#452 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Zanim rozpoczął się oficjalnie nowy sezon, trzeba było zakończyć poprzedni. Baner pod dachem hali w Bostonie został powieszony, pierścienie rozdane, a ilości gości porażała. A do tego wszystkiego – przepiękne złoto-białe bluzy dresowe. No nie można było lepiej tego zrobić!

[Timi] Bob Cousy się doczekał mistrzostwa, a my doczekaliśmy się kolejnej wizyty Big Three w komplecie. Pięknie to wszystko wyszło. 96-letni Cooz jako ostatni, którego udziałem było pierwsze w historii klubu mistrzostwo. Cedric Maxwell jako pomost do lat 80. ubiegłego wieku. No i Allen, Garnett oraz Pierce jako ci, którzy zdobywali ostatnie mistrzostwo przed sukcesem tegorocznej drużyny. Wreszcie – ta właśnie mistrzowska drużyna, która zrobiła to, o czym od tylu lat marzyliśmy. Nie ukrywam, łezka poleciała, gdy ten długo wyczekiwany banner numer 18 wędrował pod kopułę Ogródka. Człowiek przypomniał sobie, ile to lat, sezonów, meczów, rozczarowań, niepowodzeń, zawodników i pięknych chwil przeżył.

[Adrian] Wieloletnie oczekiwanie zostało w pełni wynagrodzone. Choć mi zabrakło jednej osoby w tym gronie – Danny Ainge powinien iść razem z resztą legend i jemu ten pierścień też się należy. Wiem, że aktualnie jest pracownikiem innej organizacji, ale to był sukces również jego polityki kadrowej. To on budował tę drużynę, oczywiście Brad Stevens dokończył, ale jego też by nie było w Bostonie gdyby nie Danny. Nie mam pojęcia z jakiego powodu nie przyleciał z Salt Lake City, być może z przyczyn zdrowotnych, a być może nie chciał denerwować swoich szefów w Utah.

[Timi] Myślę, że raczej to drugie. Tak samo od lat nie widzimy w Bostonie np. Larry’ego Birda, który formalnie cały czas jest związany z Indiana Pacers. Oczywiście pewnie trochę innych powodów tutaj gra rolę, ale wydaję mi się, że to ma jednak duże znaczenie. No a sam Danny udzielił w ostatnich latach paru wywiadów i on w każdym powtarzał, że nie chce przypinać się do sukcesu Celtics. I to też trzeba uszanować. My swoje wiemy, że on zrobił dla tej drużyny bardzo dużo i rzeczywiście dał podwaliny. Kto wie, może przyjdzie jeszcze taki czas, że pod dachem wyląduje numer #44 – według mnie Ainge jak najbardziej na to zasługuje, szczególnie jak połączymy jego dokonania w Bostonie w roli zawodnika i menadżera.

[Adrian] Zaczynamy sezon! Pierwsza kwarta nie pozostawiała wątpliwości, kto jest lepszy – mecz był pod nasze dyktando i po 12 minutach nie było co zbierać. Łatwe zwycięstwo, może nawet zbyt łatwe, bo chyba po NYK oczekiwaliśmy więcej, no a przynajmniej tak się ich kibice odgrażali. Jak taka jest forma na starcie sezonu – to należy tylko prosić koszykarskich bogów o zdrowie.

[Timi] Knicks liczyli, że to starcie będzie dla nich jak papierek lakmusowy, ale pewnie nie spodziewali się, że są aż tak w tyle. Celtics w formie iście mistrzowskiej. Ja się trochę obawiałem, o to jak sobie poradzą z emocjami po tej ceremonii, ale nasz zespół szybko przypomniał, że oni w zeszłym sezonie weszli na zupełnie inny poziom mentalności.

[Adrian] Na plus – forma Tatuma. Nawet Reggie Miller w komentarzu TV podkreślał, że za to co go spotkało latem, to będzie Revenge Season dla niego. Pozostała ekipa z wyjściowego składu zaprezentowała się podobnie – nie było słabego ogniwa. Zagrali w swoim najlepszym interesie – nikt z nich, nie musiał przebywać na parkiecie dłużej niż 30 minut.

