#407 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Zaczynamy szybką serie czterech meczów domowych w sześć dni. Na pierwszy ogień idzie Cleveland, na drugi zresztą też, bo zagramy z nimi i Orlando dwa razy pod rząd. Pierwszy mecz nasz, ale… zaczęło się bardzo źle, a potem było gorzej. Na szczęscie mecz trwa 48 minut, a nie tylko 12. Bardzo dobra 3 kwarta, co aż tak oczywiste w tym roku nie jest.

[Timi] Trochę się odwróciło tym razem, bo po słabym starcie Celtics wrzucili wyższy bieg tak naprawdę dopiero w drugiej kwarcie. Przyznam jednak szczerze, że ani przez chwilę nie poczułem w tym meczu, że to Celtowie mają kontrolę. To fakt, po przerwie wyglądało to już dużo lepiej, ale wciąż Cavs w czwartej kwarcie wydawali się być po prostu za mocni, bo mieli odpowiedź na każde trafienie gospodarzy. No i ostatecznie w kluczowych momentach to Celtics tę kontrolę nad meczem przejęli, dzięki czemu wyszło jedno z lepszych ostatnimi czasy zwycięstw.

[Adrian] Na plus – zespołowa gra. Uwielbiam to pisać po meczu, że wygrała drużyna, nie jedna gwiazda, czy dwie które ciągnęły wózek – wygrała drużyna. Wreszcie w 4 kwarcie widziałem dobra obronę, nie było zbyt dużo łatwych pozycji dla zespołu z Ohio. Wreszcie trafiliśmy wszystkie rzuty osobiste, a to zawsze przekłada sie na wynik, oraz łatwiejsze końcówki spotkań. Pritchard na plus, bo to on zrobił różnicę, gdy wszedł w 1 kwarcie i dał sygnał do ataku.

[Timi] 26/26 z linii rzutów wolnych – to robi wrażenie. Zgadzam się też z tym, że to Pritchard dał sygnał do odrabiania strat. To zresztą on trafił pierwszą trójkę dla Celtics w tym meczu po tym, jak Bostończycy mimo w sumie dobrych pozycji przestrzelili pierwszych dziewięć prób.

[Adrian] Na minus – ogromna ilość bezkarnych wejść na kosz Cavs we wczesnym etapie gry, potem zaserwowaliśmy im kilka widowiskowych bloków i sie uspokoili. Nadal mam problem z czasami Mazzulli – niby wziął jeden w 1 kwarcie, ale… to nic nie dało i pozwolił, żeby ich przewaga poszybowała do kilkunastu punktów. Jak sie pali, to używasz tylu gaśnic ilu potrzeba i ile masz, a nie jednej bo może kolejne przydadzą się na inne pożary.

[Timi] A ja tam chwalę Mazzullę po takim meczu, bo fajnie było widać, jak po tej słabej pierwszej połowie wprowadził pewne usprawnienia w grze Celtics po przerwie. Tych wjazdów było aż tyle, bo najpierw Cavs świetnie wykorzystywali fakt, że Porzingis stał bardzo nisko w obronie akcji pick-and-roll, robiąc tzw. drop, no a potem jak wychodził trochę wyżej, to otwierało się jednak pomalowane. Dlatego w drugiej połowie Mazzulla oddelegował Tatuma do krycia Jarretta Allena, wyciągając tym samym Porzingisa z tych akcji. Tatum musiał trochę popracować pod koszem, ale ogółem wyszło to bardzo dobrze.

[Adrian] Uwag kilka – 11 zwycięstwo w Ogródku, nadal parkiet w Bostonie nie został zdobyty i mam nadzieję, ze to się jeszcze szybko nie zmieni. Wprawdzie z mega niewygodnym Orlando gramy B2B, ale… no jak to ich nie zmobilizuje do gry na 101%, to ja już nie wiem co może ich zmobilizować. Trochę strachu się najadłem, jak Brown zszedł do szatni po wylądowaniu na palcach, gdy nie udał się wsad.

