#426 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo “Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Jest pierwsza wygrana. Nie był to dla nas łatwy mecz, bo nasz podstawowy skład nie grał przez prawie 2 tygodnie, trzeba zrzucić rdze, trzeba wejść w rytm meczowy – no i to wszystko było widać. Obrona klikała idealnie, natomiast skuteczność Tatuma, Horforda, White’a w pierwszej części gry pozostawiała sporo do życzenia. Nie obyło się bez komplikacji, ale o tym w minusach. Prowadzimy w serii 1-0, pokazaliśmy Miami że łatwo to już było.

[Timi] Początek był fantastyczny w naszym wykonaniu. I to był naprawdę znakomity start. Trochę tak, jak gdybyśmy chcieli od razu pokazać Miami, na jaki oni zespół w tym roku trafili. Nie ma też co ukrywać. Bardzo nam zależało na tym, bo pokazać się z jak najlepszej strony już w pierwszym meczu i wysłać jasny sygnał rywalowi, że nie chcemy powtórki z zeszłego roku. Wtedy oba zespoły były już dość wymęczone, a teraz znacznie więcej świeżości mieli Celtics i to było widać. Prowadzenie mieli od początku do końca.

[Adrian] Na plus – te ogromne 34 punkty przewagi nie wzięły się z sufitu. 59 punktów po 3 kwartach Miami to zasługa żelaznej defensywy i konsekwencji. W ataku było różnie – Hauser i Pritchard dali nam sporo oddechu. Porzingis był świetny w 1 połowie, tak jak i  Tatum który dobrze operował blisko kosza, bo zza łuku był dramat. 3 kwarta to popis Browna i White’a – którzy wcześniej byli niewidoczni. Tak to się układało, że co kwartę zmieniał się ciągnący drużynę, bo tak to ma wyglądać gdy ma sie tyle talentu. Ważne, żeby piłką karmić tych, którym w danej kwarcie siedzi i to się udawało.

[Timi] Dokładnie tak, nic dodać i nic ująć. Każdy dołożył cegiełkę i każdy odegrał ważną rolę. Jrue Holiday nie błyszczał, ale też wykonał kawał dobrej roboty, co widać po jego statystykach w tym spotkaniu. Pochwała także dla Hausera i Pritcharda, bo oni dali sygnał do ataku, gdy Heat pod koniec pierwszej kwarty znacznie zmniejszyli prowadzenie. Hauser spudłował dwie pierwsze próby z dystansu, ale potem trafił cztery kolejne rzuty, w tym trzy w trzech akcjach z rzędu. Wielkie brawa także dla Tatuma, który zagrał moim zdaniem kapitalne zawody. Triple-double tylko to potwierdza, bo to dopiero jego trzecie w karierze takie osiągnięcie, a jak on kreuje nam grę, no to mnóstwo dobrych rzeczy się dzieje. White zrobił swoje w drugiej połowie.

[Adrian] Na minus – w 4 kwarcie bardzo szybko zjechaliśmy z 34 punktów prowadzenia na 14 i zaczynało robić się może nie nerwowo, ale nieswojo. Na szczęście rzuty wolne egzekwowaliśmy idealnie i nie było paniki. Choć taki przestój w 4 kwarcie nie ma prawa się powtórzyć.

[Timi] Nie ma prawa, to fakt, ale po tych prawie dwóch tygodniach przerwy i w takich okolicznościach jest to jednak zrozumiałe. Było już ponad 30 punktów przewagi. Potem ona zmalała, ale ani przez chwilę nie było niepokoju. Natomiast oby taki wypadek przy pracy zdarzył się raz. Bo jednak była szansa na to, by wcześniej ten mecz włożyć do zamrażarki. A niepotrzebne jest nam to, by wyjściowa piątka przebywała na parkiecie za długo. Tym bardziej, że wtedy da się uniknąć jakichś niepotrzebnych starć z rywalem, a przez to i White dostał brudną ruchomą zasłoną od Adebayo, i Tatum został okropnie potraktowany przez Martina.

