#430 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Zanim zaczniemy rozmawiać o Finałach Konferencji, trzeba rozprawić się z decydującymi meczami w półfinałach. No a to była gorąca niedziela. Zaczniemy od wygranej Indiany, bo to nasz przeciwnik w ECF. Nowy Jork pękł, bo musiał kiedyś pęknąć. Nie da się grać całych PO po 40-48 minut. Co chwile ktoś wylatywał z kontuzją, aż skończyło się na Brunsonie w decydującym meczu. O Indianie osobno, bo warto kilka słów o nich napisać w obliczu konfrontacji z nimi w Finale Wschodu.

[Timi] Knicks i tak bardzo długo wytrzymali, natomiast siódmy mecz to jest bardzo obrazowe podsumowanie ich sezonu. No nawet w takim momencie dopadła ich kolejna kontuzja. I to jeszcze najważniejszego zawodnika. Mimo wszystko wielka szkoda, że nie zobaczyliśmy ich w pełni sił, ale to nie mogło się udać z Thibsem u steru. Część tych urazów to zwykły pech, ale jednak takie obciążenie zawodników nie mogło się dobrze skończyć.

[Adrian] Ja w Thibsa to chętnie wbijam szpileczki, bo lubię jak IgTheKnick na Twitterku się gotuje, ale prawda taka – to mogło przytrafić się każdemu. Z rotacji wylatywali mu zawodnicy, a mecze zawsze były na styku, to i Hart grał po 48 minut. Jak wyleci jeden czy dwóch, może jakoś to połatasz, ale jak masz połowę składu na PO w szpitalu? No nie połatasz. Randle wyleciał przed PO, Robinsona załatwił Embiid, Bogdanovic grał skromne minuty, a i tak się połamał, no i OG – no nikt by tego nie połatał. Gdyby to dotknęło nas i Mazzulla grałby Tatumem czy Brownem po 48 minut w PO z konieczności, złego słowa bym nie napisał.

[Timi] No tak, ale przecież Thibs ich wszystkich już mocno pałował minutami w sezonie zasadniczym. Tyle kontuzji nie bierze się znikąd. Swego czasu narzekaliśmy na nasz sztab medyczny, gdy i u nas sporo było różnego rodzaju urazów. Knicks tymczasem nawet jeśli mieliby najlepszy sztab na świecie, to i tak ciężko byłoby im zrównoważyć Thibsa.

[Adrian] No to Cię zaskoczę – Brown średnio na mecz w sezonie zasadniczym grał odrobinę więcej niż Hart, a Tatum odrobinę więcej niż Brunson, a Porzingis odrobinę więcej niż DiVincenzo. Mieli pecha, my mogliśmy mieć identycznego pecha, gdy Martin postanowił, w ramach Heat Culture, podejść Tatuma. U nas kończyło się na bólu, a w NYK Robinson zakończył sezon po równie chamskim faulu Embiida. Nie znasz dnia i godziny – przypomnij sobie pierwszy mecz w barwach Celtics rozegrany przez Haywarda.

[Timi] Średnio to może nawet wygląda podobnie, ale zobacz jaki Hart i Brunson mieli przebieg w sezonie zasadniczym – obaj zagrali ponad 2700 minut, a w całej lidze było tylko 12 zawodników, którzy zagrali minimum aż tyle. Randle też był na drodze, żeby tę granicę przekroczyć – był na boisku przez 1630 minut w 46 spotkaniach. A u nas nikt do tej granicy nie dobił. A potem jeszcze Hart i Brunson harowali w fazie play-off i koniec końców obaj kończyli tak naprawdę drugą rundę z kontuzjami. Tutaj nie ma przypadku.

[Adrian] Denver nie obroni tytułu z ubiegłego sezonu. Wydawało się, że będa tak rozpędzeni po 3 wygranych z rzędu, że nic ich nie zatrzyma. Tymczasem zostali rozbici w G6 i zdemolowani w 2 połowie G7. Koniec przygody – teraz czas na przemyślenia. Tymczasem w Minnesocie największy sukces od czasów Kevina Garnetta.

[Timi] Ogromne zaskoczenie, biorąc pod uwagę przebieg siódmego meczu, w którym Nuggets prowadzili już 20 punktami. I to na początku trzeciej kwarty! I kolejny raz potwierdziło się, że żadna przewaga nie jest dziś w NBA wystarczająca, by uznać ją za “bezpieczną”. Porażka Nuggets to także dowód na to, jak ciężko jest wejść na szczyt i na nim pozostać. Po raz kolejny będziemy mieli nowego mistrza – ostatni “repeat” to Warriors z Durantem w latach 2017-2018.