[Timi] Ostatnia porażka Celtów przed własną publicznością w meczu sezonu zasadniczego miała miejsce w marcu tego roku, czyli jeszcze w poprzednim sezonie. Przed meczem z Magic jest jeszcze jedno starcie z Cavaliers, więc najpierw skupmy się na tym, natomiast bardzo trafnie ujął to Derrick White, który po wtorkowym zwycięstwie został zapytany o to, dlaczego Celtom tak dobrze idzie w domu i nie miał żadnych wątpliwości, że to w dużej mierze zasługa najlepszych w lidze kibiców.

[Adrian] Drugi mecz z Cavs i drugie zwycięstwo. W poprzednim sezonie przegraliśmy z Cavs 3 mecze na 4 rozegrane i wszystkie przegraliśmy po dogrywkach, w tym sezonie wygralismy już 2 mecze z nimi, a został do rozegrania już tylko jeden. Cokolwiek by się nie wydarzyło, wreszcie będziemy mieli z nimi dodatni bilans w sezonie. Ale znowu nie było łatwo – Cavs to dobra drużyna.

[Timi] Po raz drugi Cavaliers zagrali bez Evana Mobleya. To poważne osłabienie, ale z drugiej strony doskonale wiemy, że Celtics nie zawsze potrafią się spiąć na mecze z rywalem, w którego szeregach brakuje istotnych postaci. Na całe szczęście nie tym razem. Solidne zwycięstwo, drugie z rzędu przeciwko Cavs w Ogródku, no i teraz można już skupić się na Orlando Magic.

[Adrian] Na plus – znowu drużyna wygrała. Wyjściowa piątka plus Horford i Hauser, to absolutny brak zastrzeżeń, każdy robił robotę. Do tego 8 minut dostał Lamar Stevens i moim skromnym zdaniem to wyglądało lepiej, niż gdy wchodzi Brissett. Niech mu wreszcie Mazzulla trochę zaufa.

[Timi] Brissetta to tak dawno nie oglądaliśmy, że ja szczerze mówiąc już zapomniałem, jak to wyglądało, gdy on wchodził. Stevens dostał szansę w starciu ze swoim byłym zespołem, no ale w te niecałe 10 minut to też tak naprawdę niewiele mógł zrobić. Bardzo solidnie wypadł z kolei Jrue Holiday, który takimi meczami pokazuje swoją wartość. Zawsze był tam, gdzie być powinien.

[Adrian] Na minus – tym razem Pritchard zagrał piach. Musi ustabilizować formę, bo inaczej od lutego będzie na trybunach. Trzecia kwarta znowu koszmarna, a wydawało się, że jakąś receptę Joe na to znalazł. Niestety – to było tylko złudzenie optyczne, choroba nadal postępuje.

[Timi] Najważniejsze, że odzyskaliśmy kontrolę w czwartej kwarcie, ale to fakt, tu byliśmy świadkami kolejnej słabej trzeciej odsłony. Nie można pozwolić rywalowi na to, by od razu po zmianie stron zdobył 33 punkty i w ten sposób wrócił do spotkania. Brown sam po meczu mówił, że momentami Celtów dopadało zbyt letargiczne granie i szczególnie przeciwko mocnym zespołom to może być bardzo niebezpieczne.

[Adrian] Uwag kilka – nasz bilans aktualnie to 18 wygranych i tylko 5 porażek, ale powiedzmy sobie szczerze, spokojnie 2 porażek można było uniknąć. W obu przypadkach były to dogrywki, po złych wyborach na ostatni nasz rzut w regulaminowym czasie gry. Bilans jest dobry, ale mógł być absolutnie najlepszy w NBA, bo identyczny bilans w piątkowy wieczór ma Minnesota, która udowadnia, że ta wymiana po Goberta aż tak głupia nie była, jak wszyscy wieszczyli.

[Timi] Bilans jest znakomity, a w zasadzie to taki sam, jak przed rokiem po 23 spotkaniach. Wtedy też nasz start był fantastyczny, choć w dużej mierze wynikał z naszej kapitalnej skuteczności. Potem jak już Celtics trochę ochłonęli, no to najpoważniejsi rywale zdołali ich dogonić. Teraz mimo świetnego bilansu mamy cały czas trochę niedosyt, a przynajmniej ja uważam, że tej drużynie daleko jeszcze do perfekcyjnego grania. Tym bardziej trzeba więc docenić, że mimo wszystko od początku rozgrywek Celtowie znajdują sposoby na wygrywanie kolejnych spotkań. Teraz przed nami prawdziwy test, czyli starcie z Magic.