[Adrian] Uwag kilka – Heat culture, czyli niby przypadkiem, ale zróbmy komuś krzywdę. Najpierw był Jovic i jego uderzenie po palcach Porzingisa, który rzucał za 3 punkty (brak gwizdka to skandal, bo to widać było z Chin). No a zachowanie Martina zasługiwało na liść w tej głupi ryj. Bo nie ma przypadku w podchodzeniu biodrem lądującego zawodnika. Skończyło sie na strachu.

[Timi] No i była jeszcze ta brzydka zasłona Adebayo, po której White wylądował na parkiecie. Co do Martina, to rzeczywiście został popchnięty przez Holidaya, ale on sam po spotkaniu mówił, że to nie wpłynęło za bardzo na jego ruch. Bardzo to było brzydkie. Nie wiem, jaka była intencja, bo fakt faktem, że zaraz po tym chciał podejść do Tatuma i sprawdzić, czy wszystko jest ok, ale tak czy siak takie coś nie powinno się w ogóle wydarzyć. Bezmyślne i bardzo niebezpieczne zachowanie. I całe szczęście, że Tatum nic sobie tam nie zrobił.

[Adrian] Spolestra pokazał Mazzulli, że dzielą ich lata świetlne. Nawet nie chodzi o wynik, bo gdyby nie absurdalna skuteczność Miami zza łuku, to pewnie by nie wygrali. Chodzi o system gry. Boston oddał tylko 32 rzuty zza łuku, ale nie dlatego że Joe znalazł nowy sposób na Miami – tylko dlatego, że Spolestra zmienił strefę, na wysoka obronę i zrobił to skutecznie. A jak się okazało, sztab Celtów nie miał przygotowanej odpowiedzi na zmianę taktyki Heat. Nic nie wymyślili, nic, zero…

[Timi] Spoelstra to był jeden z głównych powodów, dla których nikt nie chciał trafić na Miami w fazie play-off. Po tej wygranej on ma już bilans 10-3 w meczach numer dwa, gdy Heat przegrywali na otwarcie. Co ciekawe, w historii ligi tylko Frank Vogel ma lepszy procent zwycięstw w takich okolicznościach. Wiadomo było, że będą ciężary w tym drugim meczu. Nikt się jednak raczej nie spodziewał, że Heat trafią rekordowe 23 trójki. Rok temu też wyczyniali jakieś cuda na dystansie i po każdym meczu myśleliśmy sobie, że przecież nie mogą tego robić w każdym spotkaniu. A tak się w zasadzie działo i w taki sposób awansowali aż do finałów. Oby teraz nie było powtórki. Mimo wszystko dobrze, że taki mecz zdarzył nam się już teraz. I to nie jest tak, że my nie mieliśmy żadnej odpowiedzi. Po prostu za bardzo skupiliśmy się na matchupach, zamiast grać swoje. Do tego graliśmy za wolno, a też w wielu sytuacjach przestrzeliliśmy dobre rzuty za dwa punkty w łatwych wydawało się pozycjach. No i znów kilka punktów zostawionych na linii rzutów wolnych. Bardzo gorzki smak w ustach po tej porażce, natomiast ostatecznie Heat potrzebowali jakiejś historycznie dobrej dyspozycji na dystansie, by wygrać. I to jest z jednej strony optymistyczne, bo Celtics znów przegrywają w dużej mierze przez jakąś anomalię, ale z drugiej strony wraca tutaj strach, że to nie będzie wcale anomalia – tak jak rok temu.

[Adrian] Jeśli się myśli o zdobyciu mistrzostwa, to prędzej czy później trzeba byłoby to Miami i tak pokonać. Bez Butlera chyba jest łatwiej, pod warunkiem że się walczy. Skuteczność na poziomie NBA to nie jest anomalia – w sezonie zasadniczym trafiali zza łuku odpowiednio: Herro 40%, Robinson 40%, Lowry 39%, Highsmith 40%, Jovic 40%, Wright 37%, a jeszcze jest nieobecny Butler z 42% i Rozier 37%. Nie ma nic zaskakującego, że oni trafiają zza łuku – czasami trafia się dzień i robią to na +50%, ale zero zaskoczenia, że Miami dobrze rzuca. A jak jeszcze te nasze asy dają im dwa razy więcej pozycji z wide open, niż sami mają w meczu – to jest to przepis na katastrofę. My mieliśmy TYLKO 12 pozycji wide open do rzutu zza łuku, Miami sprezentowaliśmy 23 takie pozycje. Dlaczego Mazzulla nie kazał im podchodzić wyżej, dokłądnie tak jak oni bronili nas? No na trzeźwo tego naszego trenera nie zrozumiesz. Jakim cudem on nie reagował na to co się działo w 2 połowie? Choć w sumie reagował, tylko nasza gra zmieniała się na gorsze.