[Adrian] Indiana to drużyna, która w tych PO nie przegrała jeszcze w swojej hali. Natomaist Boston to drużyna, która nie przegrała jeszcze w tych PO w hali przeciwnika. No jeśli to nie zapowiada kosmicznych emocji w G3 – to nie wiem co może być bardziej elektryzujące. W sezonie zasadniczym udało się nam raz wygrać z nimi w ich hali – to może być jakaś mała wskazówka, że jednak się da. Indiana miała też olbrzymią ilość szczęścia – Bucks połamani, Knicks połamani – teraz przyjdzie sprawdzian.

[Timi] No właśnie – Pacers też mocno skorzystali na nieszczęściu innych. Tymczasem to nam na razie wypomina się “autostradę” do finałów. A ostatecznie wszyscy powinniśmy zgodnie zaakceptować, że kontuzje się zdarzają i zdarzać się będą, a ani Celtics, ani Pacers nie mają to żadnego wpływu. Co do G3 – zobaczymy jaki to będzie wynik w serii wtedy, ale już teraz można być prawie pewnym, że to może być kluczowy mecz dla którejś ze stron. Celtics przy 1-1 będą mieli na sobie mocną presję, a Pacers przy 0-2 po prostu nie będą mogli sobie pozwolić na porażkę, bo przy 0-3 historii już nie oszukają. Atmosfera w Indianapolis od początku tej fazy play-off jest znakomita, ale tego akurat można się było spodziewać. Skupmy się jednak najpierw na dwóch pierwszych meczach w Bostonie.

[Adrian] Nam się wypomina, bo od nas oczekuje się najwięcej. Szkoda że się zapomina o kontuzji Porzingisa, skoro robi sie wyliczanki, kogo w danej serii zabrakło. To że my potrafimy zamaskować brak jednego zawodnika, nie znaczy że idziemy przez PO suchą stopą. W czasach BIG3, w poprzedniej dekadzie mieliśmy tyle pecha z kontuzjami, że w końcu los musiał się odwrócić.

[Timi] To raz, a dwa że jesteśmy w takiej, a nie innej sytuacji, bo zajęliśmy się wynikami w sezonie zasadniczym. On w większej perspektywie nie ma dziś aż takiego znaczenia, ale jednak wiele innych drużyn musiało do końca walczyć albo o lepsze rozstawienie (Bucks), albo w ogóle o awans do fazy play-off (Heat), co potem niedobrze się skończyło. My mieliśmy ten komfort, że mogliśmy spokojnie zarządzać minutami najważniejszych zawodników, a jak widać nawet to nie uchroniło Porzingisa przed kontuzją.

[Adrian] Jaylen Brown jest wielki i zasługuje na każdego centa swojej ogromnej nowej umowy. Już nie raz to pisałem w tych PO – jest naszym najlepszym zawodnikiem aktualnie. To on nam dał szansę na wygraną i ją wykorzystaliśmy. Znowu mieliśmy długa przerwę, ale zaczęliśmy atomowo. Tylko szkoda, że ten ogień dość szybko zgasł i potem zaczęła się typowa ligowa młocka z sezonu zasadniczego.

[Timi] Brown zrobił różnicę po obu stronach boiska. A ta trójka – znakomita rzecz. ESPN pokazało, że to jego pierwsze trafienie w karierze, ale totalnie nie mieli racji. Przecież on już kilka razy w swojej karierze wielkie rzuty trafiał. Cieszy też, że zdaliśmy pierwszy taki egzamin w fazie play-off i wygraliśmy zaciętą końcówkę. Wracaliśmy z dalekiej podróży, ale najważniejsze, że ten powrót był skuteczny i zaczynamy tę serię od zwycięstwa.

[Adrian] Jaylen Brown to jest aktualnie nasz TOP DOG! Cokolwiek, ktokolwiek by nie napisał, to nie Tatum ma Mamba Mentality – to Jaylen nie ma układu nerwowego, nie zna stresu, a niepewność wysłał na wakacje. Tyle ile on w tym meczu trafił z podwojeniem, z ręka przeciwnika na twarzy to jest komos. Cieszy ten zdany egzamin z gry w crunch time, ale Timi – nie zapominaj, że do tego gówna w końcówce to sami doprowadziliśmy. 8 minut do końca meczu było +13 dla nas, a w końcówce to my sraliśmy ze strachu. Uwaliliśmy 18 punktów w 6 minut. Jak potem czytam, że zwycięzców się nie ocenia, to we mnie się krew gotuje. Analiza błędów, to najważniejszy aspekt w PO – bo seria trwa aż wygrasz 4 mecze, a nie jeden szczęśliwie.