[Adrian] Orlando wreszcie zgruzowane. Długo przyszło nam czekać na taki mecz, gdzie skaczemy im po głowach i wgniatamy w parkiet. Wygrana tym bardziej cieszy, że graliśmy bez centra z kontraktem na NBA, bo Queta to two-way, a i tak nie wyszedł w pierwszej piątce. Niskie ustawienie było bardzo OK, ale to Queta była na parkiecie plus 13, bo duże mięcho robi różnicę.

[Timi] Na ten mecz czekaliśmy od dawna, bo to był dobry test dla Celtów. No i okazało się, że nawet w osłabieniu i w meczu dzień po dniu można niewygodnego rywala zdemolować. Nie mam wątpliwości, że to był jeden z najlepszych meczów Celtics jak dotychczas. 31 asyst, 14 przechwytów, siedem bloków, a do tego aż 47 punktów od rezerwowych. To już 13 w tym sezonie zwycięstwo w Ogródku, dzięki czemu Bostończycy pozostają jedyną wciąż niepokonaną u siebie drużyną w lidze. A lepszy start w domowych meczach to Celtics mieli tylko… w sezonie 1957-58, kiedy wygrali 18 pierwszych spotkań przed własną publicznością.

[Adrian] Na plus – intensywna obrona przez 48 minut wyleczyła Orlando z myśli o zwycięstwie. 14 przechwytów, a zarazem 21 strat Orlando – jak się chce to można. Pritchard to ewenement, po dramatycznie słabym meczu dzień wcześniej z Cavs, zagrał z Orlando jakby był All Starem. Lamar Stevens w dwóch ostatnich meczach pokazał, że jednak warto dawać mu minuty. Tatum swoje zagrał, ale pochwalę Browna, bo może i punktów zbyt dużo nie nastukał, ale był mega dobry po bronionej stronie parkietu.

[Timi] Tak naprawdę trzeba chwalić cały zespół. Ponownie. A to przecież uwielbiamy. Tatum (bardzo cichutkie 30 punktów), Brown (niezwykle głośne 18 oczek) czy White (przecudowny zawodnik), ale również Pritchard (wyrównany rekord sezonu w punktach), Hauser (łącznie cztery przechwyty), nawet Brissett czy Queta, no i Stevens, który rzeczywiście dał argumenty, żeby wystawiać go częściej.

[Adrian] Na minus – nie zamierzam się czepiać. Może jedynie tego, że okazało się, iż 3 wysokich zawodników to za mało, bo nagle wszyscy usiedli na ławce rezerwowych. Queta powinien dostać normalną umowę – mam nadzieję, że w lutym to się stanie, bo gdzieś odeślemy tego Bantona. Nie wiem, co Stevens miał na myśli gdy go podpisywał.

[Timi] Queta nie jest idealny, bo wyleciał ostatecznie z boiska za sześć fauli, a i w G-League miał trochę słabych momentów, natomiast w pierwszej drużynie po raz kolejny dostał szansę i pokazał się z solidnej strony. Zastanowiłbym się, czy nie lepiej byłoby poszukać większego wzmocnienia, ale też sporo zależy od tego, jak w kolejnych tygodniach będzie wyglądał Pritchard. Gdyby wszedł z formą na równy poziom, to wtedy rzeczywiście można by przerzucić priorytet na wzmocnienie strefy podkoszowej. Jeśli nie, to w lutym Queta być może dostanie standardowy kontrakt.

[Adrian] Uwag kilka – nie ma się co zbytnio zachwycać, bo w niedzielny wieczór będzie rewanż i trzeba wygrać. Już wiemy, że Orlando można spokojnie zdemolować. Warto wygrać po raz 14 i mieć nadal niezdobytą twierdzę! Potem czeka nas mały trip wraz ze świątecznym meczem z Lakers.

