Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych . Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.
[Adrian] Mecz z Houston i srogi wpierdolek. Nie wynik jest najgorszy w tym wszystkim, ale styl. Bo porażki, to ja witam z uśmiechem w tym sezonie, w przeciwieństwie do szczęśliwych wygranych 1 punktem, jak w poprzednim meczu z Sixers. Systemu gry nie ma, jest wielka improwizacja i to boli najbardziej. Żebym ja widział chociaż zalążek jakiejś myśli taktycznej, no ale nie.
[Timi] Mnie to absolutnie nie dziwi. Mówiłem o tym w podcaście PL Garden – jesteśmy w tym sezonie w stanie wygrać i przegrać absolutnie z każdym, no a Rockets okazali się totalnie poza zasięgiem. Bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu i nawet momentów za bardzo dobrych nie było, to i chwalić nie ma czego. No dobra, Baylor Scheierman się zaprezentował całkiem nieźle.
[Adrian] Na plus – no ciężko poszukać jakikolwiek plus w meczu, w którym przegrywamy wszytskie kwarty, gdzie każdy jest zawodnikiem minusowym (tych z końca ławki zawodników na kontraktach Two Way, nie ma sensu brać pod uwagę), gdzie gramy bez sensu, bez polotu i bez werwy. No może na plus 17 minut Gonzaleza, ale.. to się znajdzie tez w minusach.
[Timi] No szkoda, to już na wyjazdach wolałbym takie mecze, bo jednak przed kibicami w Ogródku zawsze wypadałoby się postarać. Rockets zabrali nam jednak zabawki i Udoka po raz drugi w karierze (i drugi z rzędu) wygrał w Bostonie jako coach teksańskiej drużyny.
[Adrian] Na minus – no boli mnie, że nawet w takim meczu Gonzalez dostaje tylko 17 minut. Na dobrą sprawę pograł tylko w ostatniej kwarcie, gdzie wynik był już ustalony. Pritchard w tym sezonie trafił łącznie 9 trójek, a to był siódmy już mecz. Jego rekord wynosi 10 celnych rzutów w jednym meczu – także ten… no nie jest kolorowo w Bostonie. Jeśli z wyjściowego składu, najwięcej trójek w meczu trafia Minott, no to wiadomo że jest duży problem.
[Timi] Ja mam raczej spokojne podejście do Hugo. Tak jak pisałem – jeszcze się nagra. Nie ma też co rzucać go od razu na nie wiadomo jak głęboką wodę. Wiadomo, szansa jest ważna i fajnie żeby grał regularnie, ale też niech on się dostosuje do tego grania w NBA, które jest jednak dużo inne niż w Europie. Także pod względem mentalnym, na co sam zresztą po którymś z ostatnich spotkań zwrócił uwagę.
[Adrian] Uwag kilka – Mazzulla otrzymał pierwsze przewinienie techniczne. Niektórzy pisali, że w ogóle pierwsze, ale przecież doskonale pamiętam mecz z Chicago w jego pierwszym sezonie, gdzie wyleciał z hali. Pierwsze, ale w tym sezonie. Nawet nie mam pretensji do niego, też bym wolał iść do szatni, niż dalej to oglądać.
[Timi] Mazzulla czasem się zagotuje i w sumie kilka razy w trakcie swojej kariery w Bostonie musiał być powstrzymywany przed atakiem na sędziów. Nie da się ukryć, że tej frustracji trochę w tym sezonie będzie. Techniczne zebrali też już wcześniej Brown czy nawet White.
[Adrian] Takie porażki to ja bardzo lubię. W tym sezonie oczywiście. Bo nawet jak coś wygramy, to najważniejsze jest przegrywać z bezpośrednimi rywalami do dobrego wyboru w drafcie. Dość brutalna prawda, ale dzięki temu nie odskakujemy zespołowi z Salt Lake City. Obie drużyny po tym meczu mają po 3 zwycięstwa – jest dobrze. Boli ta wygrana z Sixers jednym punktem, ale ta porażka mi to osłodziła, bo zanosiło się na kolejne bezsensowne zwycięstwo.