[Timi] Jasne, że tak – i te nasze błędy w końcówce mogły być bardzo kosztowne. Ale ile razy właśnie nie potrafiliśmy wyjść z takiego gówna obronną ręką? To był jeden z najpoważniejszych zarzutów dla tego zespołu. I teraz, gdy sami się w takie gówno wpakowaliśmy, to wreszcie potrafiliśmy się z niego otrzepać i odpowiedzieć. A to cieszy, szczególnie że tego się mocno obawialiśmy na tym etapie rozgrywek.

[Adrian] Oczywiście, że wygrana cieszy, co nie zmienia faktu, że za te 6 minut 4 kwarty należą się zjebki. Nawet Mazzulla na konferencji prasowej po meczu powiedział, że zespół i on popełnili sporo błędów w tym meczu i to wymaga analizy i poprawy. Zacząłbym od mniejszej ilości izolacji, bo aż zęby bolą jak się czasami na nie patrzy.

[Timi] Nawet po zwycięstwach wnioski trzeba wyciągać. Zresztą my się tu możemy cieszyć, ale nasi zawodnicy jak mantrę powtarzają po kolejnych zwycięstwach, że to tylko jeden mecz i że robotę wciąż trzeba wykonać. Nikt tam nie odpływa w krainę radości, wręcz przeciwnie.

[Adrian] Na plus – ciężko mi nie zacząć od Jrue Hiidaya, bo to był jego wielki mecz. Im dalej jesteśmy w PO, tym lepiej on gra, bo początki miał, delikatnie rzecz ujmując, takie sobie. Jrue punktował, Jrue asystował, no i Jrue w dogrywce i końcówce czasu regulaminowego bronił tak, że nie mam pytań. Brown z wielkim rzutem, ale on cały czas grał dobrze – wiele razy trafiał z ręka na twarzy. No i Tatum – 10 punktów w dogrywce zauważyli wszyscy, ale… tej wybronionej ostatniej akcji Indiany w regulaminowym czasie gry, to już niewielu, a to był pierdolony majstersztyk!!!

[Timi] A ja tylko dodam, że swoje zrobili też Horford i White. Oni nie byli tym razem na pierwszym planie, a do tego skuteczność mieli – lekko mówiąc – przeciętną, ale jednak obaj mieli w tym meczu sporo ważnych akcji po obu stronach parkietu. Łącznie zdobyli 30 punktów, trafili sześć trójek, zebrali 12 piłek. White miał też dziewięć asyst, a Horford trzy bloki.

[Adrian] Na minus – selekcja rzutów Tatuma to nadal czarna rozpacz. No jest źle, wprawdzie Jayson nadrabia to prawie każdą swoją inna aktywnością na parkiecie, ale to nadal boli. No i bolą jego straty – ta jedna w ostatnich fragmentach meczu to kryminał. Horford się odpalił zza łuku – 12 trójek na marnej skuteczności. No nie wiem czy to ma sens, bo do przerwy był 1 z 7. Nie warto tak tracić posiadań. Hauser znowu zawiódł – w tych PP to miał dwa przebłyski w serii z Miami i sporo koszmarnych występów. O Mazzullę to się wystarczająco kłóciliśmy na FB, to drugi raz mi się nie chce :D

[Timi] Hauser zawodzi, to fakt. Liczyliśmy na zdecydowanie więcej. Ale przynajmniej Pritchard w kolejnym meczu daje fajny sygnał z ławki, nawet jeśli wszystkie swoje punkty zdobywa tylko w drugiej kwarcie. Co do Horforda, to 12 trójek to jest zdecydowanie za dużo, ale Pacers poszli trochę strategią Cavaliers i zostawiają mu sporo miejsca. Horford musi próbować – raz wyjdzie taki mecz jak ten na zamknięcie przeciwko Cleveland, kiedy indziej 3/12 tak jak teraz.