[Timi] Udało się trochę zaskoczyć Magic niskim ustawieniem, a w niedzielę i Porzingis, i Horford powinni do gry wrócić, więc będziemy świadkami trochę innego grania. Znów gramy o „europejskiej” porze, tak jak kilka tygodni temu w Orlando, a w ostatnich latach nie zawsze nam te wczesne dla Amerykanów mecze wychodzą. Dobrze byłoby jednak podtrzymać serię zwycięstw u siebie, tym bardziej że potem rzeczywiście wreszcie wyruszamy na trochę dłużej na Zachód.

[Adrian] Draymond Green to jest debil. To zresztą zbyt delikatne słowo, żeby określić tego parszywca. Najpierw dusił Goberta, a w ostatnim meczu bezmyślnie uderzył w twarz Nurkicia. Ostatnia kara była zbyt mała, zbyt mało pieniędzy stracił – teraz jest okazja dać przykład, że za takie coś kara musi iść w miliony.

[Timi] Od samego początku jasne było, że liga nie potraktuje go ulgowo, no i wydaje się, że wreszcie Draymond się doigrał. Bo władze NBA nie dość, że go zawiesiły, to jeszcze bezterminowo, czyli dały sobie tak naprawdę opcję, aby trzymać go poza grą tyle, ile będą chciały albo ile będzie trzeba. Na każdym opuszczonym meczu Green będzie tracił kolejne setki tysięcy dolarów, więc ta kara może być tym razem naprawdę dotkliwa.

[Adrian] Do Greena nadal chyba niewiele dociera, bo opowiada banialuki, jak to nie miał świadomości, że dusi Goberta tak długo. Niepoczytalność to nie jest najlepsze wytłumaczenie w sporcie, bo NBA wyśle go jeszcze na specjalne warsztaty psychologiczne. Wiele lat różne chamskie wybryki uchodziły na na sucho, poniekąd NBA sama sobie wyhodowała tego patusa – można było to przeciąć wiele sezonów temu.

[Timi] Pobłażliwe traktowanie ze strony Warriors też na pewno tutaj nie pomogło. Kerr do samego końca stawał w obronie Draymonda. Można zrozumieć, że robił to dla swojego gracza, ale miarka już dawno się przebrała, a on nawet po tym duszeniu Goberta próbował Greena usprawiedliwiać. Dopiero teraz wreszcie zdecydował się zmienić trochę narrację.

[Adrian] Chicago bez LaVine’a spisują się o niebo lepiej. Wprawdzie po 4 zwycięstwach przyszły dwie porażki, ale po dogrywce z Bucks i mała z Denver. To pokazuje, że tam jeszcze można coś uratować, jeśli będą chcieli. Zachem interesuje sie Lakers i Sixers. Cudów nie dostaną, ale zrzucenie 175 mln w 4 lata dla LaVine’a to i tak byłby sukces.

[Timi] Nie no, cztery zwycięstwa moim zdaniem nie powinny powodować, że nagle w Chicago zapanuje hurraoptymizm i przekonanie, że jak się odda LaVine’a za zawodników na tu i teraz, to nagle zrobi się jakaś droga do sukcesu. Natomiast tak jak mówisz, im tak czy siak trudno będzie znaleźć dobrą dla siebie wymianę, bo oni jednak coraz bardziej w negocjacjach będą stali na straconej pozycji. Już się mówi, że będą musieli dorzucić Alexa Caruso, żeby się tego kontraktu LaVine’a pozbyć, bo to Caruso miałby po prostu dużo więcej wartości w takiej wymianie, ale z drugiej strony Caruso i LaVine to łącznie jakieś 50 milionów dolarów w kontraktach na ten sezon, więc targu łatwo dobić nie będzie.

[Adrian] No i kolejna wygrana Byków, tym razem nad Heat w Miami. Od kiedy nie ma w składzie LaVine’a to Coby White gra jakieś absurdalnie dobre mecze. Caruso w tym meczu z Miami złapał jakiś uraz i on tez może trochę odpocząć. LaVine to może być dobry kąsek dla zespołu, któremu niewiele wychodzi i zaczyna być na musiku, np. Miami. Sixers też mają kogo oddawać, a tak przy okazji – Morey dostał nowy kontrakt do 2028 roku.