[Timi] Już na początku sezonu widać, że na Wschodzie takie zespoły jak Nets czy Wizards to będą trudni kandydaci do przeskoczenia w tym wyścigu, a na Zachodzie źle dzieje się przede wszystkim w Nowym Orleanie i tam też za bardzo nie widać miejsca na dużą poprawę, o czym zaraz jeszcze porozmawiamy. Czyli trzech kandydatów do najgorszego w lidze bilansu już mamy i w sumie może być ciężko z tą trójką rywalizować, a pamiętajmy, że to właśnie trzy najgorsze ekipy w lidze są najlepiej rozstawione w loterii.
[Adrian] Na plus – pierwsza połowa. Zaczęliśmy od 10-0, potem jeszcze była większa przewaga i nawet jak Utah zaczęła nas gonić w drugiej kwarcie, to potrafiliśmy odpowiedzieć. Sporo dobrej gry Browna (ale będzie też w minusach), aż do samej końcówki – bo w ostatnich kilkudziesięciu sekundach to był dramat. Pritchard zaczął trafiać.
[Timi] Mamy jak na razie w tym sezonie problem w końcówkach, ale jeśli cieszymy się z porażek, to też nie ma co tutaj narzekać na ten aspekt. Nie da się grać dobrych końcówek i jednocześnie nie wygrywać takich meczów. Choć tutaj też sędziowie trochę pomogli Jazz, nie odgwizdując faulu na Brownie, a faul być powinien, co potem potwierdził pomeczowy raport. Tak, te raporty nadal się ukazują, w sumie wciąż nie wiadomo po co.
[Adrian] Na minus – no jeśli chodzi o zbiórki, to zapomnieliśmy wyjść z szatni. Brown z 9 pudłami zza łuku – no jak nie siedzi, to nie siedzi – daj sobie spokój po 4-5 rzucie. To nie jest teleturniej 1 z 10. Hauser i jego 1 z 8 za trzy punkty. No i całościowo – 51 rzutów zza łuku na 21% – także ten… Nadal nie widzę tego nowego Mazzulli. Ja nawet nie widzę czegokolwiek nowego czasami.
[Timi] Zbiórki to nadal nasza największa pięta Achillesa w tym sezonie. A jest ich w sumie sporo. Gra jest inna, bo siłą rzeczy musi być inna jak ślemy w bój tak inne ustawienia od tego, co pamiętamy z poprzednich lat, jednak nadal szukamy przede wszystkim trójek. Jak widać trudno to w naszym DNA zmienić. Mieliśmy grać szybciej, a tymczasem na ten moment mamy najwolniejsze tempo w całej lidze. Ale to też wynika z tego, że w defensywie zbieramy najgorzej w lidze, no bo jak wyjść do kontry, kiedy to przeciwnik zdobywa punkty drugiej szansy. No ale jeśli plan jest taki, żeby przede wszystkim przegrywać, to robimy to dobrze.
[Adrian] Uwag kilka – na papierze wyglądamy dużo lepiej niż pokazuje nasz bilans. Natomiast na parkiecie wyglądamy dużo słabiej niż pokazuje nasz bilans – ot, taki bostoński paradoks. Gramy bardzo źle, schematycznie, bez pomysłu a co najgorsze, bez jakichkolwiek nowych, fajnych zagrywek. Dodatkowo te dwie porażki 1 i 2 punktami zaciemniają obraz – bo zawsze można napisać, a gdyby był bilans 5-3 to co wtedy byś napisał? No dokładnie to samo – wyglądamy źle, a bilans nie odzwierciedla skali upadku. Bo punktem wyjścia dla mnie jest sezon mistrzowski, potem zjazd w dół w poprzednim sezonie, a teraz dramat. Można tłumaczyć to ubytkami kadrowymi, tak – w tym sezonie tak. Tylko jak się to ma do formy Pritcharda, słabej dyspozycji White’a czy Browna który dostaje czasami zaćmienia umysłu. Zawodnicy są od grania, na jak najlepszym poziomie – moje oczekiwanie tankowania nie ma nic do tego. My wyglądamy na razie gorzej od Phoenix, a przeciez tam jest spalona ziemia.