[Adrian] Uwag kilka – no i teraz czekamy na G2. Game 2 czyli w tych PO to wpierdol. Jednak scenariusz pierwszego meczu był zupełnie inny – nie było dominacji, a walka, no a to chyba zmienia nastawienie naszych zawodników. Przynajmniej mam taką nadzieje, że zamiast wyjść na luzie, to wyjdą napompowani.

[Timi] Każda seria rządzi się swoimi prawami. Nam te wysokie zwycięstwa na start z Heat i Cavaliers rzeczywiście mogły dać trochę za dużo luzu, ale też porażki w meczach numer dwa świetnie budziły na dalsze etapy rywalizacji. Zobaczymy jak będzie tym razem, ale jednak do Indianapolis dobrze byłoby jechać z dwoma zwycięstwami, bo Pacers u siebie jeszcze w tej fazie play-off nie przegrali.

[Adrian] Game 2 i trochę przewidziałem, że po kiepskim G1 wyjdą napompowani. Wprawdzie wyszli tak dopiero na 2 połowę, ale takie rozwiązania, to ja biorę w ciemno. Pierwsza połowa była słaba, a pierwsza kwarta fatalna. Przegrywaliśmy po niej 2 punktami, a i tak wynik był lepszy od gry. Potem zaczęli sie ogarniać.

[Timi] To prawda, wynik po 12 minutach lepszy od gry, ale za to w drugiej kwarcie nastąpiło piękne przebudzenie. Nie zdarzyło nam się jeszcze w tej fazie play-off zdobyć 20 kolejnych punktów, a i ofensywa Pacers chyba nie miała aż tak słabego momentu jak dotychczas. Udało się odzyskać kontrolę i przejąć inicjatywę. Potem mocno we znaki dał się nam jeszcze Siakam, który trafiał fantastyczne rzuty, ale i na to była odpowiedź. Wreszcie wygrywamy drugi mecz serii. I to jest absolutnie znakomita wiadomość!

[Adrian] Na plus – Jaylen Brown, który zaliczył drugi w karierze mecz na 40 punktów w PO. Do Pierce’a brakuje mu już tylko 1 takiego meczu. 4 takie mecze ma Tatum, a 5 ma Havlicek i oczywiście Bird. Życzę sobie, żeby zarówno Brown jak i Tatum zaliczyli w tych PO po jeszcze jednym takiem meczu. Patrząc przez pryzmat drugiej połowy – gdzie Indiana przez ponad 6 minut nie była w stanie zdobyć punktu, to nie było słabych stron w naszej grze. White trafił 7 z 8 swoich rzutów, Tatum zrobił 19 punktów, a Pritchard jest dzikiem.

[Timi] To ja jeszcze tylko pochwalę Oshae Brissetta, który zagrał pierwsze poważne minuty w tej fazie play-off. Odważny ruch Mazzulli i za to też trzeba trenera pochwalić, że w takim momencie znalazł rozwiązanie, które przyniosło bardzo dobre efekty. Brissett był gotowy na taki moment i wniósł sporo dobrej energii, gdy Kornet zszedł z kontuzją. Był +18 w 12 minut gry, a jego umiejętność zmiany krycia była dużą wartością dla defensywy Celtów. Kiedyś się spieraliśmy o jego przydatność. Ty nie wierzyłeś, że w ogóle będzie grał poważne minuty, a ja nie liczyłem na wiele, ale spodziewałem się właśnie takich krótkich, ale solidnych minut. Cichy bohater meczu numer dwa.

[Adrian] Brissett miał swoje przysłowiowe 5 minut, które trwało 12 minut i je wykorzystał jak nikt inny. Same 3 przechwyty zrobiły robotę. Najwięcej plusów (bo aż 11) ze swoich +18 na parkiecie złapał w 2 kwarcie, gdzie załapał się na ten nasz szaleńczy run. No nie wierzyłem – do tej pory zagrał trochę minut w PO, ale to były śmieciowe cyferki – teraz dostał szansę już w 2 kwarcie i poszło.

[Timi] Trochę te minuty mu spadły z przymusu, bo Tillman też chyba nie do końca głową jest teraz przy koszykówce – przed pierwszym meczem zmarł mu tata. To oczywiście wyjaśnia jego absencję w pierwszym spotkaniu i tylko trzy minuty w drugim starciu, gdy wynik był już rozstrzygnięty.