[Timi] Jeśli na nowy sezon wraca 13 z 15 zawodników mistrzowskiej ekipy, to taki musi być efekt. Oczywiście, reszta stawki będzie gonić Celtów, natomiast nam nie brakuje ani motywacji, ani tym bardziej umiejętności. Mistrzostwo może oznaczać zupełnie nową jakość dla tego zespołu. Tatum przede wszystkim od razu pokazał, że latem naprawdę mocno nad tym rzutem pracował, natomiast w jego przypadku to nie tylko aż osiem trafionych trójek, ale 11 kolejnych, w których miał pośredni lub bezpośredni udział. Łącznie był więc odpowiedzialny lub współodpowiedzialny za 19 z 29 trafień Celtics zza łuku!

[Adrian] Na minus – skuteczność zza łuku w ostatnich 8 minutach. Chciało się do nieba, ale się nie udało, pewnie dlatego, że się tak bardzo chciało. Rezerwy nie zachwyciły, a Pritchard i Tillman mieli kompletnie rozregulowane celowniki. Jordan Walsh wrócił do swojego poziomu sprzed meczów w preseason – zagrał kiepsko.

[Timi] Jedyna rzecz, która nam w tym meczu nie wyszła, to właśnie trafienie tej jeszcze jednej trójki i pobicie rekordu. A to bardzo dużo mówi o obecnej formie Celtów, choć to chyba nie jest zaskoczeniem, bo już w meczach przedsezonowych widać było, ile jest w tej grze jakości. I to pomimo faktu, że gramy bez tak wpływowego zawodnika jak Porzingis. No ale z drugiej strony bilans 31-6 w meczach bez KP w zeszłym sezonie (łącznie z fazą play-off) nie wziął się znikąd.

[Adrian] Uwag kilka – życzyłbym sobie takiego spokoju w pozostałych 81 meczach RS. Dobrze, że nie udało się pobić tego rekordu trójek – zróbmy to w meczu z Lakers :D

[Timi] Po takim otwarciu chciałoby się napisać, że oni ten rekord w tym sezonie na pewno pobiją, ale chyba to samo każdy pomyślał, gdy na osiem minut przed końcem rekord udało się wyrównać. To dopiero przed nami. Można też już chyba zakładać, że Celtics jako pierwsza ekipa w historii ligi trafią w tym sezonie ponad 1400 trójek.

[Adrian] Drugi mecz sezonu to wyjazd do D.C. Cudu nie było, trzymali się wyniku tak długo, jak Jordan Poole trafiał z każdej pozycji. Gdy został przykryty czapką, skończyło się rumakowanie i warunki dyktował zespół aktualnych mistrzów. Po 3 kwartach było pozamiatane.

[Timi] No właśnie, znów po trzech kwartach wszystko było rozstrzygnięte. Drugi mecz i po raz drugi Jayson Tatum nawet nie musi podnosić się z ławki na ostatnich 12 minut. Jak tak dalej pójdzie, to jednak ciężko mu będzie w tym sezonie powalczyć o MVP, bo najzwyczajniej w świecie zabraknie mu tych minut z czwartej kwarty… I jaki to byłby piękny problem!

[Adrian] Na plus – fenomenalny Brown z tak absurdalną linijką, że to aż trudno uwierzyć: 27 punktów, 8 zbiórek, 3 asysty i 4 przechwyty. White znowu  w gazie, a Tatum trochę poceglił zza łuku. Spoko – w takich meczach biorę to na klatę, bo przecież kiedyś wytrenować i naprawić ten rzut musi. Tillman i Queta dali bardzo dobre minuty, a Pritchard znowu to zrobił. Tatum i Brown mogą stawać na głowie, a na koniec kibice i tak zapamiętają  z tego meczu tylko rzut Paytona.

[Timi] To fakt, ale trzeba też Pritcharda chwalić ogólnie za te rzuty trafione. Dał pięć trójek i każda była bardzo potrzebna. Srogą lekcję od Tatuma dostał debiutant Alex Sarr, a Brown zrobił sobie świetny prezent na 28. urodziny i zaliczył znakomite zawody. Podobało mi się też, jak mocno zakończyliśmy pierwszą połowę, a potem jeszcze dokręciliśmy śrubę po zmianie stron i wszystko było jasne. Książkowy przykład tego, jak powinno się takie mecze rozgrywać.

