyszłą kiepska 3 kwarta, to i tak nie potrafili nas wybić z rytmu. Lakers nie tylko ani razu nie prowadzili w tym meczu, oni ani razu nawet nie byli w stanie się rozpędzić na tyle, żeby po 1 kwarcie kibice Celtics bali się o wynik końcowy. Walec się przejechał po statystach ;)
[Timi] Lakers to trochę jak Wizards, bo jednak zagrali bez Doncicia i LeBrona, no a sam jeden Reaves, który jest w fantastycznej formie – pozdrawiam mój skład fantasy – to za mało. My od początku kontrolowaliśmy to spotkanie i choć przyszedł gorszy moment w trzeciej kwarcie, to i tak nie miało to większego znaczenia. To był piąty w tym sezonie mecz, w którym prowadziliśmy od początku do końca. Nikt w lidze nie ma więcej takich spotkań!
[Adrian] Na plus – wiele razy udawało nam się wygrywać i to grubo, pierwszą kwartę, ale zawsze pozwalaliśmy przeciwnikowi na jakiś powrót – czasami nawet skuteczny – nie tym razem. Największym plusem tego meczu, była ta kontrola nad nim. Tego mi brakuje w naszej grze – stabilizacji. Jordan Walsh nie zwalnia. Jak on w tym tempie bedzie bił swoje rekordy, to skali zabraknie. Siedziało nam zza łuku – to i grało się łatwo.
[Timi] Drugi kolejny mecz, w którym Celtics jako zespół trafiają co najmniej 20 trójek i rozdają co najmniej 30 asyst. OK, oba te spotkania to jednak przeciwko statystom, jak to zgrabnie ująłeś, ale mimo wszystko cieszy taki właśnie styl gry. Jaylen Brown wbił się już na dobre do konwersacji o MVP i dobrze, bo tam jest jego miejsce. Ostatnich jego sześć występów to średnio 33,33 punktu oraz 7,3 zbiórki i 7,2 asysty na mecz oraz pięć zwycięstw bostońskiej ekipy.
[Adrian] Na minus – Tillman, Garza i Amari Williams razem zagrali 8 minut. Także ten… nie ma nadziei.
[Timi] I wszyscy weszli tak naprawdę na śmieciowe minuty – choć w sumie nie miałbym nic przeciwko, żeby w takim meczu Amari Williams pograł trochę więcej. No ale to też nie jest rozwiązanie na tu i teraz, bo mówimy o graczu z końca draftu, który jest na kontrakcie two-way.
[Adrian] Uwag kilka – co to był za tydzień. Cavs pokonane, NYK połamane, Wizards upokorzone, a na koniec Lakers wyjeżdżają z wpierdolem. Zabawunia w Bean Town. Do pełni szczęścia brakuje 2-3 sensownych ruchów kadrowych, a może wszystko zamknie się w jednej wymianie.
[Timi] Piękny to był tydzień. Cztery kolejne zwycięstwa, łącznie dziewięć wygranych w ostatnich 11 spotkaniach, odkąd Jordan Walsh wskoczył do pierwszej piątki. A nadal gramy przecież z jednym sensownym tak naprawdę podkoszowym.
[Adrian] Wróćmy do tematu wymiany, o której rozmawialiśmy w poprzednim Tygodniku, ale nie udało się jej dokończyć. Kuzma w zamian za Simonsa. To prawda, że Kyle ma kontrakt jeszcze na jeden sezon, tylko w naszym przypadku to jest zaleta – bo będziemy mieli w ostateczności 21 mln na handel. Spuszczenie Simonsa w przypadku nowego CBA to słaba opcja, bo trudno handlować nie mając nic do wyrównania kontraktów. Już kiedyś bylismy w takiej sytuacji i większość wymian przechodziła nam koło nosa. Kuzma to nie jest wymarzony fit dla nas, ale… Simons więcej wart chyba nie jest.
[Timi] Mimo wszystko nie chciałbym jednak, żeby nam Kuzma znów zabrał minuty na skrzydle kosztem naszych młodych walczaków. No i też Kuzma charakterem raczej do tej grupy nie pasuje, dlatego nie jestem pewien, czy Stevens w ogóle patrzy w jego stronę. Marzeniem byłoby ściągnięcie za Simonsa jakiegoś środkowego. Coraz częściej mówi się, że “do wyjęcia” z Clippers przy ich kłopotach może być Ivica Zubac, który jako jeden z niewielu ma tam naprawdę sporą wartość transferową. Kontrakt też ma całkiem niezły – w tym sezonie 18 milionów, w kolejnym 19,5 miliona, a w jeszcze następnym niecałe 21 milionów. No ale jeśli będzie rzeczywiście dostępny, to kolejka się po niego ustawi na pewno bardzo długa.