[Adrian] Na minus – pierwsza połowa Tatuma, 4 punkty, 3 straty, minus 9 na parkiecie, 25% skuteczności i okrągłe zero zza łuku – no zasadniczo wszystko było źle. Hauser znowu zawodzi, bo on jest od trafiania zza łuku, taka jest jego rola – jak coś dołoży dodatkowo – super, ale on ma trafiać!! Horford w 2 połowie – zaledwie 9 minut i mam nadzieje, że nie przeczytam, że to jakiś uraz, bo zgasł kompletnie.

[Timi] Ale też nie było aż takiej potrzeby żeby Horford grał w tym meczu więcej. Ostatecznie spędził na parkiecie tylko 25 minut i to ważna informacja w kontekście dogrywki w pierwszym meczu, bo wtedy po raz pierwszy w tej fazie play-off przekroczył granicę 40 minut. Na całe szczęście słychać, że w drugim meczu w Indianapolis do gry może wrócić Porzingis.

[Adrian] Uwag kilka – jeśli potwierdzi się kontuzja Haliburtona, to ta seria się już skończyła. Fatalnie układa się to dla Indiany, bo pomimo wszystkiego, to jeden z najważniejszych klocków w ich układance. Nawet jeśli to nie jest nic poważnego, to kulejący zawodnik na 45 godzin przed kolejnym meczem w tej serii – to jest dramat.

[Timi] Celtics już w tym drugim meczu znakomicie atakowali Haliburtona raz za razem w kolejnych akcjach. Było widać już w pierwszej połowie, że on nie jest w pełni zdrów i można to wykorzystać. Jeśli będzie grać, to niestety dla Pacers ale nadal może być najsłabszym ogniwem, co dla Celtics będzie wodą na młyn. Wielka szkoda dla serii, natomiast Pacers to nadal jest bardzo waleczna ekipa i nawet bez swojego lidera – albo z kulejącym liderem – będą w stanie nam sprawić jeszcze sporo kłopotów w kolejnych spotkaniach.

[Adrian] Na razie nie wiadomo czy Haliburton zagra w nocy, a pisze to w sobotnie południe. Może za kilka godzin będzie coś więcej wiadomo. Myślę, ze dla nas lepiej żeby jednak zagrał – wiemy jak się kończą mecze, gdy przeciwnik wychodzi osłabiony. Niech będzie zdrowy i zagra, bo wtedy w niedzielny poranek powinno być 3-0.

[Timi] Już jest pewne, że nie zagra, a i jego występ w poniedziałkowym meczu numer cztery stoi pod dużym znakiem zapytania. Tak, to fakt, że Celtom takie informacje potrafią namieszać nieco w głowie. Ale w Cleveland, gdy okazało się, że Mitchell nie zagra, dali radę. Liczymy więc na powtórkę, bo to jest wielka szansa, żeby wejść już jedną nogą do finałów.

[Adrian] Jayson Tatum w All NBA team i to w jedynce. Fajna nagroda, ale te zestawienia to  od dawna nie mają sensu. Dla Browna zabrakło miejsca, a taki Booker sie pojawił w trzecim zestawieniu. Leonard też się zmieścił, a lepszego sezonu do Browna nie miał – nawet patrząc na suche cyferki.

[Timi] Z całej piętnastki zawodników ledwie czterech cały czas jest w grze. A te drużyny, gdzie było dwóch graczy w All-NBA, to już dawno są na wakacjach – Lakers czy Suns właśnie. Natomiast te zestawienia mają duży sens finansowy dla części graczy. Edwards czy Haliburton obudzili się w czwartek o 40 milionów dolarów bogatsi, a Doncić i Gilgeous-Alexander za rok będą mogli podpisać rekordowe przedłużenia kontraktów.

[Adrian] Pokazano wyniki tych składów i Jaylen Brown był zaraz za Bookerem. To czy zabrakło dużo, czy mało – kwestia optyki. Ja twierdzę że mało, ale ktoś celnie zauważył że jednak to 40% różnicy. Niby tak, ale przy głosach do First lub Second team, to te punkty szybko przybywają. Tak czy siak – Brown w G2 doskonale odpowiedział i w meczu i na konferencji prasowej.

[Timi] On ma to w dupie, jak to sam ładnie ujął. Pewnie go to jakoś dodatkowo motywuje, ale on i tak ma już wiele takich powodów do motywacji. Najważniejsze jest wygrywanie – te słowa też padły zresztą na pomeczowej konferencji i trudno się z tym nie zgodzić. Natomiast koniec końców jak się nad tym zastanowić, to trudno zrozumieć głosujących, bo wyszło na to, że najlepszy zespół w lidze – i to zdecydowanie najlepszy – ma w składzie tylko jednego gracza All-NBA. No to jak to w końcu jest? Tacy jesteśmy silni i tak się krytykuje każde nasze potknięcie i wytyka autostradę do finałów, ale jednocześnie zawodników Celtics się w odpowiedni sposób nie docenia.

