#352 Bostoński Tygodnik

Niedziela, czyli czas na Bostoński Tygodnik, gdzie porozmawiamy nie tylko o Bostonie, ale o NBA. Dziś kolejny odcinek, w którym porozmawiamy o naszej drużynie. Jak zawsze będzie to zbiór myśli ważnych, mniej ważnych, kompletnie nieistotnych i tych które Adaś (nie)skomentuje. Zawsze dobrze jest pogadać, poplotkować i zostawić coś po sobie. Taki bonusik od nas dla was – bo „Dzień Święty należy Święcić”.

[Adrian] Na Kujawach mówimy czasami – dobrze żarł i zdechł. No i tak było z Bostonem, 9 wygranych z rzędu, a potem znowu kapa w Chicago. Nie umiemy grać z zespołem, który zdominuje nas na deskach na tyle mocno, że przewaga dochodzi do nawet 35%. Można się śmiać z Drummonda, ale gość wchodzi na 13 minut i robi 12 zbiórek.

[Timi] Trochę powietrze zeszło z Celtów w tym meczu. Sami po spotkaniu mówili, że powinni byli wiedzieć lepiej. Oni na fali, a rywal jak powietrza potrzebował zwycięstwa po kilku porażkach z rzędu i ostatecznie obie serie zostały przerwane. A szkoda, bo na przełomie trzeciej i czwartej kwarty widać było, że Bulls mimo wszystko są do ugryzienia.

[Adrian] Rywal nie taki słaby jak jego wcześniejsze wyniki, bo zaraz potem wyklepał Bucks w ich hali. Jakby nie było, Chicago postawiło się dwóm najlepszym ekipom na Wschodzie, a to sporo mówi o ich możliwościach. Możliwościach w RS oczywiście, bo w PO to byłoby inne granie.

[Timi] To chyba ostatni dzwonek, żeby Billy Donovan zachował pracę, bo jak tak dalej pójdzie, to jest on niewątpliwie jednym z kandydatów, by stracić posadę. Bo że na gorącym krześle siedzi już teraz, to niemal pewne. Cieszy przynajmniej ta konsekwencja Byków, bo jak już nas ograli, to chociaż też Kozłom dołożyli kolejną porażkę, dzięki czemu w sumie ta porażka w Chicago nie zabolała Celtów aż tak mocno.

[Adrian] Na plus – Brogdon wszedł na wysokie obroty, Tatum i Brown zagrali swoje, ale… to jednak jest za mało. Żeby wygrywać takie mecze – Tatum musiałby zagrać na 40+, czyli kosmos, bo inaczej nie da się. 28 asyst przy 38 trafionych rzutach brzmi potężnie.

[Timi] Cieszy taki mecz Brogdona, bo tak naprawdę w drugiej połowie to on dał sygnał do ataku i pozwolił jeszcze wierzyć w zwycięstwo Celtów w Chicago. Mocno liczymy na jego ofensywne wsparcie, a 23 punkty w 25 minut z ławki to jest naprawdę spory wyczyn.

[Adrian] Na minus –  Horford zagrał najgorszy ofensywnie mecz w ostatnim dziesięcioleciu. Zanotowaliśmy 3 przechwyty, Chicago 10 – to jest przepaść i pokazuje, kto bardziej zapierdalał po bronionej stronie parkietu. Sam Caruso w 4 kwarcie miał tyle przechwytów, co nasza cała drużyna przez 48 minut.

[Timi] Mimo że trafiliśmy ostatecznie aż 19 trójek z 50 prób, co przełożyło się na 38-procentową skuteczność, to jednak w takich właśnie meczach trzeba chcieć bardziej i pokazać to przede wszystkim po bronionej stronie parkietu. I tego tutaj zabrakło, ale to też pewnie wynika z faktu, że Celtics znów zbyt luzacko sobie do tego spotkania podeszli. Zimny prysznic się przyda, natomiast tym meczem kroku do przodu w defensywnie nie zrobiliśmy.

