#403 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Zaczynamy od meczu z Toronto. Spokojny mecz, łatwa wygrana, każda kwarta padła naszym łupem – plus 4, plus 5, plus 8 i plus 6 w ostatniej kwarcie. Tak się powinno grać takie mecze. Nie można sobie pozwolić na chwile dekoncentracji, tym bardziej, że to pierwszy mecz Turnieju. Nagroda może nie jest zbyt okazała dla Tatuma i Browna, oraz innych zarabiających dziesiątki milionów, ale dla ławkowiczów to i owszem. NBA ogłosiło też, że sztab szkoleniowy również otrzyma pieniądze – mówisz w wywiadach, ze kochasz swoich ziomków z drużyny? To daj im okazały prezent!

[Timi] Pierwszy mecz turniejowy był dzień wcześniej przeciwko Nets – tamto spotkanie wygraliśmy też bez większego problemu (a ta dodatkowe $$$ dla sztabu to jest na pewno fajna motywacja dla zawodników)  i od razu w back-to-back trzeba było grać przeciwko Raptors kolejnego dnia. Tym większe wrażenie robi sposób, w jaki sobie z Toronto poradziliśmy. Początek był jeszcze trochę niemrawy, ale potem sobie Celtics poskakali. Udało się też po raz pierwszy w tym sezonie zatrzymać rywala poniżej 100 punktów.

[Adrian] Masz absolutna rację, z Toronto w ramach turnieju gramy w piątek i to spotkanie będzie w tym Tygodniku – nie wiem jak się zakręciłem :D A co do pieniędzy, LeBron powiedział w wywiadzie, że nagroda za ten turniej jest naprawdę dobra. W końcu wydać kilkaset tysięcy dolarów na przyjemności, za które nie trzeba było robić nic więcej, niż to co robi rok w rok jest miłe.

[Timi] No tak, ale nadal słychać głosy wielu zawodników, że oni tak naprawdę nie do końca wiedzą, w czym biorą udział. Wiadomo, to dopiero pierwsza edycja takiego turnieju i liga zrobiła kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o marketing na zewnątrz, natomiast przy tym wszystkim zapomniała chyba trochę o tych, którzy mają być głównymi aktorami tego widowiska. Spodziewam się jednak, że cała otoczka Final Four w Las Vegas będzie na tyle dobrze zrobiona, że z automatu ranga turnieju za rok się podniesie i znacznie więcej zawodników będzie chciało po prostu brać w tym udział. Oby tylko liga tego nie popsuła, bo jest naprawdę fajny i duży potencjał, żeby to świetnie opakować.

[Adrian] Prestiżu Turnieju nie można zbudować z dnia na dzień. Marketing to jedno, ale walka w Las Vegas to drugie, tu wiele zależy od samych zawodników. Jeśli w Final Four zagrają na całego, zostawiając 100% zdrowia na parkiecie i będzie to taka mała wojna – to za rok NBA bedzie miała łatwiejsze zadanie. No i warto wspomnieć, że jak Turniej wypali, to i nagrody w kolejnych edycjach mogą być większe. Milion dla każdego wygranego, to nie bedzie wielkie wyzwanie dla NBA, wszystko zależy od widowiska.

[Timi] Tym bardziej że im lepsze widowisko i im większe liczby, tym na pewno NBA będzie dużo łatwiej przyciągnąć sponsorów i zwiększyć tym samym pulę nagród. Ogólnie rzecz biorąc, to jest to pomysł z naprawdę dużym potencjałem na to, żeby „odblokować” rywalizację w tych pierwszych tygodniach sezonu. A o to właśnie lidze w tym wszystkim chodzi – żeby nawet w listopadzie trochę zapachniało fazą play-off.

[Adrian] Na plus – 30 asyst. Bardzo zwracam na to uwagę w tym sezonie, bo ten skład jest stworzony do tego, żeby piłka chodziła. 27 punktów Tatuma, 29 punktów Browna, 21 Porzyngisa – ma kto punktować, trzeba tylko pracować, żeby mieli jak najlepsze pozycje. Czwarte spotkanie z rzędu, gdzie Hauser ma dwucyfrowy dorobek punktowy, na świetnej skuteczności. 38 punktów z ławki – chciałbym, żeby zawsze to tak wyglądało, te 30 punktów powinni dowozić.