[Timi] Utrata jakości jest naszym największym problemem i to widać. Nawet jeśli cały czas są White, Brown czy Pritchard, to przecież nie grają już w takich samych ustawieniach jak rok czy dwa lata temu. Nie ma już obok Holidaya, Horforda czy Tatuma, a jest Simons, Garza czy Minott, więc siłą rzeczy to nie będzie wszystko funkcjonowało tak samo. Brakuje nam przede wszystkim jakości pod koszem, bo nawet jeśli Neemias Queta dwoi się i troi, no to nie jest w stanie sam zbierać wszystkich piłek. A od tego biorą się kolejne nasze problemy. Atak pozycyjny też cierpi, bo wyjęliśmy z tego ataku Tatuma. Miało być więc więcej szybkiej gry i łatwiejszych okazji do zdobywania punktów, ale bez zbiórki nie da się grać szybko. Jest więcej ścięć i ruchu naszych graczy, ale jednocześnie ten spacing nie jest już tak dobry, bo inni gracze teraz straszą (lub nie) rzutem z dystansu. Wiesz, że z tych 51 trójek oddanych przeciwko Jazz aż 50 to były pozycje otwarte lub bardzo otwarte? Czyli ten nasz atak nadal jest w stanie wygenerować sporo dobrych pozycji rzutowych, ale wykonawcy rzutów nie są już tak skuteczni. Dodajmy do tego fakt, że i Pritchard, i White też mają z tą skutecznością duży problem, no i się okaże, że to wszystko rzeczywiście wygląda po prostu słabo.
[Adrian] Bez zbiórki nie da się grać kontrataków, ale da się grać szybko. Atlanta zbiera tak samo fatalnie jak my, a gra bardzo szybko. Dallas zbiera niewiele lepiej od nas, a gra jedną z najszybszych koszykówek w lidze. Naszym problemem jest brak ruchu w ataku. Jeden klepie, trzech stoi na obwodzie, a wysoki wbiega i wybiega z trumny, żeby nie dostać przewinienia 3 sekund i tak w kółko. Zaraz będziemy rozmawiać o meczu z Wizards i tam chwilami wyglądało to inaczej. Kwestia tylko w pytaniu – idzie ku lepszemu, czy graliśmy z kompletnymi pastuchami?
[Timi] Co ciekawe, my mimo tak słabego tempa i tak oddajemy średnio bardzo dużo rzutów w każdym meczu. Mamy drugi wynik w całej lidze. Natomiast co do Hawks i Mavs, to jednak w obu przypadkach atak tych zespołów wygląda… gorzej niż nasz. Mavericks to w ogóle mają ogromny kłopot i zaliczają jeden z najgorszych sezonów w historii ligi, jeśli chodzi właśnie o efektywność ofensywy. Także tam bym przynajmniej na razie nie patrzył po jakieś wskazówki, a skupił się jednak bardziej na sobie.
[Adrian] Kolejna wygrana. No ale gralismy z Wizards, to czego oczekiwać. Początek był niemrawy i nadzieja była na kolejną porażkę, która da nam lepszy wybór. Waszyngton to w tym sezonie mem, wystarczy popatrzeć na grę McColluma – nie chodzi mi o jego skuteczności, ale to jakim parkietowym pastuchem się stał.
[Timi] Wizards jak Pelicans – dobry przeciwnik żeby wrócić na odpowiednie tory. Pierwsza kwarta rzeczywiście była kontynuacją bardzo słabej gry, ale Celtics zdołali się otrząsnąć, w czym pomógł też oczywiście rywal, bo fakt faktem, że Wizards pastuchami byli i przynajmniej na razie pastuchami są i jeszcze jakiś czas będą.
[Adrian] Na plus – na pewno druga kwarta, bo wtedy wszystko się kleiło. Tylko prawda też taka, że wtedy Wizards wystawili rezerwy rezerw, to i zbiórka była i piłka chodziła, a Pritchard zdobył 16 punktów, bo wyglądał jak dominator – dla porównania, w pozostałych trzech kwartach zdobył razem 2 punkty. Nie cegliliśmy tyle zza łuku, tylko wreszcie większość akcji, to były rzuty z bliskiej odległości – skuteczniejsze!! Pochwale jeszcze Walsha, bo kipiał energią jak wszedł w 2 kwarcie.