[Adrian] Raz na 10 spotkań, można to wybaczyć, a i te mecze z Chicago, to nie były oczywiste winy, zapisane jeszcze przed startem sezonu. Jednak szkoda, że zespół nie potrafi sie obudzić w trakcie meczu, że trener też nie potrafi ryknąć, opierdolić i zwyczajnie ich wkurwić. Mazzulla jednak jeszcze musi sporo się nauczyć – w końcu to dopiero 20% jego debiutanckiego sezonu.

[Timi] Choć ostatecznie to trochę inna porażka, niż ta pierwsza w Chicago, bo wtedy wydawało się, że mamy wszystko pod kontrolą, ale roztrwoniliśmy dużą przewagę. Teraz trzeba było gonić, lecz przewaga rywala okazała się zbyt okazała. A też Bulls chyba chcieli coś udowodnić. Warto też dodać, że był to już trzeci mecz w tym sezonie z Bykami, czyli został nam jeszcze tylko jeden.

[Adrian] Uwag kilka – po takim meczu znowu ciśnie się na usta pytanie – dlaczego nie Hassan Whiteside? Taki zawodnik jest potrzebny, żeby się zwyczajnie napierdalać z takimi Drummondami i Vucami. A skoro go nie ma – to jakim cudem nie zobaczyliśmy Vonleha? Jest też lekka dyskusja – co z tymi czasami Panie Mazzulla, ale jednak na konferencji on całkiem sensownie z tego wyszedł. Przecież nawet jak weźmie czas, to on piłki nie zbierze.

[Timi] Przy okazji Whiteside’a już chyba kiedyś pisałem, że znamienne jest to, że jego nie ma w tym sezonie w żadnym zespole i nikt nie dał mu szansy. Poprzedni sezon miał w Utah nawet solidny w tych ograniczonych minutach, natomiast dziś w NBA tacy zawodnicy potrzebni są tylko i wyłącznie do tego typu pojedynków, a Whiteside chyba zbyt dobrej opinii jako kolega z szatni też nie ma.

[Adrian] Niby tak, ale zauważ że w ostatnich sezonach do ligi weszło bardzo dużo wysokich zawodników. Zespoły które podpisywały centrów, choćby tylko do handlowania w lutym, nie mają zwyczajnie miejsc. Moim zdaniem, on jeszcze w tym sezonie miejsce pracy znajdzie – kwestia jakiejś kontuzji.

[Timi] No nie wiem, bo już widać, że zawodnicy jak Howard czy teraz też chyba Cousins powoli godzą się z tym, że miejsca w NBA dla nich już powoli nie ma i zarobku trzeba szukać na Tajwanie. Wydaję mi się, że to kwestia czasu, zanim dołączą kolejni jak na przykład Whiteside.

[Adrian] Cousins to jest skończony, ale głownie przez kontuzje – zaraz minie 5 lat, jak ostatni raz zagrał dobry sezon. O Howardzie rozmawialiśmy kiedyś i ja nadal nie rozumie, jak dla niego nie znalazło się miejsce w NBA na te 12-15 minut, jak dla Drummonda. Ja nawet zaryzykuje tezę, że chyba wolałbym na miejscu Griffina tego Howarda.

[Timi] No ale tak naprawdę zarówno Howard, jak i Cousins czy Whiteside – oni wszyscy jeszcze w zeszłym sezonie mieli dobre momenty w NBA, a dziś żaden się nie załapał do składu. To chyba dużo mówi o tym, czego dziś szukają zespoły NBA u rezerwowych podkoszowych. Taki Enes Kanter też może sobie myśleć, że wypadł z ligi przez powody polityczne, ale tak naprawdę on i cała ta reszta nie łapie się do NBA ze względów czysto sportowych.

[Adrian] Mecz z Dallas, na który sporo osób czekało, bo ostatnio to nam Luka prawie zawsze robił kuku, często w ostatniej sekundzie. Tym razem postanowiliśmy od samego początku zagrać bardzo mocno i przewaga z minuty na minute się zwiększała. Co nie oznacza, że była spokojna 4 kwarta, bo jednak dopiero w samej końcówce Dallas sie poddało.