[Timi] Hauser ostatnio jest rzeczywiście „on fire”, dzięki czemu pojawia się szansa na gwarancję 9-12 punktów z ławki tylko od niego, skoro na tak fantastycznym procencie trafia za trzy. Największy plus za to starcie przeciwko Raptors zapisałbym jednak na konto Browna, który wyglądał w tym meczu jak najlepsza wersja siebie. Mniej dryblował, bo z tym cały czas ma momentami kłopot, a dużo częściej naturalnie dochodził do świetnych pozycji, choćby poprzez bardzo mądre ścięcia. No i co sobie polatał nad obręczą, to jego.

[Adrian] Na minus – White pierwszy raz  w tym sezonie nie trafił żadnej trójki. Tylko 5 zbiórek w ataku. 12 strat, to też o kilka za dużo. Jednak ogólnie nie ma co na siłę szukać minusów – to był bardzo dobry mecz.

[Timi] White lekko spadł z formą w ostatnich meczach. Tym razem dziecko w domu zadziałało trochę odwrotnie niż za pierwszym razem, gdy po narodzinach Hendrixa napakował się jak kabanos i fantastycznie podniósł wtedy swoje średnie. Zobaczymy, jak długo ten trend się utrzyma, ale nawet trochę słabsza forma nie zmienia faktu, że D-White pozostaje jednym z najważniejszych trybików w tej bostońskiej maszynie.

[Adrian] Uwag kilka – pierwszy raz w tym sezonie zatrzymaliśmy przeciwnika poniżej 100 punktów. Dobry prognostyk na przyszłość, jest nad czym pracować i szlifować ustawienia po bronionej stronie parkietu. Trudno nie być zadowolonym z tego, jak to wygląda na tym etapie sezonu.

[Timi] Szczególnie gdy z zespołu latem odeszli dwaj tak istotni defensorzy jak Smart oraz Rob, co wymusiło jednak spore zmiany w sposobie grania, ale też w innych defensywnych aspektach.

[Adrian] Mecz z NYK, tym razem w Bostonie i znowu Celtics górą. Do przerwy byli równorzędnym rywalem, obraz gry zmienił się po przerwie, gdzie Boston przycisnął. Jeszcze lepsza obrona i ogień w ataku – taka jest recepta na sukces. A NYK to nie jest zespół końca tabeli, oni spokojnie powłącza o PO – te dotychczasowe dwie wygrane z nimi, sporo dla mnie znaczą.

[Timi] Bardzo istotne było to, w jakim stylu udało nam się zakończyć pierwszą połowę. Ostatnia minuta to był świetny zryw, który dał podwaliny pod start drugiej połówki. Warto też pochwalić Celtów za to, że naprawdę solidnie radzą sobie w tym sezonie po zamianie stron. W przeszłości trzecie kwarty były często tym, co potrafiło pogrążyć ten zespół, a tymczasem tutaj kolejny mecz i kolejna dobra trzecia kwarta, a następnie jeszcze lepsza odsłona numer cztery.

[Adrian] Na plus – 35 punktów Tatuma, który się strasznie w pewnym momencie odpalił, 22 punkty Browna i 21 punktów Porzyngisa – zasadniczo bez zaskoczeń, liderzy są po to, żeby ciągnąć zespół. Do tego doskonały po obu stronach parkietu Holiday, Hauser znowu z 12 punktami i oszałamiającą skutecznością zza łuku – tak się gra w Bostonie!

[Timi] Znakomicie wygląda Tatum w tym sezonie. Zniknął trochę w Filadelfii, gdzie zagrał najsłabszy jak dotychczas mecz, ale poza tym odblokował kolejny poziom gry. Gra jeszcze więcej tyłem do kosza i robi się powoli nie do zatrzymania. Josh Hart nie był w stanie tego zrobić, ale tak naprawdę JT dochodzi do  takiego momentu, że nie będzie miało absolutnie znaczenia, przeciwko komu się mierzy.

[Adrian] Na to liczymy, bo Tatum powoli zaczyna wchodzić w swój prime – jeszcze ma 25 lat, więc teoretycznie do tych złotych lat koszykarza 28-32, zostało mu sporo czasu, ale po co czekać? Zaczyna dominować tu i teraz, to jego prime będzie trwał dłużej. Stara gwardia skrzydłowych zaczyna schodzić ze sceny, a życie nie lubi pustki.