[Adrian] I bardzo dobrze, dzięki temu daje to naszym zawodnikom motywację. Tatum jest we wszystkich głosowaniach zawsze uwzględniany, a w PO wygląda jak wygląda. To Brown swoją grą wygląda jak All NBA First Team. Tak samo głupie jest głosowanie do najlepszych piątek obrońców, gdzie najważniejszym atrybutem zawodnika są bloki. Wembanyama to świetny dzieciak, będzie wielki bez dwóch zdań, ale aktualnie jako obrońca to może torbę nosić za Whitem czy Holidayem.

[Timi] Nie kto inny jak Tyrese Haliburton po pierwszym meczu w Bostonie powiedział bardzo fajne słowa, a mianowicie, że Jrue Holiday to od dawna najlepszy obrońca w lidze. Głosującym dużo łatwiej jest jednak postawić na wysokich zawodników, bo tutaj wpływ widać gołym okiem. Teraz można tym bardziej docenić nagrodę dla Smarta, który przełamał wtedy tę dominację podkoszowych. Szkoda tylko, że był to jednostkowy przypadek, gdy wygrał obrońca.

[Adrian] Trener Cavs stracił posadę. Sensu w tym nie ma, chyba że gwiazda która chcą za wszelką cenę zatrzymać, ma inną koncepcję na tym stanowisku. No tak czy siak, uważam że ktoś się ucieszy, bo ja Bickerstaffa za wynik w PO zwalniałbym na końcu. Pewnie szybko znajdzie nowa posadę.

[Timi] Zaskakująca decyzja. Przybywa rywal dla Lakers, jeśli chodzi o niektóre nazwiska trenerów. Tak się zastanawiam, czy Cavaliers może nie przygotowują się na… powrót LeBrona? To mało prawdopodobna teoria spiskowa, ale kto wie. Jest to zresztą na tyle zadziwiająca decyzja, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby ta teoria miała jakieś podstawy…

[Adrian] Za nami już pierwszy mecz w Finale Zachodu i Dallas zabrało z Minnesoty przewagę parkietu. To co klikało z Denver, nie kliknęło z duetem Doncic-Irving. Wysokimi nie pograli, a niscy Wilków zostali skutecznie ograniczeni. Na razie to jednak nic nie zmienia, seria dopiero się rozkręca.

[Timi] Po tym meczu tym bardziej doceniam nasze zwycięstwo na start, bo Wolves w sumie do tej pory też nie mieli za bardzo sprawdzianu w zaciętej końcówce, no i oni go nie zdali. Na domiar złego Edwards zaliczył spory zjazd formy. Doncić też jakoś super nie grał, ale na szczęście mógł liczyć na wsparcie Irvinga – i jak już odzyskał rytm, to dzięki koledze mógł po prostu prowadzić swój zespół do zwycięstwa.

[Adrian] No i 2-0 dla Dallas, po tym jak Luka switchem wyszedł w ostatniej akcji na Goberta i zrobił z niego wiatrak. Świetny smaczek taktyczny, no i Jason Kidd pokazał tu klasę. Niby 2-0 dla Dallas, ale przecież Wilki z Denver też wywiozły 2-0, żeby potem pocić się w G7.  Myślę, że każdy fan Celtics chciałby Irvinga w Finale, chciałby go jak skurwysyn!! Ależ to by były wielkie grzmoty w TD Garden!!

[Timi] Trochę nie rozumiem, czego Wolves się tam spodziewali. Raz, że Luka taką magię uprawia regularnie, a my dobrze o tym wiemy, bo choćby przeciwko Celtics też już trafił sporo takich rzutów. Dwa, że Gobert nie miał absolutnie żadnych szans w tym tańcu. Doncić doskonale go podsumował po meczu – on sam jest demonem szybkości, ale Goberta i tak wyprzedzi. To się dokładnie stało. Imponuje defensywa Mavs, ale też ich zdolność do wychodzenia z gównianych sytuacji. Natomiast to były dwa minimalne w sumie zwycięstwa, więc seria jeszcze się nie kończy. Wolves muszą jednak dojechać na trzecie starcie.