#455 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] No jak my każdy mecz będziemy zaczynać, od kilkunastu punktów w ryj, to ja słabo widzę ten sezon zasadniczy. Jeszcze nie zdążyłem się wygodnie ułożyć, a już było 14 w dupe, dokładnie jak z Brooklynem. Tym razem udało się uniknąć dogrywki, ale po co ustawiać się w pozycji goniącego – łatwiej jest kontrolować przebieg meczu. Ja rozumiem, że Bucks na początku trafiali absolutnie wszystko, tak się zdarza – tylko oni uciekali nam przez cała pierwszą połowę.

[Timi] Dla Bucks to był mecz, w którym mogli pokazać, że ten ich słabiutki początek sezonu jest tylko wypadkiem przy pracy. My oczywiście powinniśmy być dokładnie na to przygotowani, natomiast widać było, że dla Giannisa to jest niemal mecz o honor. Na szczęście Bucks nie zbudowali sobie na tyle dużej przewagi, by móc rzeczywiście kontrolować przebieg tego spotkania. I jasne, że trudniej jest gonić, ale czasem takie mecze też się zdarzają i też trzeba potrafić straty odrabiać. A to nam się doskonale udało. Końcówka rozegrana w sposób kliniczny.

[Adrian] Na plus – 15 punktów Bucks w 3 kwarcie i 23 w 4 kwarcie. 38 punktów w 24 minuty, na jakie im pozwoliliśmy to naprawdę imponujący wynik, bo przecież w tej fatalnej pierwszej kwarcie straciliśmy 2 punkty więcej. Tatum doskonały w 2 połowie. Gdy w poprzednim Tygodniku napisałem, że nadal mi brakuje u Tatuma błysku, odpisałeś, że nie wiesz co on może robić jeszcze lepiej – poza trafianiem decydujących rzutów. O to się właśnie rozchodzi – nie debilowate trójki z 8 metra, a atak na kosz, bo warunki fizyczne przecież ma z kosmosu. LeBron w takich sytuacjach, po prostu idzie jak taran na obręcz – tak trzeba żyć!

[Timi] Wynik naszej defensywy rzeczywiście imponujący, choć trzeba też przyznać, że ten atak Bucks to momentami bardzo bez ładu i składu. Giannis z kolei regularnie klapki na oczach – tak jak gdyby musiał sam ten wózek ciągnąć. A jeśli on już tak czuje, to raczej nie wróży to zbyt dobrze dla ekipy z Milwaukee.

[Adrian] Gdy w kolejnych meczach zabrakło w składzie Lillarda, to Giannis sam uciągnął ten wózek i zanotowali 2 wygrane. Powinno to dać do myślenia Bucks, bo albo Doc nie wykorzystuje potencjału Lillarda, albo Lillard jest już hamulcowym drużyny. Z jednym z nich trzeba poważnie porozmawiać i pewnie pożegnać. Może i w Wisconsin zima zapowiada się rekordowo zimna, to jednak w drużynie będzie gorąco.

[Timi] Ciekawe, co by teraz Heat zaproponowali w zamian za Lillarda. Myślę, że w Milwaukee powinni się przynajmniej z ciekawości właśnie odezwać do władz Miami i sprawdzić temat. Bo jak tak dalej pójdzie, to mogą Giannisa w końcu stracić. Choć trzeba też powiedzieć, że te problemy w Wisconsin to jest także “zasługa” Greka, bo przecież nie ma opcji, że Bucks robili te wszystkie ruchy w ostatnich latach bez jego zgody.

[Adrian] Na minus – ta sekwencja w meczu, gdzie w przeciągu stu sekund widzieliśmy na parkiecie Quete, Korneta i Tillmana no to najlepiej o Mazzulli nie świadczy. Ja rozumiem, że można poszukiwać ustawienia, że można eksperymentować, ale niech to ma ręce i nogi. Co Xavier miał zrobić w kilkanaście sekund? Przecież to nie ma żadnego sensu. Momentami ta pierwsza połowa, to był straszny chaos, a Joe tylko to pogłębiał – na szczęście w drugiej połowie wszystko wróciło do normy.

[Timi] Niech szuka, niech sprawdza – nawet jeśli to może nie ma sensu, to od tego mamy właśnie kolejne mecze sezonu zasadniczego, by tak sobie eksperymentować. Najważniejszy w tym wszystkim jest odpowiedni balans, bo te eksperymenty nie mogą się odbywać kosztem zwycięstw, ale jak do tej pory narzekać na brak wygranych to my nie możemy. Nawet jak nie idzie, nawet jak pojawią się jakieś nowości, to i tak znajdujemy sposób na zwycięstwo.

[Adrian] Uwag kilka – lubię Giannisa, ale jakby mu ktoś kiedyś przypierdolił za jego brudne zagrywki, to bym lubił jeszcze bardziej, bo może by zmądrzał. Nie pierwszy raz Brown ma z Giannisem pod górkę – bo było już słynne rolowanie Greka, było łapanie za rękę pod pacha i próba uszkodzenia barku, a teraz łokieć na twarz. Ktoś, kiedyś może mu się zrewanżować, a on kolan z tytanu nie ma – żeby się nie zakończyło przedwczesna emerytura.