[Timi] To jest niesamowite, że on te najlepsze lata ma przed sobą, a widzimy takich gości jak LeBron czy Curry, którzy wyznaczają nowe standardy grania po 35. roku życia. Nie mówię, że JT jest czy będzie na ich poziomie, ale widać w nim to „coś”, co sprawia, że ma potencjał na jeszcze minimum dekadę grania na absolutnie najwyższym poziomie. Holiday w tym meczu przeciwko Knicks zaliczył swój punkt numer 15 tys. w karierze w NBA. Wiadomo, to inna pozycja, inny status, itp. itd. ale jednak daje to fajną perspektywę na to, jak wielkim osiągnięciem dla Tatuma było niedawno zdobycie punktu numer 10 tys. w karierze.

[Adrian] Na minus – znowu daliśmy im kilka wide open zza łuku. Chwilami to aż oczy bolały od takich prezentów. Za dużo podwajania, szczególnie jak się ma takich obrońców jak Holiday czy White na parkiecie. To nie defensywne warzywa, nie trzeba prowadzić za rączkę, a próba pomocy zbyt często jest karcona.

[Timi] Mimo wszystko obrona Celtów mogła się w tym meczu bardzo podobać. Tej pomocy nadal jest zbyt dużo, bo też chyba trochę jeszcze zawodnicy nie wiedzą, czy i kiedy mogą zaufać drugiemu. Może lekko szwankuje też komunikacja? Ciężko jednak tutaj wyrokować, bo w transmisji nie słychać wszystkiego. Natomiast po 10 meczach rozgrywek można chyba pokusić się o stwierdzenie, że idzie to w naprawdę bardzo dobrym kierunku.

[Adrian] Uwag kilka – drugi w sezonie mecz, gdy zatrzymujemy przeciwnika poniżej 100 punktów. Rok temu musieliśmy czekać aż do 24 spotkania, tym razem taki mecz przyszedł już przy 10 meczu sezonu zasadniczego. Dwa sezony temu, gdy trenerem był Udoka, taka chwila nadeszła w 8 meczu – czyli dość porównywalnie, a przypomnieć należy, że wtedy nie istnieliśmy w ataku, a i potrafiliśmy stracić prawie 130 punktów w regulaminowym czasie gry. Gra była bardzo nierówna – co mecz patrzyliśmy na zupełnie inną drużynę. Tym razem wiemy czego się spodziewać, wiemy jak powinien wyglądać mecz i on mniej więcej tak wygląda, choć za nami dopiero 10 meczów, gdzie zrzucamy rdzę.

[Timi] Drugi kolejny mecz poniżej 100 punktów rywala – i to pomimo tych czystych pozycji Knicks na obwodzie. Nadal jest nad czym pracować, ale te dwa spotkania przeciwko Raptors i Knicks to były bardzo dobre występy Celtów w defensywie. Knicks kilka razy znów mieli ogromny problem, aby w ogóle zmieścić się w czasie 24 sekund akcji.

[Adrian] Rewanż z Sixers i znowu w ich hali. Gramy bez Porzyngisa, który dostał odpoczynek ze względu na kolano, oraz bez Browna, który złapał jakaś infekcję. Bardzo dobry mecz rozegraliśmy, ależ się to oglądało w drugiej połowie meczu. Świetna pierwsza kwarta i zastój w drugiej, no i lekki strach był, ale wtedy pozwoliliśmy Sixers na tylko 17 punktów w trzeciej kwarcie. Mazzulla odrobił lekcje, pomimo tego, że nie miał wszystkich podopiecznych na parkiecie.

[Timi] Mecz na szczycie Wschodu. Osłabieni i jedni, i drudzy, ale akurat absencje w obozie Celtics nie do porównania, bo jednak nie zagrało dwóch starterów. Aż się przypomniały te drużyny Brada Stevensa, które mimo braków potrafiły sobie doskonale radzić w trudnych warunkach. To trochę był taki mecz dla Mazzulli, który sięgnął głęboko po rezerwowych, a Banton czy Svi dali naprawdę fajne wsparcie, dzięki czemu Celtics nie tylko zrewanżowali się za porażkę z ubiegłego tygodnia, ale też wysunęli się na czoło ligi. Nie mówiąc już o tym, że takie zwycięstwa szczególnie w Filadelfii smakują wyjątkowo dobrze.