[Timi] Ale wiesz, tak naprawdę jak zliczysz rzuty open i wide open, to Heat oddali ich łącznie 37 zarówno w pierwszym, jak i w drugim meczu. Historyczny wynik, jakim są 23 trafione trójki, to jest anomalia – bo Miami tylu trójek nie trafili ani w tym sezonie, ani wcześniej w historii swoich występów w fazie play-off. Zaraz przy minusach do tego tematu jeszcze wrócimy.

[Adrian] Na plus – pierwsza połowa, gdzie jeszcze jakoś funkcjonowaliśmy. Indywidualnie nie wyróżnię nikogo, bo każdy miał w tym meczu coś za uszami. Najmniej Brown, tylko to żadne pocieszenie.

[Timi] Dla mnie plus jest taki, że ten mecz zdarzył się teraz, a nie jakoś w późniejszym etapie serii. Tak, mamy kłopoty z wyciąganiem wniosków, ale jeśli ta drużyna ma udowodnić swoją jakość, no to bez tego się nie obędzie. Szkoda tylko, że powielamy błędy przeszłości i znów nie wykorzystujemy przewagi parkietu. Natomiast do przewidzenia było, że Spoelstra i Heat żadnego czerwonego dywanu rozkładać nie będą. No i udało im się wywrzeć mocną presją na Celtics już w pierwszej rundzie. Teraz, jak to mówią: make it or break it.

[Adrian] Na minus – w 1 połowie mieliśmy 20 oddanych rzutów zza łuku i prowadziliśmy – w 2 połowie Spolestra nas zjadł i wypluł. Odpaliliśmy tylko 12 trójek, Tatum nie oddał żadnego rzutu zza łuku. Pritchard to nawet w całym meczu nic nie rzucił. Pomimo fatalnej skuteczności, w 2 połowie zebraliśmy w ataku tylko 1 piłkę. JEDNĄ!! Porzingis najlepiej jakby w tym meczu nie zagrał. Do końca meczu bicie głową w mur. Patrzenie jak w akcjach Tatum jest potrajany, a Mazzulla nic nie zmienia… koszmar!!

[Timi] Porzingis w pierwszym meczu był świetny, tym razem nie trafił w kilku prostych sytuacjach i kilka razy nadział się na agresywny doskok skrzydłowych Heat. Jednym słowem – zawiódł. Nie tylko zresztą on, bo zadziwiająco źle grał Holiday, który podjął w tym meczu kilka bardzo zastanawiających decyzji. Kibice Bucks nie są jednak zaskoczeni, bo oni to regularnie w ostatnich latach widywali, więc teraz i my byliśmy tego świadkami. Na minus także nasza obrona na dystansie. Zrozumiała jest taktyka, żeby jednak Heat do tych rzutów zapraszać. Oni w sezonie zasadniczym trafiali średnio nieco ponad 12 trójek na mecz. Ale trzeba to robić z głową, a nie zostawiać im tyle miejsca, że oddają sobie te rzuty jak na treningu. I nagle z 12 trójek robi się prawie dwa razy tyle. Teraz będzie jeszcze większy problem, bo jak skupimy się na trójkach za bardzo, to otworzy się miejsce na wjazdy. Potrzebny jest odpowiedni balans, który trzeba pokazać już w trzecim meczu w Miami.