[Timi] Luka jest fantastyczny, ale on sam przed spotkaniem chyba trochę z zazdrością stwierdził, że w Bostonie gra jeden z najlepszych duetów w całej lidze. Jemu takiego partnera właśnie brakuje, bo choć jest fantastyczny, to jak Brown i Tatum złożą się na około 70 punktów, to ciężko jest wygrywać.

[Adrian] Luka ma partnerów jakich ma, no ale jak się do składu bierze Bertanasa za 18 mln co gra po 6 minut – to czego się spodziewać. Sam Luka też by mógł szanować piłkę, bo ilość rzutów zza łuku masakryczna, a skuteczność poniżej 30%. Kilka dni temu Junior mi się zapytał, czy chciałbym Doncica w Bostonie – otóż nie, Luka jest fantastyczny, ale zespołowe granie mu wychodzi dość średnio, a i trenera słucha raczej mało uważnie. W naszym przypadku lepiej te 40 mln rozdysponować na dobre otoczenie Tatuma i Browna.

[Timi] Luka w zeszłym sezonie doprowadził jednak Mavs do finałów konferencji. Włóż go teraz w takie otoczenie, jakie mają Brown i Tatum w Bostonie, a może się okazać, że efekty byłyby lepsze niż finał konferencji czy nawet awans do finału. Tym bardziej że Brown w trwających rozgrywkach potwierdza tylko, że jest jedną z najlepszych drugich opcji w całej lidze, a Luka tak dobrego zawodnika to jeszcze chyba obok siebie nie miał, odkąd dołączył do NBA.

[Adrian] Tu się nie zgodzę, bo do Finału Konfy to ich doprowadził duet Doncic & Brunson, który to w PO grał na 22 pkt, a w każdej możliwej statystyce skuteczności był lepszy od Luki. Brown o ile pamiętam w PO miał ok 23 pkt, więc jest to porównywalna opcja do Brunsona, który jednak wolała z Dallas spierdolić – tu pytanie, dlaczego? Rick Carlisle pewnie mógłby co nieco powiedzieć, dlaczego Brunson woli NYC, od większej kasy w Dallas (w Teksasie nie ma podatku dochodowego). No nie ma przypadku w tym, że ludzie nie potrafią się z Luka dogadać – po zwolnieniu Ricka tam trochę tego szamba wybiło.

[Timi] Jest to jak najbardziej ciekawa kwestia, bo z jednej strony Brunson idealnie się obok tego Luki odnajdował, ale z drugiej strony w Nowym Jorku miał sporo powodów także poza finansami, wliczając w to współpracę z ojcem. A na pewno fakt, że Doncić jakoś za bardzo tym światłem nie chce się dzielić, pomógł mu podjąć taką, a nie inną decyzję. Tym bardziej trzeba jednak doceniać obu Jayów w Bostonie, bo przy tym jak świetnie gra w tym sezonie Tatum może nam się lekko zapomnieć czasami o Brownie, a on rozgrywa naprawdę świetne rozgrywki i potwierdza swoje miejsce wśród topowych graczy w lidze. Powrót do All-Star Game w jego przypadku jest w tym sezonie raczej pewny.

[Adrian] Na plus – sześciu zawodników z dwucyfrowym dorobkiem punktowym, Brown i Tatum zrobili co do nich należy i doskonale prowadzili ofensywę Celtics. Jak ktoś się zastanawiał, jak zareaguje Horford na mecz z Chicago, to dostał odpowiedz w pierwszej akcji Bostonu – Al zza łuku, a potem ciągle bezbłędnie. Marcus Smart i jego 9 asyst, powoli staje się standardem, że on gdzieś w okolicach 10 asyst co mecz lawiruje.