[Timi] Sporo już takich brzydkich zagrań się u Giannisa zebrało w trakcie kariery. W tym meczu też kilka można wyciągnąć, bo to nie tylko starcie z Brownem, ale też kolejne niebezpieczne domknięcie akcji, które skończyło się skręconą kostką Tatuma. Natomiast co do zabrania ręki – to miał być niby żart, ale tak się zastanawiam, gdzie Antetokonumpo znalazł w tej chwili, przy tak słabym starcie rozgrywek, powodu do żartów. Nie na tym powinien się w tym momencie w ogóle skupiać i ostatecznie ugryzło go to w tyłek w tym meczu.

[Adrian] Atlanta w rezerwowym składzie, czyli zapala się lampka kontrolna – pewnie ich zlekceważą. Jednak w połowie 3 kwarty było plus 15 i nic nie zapowiadało wpierdolka… a jednak – udało im się to uwalić. Niewiarygodne. Dostać dzwona od zawodników pokroju Keatona Wallace’a.

[Timi] Fakt, skład Hawks mocno rezerwowy, ale tam nawet bez Trae Younga jest sporo potencjału. To nie tłumaczy naszych, natomiast Jastrzębie to w tym sezonie taka drużyna, która może przegrać dwa razy z Wizards, a potem wygrać z Knicks czy Celtics. Są zupełnie nieprzewidywalni, a oglądanie w akcji Dysona Danielsa to była czysta przyjemność.

[Adrian] Na plus – nie umiem dostrzegać dobrych stron takich meczów. A może przede wszystkim nie chce ich dostrzegać. Mieliśmy kolejne mistrzostwo zdobywać, ale w taki sposób? Nie da się! Ja rozumiem, że jeden element gry, no dwa – mogą pójść nie tak – to jest sport. Ale dostać w ryj, w meczu gdzie zza łuku jestesmy 40%? Niewiarygodne!

[Timi] Głęboki wdech, potem głęboki wydech. Mistrzostwa nie wygrywa się, ani nie przegrywa w listopadzie. Nie ma co przereagowywać. Niepokoi mnie tylko to, że bardzo szybko w tym sezonie padła bostońska twierdza. To już druga nasza porażka w Ogródku. Ale dawno już nie zdarzył się nam taki potworek. Powinno być łatwe zwycięstwo, a była rywalizacja do ostatnich sekund. Tym razem nie znaleźliśmy sposobu na wygraną, ale lepiej przegrać w taki sposób na początku rozgrywek, niż później.

[Adrian] W tym sezonie to tej twierdzy nie było, bo po zaledwie dwóch wygranych przyszedł klaps od GSW i tyle. Zburzyli nam od razu wszelkie plany bicia rekordów. Zdecydowanie lepiej idzie nam na wyjazdach, bo zagraliśmy więcej spotkań w obcych halach i przegraliśmy tylko jedno spotkanie i to po dogrywce.

[Timi] No a dwie porażki u siebie to już połowa wszystkich domowych przegranych w zeszłym sezonie. Ale dziś już dobrze wiemy, że sezon zasadniczy to jedno, a faza play-off to drugie. Jak się nie zepniesz, to przyjadą osłabieni Heat i w drugim meczu pierwszej rundy playoffs wygrają na Twoim terenie. Tak wtedy, jak i teraz, rekordy z sezonu zasadniczego nie mają więc tak naprawdę większego znaczenia. Są miłym, ale tylko dodatkiem.

[Adrian] Na minus – Queta nie zdobył żadnego punktu, Capela i Okongwu razem 33. Neemias był na parkiecie ponad 21 minut i tu wracam jednak do pretensji do Mazzulli – rozpisz jakieś zagrywki na niego! Chociaż jedną! Brown i Tatum razem 11 strat. W sumie nie wiem po co Tatum zagrał – skręcona kostka, blokady przeciwbólowe, słaba skuteczność i wpierdol. Ot sekwencja wydarzeń.

[Timi] Brown wziął odpowiedzialność na siebie, podkreślając po meczu, że razem z Tatumem nie mogą tak grać. Jednocześnie dla JB to był pod wieloma względami najlepszy mecz w tym sezonie. I szkoda tylko, że w ostatniej akcji nie znalazł wbiegającego pod kosz Tatuma, bo ten był zupełnie bez krycia. Nie da się ukryć, że był to nasz najsłabszy jak dotychczas mecz. Za dużo strat i zdecydowanie za dużo zbiórek Hawks w ataku (aż 20!) – te dwa elementy nie pozwoliły nam na dobre przejąć kontroli nad tym spotkaniem i go zamknąć.