[Adrian] Uwag kilka – po meczu odpaliłem stream z TNT, żeby posłuchać co powiedzą chłopaki w studiu. Kenny doskonale to zobrazował z Shaqiem – nazwali Celtics najbardziej leniwą drużyną w NBA. Swego czasu pokazywałem w Tygodniku statystyki, że biegamy w NBA najmniej, dodatkowo biegamy najwolniej, a jeszcze bardzo mało mamy podań w meczu. To wszystko było widać jak w soczewce w Game 2 – Miami wszystko robiło tempo szybciej.

[Timi] I tu dochodzimy do kolejnego problemu tej drużyny. Im wolniej, tym gorzej. No a Heat świetnie nam tempo w tym meczu narzucili. Nie może tak być, że my regularnie zaczynamy przygotowane posiadania w 10-12 sekundzie czasu na rozegranie akcji. Aż szkoda, że nie ma już Tommy’ego, który swoim “RUN!!!!” mógłby nam wszystkim przypomnieć, że dobre rzeczy dzieją się, gdy szybko przenosisz się z akcją na połowę przeciwnika.

[Adrian] Nie wiem na uja tylu asystentów i analityków, skoro w odległej Polsce widzimy to wszystko w zaawansowanych statystykach, a banda misiaczków albo tego nie dostrzega, albo nie umie tego naprawić. Mamy kilku zawodników, którzy mają niesamowity pierwszy krok, a tymczasem klepią te piłe między nogami jak na streetballu. No a nasz trener powoli staje sie memem dla kibiców innych drużyn. Ta ekipa potrzebuje skurwysyna za trenera, takim był Udoka.

[Timi] Fakt faktem, że Udoka jako jedyny trener Celtics od czasu… Doca Riversa potrafił ograć Spoelstrę w serii play-off. Nie dał rady Stevens w 2020 roku, nie dał rady Mazzulla przed rokiem. No ale ten sam Udoka nie potrafił nas uchronić przed porażką 2-4 w finałach, choć po trzech meczach tychże finałów było 2-1 dla Celtów.

[Adrian] Inne pary – zaczniemy od naszego potencjalnego rywala w drugiej rundzie czyli – Cavs lub Orlando. To był zdecydowanie najsłabszy mecz pierwszych dwóch dni i obojętnie kto awansuje dalej (raczej nie Orlando), to nie ma się czego bać – do zaorania. Orlando nie ma obwodu, a Cavs jest nijakie. Ja się na tym meczu wynudziłem. Drugi mecz był jak ten pierwszy – Orlando ma zbyt mało zawodników na poziomie PO, żeby cokolwiek tu ugrać.

[Timi] Magic na razie absolutnie nie przekonują, że są gotowi na fazę play-off. Młody zespół wyraźnie odstaje, ale zobaczymy, czy kibice w Orlando ich poniosą. Zgadzam się z opinią o Cavaliers, choć Mitchell nadal potrafi mocno ukłuć i na niego cały czas trzeba bardzo uważać.

[Adrian] Tymczasem w G3 Orlando zdemolowało Cavs. Nawet nie tyle zdemolowało, co zniszczyli ich, wybili im koszykówkę z głowy! Jestem niesamowicie ciekawy czy to był przypadek, czy zawodnicy z Ohio poimprezowali po G2, czy Orlando znalazło receptę?

[Timi] No i ponieśli Magic kibice. Bardzo ciekawie rozwija się ta seria. Wydawało się, że Cavs po tych dwóch spokojnych zwycięstwach u siebie mają kontrolę, ale chyba sami za bardzo w to uwierzyli. Orlando pokazało siłę – to nie jest wcale chłopiec do bicia.

[Adrian] Aż strach pomyśleć jak bedzie wyglądać Orlando, gdy zasypią te dziury w składzie które mają. Beda mieli sporo kasy na wydanie, a wynik z tego sezonu pewnie kilku zawodników skusi – bo tu są duże minuty do podjęcia. W czerwcu pewnie dokonają jakiejś wymiany, żeby niegwarantowane i spadające umowy upłynnić za kogoś kto będzie grac.