[Timi] Znakomicie się tę ofensywę Celtów ogląda, szczególnie gdy Tatum i Brown grają w tak dojrzały sposób. Mądrze, bez błędów biorą to, co daje im obrona rywala. JB po spotkaniu stwierdził, że Mavs pod obręczą nie mieli nikogo, kto mógłby ich zatrzymać i stąd te ciągłe ataki pomalowanego. Tatum z kolei przyznał, że tak on, jak i cały zespół, mieli dodatkową motywację po porażce z Bulls. No i też starcie Jaysona z Luką podniosło nieco stawkę tego meczu, a blok tego pierwszego i potem trójka Browna to chyba największa ozdoba tego spotkania.

[Adrian] Bloczek bedzie pięknym gifem, ale napędzi też Luke i Dallas w rewanżu, wiec już można odliczać dni do ponownego spotkania, tym razem w Teksasie. Następne spotkanie to Kings, którzy ofensywę maja na tym samym poziomie co Celtics, a w kilku elementach są nawet lepsi.

[Timi] W tym kolejnym spotkaniu z Mavericks to może wyglądać bardzo podobnie, bo Luka raczej większego wsparcia się nie doczeka. A też przez to dużo łatwiej jest go brać na celownik w końcówkach spotkań. Defensorem wciąż jest słabym, dlatego nie dziwi to, że wielu obserwatorów wciąż wolałoby zacząć budowę drużyny od Tatuma, a nie od Doncica.

[Adrian] Na minus – tym razem ławka rezerwowych, poza Brogdonem, to rozegrała przecietny mecz. Hauser a szczególnie Grant rozegrali cichy mecz. Szkoda też tracenia tej, wydawałoby się bardzo bezpiecznej przewagi, bo w szczycie było 27 punktów.

[Timi] To fakt, że Mavs rzucili się jeszcze w pogoń, ale ja raczej nie czułem ani przez chwilę, że Celtics oddali w tym spotkaniu inicjatywę. Jasne, pozwolili rywalom na kilka zrywów i mieli trochę szczęścia (ta trójka Horforda pozwoliła wziąć duży oddech), natomiast ostatecznie i tak przewaga cały czas była bezpieczna. Grant z kolei tak nas przyzwyczaił w tym sezonie do znakomitych występów, że po jednym słabszym spotkaniu od razu ląduje w minusach. A przecież w pięciu z poprzednich sześciu spotkań zdobywał 10 lub więcej oczek.

[Adrian] No dla Granta już nie ma taryfy ulgowej, po pierwsze pokazał że umie i można na nim polegać, a po drugie – on chce olbrzymią podwyżkę – a na to trzeba zapierdalać cały sezon, a nie w pojedynczych meczach. Nie mówimy tu już o kilku milionach na sezon, a o kilkunastu i to w górnej skali tych nastu.

[Timi] Na razie na całe szczęście te gorsze mecze zdarzają mu się rzadko i to jest dobra wiadomość dla wszystkich zainteresowanych tak naprawdę. Bo jeśli Grant udowodni, że jest wart więcej pieniędzy, to myślę że Celtics nie będą mieli żadnego problemu, by mu te pieniądze dać, szczególnie w perspektywie rosnącego progu salary cap, co sprawi, że te kontrakty rzędu nastu milionów dolarów będą wciąż bardzo opłacalne.

[Adrian] Uwag kilka – Mazzulla wrócił do składu z Derrickiem w s5, a Grant poszedł na ławkę. Nie wiem czy to tylko pomysł na Dallas, które jest niższe, czy wracamy do wcześniejszej koncepcji. Po meczu Luka stwierdził, że prawdopodobnie najlepszym duetem w NBA jest Tatum i Brown – może to i kurtuazja, ale ma rację.

[Timi] Mazzulla po meczu wyjaśnił dziennikarzom, że patrzy na sezon jak na 5-meczowe zbitki spotkań i uznał, że najbliżsi rywale wymagają przesunięcia White’a do pierwszej piątki. Bo w środę był Luka, a przed nami starcia z Kings (Fox), Wizards (Beal) oraz Hornets (choć nie wiadomo czy LaMelo się do tego spotkania wykuruje).