[Adrian] Na plus – Tatum i White dawali drużynie punkty, a Horford brutalnie te punkty zabierał Sixers blokami. Ten buziaczek posłany na pożegnanie musiał Embiida zaboleć. Końcówka meczu rozegrana po mistrzowsku – tak się kończy takie mecze, na zimno. Ławka rezerwowych mocno eksperymentalna, ale 21 punktów i 14 zbiórek uciągnęli. Takie mecze budują, bo gramy w osłabieniu, a pomimo tego nie pozwoliliśmy Embiidowi w końcówce nawet pomarzyć o zwycięstwie.

[Timi] To wręcz niesamowite, że 37-letni Al Horford nadal jest tak naprawdę najlepszą receptą na Embiida w lidze. Fantastyczny mecz naszego pięknego Alfreda, który po raz kolejny udowodnił, że jest dla Embiida tatusiem. Robił wszystko, bo to nie tylko pięć znakomitych bloków, ale też cztery trafienia z dystansu (wreszcie!) czy trzy asysty. Po meczu okazało się, że znów ktoś mu tam coś mówił z pierwszych rzędów. No nie nauczą się w tej Filadelfii. Wielkie brawa także dla Tatuma i White’a, którzy po profesorsku pociągnęli bostoński atak, także w tych najważniejszych momentach spotkania. Piękne to było, gdy hala 76ers tak samo szybko jak się ożywiła, to tak samo szybko ucichła po kolejnych udanych akcjach Derricka w czwartej kwarcie. Pisałem, że ma teraz słabszy okres, no to mi pokazał.

[Adrian] Na minus – chyba nie ma się co wygłupiać po takim meczu z minusami?

[Timi] Minusem, i to sporym, był w tym meczu Joel Embiid. Dość powiedzieć, że ledwie 20 punktów na jego koncie to najgorszy jak dotychczas wynik środkowego w trwających rozgrywkach.

[Adrian] Gra się tak jak przeciwnik pozwala, Al Horford pozwolił wyjść Embiidowi na parkiet i tyle. Potem JoJo został zgaszony jak pet na imprezie. To też ciekawy materiał do analiz, być może w ewentualnej rundzie w PO z Sixers, Mazzulla podwyższy wyjściowy skład i Horford od razu zostanie rzucony na Embiida, żeby od razu wybić mu basket z głowy.

[Timi] Embiid nadal po tylu latach nie ma w repertuarze odpowiednio dużo kontrataków, aby móc wyjść obronną ręką w tych pojedynkach z Horfordem. Tak naprawdę można dziś stwierdzić, że to właśnie Embiid będzie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi w dniu, gdy Big Al ogłosi zakończenie kariery. No ale do tego droga jeszcze daleka i miejmy nadzieję, że gdzieś tam na niej jest też pierścień dla Horforda.

[Adrian] Uwag kilka – JoJo zszedł z parkietu z masywnym minus 25 punktów – no nie tak powinien grać samozwańczy najlepszy koszykarz ligi. Zawsze mnie śmieszą te napinki po jakimś udanym meczu, bo potem przyjeżdża Alfred Horford i robi z dupy jesień średniowiecza, a do PO jeszcze 5 miesięcy. Z Sixers jesteśmy 1-1 po dwóch spotkaniach na ich terenie, przed nami jeszcze dwie konfrontacje, ale obie w Ogródku. Po tym meczu wróciliśmy na szczyt Wschodu i trzeba zwyczajnie uciekać. We własnej hali jesteśmy 5-0 i niech tak zostanie.

[Timi] A już niedługo wyczekiwany przez nas mecz przeciwko Bucks, które w międzyczasie zagrało kilka meczów bez Lillarda i okazało się, że ta defensywa wcale nie rozbija się o Dame’a, a po prostu jako całość ma ogromny problem z funkcjonowaniem. Celtics tymczasem krok po kroku robią swoje. Trudno nie być optymistycznym po tych ostatnich meczach. Wygrywamy i u siebie, i na wyjeździe. I z mocnymi, i ze słabymi (a to nie zawsze było w przeszłości normą). I w pełnym składzie, i w osłabieniu. Oby tak dalej. Gdzieś po drodze czai się pewnie jakiś kryzys, ale to też może być dla tego zespołu ważny sprawdzian, żeby na taki ewentualny gorszy moment umieć odpowiedzieć.