[Timi] No właśnie, dla nich pokazanie się w fazie play-off jest tym bardziej ważne, że to naprawdę można być duża zachęta dla zawodników z rynku wolnych graczy. A w serii mamy już remis i Cavs znów zostali po prostu zdemolowani. Na razie kluczem była przewaga parkietu – zobaczymy, co się stanie w piątym meczu, bo dla zwycięzcy tego spotkania to może być kluczowy tak naprawdę moment. Bardzo jestem ciekaw, czy Cavaliers u siebie podniosą się po dwóch tak jednostronnych spotkaniach i przy takim wiatru w żaglach Magic.

[Adrian] Pozostałe pary na Wschodzie – NYK z Sixers dostarczyli sporo emocji. Pierwszy mecz wziął zespół z Nowego Jorku, ale nie zachwycili. Sixers tym razem zagrali bez ławki, a Embiid jest kilometry od optymalnej formy, a mimo tego NYK się męczył do ostatniej akcji. W drugim meczu NYK wyszarpał zwycięstwo w ostatnich sekundach. W sumie to Sixers ten mecz uwalili w ostatniej minucie. To nie zamyka serii pomimo iż jest 2-0 dla Knicks.  Natomiast Bucks przeczołgali Indianę, która z Haliburtonem w takiej formie dostanie szybkie 0-4, nawet bez Giannisa.

[Timi] Embiid jest chyba na mocnych lekach przeciwbólowych, patrząc na jego zachowanie. Szacunek za to, że gra, i to momentami znakomicie, ale nie wiem, czy nie zrobi sobie tym więcej szkody. Jednocześnie grać będzie dalej, bo 76ers nie stoją na straconej pozycji. Jednak szokiem jest to, że oni ten drugi mecz przegrali. Niesamowite, szalone wręcz okoliczności. I co ciekawe kolejna sytuacja w tym sezonie, że trener – w tym przypadku Nurse – sygnalizował przerwę na żądanie, a sędziowie tego nie widzieli. Już pal licho, gdy to się dzieje w sezonie zasadniczym, ale tutaj to miało ogromne konsekwencje.

[Adrian] No i Indiana odrobiła zadanie domowe. W obronie poziom podobny – wtedy było 108 punktów, teraz 109. Jednak w ataku… 31 punktów więcej zdobyli i nie było w tym przypadku. 44% zza łuku do 21% w poprzednim meczu. Kreowali sobie sporo czystych pozycji, nie szukali przełamania, a szukali lepiej ustawionego partnera. Pacers przejęli HCA i zobaczymy co dalej. Natomiast Sixers wygrali, ale… to co w tym meczu robił Embiid – to jest jakiś koszmar. Tylu brudnych zagrań, tylko brudnych fauli, to w ostatnich latach nie widziałem u nikogo. Nie wypada nikomu życzyć kontuzji, ale karma go dopadnie.

[Timi] Pacers zrobili zadanie minimum, a coraz głośniejsze są głosy, że Giannis to w ogóle nie zdąży na tę serię wrócić. I tu się robią dla Bucks duże schody. Wielkim sukcesem będzie urwanie jednego meczu w Indianapolis, gdzie atmosfera będzie na trybunach fantastyczna. To mają jak w banku. Im dłużej ta seria trwa, tym większe szanse na powrót Greka. Co do Embiida, to tego występu w ogóle nie powinno być. Powinien był wylecieć z parkietu za to, co zrobił w pierwszej kwarcie. Nie ma miejsca na takie rzeczy w koszykówce. Natomiast czy kogokolwiek to dziwi? Embiid rozegrał w karierze znacznie mniej spotkań niż Draymond Green, a ma na koncie… więcej przewinień niesportowych! Brudny gracz, obok Draymonda jeden z najbrudniejszych w całej lidze. I tyle.

[Adrian] Bucks o mało a by w G3 stracili też Lillarda. Nie bardzo rozumiem o co on miał pretensje do Siakama, tam nie było faulu, tam absolutnie nic nie było. Oczekiwanie gwiazdeczek, że wszyscy będa oddawać im piłkę bez walki, to jakiś absurd. Ważne że Indiana prowadzi 2-1, choć namęczyli sie z tą dogrywką.