[Adrian] Ma to sens, ale… zawsze to powtarzałem – niech inni dostosują się do nas, bo po co ustawiać skład na Hornets :D Kings jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo Wizards już niekoniecznie. No ale to on jest trenerem i niech sobie szuka ustawień, w końcu przez lata Stevens nas przyzwyczaił, że pół sezonu to grał takimi formacjami, że zawału można było dostać.

[Timi] No a teraz mamy taki komfort, że Mazzulla jest właśnie w stanie wystawić kilka bardzo równych piątek w zależności od tego, czego akurat w danej chwili potrzebujemy. A przeciwko Mavs ostatnie kluczowe minuty i tak graliśmy z Grantem, który w sumie zagrał jeden ze swoich gorszych meczów w tym sezonie.

[Adrian] Ostatni mecz w tym tygodniu i spotkanie z Kings, gdzie już nie ma śmieszków heheszków, bo Sacramento to najlepsza drużyna ofensywna ostatnich tygodni. Spotkanie pierwszej drużyny z drugą drużyną w ratingu ofensywnym skończyło się tym, że teraz ta druga znowu jest pierwsza – czyli Boston wygrał. Wcale nie było tak łatwo,  jakby na to wskazywał wynik – bo w końcówce 2 kwarty i na początku 3, to nam sprawili srogi wpierdol, no ale mecz trwa 48 minut.

[Timi] Można by się spodziewać nawet większych fajerwerków w ataku, biorąc pod uwagę jak świetnie Kings sobie radzą w ataku w tych ostatnich tygodniach. W tę stronę to zresztą szło po drugiej kwarcie, ale końcówka trzeciej odsłony pozwoliła Celtom ustawić ten mecz pod ich dyktando, a świetny jak do tej pory atak Kings zaliczył jeden z gorszych ostatnio okresów.

[Adrian] Na plus – Brogdon znowu to zrobił, wszedł i w końcówce trzeciej, oraz początku czwartej kwarty, wraz z Hauserem, Pritchardem i Kornetem  powieźli tak Kings, że oni do teraz się pewnie zastanawiają – co to kurwa było? Tak to jest, jak ławka potrafi zrobić różnicę, a nasza potrafi. 9 przechwytów i tylko 10 strat – tak dobrych cyferek w tych aspektach, to nie było od dawna.

[Timi] Jak zwykle ostatnio Pritchard zaraz po wejściu na parkiet wniósł mnóstwo dobrej energii. To wielki skarb mieć takiego zawodnika na ławce, choć jak tak dalej będzie grał, to wywalczy sobie więcej minut – przy czym trudno o to, gdy White i Brogdon też są w bardzo dobrej formie. Mógł się też w końcówce tej trzeciej kwarty podobać Tatum, który był w sumie centralnym punktem drużyny, bo otoczony rezerwami znakomicie prowadził atak Celtics. Pokazał tam nawet trochę więcej emocji, niż zwykle, gdy najpierw się wkurzył po faulu rywala, a potem nawet wszedł w interakcję z Ogródkiem.

[Adrian] Na minus – Smart zaliczył pusty przebieg w ofensywie, a i Grant znowu słaby mecz. No a 2 kwarta to czarna rozpacz – oni nam zaaplikowali 40 punktów. Czterdzieści!! Czas śmiesznej organizacji się skończył – będą tylko lepsi, a mają jeszcze kilka ruchów do wykonania. Keegan też będzie już tylko lepszy.

[Timi] Trochę tego Granta za bardzo wychwaliłem chyba, ale miejmy nadzieję, że to tylko chwilowa zniżka formy. A że przyjęliśmy aż 40 punktów w drugiej kwarcie, to można się było w sumie spodziewać. Najważniejsze że na przełomie trzeciej i czwartej kwarty zdobyliśmy 19 oczek bez odpowiedzi Kings, a łącznie przez tych kilka minut byliśmy aż o 28 punktów lepsi od rywala, wygrywając ten okres 32 do czterech.