[Adrian] Na minus – oglądanie Jordana Walsha boli, a Baylor Scheierman jest tak samo gotowy na NBA jak Jordan. Gdybym miał wybrać, który jest gorszy, musiałbym rzucić monetą. Kilka dni temu rozmawiałem z Adasiem, który czasami wbija w nasz Tygodnik, gdy któryś z nas nie może i on mi się zapytał, kogo bym zostawił z trójki Lonnie Walker, Walsh i Scheierman (to było jeszcze przed zwolnieniem Walkera), ja odpowiedział że wypierdoliłbym wszystkich trzech – zdania nie zmieniam. Walsh nam trochę zaciemnił obraz meczami przedsezonowymi, ale teraz wrócił do swoje normalnej dyspozycji – kompletnie nieprzydatny.

[Timi] To musisz chyba zrewidować swoje oczekiwania zarówno wobec Scheiermana, jak i Walsha. Tak, na ten moment są nieprzydatni, ale niech się ogrywają, jeśli mogą. I tak wchodzą do gry, gdy wynik jest rozstrzygnięty. Niech łapią doświadczenie, żeby kiedyś wchodzili w innych okolicznościach i robili różnicę na plus. Tym bardziej że nam się przyda takie wsparcie na niskich kontraktach za jakiś czas.

[Adrian] Uwag kilka – dwa mecze, dwie wygrane, zero urazów – można? Można! I nich się to tak kula do kwietnia. Spokojnie i w zdrowiu dotrzeć do PO, bo tam się zaczyna granie. Nas nie interesują już zwycięstwa w sezonie zasadniczym. Grajmy swoje, a ten bilans będzie bardzo dobry i HCA zostanie w TD Garden. Dla nas liczy sie tylko zdrowie.

[Timi] No tak nie do końca bez urazów, bo w tym drugim meczu nie zagrał Sam Hauser, a powodem był ból pleców. Według informacji, które dotarły z Bostonu, to nic poważnego, ale Celtics dmuchają na zimne. I dobrze, bo tak jak mówisz, najważniejsze jest zdrowie.

[Adrian] Jaylen Brown stwierdził, że jeśli ma podpisać kontrakt z Nike, żeby zwiększyć swoje szanse na grę w reprezentacji USA, to on podziękuje. No trudno się nie zgodzić, bo idiotyzmem jest, że sponsor reprezentacji trzęsie kadrą, tak wielkiego kraju jak USA. To zaszło zdecydowanie za daleko, no ale związek zawodników też niewiele zrobi, bo większość gwiazd ma indywidualne kontrakty z Nike.

[Timi] Nike trzęsie kadrą USA od dawna. Wszyscy o tym wiedzieli, ale tak naprawdę dopiero cała ta sytuacja z Jaylenem Brownem spowodowała, że zrobiło się o tym głośno. Zobaczymy, czy jakkolwiek się to zmieni w najbliższym czasie. Tym bardziej że dla Amerykanów idą dość trudne lata, bo jakoś tak coraz mniej jest tych topowych gwiazd, więc reprezentacji też nie na rękę są tego typu konflikty, które skutkują tym, że na tak ważną imprezę jak igrzyska nie jedzie jeden z najlepszych obecnie amerykańskich graczy (co ostatecznie nie przeszkadza im jednak w zdobyciu kolejnego złotego medalu).

[Adrian] Ostatnio mignęła mi wypowiedź jednego z zawodników NBA, który zapytany o to kto jest najlepszym koszykarzem, odpowiedział krótko. Jak ktoś zostaje mistrzem, dostaje nagrodę dla MVP Finału Konferencji, a następnie MVP Finału NBA – to nie ma lepszego zawodnika. Jaylen Brown jest najlepszym zawodnikiem NBA. Tu nawet nie ma miejsca na polemikę.

[Timi] Tej wypowiedzi udzielił Giannis. I w sumie rzeczywiście trudno się z tym nie zgodzić. Ostatecznie dobrze to wszystko wyszło. Wiadomo, fajnie jakby Brown też pojechał na igrzyska i zdobył złoto. I jakby Tatum odgrywał tam większą rolę niż miało to miejsce. Ale nie można mieć wszystkiego. Mówił o tym Mazzulla, mówił też o tym Tatum, gdy w jednym z wywiadów przyznał, że po tych wszystkich sukcesach przydał mu się w sumie taki kubeł zimnej wody na głowę, co sprowadziło go trochę na ziemię. I dało dodatkową motywację.