[Timi] Lillard kontuzjował jednak Achillesa, a jest to uraz, z jakim zmaga się od jakiegoś czasu i jego występ w kolejnych spotkaniach stoi pod znakiem zapytania. Antetokonumpo ma spróbować wrócić na G4, ale ta łydka to potrafi być perfidna sprawa.

[Adrian] Na zachodzie dwa ciekawe mecze, czyli Minnesota połamała Phoenix i tu nie było szczęścia, czy przypadku – po prostu ich zdemolowali. Cieszyłem się podczas meczu tak, jakby to Boston grał ze Słońcami. Wiedzieli co chcą grać, jak chcą grać i to zrealizowali. Natomiast OKC miało furę szczęścia w starciu z Nowym Orleanem. Ingram bez formy po tej kontuzji, McCollum w PO jak zawsze poniżej oczekiwań, a jednak zadecydowała ostatni akcja. Gdyby był Zion… Nic to – czekam na drugi mecz z wypiekami.

[Timi] Timberwolves w sezonie zasadniczym mieli wielkie problemy, żeby dojechać na mecze z Suns, a tymczasem atmosfera play-off tak ich pobudziła, że zagrali znakomite zawody. Edwards jest wielki, a będzie jeszcze większy. Co do Thunder, no to pierwsze koty za płoty. Udało im się prześlizgnąć. No i tak jak piszesz – szkoda, że nie ma Ziona, bo to byłaby dużo fajniejsza seria.

[Adrian] Edwards nie musi być wielki, żeby Sota przejechała sie po Suns. W drugim meczu wielki był McDaniels i nie było wątpliwości, kto był wyżej w tabeli, pomimo 28% skuteczności Wilków zza łuku. Suns brylowali pod koniec sezonu zasadniczego, ale wynika to chyba tylko z tego, że reszta te mecze już olewała. Teraz ponownie wyglądają, jak w pierwszej części sezonu, zbieranina gwiazdeczek bez składu i ładu. No a Sota zaledwie drugi raz w swojej historii prowadzi 2-0 w serii PO.

[Timi] Trochę jednak zaskoczenie, bo tam wyżej przywoływałem Vogela w kontekście Spoelstry i G2, a jednak Suns znowu byli bez szans. Wolves znakomicie wyciągnęli wnioski z sezonu zasadniczego i chyba rzeczywiście zasługiwali na odrobinę większy szacunek jako jeden z topowych zespołów na Zachodzie. Przed Phoenix mecz ostatniej tak naprawdę szansy. KD ma o co grać, bo już się znów z niego śmieją, że zaraz spakuje manatki i jednak wybierze sobie mocniejszy klub z lepszymi zawodnikami.

[Adrian] Jest 0-3, a przeciez z 0-3 się nie wychodzi, szczególnie jak się nie ma żadnych argumentów poza nazwiskami. Trudno Słońca odbierać inaczej, niż zlepek nazwisk. Nowy właściciel miał być giga chadem a zostanie memem. Durant znowu nic nie ugra bez Wojowników i też zbliża się do mema. No fajne te PO :D

[Timi] Jednak dużo miałeś racji, nie ufając Suns i tej ich końcówce sezonu. Ale trzeba też docenić Wolves i pracę Chrisa Fincha, bo tę drużynę naprawdę świetnie się ogląda. W zasadzie już zaklepali sobie bilet do drugiej rundy, a dla Minnesoty to jest jednak sprawa historyczna.

[Adrian] To teraz  Lakersi  – w 1 połowie narobili swoim kibicom nadzieję, że jednak mogą się postawić Denver. W 2 połowie przyszedł niszczyciel marzeń w postaci Jokicia i zabrał zabawki z piaskownicy. Pomysł z rzucającym trójki Davisem skrajnie głupi. Drugi mecz i jesus maria co tam się wydarzyło!!! Lakersi znowu byli na wysokim prowadzeniu, to było  nawet 20 punktów, a tymczasem w ostatniej akcji meczu Murray wysłał ich do piekła! Jest 2-0 dla Denver i teraz wycieczka do Kalifornii.