[Adrian] Gorąco się robi w Wisconsin. Giannisowi chyba się ulało, bo z jego socjalów poznikały wszelkie posty związane z Bucks. Ma się w tym tygodniu spotkać z zarządem i rozmawiać o swojej przyszłości. Czasu teraz ma sporo bo doznał urazu łydki. Czyżby era Greka dobiegła końca w Bucks? Ustawi się sroga kolejka, będzie ciekawy okres świąteczny.
[Timi] Nie do końca wszystkie, bo część tych najważniejszych – choćby po mistrzostwie – jednak zostało, natomiast fakt faktem, że znów wraca temat jego przyszłości w Milwaukee. Raz to już grali, nic z tego nie wyniknęło, więc zobaczymy, co się teraz wydarzy. Bucks są ponoć gotowi oddać go tam, gdzie on sam życzy sobie najmocniej, więc mogłoby z tego wynikać, że ta sroga kolejka nawet nie będzie mogła się za bardzo licytować. Poczekamy, zobaczymy.
[Adrian] Chris Paul poza drużyną. Clippersi go po prostu odstawili. Wyniki są jakie są, ale to raczej nie wina stu letniego weterana. Koledzy z drużyny byli zszokowani tą informacją i nie wiem czy taki ruch jest w stanie polepszyć fatalną atmosferę.
[Timi] Paul ma swój styl liderowania i przy takich wynikach wymagał więcej. A że komuś w zarządzie się nie spodobało, że powiedział też kilka słów o ich pracy, no to poleciał jako kozioł ofiarny. Lawrence Frank może się zarzekać, że tak nie było, no ale nie ma wątpliwości, że CP3 po prostu komuś na odcisk nadepnął. Albo może nawet wielu osobom, skoro pojawiają się głosy, że Tyronn Lue to z nim nie rozmawiał od kilku tygodni. Clippers nie potrafią po prostu żegnać legend, a nie jest wcale wykluczone, że Paul już do gry w NBA nie wróci.
[Adrian] Ja Morant został nazwany wrzodem przez jednego z dyrektorów w klubach NBA. Porównanie do Johna Walla to już naprawdę gruby kaliber. Podatny na kontuzje, tracący atletyzm i zmanierowany chłoptaś, romantyzujący gangsterskie życie. Dostało się też LaMelo i Youngowi – wszyscy rozgrywający mają znikomą wartość na rynku wymian – miałeś chamie złoty róg…
[Timi] Nie da się ukryć, że obserwujemy pewien trend w ostatnich latach. Jak nie grasz w obronie, to nawet jeśli jesteś półbogiem ofensywy, to nikt poważny cię nie zechce. Kiedy po raz ostatni jakiś rozgrywający tak naprawdę poprowadził swój klub do mistrzostwa? To pewnie był Magic Johnson, ale to było dawno temu, a Magic też typowym rozgrywającym w sumie nie był.
[Adrian] Ogólnie się z Tobą zgadzam, ale jednak GSW to przede wszystkim Curry. Tylko w przeciwieństwie do tej trójki o której rozmawiamy – jest inteligentny. Ostatnie zmiany CBA najbardziej niekorzystne są właśnie dla drużyn zbudowanych wokół rozgrywających, bo przy ich monstrualnych kontraktach, brakuje potem pieniędzy na skrzydłowych, a to tam jest teraz środek ciężkości gry.
[Timi] Tylko tu się pojawia pytanie, czy Stephen Curry łapie się do kategorii prawdziwych rozgrywających. To nie jest taki typowy kreator gry jak LaMelo czy Trae, a o takich mi tutaj przede wszystkim chodziło. No ale to są szczegóły. Bo nawet jeśli przyjmiemy, że Steph się też tutaj łapie, no to on jest niejako wyjątkiem potwierdzającym regułę. Kimś, kto te reguły gry wprost zmienił i w jakimś sensie zdefiniował obecną erę koszykówki.