[Adrian] Sezon wystartował, a wielu zawodników dostało srogie pieniądze. Warto popatrzeć kto i ile – najpierw tacy, co faktycznie rokują na te pieniądze. Alperen Sengun z Houston dostał 185 milionów za 5 lat. Wyrasta na gwiazdę młodego pokolenia, dlatego nie dziwi, że dostał taki tłusty kontrakt. Houston zadbało też o Jalena Greena – 106 mln za 3 lata – jak dzieciak poprawi trójkę – będzie to doskonały interes. Aron Gordon 133 miliony za 4 lata – dużo, może za dużo, ale Denver jest na musiku, a Gordon doskonale tam pasuje i gra.

[Timi] Rockets zainwestowali w swoją młodzież, ale najpewniej dalej będą uważnie obserwować rynek transferowy. Mogą sobie na to pozwolić. Po chudych latach zaczyna to w końcu w Houston wyglądać naprawdę obiecująco. Ciekawa jest też ta konstrukcja kontraktu Greena, bo ja nie pamiętam, żeby ktoś po debiutanckiej umowie przedłużał na trzy lata. A tam jeszcze jest opcja gracza w trzecim roku, co także jest wyjątkowe. Natomiast co do Nuggets, to tam rzeczywiście nie ma za bardzo pola manewru, ale akurat Aarona Gordona trzeba doceniać i nagradzać. Gość jest w moim wieku (29 lat) i jeszcze sporo świetnego grania przed nim.

[Adrian] Ten młody duet z Houston, to już w pierwszym meczu pokazał, że to była dobra decyzja. Mecz wprawdzie przegrali z Hornets, ale tam nie było ławki poza Amenem Thompsonem. Ten olbrzymi kontrakt dla VanVleeta to był zły pomysł, ale na szczęście w przyszłym roku mają opcję zespołu i te 45 mln powinni zaoszczędzić, lub wymienić.

[Timi] Może i dali za dużo, ale tutaj patrzysz też na wartość, jaką VanVleet daje swoim doświadczeniem. To na pewno pomogło tej drużynie – i tym młodym chłopakom – zrobić w zeszłym sezonie duży krok do przodu. A gdyby takiego kontraktu nie zaproponowali, to pewnie VanVleet do słabego przecież wtedy zespołu nie chciałby w ogóle przyjść.

[Adrian] To teraz przepłaceni chłopcy. Jalen Johnson dostał 150 mln za 5 lat od Atlanty i to jest za dużo, bo on miał zaledwie jeden sensowny sezon, a to nie powód, żeby dawać mu 30 baniek za sezon. On rokuje dobrze, ale najpierw niech wejdzie na poziom 30 baniek – bo salary z gumy nie jest. Jalen Suggs dostał odrobinę więcej, bo 150,5 mln za 5 lat – a to już kompletny absurd. Jak zsumujesz wypłaty dla Derricka White’a, Paytona Pritcharda i Sama Hausera, to oni razem będą w tym sezonie zarabiać mniej niż Suggs na nowym kontrakcie, w pierwszym roku. Lubie Suggsa, ale gdzieś musi być limit absurdalnych decyzji, bo tak długa i tłusta umowa, to się nawet na wymianę nie bardzo nadaje.

[Timi] Z tych dwóch umów więcej argumentów przemawia za Johnsonem. On całkiem prędko jest w stanie dobić do takiego poziomu, by ten kontrakt miał jak najbardziej sens. Tego samego raczej nie powiemy o Suggsie, nawet jeśli w Orlando mocno doceniają jego świetną grą przede wszystkim w defensywie. To jest bardzo duża inwestycja, szczególnie że umowa jest w pełni gwarantowana i nie ma tam żadnych bonusów. Na razie Suggs na takie pieniądze nie zasłużył, a są uzasadnione obawy, czy w najbliższym czasie zrobi aż tak duży krok do przodu.

[Adrian] Lonnie Walker już nie jest zawodnikiem Boston Celtics i nie wiadomo czy będzie grał w naszej afiliacji, a takie były plany, gdyż poważnie nim się interesuje Real Madryt.  Europejskie kluby tylko czekały na koniec kontraktowania zawodników, żeby ruszyć do ataku i wyjąć kilka kąsków dla siebie.

[Timi] Kontrakt dla Walkera IV kosztowałby Celtów jakieś 11 milionów dolarów. Uznano więc, że przynajmniej na razie nie ma potrzeby, by go w składzie mieć. Zobaczymy, może za jakiś czas, choć tu rzeczywiście pojawia się pytanie, czy on nadal będzie dostępny. Jeśli ktoś ma go zgarnąć, to chyba tylko europejska drużyna, bo jakoś w NBA nikt za bardzo chętny nie jest.