[Adrian] Uwag kilka – NBA Cup nie jest naszym przeznaczeniem, no nie jest i tyle. Swobodnie chłopaki mogą kolejny raz zapomnieć o Las Vegas – w Bostonie też można iść na burgera, a jak chcą przegrać w kasynie kilka tys. zielonych, to Atlantic City jest dużo bliżej.

[Timi] Jeszcze ich nie skreślajmy, bo pierwszy mecz niczego jeszcze nie przesądza. Tym bardziej że mogą liczyć się ostatecznie małe punkty, a my to spotkanie przegraliśmy nieznacznie. W grupie mamy jeszcze Bulls, Wizards oraz Cavaliers i wydaje się, że to starcie z niepokonaną wciąż ekipą z Ohio w przyszłym tygodniu może okazać się kluczowe. Snu z powiek raczej nie spędzi nam jednak ewentualny brak awansu do finałowego etapu rywalizacji w Las Vegas.

[Adrian] Kolejny mecz z Nets i tym razem na luziku. Bo takie mecz powinno się wygrywać na luziku. Początek niemrawy, bo kolejny raz przeciwnik w pierwszej kwarcie prowadził kilkunastoma punktami. Potem już swoim rytmem, prosto do wygranej.

[Timi] I to jest właśnie dojrzałość naszych liderów. Brown i Tatum tym razem zaliczyli łącznie tylko jedną stratę. To się nazywa odpowiedzialność! No bo fakt, w pierwszej kwarcie znów było sporo rozkojarzenia, ale tym razem szybko po sobie posprzątaliśmy. Dość powiedzieć, że po czterech stratach w pierwszych 12 minutach potem aż do końca meczu bostońska drużyna popełniła już tylko trzy błędy.

[Adrian] Na plus – w lidze jest 5 zawodników z przynajmniej 50 trójkami – trzech gra w Bostonie: Tatum, White i Pritchard. W tym meczu każdy dołożył kolejne celne trójki, a co ważne, na dobrym i bardzo dobrym procencie. Trochę brakuje jeszcze regularności Hauserowi, ale spokojnie, on też wjedzie w topkę tych statystyk.

[Timi] Co gra Pritchard, to nie ma pytań. A ja tylko przypomnę, że mamy go na bardzo fajnym kontrakcie aż do 2028 roku! Co do Hausera, to on opuścił na początku rozgrywek kilka meczów z powodu problemów z plecami. I widać po nim było, że wrócił troszeczkę zachwiany, ale ostatnie dwa mecze to już 6-13 z dystansu, więc zmierza w dobrą stronę.

[Adrian] Na minus – chyba tylko to rozkojarzenie na początku pierwszej kwarty,  bo to nie pierwszy raz, nie drugi, a zasadniczo tak zaczynamy prawie każdy mecz.

[Timi] Ostatnio rzeczywiście tak się dzieje i trzeba nad tym popracować. Na szczęście Tatum pozostaje jednym z najlepiej punktujących zawodników w lidze, jeśli chodzi o pierwsze kwarty, dlatego te wolniejsze starty nie przekładają się aż tak bardzo na wyniki zespołu. Ostatecznie liczy się to, jak kończysz…

[Adrian] Uwag kilka – jeszcze tylko mecz z Toronto i w przyszłym tygodniu zagramy z Cleveland, czyli na dzień dzisiejszy, jedyną niepokonaną drużyna w NBA. No jak to nie jest wyzwanie dla mistrzowskiej drużyny, to nie wiem co może nim być. Cavs muszą zgruzować, choćby tylko po to, żeby zyskać psychologiczną przewagę – możecie wykręcić 70 wygranych w sezonie, to nie ma znaczenia w rywalizacji z nami.

[Timi] Ten początek Cavaliers robił wrażenie już przy 8-0 czy 10-0, ale teraz powoli wchodzą do absolutnego topu w historii. Jeśli wygrają kolejne spotkania, to do tego wtorkowego starcia – które na dodatek będzie w ramach NBA Cup – przystąpią z bilansem 15 zwycięstw i ani jednej porażki. A warto podkreślić, że w historii NBA tylko trzy inne zespoły zaczynały rozgrywki od co najmniej 15 wygranych, przy czym potem tylko jedna (Rockets w 1994 roku) przekuła ten atomowy start na mistrzostwo.

[Adrian] Holmgren odniósł bardzo poważną kontuzje. Pierwsze informacje ze sztabu OKC mówią o 8-10 tygodniach przerwy, ale biodro… Pamiętamy, że to przez biodro Thomas przestał być zawodnikiem formatu NBA, już nie tylko All Star, a właśnie NBA. No nie ma chłopak szczęścia, najpierw stracił cały sezon, a teraz traci kolejne miesiące.

[Timi] Kontuzja Holmgrena jest dość poważna, ale wydaje się, że złamanie to nic takiego, co mogłoby wpłynąć na jego dalszą karierę. Zagoi się, wróci do gry i raczej zapomnimy o tym. W przypadku Isaiaha Thomasa problemem nie było złamanie, a fakt że kości stawu biodrowego ocierały się o siebie, co doprowadziło do naderwania obrąbka stawowego.