[Adrian] A zaraz po Bucks, czeka nas mecz z Orlando, które było naszym koszmarem w poprzednim sezonie. A co do Bucks – gdy Lillard gra, ich rating ofensywny to 111,6, gdy siedzi na ławce to wtedy on rośnie do 123,1 pkt. Wskaźnik asyst też jest dla niego bardzo niekorzystny – z nim to 52,7 a bez niego to 58,6. Jak do tego dodamy, że Middleton robi średnio w tym sezonie 11,3 punktu na mecz, to jest dość dobry obraz katastrofy. Bucks mieli być ofensywną maszyną do zabijania – na razie Lillard robi więcej złego niż dobrego i to w ataku, bo obrona z nim czy bez niego, faktycznie jest beznadziejna.

[Timi] Już zresztą słychać pierwsze głosy, że dla Adriana Griffina to jest po prostu zbyt wiele i że dla Bucks lepiej byłoby zwolnić Griffina nawet teraz, bo to dałoby nowemu trenerowi więcej czasu na poukładanie tego wszystkiego. Wydaje się jednak, że na takie drastyczne kroki jest jeszcze troszeczkę za wcześnie w Milwaukee, no ale to i tak wiele mówi o tym, jak wygląda start rozgrywek w wykonaniu Bucks.

[Adrian] No i ten mecz turniejowy w Toronto. Miał być z górki, a potem sami sobie rzucaliśmy kłody pod nogi. Na koniec jednak Celtics pokazali kolejny raz, jak się zamyka takie mecze – znowu na zimno. Derrickowi nawet brewka nie pykła, jak odpalał trójkę na koniec. Druga wygrana w Turnieju, jeszcze dwa mecze – z Orlando i Chicago, nie wiem jak z zespołem z Florydy, ale Byki to są do zaorania, czyli chyba uda nam się awansować dalej.

[Timi] Nie był to nasz najlepszy mecz. To znaczy druga kwarta była świetna, ale po zmianie stron Raptors wrzucili wyższy bieg, jak gdyby zmotywowani faktem, że to jednak był mecz turniejowy. Tym bardziej cieszy takie zwycięstwo, bo trzeba przyznać, że w drugiej połowie nie szło Celtom najlepiej. Na dwie minuty przed końcem to Raptors wygrywali i mieli piłkę. Ale takie spotkania też budują zespół. Może nie zagrałeś dobrego meczu, ale koniec końców to ty dopisujesz sobie zwycięstwo.

[Adrian] Na plus – wygrana i druga kwarta, bo w przerwie meczu wydawało się, że spokojne zwycięstwo. Ławka rezerwowych dała 27 punktów, 10 zbiórek i 8 asyst i tym razem cała trójkę można pochwalić. 29 asyst i tylko 10 strat, oraz wygrana deska w ataku. Porzi może i nie grał najlepiej, ale gdy przyszła końcówka, to dwie z trzech ostatnich akcji rzutowych były jego autorstwa i obie wykorzystał.

[Timi] Przede wszystkim w końcówce zobaczyliśmy wreszcie kilka fajnych zagrywek. Odpowiednia egzekucja i udało się przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę pomimo słabszej dyspozycji Tatuma na dystansie. Brawa dla Browna. Łącznie siedmiu bostońskich zawodników zdobyło w tym meczu 10 lub więcej punktów. Wśród nich także Porzingis, który do 14 oczek dodał najwięcej w sezonie 12 zbiórek i pięć asyst, a do tego jeszcze trzy bloki. No i znakomicie się to oglądało, gdy Celtics znajdowali go tyłem do kosza. Przecież to jest taka broń, że trzeba z tego korzystać, dlatego duży plus za to, że nie zapomnieliśmy o tym także w kluczowych momentach tego spotkania.