[Timi] Wielkie brawa przede wszystkim dla Browna, bo czasem narzekamy na niego, że jak zza łuku nie idzie, to przecież ma warunki, żeby dominować pod koszem czy na półdystansie. No i tak właśnie w tym meczu zrobił. Wiadomo, to tylko Wizards, ale bardzo fajnie wyglądali też Minott, który znów zrobił career-high czy wspomniany Walsh, który tym występem znów dał sobie szansę na powrót do rotacji, bo wcześniej jednak znów z niej wypadł.
[Adrian] Na minus – no Hauser w tym meczu nic nie trafiał, a on w tym sezonie, w sumie jako jeden z zaledwie 2-3 zawodników, dobrze prezentuje się zza łuku. Więcej się nie czepiam, bo i nie bardzo jest czego w meczu z Wizards.
[Timi] Niestety u Hausera nadal za często są te fale – raz znakomicie, a raz trudno mu się przez dłuższy czas wstrzelić. Szkoda, że do tej pory nie wypracował sobie takiego stałego rytmu, choć nawet mimo tych gorszych momentów on w każdym sezonie potrafił tę skuteczność dociągnąć.
[Adrian] Uwag kilka – bylebyśmy nie weszli do Play In, a właśnie teraz zagościliśmy na 10 miejscu, bo Orlando gra dramatycznie źle. To chyba najgorsze co może być – a tak, pick w top10 to ja na luzie, na spokojnie, z uśmiechem. Wszystko co wyżej w drafcie – to pełnia szczęścia.
[Timi] Też wolałbym uniknąć turnieju play-in, no ale już się pogodziłem z tym, że jest to jak najbardziej możliwe w tym sezonie. Bo i tak tabela się może ułożyć… Nadal jednak jest za wcześnie, żeby się tym martwić. Zobaczymy, bo sezon wciąż jest bardzo młody i na razie chyba nie ma jeszcze za bardzo co wyrokować, kto gdzie wyląduje.
[Adrian] Kończący ten tydzien mecz z Orlando. Na szczęscie przegrana – pomimo tego, że Orlando gdzieś się kompletnie pogubiło w tym sezonie. Bane miał być brakującym ogniwem, tymczasem tam nic nie klika. Tylko my mamy jeszcze większe problemy. Zgruzowali nas na poczatku meczu, a potem jeszcze na końcu – dobra gra w 2 i 3 kwarcie na niewiele się zdała.
[Timi] A to odmiana, bo z reguły w tym sezonie druga i trzecia kwarta to ten czas, gdy gramy największy “piach”. Ostatnio z kolei dużo gorzej zaczynamy, kończymy też cały czas niezbyt dobrze. Warto nadmienić, że to była porażka w ramach NBA Cup, więc po dwóch spotkaniach mamy bilans 1-1, czyli sytuacja trochę się nam skomplikowała.
[Adrian] Na plus – kolejny raz ogarnęliśmy deskę, a przecież Orlando to wysokich ma naprawdę dobrych. Brown i Pritchard nastukali punktów, ale… do nich również mam sporo uwag – o tym później. A największym plusem jest ucieczka z 10 miejsca na 11 w tabeli.
[Timi] Plusik też dla Hugo znów za energię, Minott też sobie trochę poskakał, Walsh także aktywny na tablicach i nie tylko. Pritchard z kolei zagrał chyba jeden z lepszych meczów w tym sezonie, nawet jeśli nie wszystkie decyzje były dobre.
[Adrian] Na minus – w skrócie, za mało gry zespołowej, za mało gry bez piłki. Skuteczność Browna, White’a i Hausera zza łuku, no i straty – nawet nie chodzi o ich ilość, ale o to w jakich idiotycznych okolicznościach tracimy piłkę.
[Timi] Ogólnie w tym meczu sporo było niedokładności z obu stron, bo Magic też momentami w bardzo głupi sposób tracili piłkę, natomiast na pewno dużo bardziej mogło się podobać to, jak się nią dzielili. Bo choć finalnie mieli tylko o dwie asysty więcej – 28 vs 26 – to jednak kilka świetnych wymian zaliczyli, gdzie naprawdę było tych podań na coraz lepszą pozycję sporo. Tego nadal mi brakuje w naszej grze w tym sezonie.