[Timi] I kolejny raz się potwierdza, że nie ma w NBA przewagi, której nie da się roztrwonić. Lakers mogą się wściekać na sędziów, ale to oni zapomnieli w pewnym momencie, jak się gra w koszykówkę. Na dodatek wyszła znów słaba ławka rezerwowych, bo Davis w ostatnich minutach był już na skraju, ale Lakers nie mieli w zasadzie innego wyjścia. No a fakt, że on przed tym meczem powiedział, że jest niedocenianym defensorem, a potem Murray nad nim właśnie trafił równo z syreną, jest chyba ostatecznym dowodem na to, że lepiej siedzieć czasem cicho, bo koszykarscy bogowie nadstawiają ucha.

[Adrian] No a Dallas zostało zrównane ziemią – ja nie wiem czy oni dojdą do siebie po tym wpierdolu. Westrbook pokazał, że ma większą wartość od całej ławki rezerwowych Dallas i połowy wyjściowego składu. Chyba wszyscy byli zaskoczeni przebiegiem drugiego meczu, bo tu role się odwróciły. To Dallas byli drużyną lepszą, grająca pewniej i spokojniej. Luka doskonale zagrał w obronie, gdzie pozwolił tylko na 2 celne rzuty zawodników których bronił. Tymczasem Lakers 0-3, a mecz we własnej hali już nie był ani na styku – Denver idzie po swoje.

[Timi] Lakers są już bez szans. Nuggets po mistrzowsku sobie z nimi radzą. Tu jest kwestia już chyba tylko tego, czy to będzie sweep zwykły czy dżentelmeński. Co do Mavericks i Clippers – nie ma co wyrokować po jednym spotkaniu, tym bardziej że po obu stronach są zawodnicy zdolni odpalić tak, że głowa mała. W fazie play-off to i z 0-2 da się jeszcze wyjść. Na pewno będzie ciekawie w Dallas, bo Kawhi wrócił, ale nie był do końca sobą. To zrozumiałe, bo nie grał przez ponad trzy tygodnie i rdza jest. Pytanie, czy w takiej formie na razie bardziej nie zaszkodzi Clippers.

[Adrian] Dallas wychodzą na prowadzenie, ale tym razem dzięki zadaniowcom – fajnie się ogląda, gdy gwiazdy dają grać innym. Luka wyciągnie wnioski? Bo jak nie zacznie grać z drużyna, to bedzie tak jak w G1. Dostał idealny przykład z G2 i G3 co się bardziej opłaca. Play Off P czyli Paul George, bo on sam tak o sobie kiedyś powiedział, uzbierał całe 7 punktów. I tylko tego Ballmera szkoda – bo to fanatyczny kibic.

[Timi] Zależy, jak na to patrzeć. Z jednej strony czasem fajnie się obserwuje, co on z tymi Clippers wyczynia i co próbuje zrobić, ale z drugiej strony jego przykład pokazuje, że w sporcie pieniądze to nie wszystko. I to jest chyba jednak piękniejsze, jakkolwiek okrutnie dla Ballmera to brzmi. Tymczasem lokalnym bohaterem Mavs stał się PJ Washington. Faza play-off lubi takie historie, a w Dallas dziś jeszcze bardziej cieszą się, że udało im się wymienić Granta Williamsa.

[Adrian] Pośród 3 nominowanych do nagrody Trenera Roku nie ma Mazzulli. Patrząc na nasz bilans i to jak wielką mieliśmy przewagę nad resztą drużyn, taką sytuacje należy uznać za zwyczajnie głupią. Logiki w tym nie ma za grosz – nie twierdzę, ze powinien dostać główna nagrodę, ale brak nominacji? Absurd.

[Timi] Wiesz, te nominacje to często nie mają logiki, a wybory na trenera roku to już chyba jest taka tradycja, że tam co roku nie do końca wiadomo, o co chodzi. Z jednej strony można pewnie stworzyć kandydaturę dla wielu trenerów, która się obroni, ale z drugiej strony skoro Mazzulla był wśród nominowanych rok temu, to czemu nie ma go teraz? Nie ma to za bardzo sensu, natomiast my się tym absolutnie nie przejmujemy. Nie na takich nagrodach nam najbardziej zależy.