[Adrian] Na minus – Brown dobrze sobie radził, aż w ostatniej minucie doznał urazu, miejmy nadzieję że naciągnięta pachwina nie spowoduje długiej absencji. Aczkolwiek obstawiam z 2 mecze poza składem.  Brissett i Stevens mieli dać trochę odpoczynku na skrzydle, a tymczasem grają mało lub wcale. Trzecia kwarta to zbrodnia na koszykówce!

[Timi] No i niestety ten uraz to przez parkiet turniejowy. Po meczu JB zresztą w dość mocnych słowach wypowiedział się o tym, że NBA powinna była dużo lepiej zadbać o to, by ten parkiet był lepiej przygotowany, no i trudno się z nim nie zgodzić. Miejmy nadzieję, że to nic poważnego.

[Adrian] Uwag kilka – kolejny tydzień za nami. Prowadzimy nie tylko na Wschodzie, ale i w całej NBA. Kolejne mecze to wyjazd do Memphis, oraz Charlotte i chyba można tu oczekiwać wygranych. W Miśkach niestety nie zagra Smart, który nabawił się kontuzji – czeka go około miesiąc odpoczynku. To też znamienne – Smart połamany, Williams już po operacji i ma sezon z głowy, a to Porzingis miał być tym szklany. Sport jest nieprzewidywalny.

[Timi] Oby to zdrowie Porzingisa dopisywało jak najdłużej. Zresztą to się tyczy wszystkich. Jeden mecz już opuścił, ale na całe szczęście było to po prostu ostrożne podejście Celtów, skoro wrócił już w kolejnym spotkaniu. Od lat sami niestety doskonale wiemy, że zdrowie jest w NBA kluczowe i bez niego nie ma niczego. Tak jak w życiu.

[Adrian] W piątek ma się skończyć zawieszenie Milesowi Bridgesowi z Hornets i zespół z Charlotte planuje dać mu znaczącą rolę w rotacji. Jeśli tak, to znaczy, że absolutnie wszystko się rozejdzie po kościach. Duża rola, to także szansa na duży kontrakt po tym sezonie – jestem ciekawy. W piątek graja z Bucks, a w sobotę z Knicks – czyli jeszcze w tym Tygodniku możemy otrzymać odpowiedź, czy to prawda.

[Adrian] Coraz głośniej mówi się, że Chicago pójdzie w reset. Pierwszy na liście jest Zach LaVine drugi Alex Caruso, po obu ustawiła się kolejka, Zach nie ma nic przeciwko zmianie otoczenia, Alex pewnie też nie. Zgromadzili w Chicago kilka gwiazd, które kompletnie nie pasują do koszykówki w XXI wieku. Indywidualne statystyki i umiejętności, kompletnie nie przekładają się tam na wynik drużynowy. Można zaorać.

[Timi] Gwiazdy to jednak głównie drugiego albo nawet trzeciego szeregu, tak szczerze mówiąc. Był jednak taki moment, że Bulls wreszcie wyglądali na poważny zespół na Wschodzie i pewnie gdyby nie chroniczne problemy Lonzo Balla, to dzisiaj w Chicago wyglądałoby to wszystko zupełnie inaczej. To był ciekawy plan na budowę drużyny, natomiast chyba rzeczywiście nadszedł czas, żeby zacząć coś nowego. Ile można walić głową w mur.

[Timi] Reakcji ligi brak. Wynika z tego, że NBA uznała, że „swoje” już w tym temacie zrobiła i nie zamierza robić nic więcej. A przecież sprawa Bridgesa cały czas nie jest wyjaśniona. Jakiś czas temu Charles Barkley na wizji skonfrontował komisarza Adama Silvera w sprawie przemocy domowej i tego, jak podchodzi do tego liga, ale Silver dał tylko dyplomatyczną odpowiedź, a tu powinien być jednak mocny statement…

[Adrian] Kelly Oubre został potrącony przez pojazd, gdy jeździł na rowerze w okolicy własnego domu. Nic poważne go się na szczęście nie stało, ale ma pęknięte żebra, ogólne stłuczenia i kilka tygodni będzie dochodził do siebie. Szybkiego powrotu do pełni sił życzę, bo to fajny gość.

[Timi] Informacja w pierwszej chwili mogła zmrozić krew w żyłach. Na całe szczęście Oubre Jr. nie odniósł aż tak bardzo poważnych obrażeń i w tym sezonie raczej na pewno zobaczymy go jeszcze w akcji.