[Adrian] Uwag kilka – Brown po meczu narzekał na sędziowanie, a w sumie nie narzekał, bo bał się kary finansowej, ale dał do zrozumienia co było nie tak i dlaczego porażka. No nie… Jaylen, no nie. Przegraliście, bo ślamazarne Orlando i tak było agresywniejsze. Pierwsza akcja w tym meczu i Pritchard wpada na pomysł żeby rzucać przez ręce Banchero, kilka minut później to samo chce robić Brown, a w drugiej kwarcie Brown znowu wbija w pomalowane bez składu i ładu, i traci piłkę. Takich akcji było sporo, gdzie nie było absolutnie nic zaplanowane, przygotowane, nikt nie wyszedł i nasz zawodnik, albo wbił się na 20-30 centymetrów wyższego, albo na podwojenie. Dlatego skończyło się wpierdolem – sędziowie są naszym najmniejszym problemem.
[Timi] Fakty są takie, że ten margines błędu mamy w tym sezonie bardzo mały. I nawet jak w jednym aspekcie dociągniemy, to braki w innym mogą się przełożyć na porażkę. Widać też coraz częściej, jak brakuje tej grawitacji Tatuma w ofensywie Celtów. No nie da się ukryć, to jest jednak duże utrudnienie, gdy wyjmiesz takiego gracza z zespołu. My cały czas szukamy tej tożsamości, cały czas tych nieprzygotowanych akcji jest za dużo i cały czas zbyt często się w tym po prostu gubimy. Kimś, kto powinien to wszystko uspokoić i nadać rytm, miał być Derrick White, ale na razie to jest jego mocno przeciętny sezon. Pritchard i Brown – no oni się będą wybijać też w minusach, gdy biorą na siebie większą odpowiedzialność, ale do nich mam mniej zastrzeżeń. Pritchard ostatnio łapie zresztą coraz mocniejszy wiatr w żagle, co cieszy, a Brown utrzymuje bardzo równą formę. Jakby jeszcze D-White wszedł na ten poziom, jakiego w sumie po nim oczekiwaliśmy, no to na pewno ten atak wyglądałby dużo lepiej.
[Adrian] Spora awantura w Memphis. Morant został ukarany zawieszeniem na jeden mecz, bo publicznie skrytykował trenera. Może nie wprost, ale każdy doskonale wiedział co Ja chce powiedzieć. Las Vegas już przyjmuje zakłady, gdzie Morant zagra w lutym i nie bedzie to Memphis. Miśki po 7 meczach mają identyczny bilans jak my, 3 wygrane i cztery porażki, niby nie jest źle, ale chemii to tam nie ma. Skoro rok w rok oszczędzają na pensjach zadaniowców, to zero zdziwienia, że ciągnącemu ten wózek poszczają hamulce. Jeszcze tylko foch Jarena Jacksona i spokojnie można iść w reset.
[Timi] Tylko kto tego Moranta przejmie, jeśli Grizzlies rzeczywiście będą nim handlować? Bo to jednak tykająca bomba i ktokolwiek zaryzykuje, to będzie musiał się liczyć z tym, że może sie to skończyć jednak nieprzyjemnym wybuchem. Morant już tak nie ekscytuje jak kiedyś, a że defensorem nadal jest słabym i rzutu nadal nie rozwinął, no to w sumie kolejki długiej po niego chyba nie będzie.
[Adrian] Czy Willie Green z Nowego Orleanu zostanie wykopany w okolicach 10 spotkania sezonu zasadniczego? No jest na to spora szansa. Zawodnicy coraz dosadniej wyrażają zdziwienie ustawieniami które forsuje trener, no a jak head coach traci szatnię, to wyjście jest tylko jedno.
[Timi] Szczególnie jak oddałeś kontrolę nad swoim wyborem w drafcie w pierwszej rundzie za rok i w sumie to jednak wolałbyś łapać zwycięstwa, a nie zaczynać rozgrywki od sześciu kolejnych porażek… Nie układa się to w Nowym Orleanie, ale czy zmiana trenera cokolwiek tam zmieni? No niby można od tego zacząć, ale nawet inny szkoleniowiec będzie miał ciężko to ogarnąć. A wiele wskazuje na to, że jeśli do zmiany dojdzie, to Pelikany po prostu awansują Jamesa Borrego ze stanowisko asystenta na głównego trenera. Także dużej rewolucji też tam nie będzie.