[Adrian] Uwag kilka – jeszcze 4 mecze w domu nasz czekają i chyba każdy liczy, że wszystkie 4 wygramy, nawet te 2 z Miami, które łatwe nie będą. W ostatnich 10 meczach mamy najlepszy atak, oraz 4 obronę w lidze. Piąty zespół pod względem asyst i czwarty w skuteczności z gry, oraz trzeci zza łuku. No wszystko idzie w dobrym kierunku – nadal mamy olbrzymie rezerwy po bronionej stronie parkietu – ale pod choinka znajdziemy zdrowego Roberta Williamsa.

[Timi] To warto jeszcze tylko przypomnieć, że w poprzednim sezonie zwycięstwo numer 15 w sezonie bostońska ekipa zaliczyła dopiero w drugiej połowie grudnia. Celtics mieli zresztą wtedy bilans 15-15, czyli potrzebowali aż 30 spotkań, żeby do tej granicy dobić. W tym sezonie dobiliśmy tymczasem do 15 zwycięstw jako pierwsza drużyna w całej lidze.

[Adrian] Lakers pod nieobecność LeBrona to wygrywali dość często. Jemu cyferki się zgadzają, bo przecież goni rekordy, ale drużynie już nie. Nawet ostatnio pokusiłem się, że ten sezon wygląda jak ostatnie sezony Koby’ego – było wszystko, poza wynikami sportowymi. Aczkolwiek Lakers mieli wtedy swoje picki.

[Timi] Coś w tym jest, bo bez LeBrona odblokował się Davis, który wrócił znów trochę do cyferek znanych z Nowego Orleanu. Natomiast trzeba też sobie powiedzieć, że zwycięstwa z Pistons czy SPurs u siebie to dużego wrażenia jednak robić nie mogą. Wystarczyło że Lakers pojechali do Phoenix i tam już w trąbę.

[Adrian] Jeszcze kilka tygodni temu zwycięstwo z Pistons czy Spurs było tylko w strefie marzeń, bo klapsy wyrywali od każdego. Wraca Bronek i mają dwa meczu z San Antonio w Teksasie – zobaczymy czy moja diagnoza była celna. Moim zdaniem on już jest po drugiej stronie rzeki, a ma do podjęcia ponad 150 mln w 3 sezony. Jak się okazało, może i atletyczny mutant, ale jednak metryki nie umie oszukać.

[Timi] Metryka to jedno, natomiast tam też wadliwa jest po prostu konstrukcja składu. Bo jak LeBrona wystawiasz z Davisem i zawodnikami, którzy z dystansu nie grożą, to o wyniki dziś po prostu trudno. Spurs tymczasem po tym świetnym starcie zaczęli już trochę ostrzej pikować w dół, więc te dwa spotkania też jakimś super wyznacznikiem dla obecnej formy Lakers nie będą.

[Adrian] Trzeci zespół zachodu, to wprawdzie mniejsza niespodzianka, niż Utah Jazz na drugim miejscu, ale jednak pozycja Sacramento Kings to jest petarda. Na zachodzie tłok jest straszny i oni po kilku dniach mogą być na 9 pozycji, ale nie zmieni to faktu, że Kings grają niesamowicie w ataku. Vivek chyba pierwszy raz ma powody do zadowolenia.

[Timi] To fakt, w tabeli konferencji zachodniej te różnice są niezwykle małe i rzeczywiście jeden gorętszy tydzień danego zespołu może go wywindować na sam szczyt, a u innego gorszy okres spowodować wypadnięcie nawet za dziesiątkę. Kings to z pewnością spore zaskoczenie „na plus”, choć Mike Brown tak naprawdę Ameryki tam nie odkrył. Udało się wreszcie dodać latem do składu trochę dobrze rozciągających grę zawodników jak m.in. Huerter, co w połączeniu z postępami Foxa i stylem gry Sabonisa przynosi świetne efekty.