[Timi] Bulls to ogólnie mają w ostatnim czasie receptę na Heat i cztery zwycięstwa w ostatnich pięciu spotkaniach przeciwko Miami. Gołym okiem widać, że ofensywa Byków bez LaVine’a ma znacznie lepszy flow, natomiast w przypadku transferu Zacha i tak największe znaczenie ma jego kontrakt. Zobaczymy, kto i czy zdecyduje się na przejęcie tylu pieniędzy. Wygląda na to, że Heat znów będą się tutaj kręcić, choćby dlatego, że oni od lat kręcą się wokół każdego głośniejszego nazwiska, jakie trafia na rynek plotek transferowych.

[Adrian] Ciekawe wieści z Utah. Markkanen bedzie dostępny na rynku – chyba parasol ochronny nad nim został złożony. Atlanta, Sacramento i OKC, to trzy potencjalnie najbardziej zainteresowane ekipy. Organizacja jest zdruzgotana grą Collinsa po obu stronach parkietu i nim handlują bardzo intensywnie.

[Timi] Collinsa to akurat ze względu na kontrakt raczej nikt nie weźmie, natomiast Markkanen na brak zainteresowania na pewno by nie narzekał. Fin w zeszłym sezonie pokazał się ze znakomitej strony, a w sumie ma już 26 lat, więc Danny może chcieć go spieniężyć, póki jego wartość jest najwyższa jak dotychczas. Dlatego choć na pierwszy rzut oka te informacje mogą dziwić, to jednak doskonale znamy Ainge’a i wiemy, że u niego nikt nie jest bezpieczny.

[Adrian] Mitchell Robinson wypada ze składu NYK na 8-10 tygodni. No nie maja szczęścia chłopaki z Knicks, bo to oznacza zupełnie inną obronę. Mają tylko 2 porażki mniej od 2-3 miejsca w tabeli Wschodu, ale to może się zmienić. Sam Robinson to taki Timelord Light, jeśli chodzi o kontuzje i urazy.

[Timi] Spory cios dla drużyny Thibsa, bo Robinson był w tym sezonie jednym z kluczowych graczy. Wciąż raczej mało wykorzystywany w ataku, ale za to potrafiący zrobić różnicę w obronie jak mało kto. Knicks już zareagowali na jego absencję, ściągając Taja Gibsona, czyli jednego z ulubionych żołnierzy Thibodeau, no ale jakościowo to Gibson jest już jednak kilka półek niżej i za dużym wzmocnieniem dla nowojorskiego zespołu to on nie będzie.

[Adrian] Przed sezonem sztab Nowego Orleanu nie mógł się nachwalić Ziona, jak to wziął się do pracy. Początek sezonu faktycznie miał dobry, ale aktualnie częściej mu się przytrafiają mecze słabe, niż te bardzo dobre. Prasa z Luizjany pisze, że Zion, jak to Zion – prowadzi się w sposób bardzo niesportowy. Sam przecież zarzekał się, że wreszcie zrozumiał, że warto się poświecić, ale to chyba były tylko słowa.

[Timi] Czerwona lampka zapaliła się już dawno, a tym bardziej, gdy latem David Griffin mówił, że no tak często Ziona to jeszcze na hali treningowej Pels w okresie między sezonami nie było. To z jednej strony była pochwała na zachętę, ale też wiele mówiący komentarz o tym, jak wygląda etyka pracy Williamsona. Ostatnio odpowiedział krytykom najlepszym występem w tym sezonie na 36 punktów. No i to też chyba jest w tym wszystkim najbardziej wkurzające dla fanów z Nowego Orleanu, bo oni doskonale wiedzą, że Zion ma potencjał, aby być w tej lidze gwiazdą pierwszego szeregu, ale na razie sam się przed tym stopuje.

[Adrian] Sam Zion skomentował to wszystko, że te żarty z jego wagi są nawet śmieszne, a co do trybu życia, to nie jest tak źle. Natomiast organizacja powinna jednak poważnie się zastanowić nad Zionem – niby gwiazda, ale tak naprawdę lepiej chyba wymienić ten kłopot.